Rozdział LXIV
Mowgli zostaje sam
Pogrzeb Ojca Wilka bardzo przygnębił Mowgliego. Ostatecznie wszak chłopiec nawet po odnalezieniu swojej ludzkiej rodziny nigdy nie przestał kochać swojego wilczego stada. W końcu to właśnie oni go wychowali, oni byli mu zawsze rodziną i to oni nauczyli go żyć w dżungli, jak więc mógł ich nie kochać i jak miał teraz nie rozpaczać, kiedy jedno z nich odeszło z tego świata? Wiedział co prawda, iż taka jest kolej rzeczy: każde stworzenie na tym świecie, które zostaje obdarzone życiem, musi kiedyś umrzeć. To było nieuniknione. Tak mawiali Hathi i Baloo, a Mowgli nie znał w całej dżungli mądrzejszych od nich zwierząt. No, może jeszcze Kaa zabłysnął niejeden raz mądrością, ale zdecydowanie częściej chwalił on swoją własną osobę niż mówił mądrze rzeczy, choć trzeba było też uczciwie przyznać, że potrafił wykazywać się wielką mądrością godną zresztą jego już podeszłego wieku. Mowgli słyszał niejedną jego naukę, która to niewiele (jeśli w ogóle) różniła się od nauk Baloo, Hathiego czy Akeli, a do tego też miło mu się jej słuchało, zwłaszcza, że Kaa oprócz tego, iż lubił chwalić samego siebie, to umiał także schlebiać swoim przyjaciołom, kiedy uznał, że zasłużyli oni sobie na komplementy, Mowgli zaś najwięcej otrzymywał komplementów od niego i często słuchał jego wywodów filozoficznych na wszelkie tematy, jakie tylko chciał akurat poruszyć stary, dobry pyton.
Mowgli po pogrzebie Ojca Wilka spędził dwa dni wraz z Rakshą i całą resztą swej wilczej rodziny, aby jakoś podnieść ich na duchu. Przez ten czas miał możliwość porozmawiać z Bagheerą, Baloo, Kaa oraz jeszcze kilkoma innymi osobami, które wiedziały już o tym, jaka tragedia go spotkała i pocieszali go najlepiej, jak umieli. Ich pomoc była chłopcu bardzo miła, ale w końcu Mowgli, kierowany tęsknotą za swoimi bliski pozostawionymi w mieście Khanhiwara czule uściskał całą swoją wilczą rodzinę i powiedział, że łączy się z nimi w ich żalu, ale nie może tutaj pozostać na stałe, ponieważ na pewno jego ludzka rodzina się musi o niego niepokoić i nic dziwnego, w końcu opuścił ich bez słowa wyjaśnienia, nie mówiąc ani dokąd idzie, ani też kiedy powróci. Szary Brat czuł się temu winny, gdyż to on przekonał Mowgliego, aby ruszać natychmiast i nie marnować czas na informowanie kogokolwiek o chorobie Ojca Wilka oraz o tym, że jego dni są policzone. Teraz był bardzo smutny z tego powodu, chociaż nadal uważał, iż postąpił słusznie, ponieważ mogli nie zdążyć przybyć na czas, aby się pożegnać ze swym wilczym rodzicem, a tak udało im się to.
- Miałeś słuszność, że tak postąpiłeś, mój bracie - powiedział do niego Mowgli czułym tonem, ściskając czule jego łeb - Dobrze zrobiłeś. Dzięki temu mogłem jeszcze raz zobaczyć naszego ojca i należycie go pożegnać. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
- Jeśli tyle samo, co i dla mnie, to chyba jednak wiem - rzekł Szary Brat i uśmiechnął się do Mowgliego - Odprowadzę cię do miasta ludzi.
- Nie musisz tego robić - zaprotestował chłopiec.
- Muszę. W takiej chwili, jak ta nikt nie powinien być samotny, a już zwłaszcza ktoś, kto cierpi.
