Żegnaj, Meshua
Mowgli nie wiedział o tym, co się właśnie dzieje w wiosce. Gdyby o tym wiedział, to być może nigdy by do niej nie wrócił, ale poszedłby od razu do dżungli, jednak nie było najmniejszej nawet możliwości, aby mógł on się dowiedzieć, co właśnie planuje ten podlec Buldeo, dlatego też najspokojniej w świecie skończył on swoje zadanie, czyli obdarcie ze skóry Shere Khana, po czym postanowił ruszyć z powrotem do wioski. Rozłożył swoje trofeum myśliwskie na grzbiecie Ramy, sam również usadowił się na byku, po czym bardzo zadowolony ruszył przed siebie.
- Akelo... Szary Bracie... Pilnujcie, proszę, aby bawoły nie rozbiegły się lub oddzieliły od stada - powiedział chłopiec do swoich przyjaciół.
- Już my je dopilnujemy - odparł radośnie Szary Brat - Damy sobie obaj radę.
- Nie inaczej, mój mały bracie - dodał Akela - Wspaniale wyglądasz ze skórą tego nędznika, Shere Khana.
- Wspaniale będzie ta skóra wyglądać na Skale Narady - zaśmiał się Mowgli - Ale wszystko w swoim czasie. Najpierw jeszcze ktoś inny musi ją zobaczyć.
- A zwłaszcza pewna urocza samiczka - zachichotał Rikki, siedzący przed chłopcem.
Mowgli uśmiechnął się do niego i lekko pogłaskał mu łepek.
- Dobrze, już dobrze... Nie tylko ona powinna zobaczyć tę skórę.
- Ale przede wszystkim ona, prawda?
- Tak... Tutaj masz rację. Przede wszystkim ona.
Chwilę później niezwykły korowód, który to stanowiło stado byków, dwa wilki, mangusta oraz chłopiec powoli zaczęło zbliżać się do wioski. Im bliżej niej byli, tym wyraźnie widzieli, że stała przed nią niewielka grupka ludzi.
- No proszę... Przyszli powitać pogromcę Shere Khana - rzekł dość wesołym tonem Rikki.
- Nie znam może zbyt dobrze ludzi, ale odnoszę wrażenie, że raczej się mylisz - zauważył Szary Brat.
- On ma rację. Lepiej bądźmy ostrożni - dodał ponuro Akela.
Mowgli patrzył uważnie na zebraną przed bramą niewielką grupę ludzi, która to zaczęła krzyczeć w jego stronę. Robili przy tym jednak tyle hałasu, że chłopiec praktycznie nic nie rozumiał, lecz kiedy w jego stronę zaczęły lecieć kamienie, to wtedy bohaterski młodzieniec zaczął powoli rozumieć, że jego wilczy bracia mieli rację... Ci ludzie nie mieli zamiaru go powitać, a raczej zabić.
- Ci parszywcy ciskają we mnie kamieniami - powiedział Mowgli - Na buhaja, który był moim okupem! Jestem pewien, że to sprawka tego drania Buldeo!
- Mówisz o tym, co uciekł spod moich kłów? - spytał Akela - Powinien był go zabić, gdy miałem okazję! Nie złamałbym prawa dżungli, bo przecież bym cię wówczas bronił.
- Wiem, przyjacielu, ale nie mogliśmy tego zrobić, bo nie jesteśmy tacy jak on - odpowiedział mu smutno chłopiec.
W tej samej chwili jeden z kamieni uderzył go prosto w lewą skroń. Mowgli syknął z bólu, po czym przyłożył sobie dłoń do głowy, aby jakoś zatamować cieknącą z niej stróżkę krwi. Wilki zawarczały groźnie, widząc to wszystko. Tymczasem ludzie zaczęli pomstować na chłopca:
- Wilkołak!
- Płanetnik!
- Czarownik!
- Wygnać go!
- Ukamienować!
- Patrzcie, jak zaczarował nasze bawoły, aby posłusznie za nim szły!
- A te dwa wilki u jego boku! Słuchają go jak psy!
- Dość tego! Zastrzel go, Buldeo! Zastrzel go, nim rzuci na nas czar!
