Rozdział IV
Spotkanie
Następnego dnia Meshua wybrała się z dziadkiem do buszu. Pomimo tego, iż Mari była pełna wątpliwości, czy to aby na pewno dobry pomysł, to ostatecznie dała córce słowo, że będzie mogła ona iść z Bougim, a przecież nie wypadało cofać raz danej obietnicy. Kobieta przestrzegła więc tylko Meshuę, aby ta uważała na siebie, poprosiła też ojca, aby ten opiekował się dziewczynką, gdyż nie zniosłaby ona straty drugiego dziecka. Starszy pan obiecał więc Mari, że będzie dbał o Meshuę i pilnował jej, aby pod żadnym pozorem nic się jej nie stało. Gdy zaś już te sprawy zostały załatwione, to dziadek i jego wnuczka poszli wesoło w kierunku buszu. Tam zaszli do szałasu, jaki zbudował sobie Bougi i staruszek wziął się do pracy. Meshua z kolei zobaczyła rosnące na łące piękne kwiaty, więc postanowiła je zerwać dla swojego dziadka. Swoje postanowienie zaczęła natychmiast realizować, jednocześnie myśląc o tym tajemniczym chłopcu, o którym to tyle dobrego słyszała. Ciekawiło ją, czy dzisiaj też przyjdzie on w pobliże obozu. Miała nadzieję, że tak, gdyż bardzo chciała go poznać.
Nagle coś przerwało jej rozmyślania. To były czyjeś kroki. Ktoś powoli szedł w jej stronę. Może to dzikie zwierzę? Lepiej się mieć na baczności. Meshua więc schowała się za drzewo i zaczęła nasłuchiwać. Szelest się nasilił i już po chwili był on na tyle wyraźny, jakby ktoś w jej pobliżu krążył po łące. Trudno było jednak powiedzieć, czy szelest był spowodowany przez człowieka czy może przez zwierzę. Ponieważ córka Mari nie należała do osób lękliwych, ale za to bardzo ciekawskich, postanowiła sprawdzić, co jest przyczyną tego szelestu. Wysunęła się więc zza krzaków i wtedy zobaczyła jakiś dziwny kształt niknący powoli w gęstej trawie. Podeszła bliżej, a wtedy ów kształt podniósł się, wyprostował i wówczas wyszło na jaw, że tym tajemniczym stworzeniem był... chłopiec, niewiele starszy od niej. Miał on długie, czarne włosy sięgające mu do połowy pleców, brązowo-czarne oczy oraz ciemną, mocno opaloną skórę. Jego jedynym ubiorem była przepaska na biodrach. Tajemniczy chłopak zrywał rosnące na łące zioła i był tak pochłonięty swoją czynnością, że nawet nie zauważył, że ktoś go obserwuje.
- To chyba on - pomyślała sobie Meshua - A może się mylę? Warto będzie zapytać.
Nim jednak dziewczyna zdążyła wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo chłopiec dostrzegł ją i utkwił w niej swój wzrok. Wówczas to stanął on jak wryty w ziemię. Był po prostu zaszokowany. Jeszcze nigdy nie widział takiej istoty jak ona: ubraną w białą sukienkę i biały welon zdobiący jej głowę, z pięknymi, czarnymi włosami spiętymi w dwie kitki, z trzema czerwonymi plamkami na głowie i bukiem kwiatów w dłoniach. Chłopiec, gdy tylko ją zobaczył poczuł nagle, jak jego pierś rozpala ogień, wielki i ogromny ogień, którego pochodzenia nie umiał sobie wytłumaczyć. Ogień ów nie potrafił go zabić, ale za to płonął w nim niezwykle gorącym żarem, któremu co prawda brakowało siły spalenia od wewnątrz młodzieńca, lecz swoją moc posiadał.
Meshua oczywiście nie wiedziała o tym wszystkim, jednak i ona była pod wrażeniem urody chłopca, który to z miejsca przypadł jej do gustu. Dlatego pierwsza przerwała milczenie.
- Witaj - powiedziała przyjaźnie - Kim jesteś?
Chłopiec nie odpowiedział, tylko dalej uważnie się jej przyglądał.
- Jak masz na imię? Ja jestem Meshua, a ty?
Jej nowy znajomy dalej milczał.
- Nie chcesz mi powiedzieć? Chyba się mnie nie boisz?