- On ma rację - poparł go Akru i spojrzał na swoją żonę - Nikt z nas teraz nie powinien być samotny.
- Każdy z nas teraz cierpi, bracie - dodał Sura - Dlatego tym bardziej musimy się trzymać wszyscy razem, a w każdym razie bardzo blisko siebie. Samotność zaszkodzi każdemu z nas.
- Właśnie, Mowgli. Dlatego słusznie robisz, wracając do Meshui i jej rodziny - rzekła Lala - Tutaj za dużo rzeczy kojarzy ci się z twoim bólem.
- Naszym bólem - przypomniał jej Lura - W końcu wszyscy cierpimy z powodu śmierci ojca.
Matka Wilczyca opuściła smutno łeb i powiedziała:
- Tak, to prawda. Każdy z nas teraz cierpi, ale mnie w moim cierpieniu przynajmniej pociesza jedna myśl.
- Jaka, matko? - spytał Lura.
- Że już niedługo dołączę do waszego ojca.
Wszystkie wilki zaczęły protestować przeciwko temu, co właśnie od Raksy usłyszały, ale ta uciszyła ich, gniewnie szczerząc swoje kły, po czym już spokojniejszym tonem dodała:
- Wybaczcie, kochani, ale taka już jest kolej rzeczy. Nie możecie tego zmienić. Nie powstrzymacie biegnącego czasu, tak więc tym bardziej nie powstrzymacie śmierci. Ale nie bójcie się. Jeżeli odejdę, to tam, dokąd się udam wasz ojciec będzie na mnie czekał.
- I na mnie także, ponieważ mam nadzieję nie dożyć kolejnej śmierci młodszych od siebie wilków - rzekł smutno Akela, opuszczając łeb w dół - Los bywa niekiedy okrutny. Młodzi umierają, a starzy muszą patrzeć na ich agonię i zastanawiać się przy tym, dlaczego tak właśnie musi być. Śmierć jest nie tylko nieuchronna, ale często niesprawiedliwa.
- Dlatego też mam nadzieję, że okaże sprawiedliwość i zabierze mnie wkrótce ze sobą - powiedziała Raksha, podchodząc do Mowgliego - Moja mała żabko... Pamiętaj tylko, co mi obiecałeś. Kiedy już nadejdzie kres, to pochowaj mnie w tej samej pieczarze, co ojca.
- Tak zrobię, matko - odpowiedział jej Mowgli, a w jego oczach szkliły się łzy.
Chłopiec jeszcze raz uściskał łeb wilczycy, po czym pożegnał swoich bliskich i ruszył w kierunku miasta Khanhiwara. Wiedział, że jego ludzka rodzina musi być bardzo zaniepokojona z powodu jego zniknięcia, dlatego postanowił jak najszybciej powrócić i opowiedzieć im, co się stało. Prócz tego zdawał sobie sprawę, że im dłużej tu pozostaje, tym więcej bólu ma w swoim sercu, bo wszystko w tej okolicy kojarzyło mu się z Ojcem Wilkiem, którego już nigdy nie miał zobaczyć.
Szary Brat szedł obok niego w milczeniu, a chwilę od wyruszenia w drogę dołączył do nich Akela.
- Czy pozwolisz, aby stary basior, który powinien już dawno pójść na spotkanie z przodkami, towarzyszył ci jeszcze jeden raz, w trakcie twoich wędrówek? - zapytał.
Mowgli uśmiechnął się do niego, potem zaś spojrzał na Szarego Brata i rzekł czule:
- Och, na buhaja, który był moim okupem! Bliskie mi jest teraz wasze towarzystwo. Wraz z wami powaliłem Shere Khana. Razem ośmieszyliśmy Buldea, kiedy chciał nam podle odebrać skórę tego pręgowatego łotra. Czy i teraz pomożecie mi pokonać wroga, z którym się muszę borykać?