Myśliwy nie bez satysfakcji wymierzył w Mowgliego ze strzelby, ale w tej samej chwili Akela i Szary Brat wyskoczyli na przód, po czym zawyli tak przerażająco, iż myśliwy wrzasnął ze strachu, ręce mu zadrżały, a broń sama wypaliła. Strach przed wilkami sprawił, iż kula nie tylko nie trafiła do celu, ale poleciała znacznie niżej niż powinna i trafiła jednego z byków idących przodem. Trafione zwierzę osunęło się martwe na ziemię.
- Buldeo! Co się tu dzieje?! Trafiłeś własnego byka! - zawołał jeden z ludzi u jego boku.
Myśliwy jednak i na to miał swoje wyjaśnienie.
- To ten czarownik mnie zaklął! To wszystko jego sprawka!
Ludzi tak to przeraziło, że rzucili się do ucieczki i wbiegli szybko do wioski, a Buldeo pozostał sam na placu boju, gdzie niechybnie spotkałaby go śmierć, gdyby nie to, że dołączył do swoich kompanów.
- Coś mi mówi, mój mały bracie, że lepiej będzie, jeśli wszyscy stąd odejdziemy - powiedział Szary Brat.
- Racja - poparła go Akela - Inaczej oni wrócą w większej liczbie.
- Nie! To tylko Buldeo i jego kompani do wypitki - odpowiedział im Mowgli - Inni mieszkańcy wioski są pewnie mądrzejsi od niego i ucieszą się, gdy zobaczą skórę Shere Khana.
Po tych słowach chłopiec zeskoczył z grzbietu Ramy, zabierając ze sobą skórę tygrysa, a następnie ruszył w kierunku bramy, a Rikki kroczył u jego boku. Akela z Szarym Bratem pozostali tuż przed wejściem pilnując bawołów, aby te nie uciekły, jak również będąc gotowymi do ruszenia z pomocą przyjacielowi, gdyby zaszła taka potrzeba.
Tymczasem Mowgli powoli kroczył przed siebie ze swoim trofeum. Szybko spostrzegł, że wszyscy mieszkańcy wioski czekali na głównym placu i patrzyli na niego uważni. Kompanów Buldea i jego samego wśród nich nie było, to więc mógł być dobry znak.
- Są wszyscy... Wszyscy chcą zobaczyć skórę Shere Khana. Wspaniale - powiedział do siebie zadowolony Mowgli.
Rikki nie wiedział, co ma właściwie myśleć. To wszystko, co zobaczył przed bramą przeraziło go, ale też może jego przyjaciel miał rację i ten cały szalony wybryk był jedynie dziełem Buldea i jego kompanów, zaś reszta wioski inaczej będzie patrzeć na całą tę sprawę.
Tymczasem ludzie zaczęli głośno komentować całą sytuację.
- Nareszcie ktoś nas uwolnił od tego tygrysa ludojada - rzekł Kamya.
Liczył na to, iż w ten sposób przekona wszystkich do swojego zdania i ludzie zaraz zaczną wiwatować na cześć Mowgliego. Niestety, choć niejeden przyznał mu rację, to jednak do wiwatów było daleko. Buldeo miał wciąż zbyt wielki wpływ na mieszkańców wioski i to, co im powiedział wcześniej o chłopcu z dżungli miało zbyt wielką moc, aby mądre oraz szczere słowa mogły tu cokolwiek zmienić.
Mowgli powoli podszedł do placu i patrzył uważnie na zebranych wokół ludzi. Zauważył Kamyę, który był wyraźnie z niego dumny. Dostrzegł także Shanti i Sikha. Oni również cieszyli się, że ich przyjaciel wrócił, ale jednocześnie twarze obojga wyrażały jakiś smutek. Co do innych ludzi, to na ich fizjonomiach była wymalowana głównie złość pomieszana ze strachem.
- Ludzie... Co się stało? - zapytał Mowgli smutnym głosem - Zobaczcie tylko! Przyniosłem wam skórę Shere Khana. Nie musicie się już bać tego potwora!
W zebranym tłumie podniósł się dość głośny szmer, ale chłopiec nic z niego nie zrozumiał. Wiedział jedynie, że ludzie z jakiegoś powodu okazują mu niechęć, jednak jaka była tego przyczyna, nie wiedział ani nawet tego nie rozumiał. Przecież zabił tygrysa, ocalił całą wioskę i swoich bliskich, a jak go za to witano? Żałośnie.