Dla dziewczynki to była naprawdę bardzo zabawna myśl, aby starszy i prawie wyższy o głowę od niej chłopiec mógłby się bać takiej istoty jak ona, dlatego też dodała wesoło:
- Nie umiesz mówić? Spokojnie, nie bój się mnie. Jestem przyjacielem. Rozumiesz? PRZY-JA-CIEL. A mam na imię Meshua... A ty? ME-SHU-A.
Liczyła na to, że w ten sposób przekona chłopca, aby coś powiedział, on jednak dalej milczał.
- To chyba musi być ten chłopiec z dżungli - pomyślała dziewczynka - Dziadek mówił, że on nie zna naszego języka.
- Meshua, kochanie! Gdzie jesteś?! - dało się słyszeć głos Bougiego.
- Tu jestem, dziadku! - zawołała wesoło jego wnuczka.
- Nie powinnaś odchodzić zbyt daleko - rzekł starszy pan, wychodząc z buszu - To przecież jest dżungla i mieszkają tu dzikie zwierzęta.
- Przepraszam, dziadku.
Chłopiec spojrzał nagle na pana Bougi, uśmiechając się radośnie, gdy go zobaczył. Poznał tego mężczyznę w białym turbanie, szarej koszuli oraz brązowych spodniach i z maczetą przy boku. Starszy pan także ucieszył się na jego widok.
- Wielki Śiwo! To ty! - zawołał radośnie dziadek dziewczynki.
Nieznajomy chłopiec wesoło podbiegł do mężczyzny i serdecznie go uściskał.
- Jak się masz, mój mały przyjacielu?! - zapytał przyjaźnie pan Bougi - Nie wierzyłem już, że cię znowu zobaczę.
Meshua patrzyła zachwycona na tę scenę.
Chwilę później cała trójka usiadła sobie wygodnie tuż przed szałasem starszego pana i zaczęła gotować obiad.
- Czy to ten chłopiec, o którym mi opowiadałeś, dziadku? - zapytała dziewczynka.
- Tak, kochanie - potwierdził jej dziadek - To właśnie on.
Następnie spojrzał na chłopca i powiedział:
- Ta dziewczynka ma na imię Meshua. Jest moją wnuczką. Mieszka w wiosce, ale dzisiaj przyszła ze mną do tego lasu, żeby cię zobaczyć. Miała nadzieję, że cię spotkamy. Jak widać, nie myliła się.
- Dziadku, przecież on nic nie rozumie - zwróciła mu uwaga mała istotka.
- No tak, masz rację - zaśmiał się Bougi i spojrzał na swego rozmówcę - Wybacz, głupiec ze mnie. Stary głupiec.
Meshua patrzyła uważnie na chłopca, który z jakiegoś powodu zaczął nerwowo łamać trzymany przez siebie patyczek. Widząc to zachichotała ona radośnie, a młodzieniec zarumienił się.
- Meshua... - przerwał ciszę starszy pan.
- Tak, dziadku? - zapytała dziewczynka.
- Przynieś więcej wody, proszę. Zrobimy sobie herbatę.
- Dobrze, dziadku.
- Herbatę...
Bougi i Meshua spojrzeli zdumieni na chłopca.
- To ty powiedziałeś? - spytała dziewczynka.
- Herbatę - powiedział zapytany.
- Więc umiesz mówić? - zachichotała radośnie Meshua.
Ich nowy przyjaciel nie wiedział, co ma jej odpowiedzieć, gdyż tylko wskazał na nią palcem i powiedział:
- Przy...ja...ciel... Me...shu...a...
- Tak! - dziewczynka nie posiadała się z radości - Meshua! Ja jestem Meshua.
Jej rozmówca wskazał palcem na nią i powtórzył:
- Meshua...
Następnie wskazał na siebie, mówiąc:
- Mowgli...
Potem zaczął kolejno wskazywać na nią i na siebie, powtarzając:
- Meshua... Mowgli... Meshua... Mowgli...
- A więc masz na imię Mowgli? - zapytała bardzo uradowanym głosem dziewczynka - Ślicznie. Bardzo ślicznie.
Chłopiec nie rozumiał, co ta urocza istotka do niego mówi, ale czuł, że to jest bardzo miłe, więc uśmiechnął się delikatnie w jej stronę. Widać było, iż oboje zaczęli się ze sobą porozumiewać.
Już kilka minut później Meshua poszła po wodę, zaś Bougi za pomocą maczety ścinał drzewom gałęzie, czemu uważnie przyglądał się Mowgli. Starszy pan zaś mówił do niego, ale chłopiec prawie wcale nie rozumiał jego słów, choć jakoś obu wcale to nie przeszkadzało w rozmowie ani też w tym, żeby chłopiec zbierał ścięte przez niego gałęzie.