- O jakim wrogu mówisz? - zapytał Szary Brat.
- O bólu, który gnębi moje serce - odpowiedział chłopiec.
Akela, który zrozumiał, o co chodzi, pokręcił przecząco łbem.
- Niestety, mój przyjacielu. Ten ból pokonać jest o wiele trudniej niż tysiąc Shere Khanów razem wziętych. Tygrysa mogliśmy pomóc ci ubić, ale bólu ubić nie zdołamy. Sam musisz tego dokonać. Nie będzie to oczywiście łatwe, będzie wymagać czasu, ale nie lękaj się. Dokonasz tego.
- Musi ci się to udać - powiedział Szary Brat - Dałeś już sobie radę z tyloma problemami, więc i z tym sobie poradzisz.
- Jestem pewien, że masz rację, ale... To pierwszy raz, kiedy umiera mi ktoś tak bliski.
- Pierwszy, ale nie ostatni - rzekł smutno Akela - Bo każdy, kto jest starszy od ciebie najprawdopodobniej umrze przed tobą. To nieuniknione i nie można z tym walczyć. Ale pamiętaj... Twój ból może cię uczynić słabym albo też i silnym.
- Nie rozumiem, Akelo.
- Jeśli pozwolisz, żeby cię opanował i nie pozwalał ci żyć, przegrałeś. Jeśli jednak dzięki niemu zyskasz siłę, aby pokonać inne przeciwności losu, wtedy wygrałeś. Pamiętaj, że jeszcze niejeden raz śmierć zabierze ci kogoś bliskiego. Nie możesz tego zmienić, ale możesz przekuć swój ból w siłę do przetrwania każdego innego bólu, jaki cię spotka.
- A czy to jest możliwe?
- Jest możliwe, Mowgli. Na pewno jest, zwłaszcza dla pogromcy Shere Khana.
Mowgli uśmiechnął się do niego i dalej już cała trójka wędrowała w milczeniu, jedynie od czasu do czasu rozmawiając ze sobą, jednak rzadko to robili, ponieważ na ból, który im towarzyszył milczenie zdecydowanie było lepszym lekarstwem niż gadanie.
Wędrowali tak już dość długi czas, jedynie co jakiś czas prowadząc ze sobą krótkie i przyjazne rozmowy, aż wreszcie dotarli pod bramę miasta Khanhiwara, choć tak właściwie do bram nie podeszli ze względu na to, że dwóch z tej trzyosobowej kompanii było wilkami, a strażnicy nie reagowali dobrze na widok podchodzących pod bramę zwierząt.
- Tu się pożegnamy, przyjacielu - powiedział Akela do Mowgliego - Twoja prawdziwa rodzina czeka na ciebie.
- Nie mów tak, Akelo - rzekł smutno Mowgli - Dla mnie i oni i wy, to moja prawdziwa rodzina.
- Wybacz, Mowgli. Wybacz staremu wiarusowi - uśmiechnął się lekko Akela - Nie chciałem cię urazić. Tak mi się jakoś powiedziało. Cieszy mnie, że masz na swoją rodzinę, ale pamiętaj o tym, iż jesteś człowiekiem i twoją rodziną jest ludzka rodzina. Jesteś człowiekiem.
- Ale tylko w połowie - odparł chłopiec - W drugiej połowie jestem wilkiem i zawsze nim będę. I nie wiem, czy kiedykolwiek będę dobrze się czuł pośród ludzi. Meshui i reszta są wspaniali, jednak inni...
- Pamiętaj, że zawsze możesz tu wrócić - rzekł Szary Brat - Dżungla zawsze przyjmuje tych, którzy umieją przestrzegać jej praw. Ty i twoja luba zawsze będziecie mieli w niej swój dom. I zawsze też będziecie mieć tutaj przyjaciół. Pamiętaj o tym.