Nagle z tłumu wysunęła się jakaś niewysoka istotka. Była ona wyraźnie uradowana, iż widzi chłopca, gdyż ruszyła biegiem w jego stronę, wołając:
- Mowgli! Jak to dobrze, że wróciłaś!
Jej bohater uśmiechnął się radośnie na widok tej osoby. Nareszcie jakaś normalna reakcja na jego powrót.
- Meshua! - zawołał chłopiec.
Dziewczynka podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję, ściskając go mocno oraz zachłannie całując po całej twarzy.
- Tak tęskniłam! Tak się o ciebie bałam! Dobrze, że nic ci nie jest! Ojej! Jesteś ranny!
- Spokojnie, to nic takiego - odpowiedział Mowgli radosnym głosem.
Rana na głowie nie miała dla niego żadnego znaczenia, skoro jego miła była przy nim i okazywała mu swoją radość.
Chwilę później z tłumu wyszli Mari, Neel i Bougi. Podeszli oni do chłopca, który radośnie oznajmił im:
- Tak się cieszę, że was widzę! Zobaczcie! Zabiłem tego tygrysa.
Twarze całej trójki ludzi wyrażały jednocześnie wielką radość i wielką troskę, czego Mowgli nie był w stanie zrozumieć. Przecież oni powinni się cieszyć, tak jak Meshua, a robili coś zupełnie innego.
- Dlaczego się nie cieszycie? Przecież przyniosłem skórę tygrysa.
Mari jako pierwsza przerwała milczenie.
- Biedny Nathoo... Jesteś ranny... Poczekaj...
Natychmiast oderwała od swojej szaty kawałek materiału i przewiązała go wokół czoła Mowgliego. Tymczasem Bougi powiedział:
- Nie powinieneś był tu wracać.
- Dziadku... Ale dlaczego? - spytał zdumiony chłopiec.
- Buldeo opowiedział ludziom o tobie straszne rzeczy - wyjaśnił mu Neel.
- Tak... Twierdzi, że jesteś płanetnikiem i wilkołakiem - dodała smutno Mari - Mówi, że to on zabił tygrysa, a ty mu zabrałeś jego skórę i przegnałeś go pod postacią wielkiego wilka.
Mowgli parsknął śmiechem, słysząc te słowa.
- Przecież to duby smalone! Zwykłe brednie i nic więcej! - powiedział.
- Wiemy, synku, ale niestety wieśniacy uważają inaczej - odparła Mari.
Chłopiec załamany odłożył skórę tygrysa na studnię, natomiast Meshua z rodzicami i dziadkiem zebrali się wokół niego.
- Słuchajcie, dobrzy ludzie! - przemówił po chwili Bougi uroczystym tonem - Pora wreszcie rozstrzygnąć, czy to, co powiedział nam Buldeo jest prawdą, czy też może są to tylko nędzne kłamstwa.
Staruszek już wcześniej próbował razem z Neelem przemówić do ludzi, aby ich przekonać do tego, że myśliwy opowiada kłamstwa, ale nie odniósł żadnego sukcesu w tej sprawie. Miał nadzieję, iż tym razem będzie inaczej.
- Mowgli to nasz obrońca! - zawołał w końcu Kamya.
- Właśnie! - dodał bardzo odważnie Sikh - Ocalił nas wszystkich przed tygrysem i przyniósł nam jego skórę!
- Mowgli jest bohaterem! - krzyknęła Shanti.
Niestety, zdanie trójki dzieci, z czego jedno było garncarzem (a co za tym idzie kimś gorszym), a drugie niewolnicą (czyli kimś jeszcze gorszym) nie miało dla ludzi większego znaczenia. Zwłaszcza, kiedy w tłumie pojawił się Buldeo w towarzystwie Ganshuma oraz Garrouma. Ten ostatni spojrzał groźnie na Shanti, mówiąc:
- Przemów nieproszona jeszcze raz, a wyrwę ci język i nakarmię nimi sępy!