- Dziadku! Herbata gotowa! - zawołała Meshua, podchodząc do nich - Chodź już i zrób sobie przerwę. Ty też, Mowgli.
Jej nowy przyjaciel oczywiście nie zrozumiał tego, co ona mu mówiła, ale wiedział, że ta przeurocza istota chce z nim spędzić nieco czasu, a on był gotów na wiele, byleby tylko jak najdłużej przebywać w jej towarzystwie.
Starszy pan i dwoje dzieci usiadło sobie przy ognisku, zaś Mowgli po raz pierwszy w życiu spróbował herbaty. Musiał przyznać, że ten dziwny napój posiadał całkiem przyjemny smak i smakował lepiej niż zwyczajna woda z rzeki. Choć nie był pewien, czy go polubi.
- Smakuje ci? - zapytała Meshua, patrząc uważnie na Mowgliego.
Ten uśmiechnął się do niej i wypił wszystko do dna, po czym odłożył kubek. Nagle z jakiegoś powodu posmutniał, a następnie zaczął rozglądać się uważnie za czymś, czego jednak nie mógł wypatrzyć. Meshua była bystrą dziewczynką i domyśliła się, o co chłopcu chodzi.
- Szukasz swoich ziół? - zapytała - Spokojnie, zaraz ci je przyniosę. Wiem, gdzie one są.
Po tych słowach pobiegła ona do szałasu i przyniosła następnie rośliny, które zerwał Mowgli, ale tym razem były one owinięte w piękną, kolorową tkaninę.
- Proszę. W ten sposób nie zgubisz ich po drodze.
Chłopiec zdumiony obejrzał sobie tkaninę i sprawdził, z czego jest ona zrobiona. Jeszcze nigdy nie widział czegoś takiego.
- Możesz mi ją oddać następnym razem - powiedziała Meshua - Bo jestem pewna, że jeszcze się spotkamy.
Mowgli oczywiście niczego nie zrozumiał, ale obdarzył dziewczynkę promiennym uśmiechem.
- Chyba się spieszysz. Jeśli tak, to idź już, mój chłopcze - powiedział wyrozumiale Bougi - Coś mi mówi, że jeden z twoich przyjaciół czeka na lekarstwo, prawda? Och, wybacz! Znowu zapomniałem, że przecież mi nie odpowiesz. Tak czy inaczej idź, gdzie musisz iść, ale odwiedź nas jeszcze kiedyś.
Chłopiec z dżungli uśmiechnął się lekko do staruszka i jego wnuczki, po czym zadowolony pobiegł w głąb buszu, tuląc do siebie mocno swoje cenne zawiniątko.
- Dziadku... Jak uważasz... Czy ten chłopiec to jest Nathoo? - zapytała Meshua, gdy Mowgli zniknął im z pola widzenia.
Bougi rozłożył bezradnie ręce.
- Nie wiem, kochanie. Być może... Tak czy inaczej cieszę się, że go spotkałem.
- Ja również, dziadku. Ja również - zachichotała Meshua.
No i przeczytałem kolejny rozdział. Widać, że Mowgli i Meshua od razu przypadli sobie do gustu, a do tego Mowgli powoli zaczyna uczyć się mówić, powtarzając słowa wypowiadane przez nią i jej dziadka, którego szczerze polubił, także już wcale się go nie obawia, gdyż dobrze wie, że on go nie skrzywdzi.
OdpowiedzUsuńMój drogi Jasiu Kronikarzu,
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać ten rozdział, który dopiero co mi przysłałeś. Bardzo mi się spodobał. Mowgli pierwszy raz zobaczył Meshuę, a już mu się spodobała. No i pomału robi postępy w nauce języka ludzi, bo choć powtórzył tylko kilka słów, to jednak zawsze coś. W sumie już samo to spotkanie jest początkiem wspaniałej przyjaźni między tym dwojgiem dzieci. Aż się nie mogę doczekać następnego rozdziału. :)
Całuję Cię mocno i czekam na następne rozdziały. :* :)
Bardzo wzruszający wątek... Aż mi się łzy zakręciły... Ech, Hubi! Pisać i wzruszyć czytelnika, to Ty potrafisz! Dziękuję Ci bardzo. Naprawdę strasznie mi się spodobało spotkanie Mowgliego i Meshui. Liczę, że potem rozwiniesz ciekawie ten wątek, jak zresztą sugeruje tytuł Twego dzieła :)
OdpowiedzUsuń