Mowgli wzruszony uściskał łeb obu wilkom, mówiąc:
- Odwiedzę was niedługo. Część mnie już zawsze będzie z wami i nic nigdy tego nie zmieni.
- A my zawsze będziemy twoją rodziną - dodał Szary Brat - Pamiętaj o tym, gdziekolwiek byś nie poszedł. W tej dżungli masz przyjaciół.
- Będę was odwiedzał. Obiecuję.
- Będziemy na ciebie czekać, a gdy się zjawisz, znów ruszymy razem na łowy.
Akela uśmiechnął się delikatnie i zarazem jakoś tak dziwnie smutno do Mowgliego, ale nic nie powiedział, tylko pozwolił mu uściskać swój łeb i wpatrywał się z wielką uwagą w jego postać w chwili, w której to chłopiec powoli zbliżał się do bram miasta. Dopiero wtedy, kiedy już je przekroczył, oba wilki powróciły w gąszcz dżungli.
Mowgli tymczasem powoli wszedł do miasta i skierował swoje kroki w kierunku domu swojej ludzkiej rodziny. Wiedział doskonale, jak zareagują na jego widok. Mari na pewno mocno go uściska i będzie wypytywać się, gdzie był oraz skarci za to, że odszedł bez uprzedzenia. Neel z pewnością również będzie zaniepokojony, chociaż postara się zrobić tak to bardziej po męsku. Meshua z pewnością zrozumie go, będzie go ściskać i będzie wręcz niewymownie szczęśliwa, że on już wrócił. Bougi zaś powie, aby dali mu spokój i pozwoli mu powiedzieć, dlaczego go nie było tak długo. Shanti i Sikh z pewnością będą także szczęśliwi, a potem usiądą obok Meshui, aby wysłuchać jego opowieści. O tak, z pewnością tak właśnie będzie.
Z takimi oto myślami Mowgli powoli podszedł do drzwi domu swojej ludzkiej rodziny, ale kiedy je otworzył, zamarł ze zdumienia. W środku nie było nikogo. Chłopiec rozejrzał się dookoła, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. To niemożliwe, żeby wszyscy wyszli i nikt nie pozostał w środku. Jak dotąd jeszcze im się to nie zdarzyło, bo jak dotąd zawsze ktoś pozostawał w środku, choćby tylko Rikki, ale zawsze ktoś. Tym razem było inaczej, nawet Rikkiego nie było. Bardzo dziwne.
Zdumiony i zarazem też bardzo zaniepokojony tym wszystkim Mowgli rozejrzał się dookoła, po czym wyszedł z domu i rozejrzał po ulicy licząc, że za chwilę dostrzeże kogoś ze swoich bliskich, ale mimo uważnej obserwacji nie dostrzegł nikogo. Zasmucony obrócił się przodem do domu i spytał sam siebie:
- Co się tu stało? Gdzie oni wszyscy są?
Stał tak przez dłuższą chwilę, pogrążony w swoim smutku i obawach, nie mając pojęcia, co ma o tym wszystkim myśleć.
- Mowgli? - usłyszał nagle za sobą czyiś głos.
Odwrócił się i zobaczył za sobą doktora Plumforda w towarzystwie Ganshuma.
- Doktorze? Ganshum? - spytał zasmucony.
- Tak, to my, mój chłopcze - odpowiedział doktor - Co tu robisz?
- Nie było cię kilka dni. Wszyscy myśleli, że powróciłeś do dżungli na stałe - powiedział Ganshum.
- Wszyscy poza Meshuą, bo ona uważała, że nie mogłeś ich tak po prostu zostawić - dodał lekarz.
Mowgli uśmiechnął się delikatnie. Kochana, słodka Meshua. Ta wielka wiara w jego osobę bardzo mu do niej pasowała.
- Musiałem odwiedzić moich przyjaciół w dżungli - rzekł chłopiec - To było nieprzewidziane zdarzenie. Nie zdążyłem nikogo uprzedzić. Ale co się tutaj stało? Dlaczego Meshui i reszty nie ma w domu? Czy wezwał ich może do siebie pułkownik Brydon?
- Nie, Mowgli. Pułkownik ich nie wezwał - odparł smutno doktor.
- Więc co się stało?
- Oni odeszli.
Mowglim wstrząsnęło, gdy usłyszał te słowa. Załamany aż usiadł na ziemi, nie wiedząc przez chwilę, co ma powiedzieć.
- Ale... Jak to, odeszli? Dlaczego?
- Nie ze swojej woli - odpowiedział mu doktor Plumford.
- Twoja ciotka ich stąd wyrzuciła - powiedział Ganshum.
- Jumeraih? - spytał zdumiony Mowgli - Więc jednak to zrobiła?
- Jak widzisz - odparł ponuro wnuk Buldea - Wyrzuciła ich. Przyszła tutaj, gdy ciebie nie było i kazała im się stąd wynosić, ponieważ brat twojej ciotki zamierza tu zamieszkać, więc oni tylko stoją im na zawadzie.
Mowgli wstał i zacisnął pięść ze złości, słysząc to wszystko.
- Podła... Podła - mówił wściekle pod nosem - Wyrzucić swoją własną rodzinę? Kto tak postępuje?
- Ludzie, mój chłopcze. Ludzie - westchnął smutno doktor Plumford, mając na twarzy załamaną minę - Tak to niestety z nimi bywa. Sam jestem w szoku.
- Pułkownik zaproponował twojej rodzinie, że ugości ich w pałacu, ale oni się nie zgodzili - dodał Ganshum - Powiedzieli, że jest im bardzo miło, jednak muszę znaleźć swoje miejsce.
- A czy powiedzieli, dokąd odeszli? - spytał Mowgli.
- Tak - odpowiedział Plumford - Powiedzieli, że chcą wrócić tam, skąd przyszli.
- Wspominali o wiosce, w której kiedyś mieszkaliśmy - dodał Ganshum - Pamiętasz ją jeszcze, Mowgli?
O tak, chłopiec z dżungli doskonale ją pamiętał. Ostatecznie trudno jest zapomnieć miejsce, w którym przeżyło się zarówno tak wiele złego, chociaż też i wiele dobrego. Najlepiej zaś zapamiętał to, jak został z niej wygnany, a także to, że musiał ratować swoją ludzką rodzinę przed linczem ze strony ich współmieszkańców. Takie rzeczy trudno jest zapomnieć.
- Rozumiem. Ale przecież ta wioska już nie istnieje. Co oni chcą tam robić?! - spytał Mowgli.
- Nie wiem - odpowiedział smutno doktor Plumford - Ale tam właśnie poszli, w każdym razie tak mówili.
- Kiedy odeszli?
- Niecałe dwa dni temu.
Mowgli pokiwał smutno głową. Wiedział, gdzie teraz powinien iść.
- Dziękuję panu. Dziękuję, Ganshum. Muszę już iść.
- Dokąd chcesz iść? - spytał wnuk Buldea.
- Do Meshui... I do mojej rodziny - odpowiedział Mowgli - Dziękuję wam za pomoc, ale nie mogę tu zostać. Muszę ich znaleźć.
Po tych słowach chłopiec ruszył biegiem w kierunku bramy.
- Powodzenia, przyjacielu! - zawołał za nim Plumford.
Mowgli odwrócił się na chwilę, aby spojrzeć ostatni raz na swoich przyjaciół i pobiegł w kierunku bramy. Powoli zaczął przyspieszać, a w jego głowie kotłowało się bardzo wiele myśli. Musiał odnaleźć swoich bliskich. Nie mógł ponownie ich stracić. Nie mógł. Dobrze wiedział, że gdyby to się stało, to nigdy by sobie tego nie darował i nie umiałby z tym żyć. Kochał ich i chciał być z nimi. Musiał ich odnaleźć. Musiał.
Gdy tak gnał przed siebie, to nagle poczuł, że wpada na kogoś. Tym kimś była dobrze mu znana kobieta.
- Uważaj, jak chodzisz, głupcze! - zawołała wściekle do Mowgliego - Nie masz oczu, czy co?!
- Przepraszam bardzo, spieszę się - odrzekł Mowgli przepraszającym tonem.
- Właśnie widzę - warknęła Jumeraih (bo to była ona), powoli zbierając się z ziemi - Widać, że nie umiałeś się nauczyć niczego pośród ludzi.
Mowgli popatrzył na nią wściekle i zacisnął pięść ze złości. Miał wtedy wielką ochotę ją uderzyć, ale sobie darował. Wiedział doskonale, że samic w świecie ludzi bić się nie powinno, a poza tym co by mu to dało? Przecież w ten sposób nie sprawi, że Jumeraih zmieni o nim zdanie, a raczej tylko dowiedzie, iż ma rację i Mowgli naprawdę jest tylko zwykłym dzikusem, który wszystko załatwia w sposób dziki i agresywny. Mowgli nie mógł na to pozwolić. Nie mógł jej dać satysfakcji. Dlatego z trudem powstrzymał się od uderzenia tej podłej kobiety, która pozbawiła jego bliskich domu i rzekł:
- Bardzo mi przykro, że na panią wpadłem. Po prostu spieszyłem się, bo chcę się spotkać z moją rodziną i...
- Aha, spieszy ci się na spotkanie z rodzinką? - warknęła Jumeraih - A więc już wiesz, że nie ma ich w mieście?
- Tak, wiem - odpowiedział Mowgli gniewnym tonem - I wiem też, czyja to sprawka. Jak pani mogła? To pani rodzina!
- Daj mi już spokój z tą swoją głupią rodzinką! - krzyknęła Jumeraih - Więcej z nimi mam problemów niż z całym tabunem dzieci. Nie dość, że oni mi siedzieli na głowie, to jeszcze okazało się, iż mój kochany mąż, aby mieć za co pić, wziął pożyczkę od parszywego lichwiarza. Teraz prawdopodobnie będę musiała sprzedać dom, aby go spłacić. Mój brat jest wściekły i mówi, że jeśli zostanę bez dachu nad głową, to on mnie nie przygarnie. Mam teraz całą masę problemów przez twoją kochaną rodzinkę.
Mowgli słuchał tych słów z największą uwagą. Przypomniał sobie, że umierając Rao wspomniał o tym, iż dokuczył jeszcze przed śmiercią swojej żonie, ale nie podał żadnych szczegółów. Teraz wszystko stało się jasne. A więc taki oto sposób sobie wymyślił. Mowgli nie był wcale znawcą ludzkich spraw i nie rozumiał nigdy wartości pieniędzy, ale też dobrze wiedział, że w świecie ludzi są one niezwykle ważne, dlatego łatwo mógł uwierzyć w to, iż teraz Jumeraih będzie miała poważne problemy i chociaż nie powinien tak myśleć, to jednak ani trochę nie było mu jej żal. W sumie nawet się cieszył, że ta kobieta będzie miała teraz problemy. Zasłużyła sobie na nie.
- Przykro mi, ale nie mogę dłużej z panią rozmawiać. Muszę już iść szukać mojej rodziny - powiedział po chwili Mowgli i nie przedłużając tej jakże nieprzyjemnej rozmowy odszedł.
- Oczywiście! Tyle tylko potraficie! - zawołała za nim Jumeraih - Robić problemy i zostawiać mnie z nimi! Żałosna, durna rodzinka! Lepiej mi się nie pokazujcie więcej na oczy!
Mowgli jednak nie zamierzał słuchać jej dłużej i pognał przed siebie, w kierunku bramy miasta.