Dziewczynka spuściła więc wzrok po sobie, ale w duchu życzyła temu nędznemu grubasowi wszystkiego, co najgorsze.
- To on! To ten podły wilkołak! - krzyknął Ganshum, wskazując palcem na Mowgliego - Najpierw zabił on naszą świętą kobrę, a teraz próbował on zamordować mojego dziadka, jedynego obrońcę wioski!
Buldeo położył mu dłoń na ramieniu i odsunął chłopca na bok, po czym powoli podszedł do Mowgliego.
- Dotrzymałem słowa, panie Buldeo - rzekł chłopiec - Dostarczyłem skórę tygrysa przed pełnią księżyca. Teraz pana kolej. Niech pan dotrzyma swojego słowa.
Myśliwy parsknął okrutnym śmiechem, a następnie powiedział:
- Słyszycie go?! Jaki bezczelny jest ten wilkołak! Próbował mnie zabić, a teraz jeszcze żąda ode mnie pieniędzy, jakie mu nieopatrznie obiecałem! Nie podchodźcie za blisko. On tylko wygląda jak człowiek, ale jeśli się do niego zbliżycie, to was ugryzie.
Mowgli patrzył na niego załamany. Nie rozumiał tego, jak on mógł tak kłamać, choć jeszcze bardziej dziwiło go to, że ludzie wierzyli we wszystkie jego brednie.
Tymczasem Buldeo snuł dalej swoją sieć kłamstw.
- Ten wilkołak zaatakował mnie, kiedy próbowałem zedrzeć skórę z tygrysa ludojada, którego wcześniej sam ustrzeliłem. Tak mnie przestraszył, że aż postarzałem się o dziesięć lat.
- To jest diabelski pomiot! - wrzeszczał Ganshum - Uwiódł Meshuę i oczarował jej rodzinę, aby go kochali jak syna!
- Nie chcemy cię tutaj! Wynoś się, czarowniku! - darł się stojący obok niego Nug - Jesteś przekleństwem naszej wioski!
- Ukamienować go! Ukamienować! - krzyczał wnuk Buldea, skacząc w miejscu i machając rękami.
- Przestańcie! - wystąpiła w obronie chłopca Mari - Jak możecie tak mówić?! To jest moje dziecko! Mój synek, Nathoo, który zniknął dziesięć lat temu i teraz wrócił do mnie z woli Śiwy!
- Milcz, ty głupia kobieto! Ten podły wilkołak cię zaczarował, a ty teraz opowiadasz duby smalone! - zawołał jakiś mężczyzna.
- Wystąp w jego obronie, to i ciebie ukamienujemy! - dodała jedna z kobiet, podnosząc z ziemi kamień.
- Tylko spróbuj! - krzyknął Neel, zasłaniając żonę - Tknij moją żonę i mojego syna, a wówczas osobiście utopię cię w tej studni!
- Słuchacie bredni tego nędznika, który nie wie, co to jest prawda! Jak możecie?! - zawołał Bougi.
- Proszę, nie pozwólcie, aby pan Buldeo zrobił z was głupców! - dodała odważnie Meshua.
- Milcz, Meshua! - ryknął na nią Ganshum - Ten czarownik cię zaklął, nie widzisz tego?! To potwór o nieczystej sile! Sam widziałem, jak zamienił się w wielkiego wilka i zagryzł naszą świętą kobrę!
- Kobrę, którą sam mu podrzuciłeś, aby go zabiła! - zawołała oburzona dziewczynka.
Rikki zapiszczał gniewnie i nastroszył swe futerko. Miał wielką ochotę wydrapać temu chłopakowi oczy za jego słowa, ale powstrzymał się przed tym ze względu na to, iż byłoby to niegodne honorowej mangusty.
W tej samej chwili z tłumu wysunął się kapłan z wielką gałęzią w dłoni. Podszedł on do Mowgliego i zaczął mu ją machać nad głową, wołając przy tym:
- Precz stąd, nieczysta siło! Wynoś się z tej wioski i przestań nas nękać! Idź precz, płanetniku! Idź precz!
Buldeo uśmiechnął się okrutnie. Kapłan nigdy nie był mu przyjacielem, a wręcz przeciwnie, obaj nawzajem czuli do siebie jedynie nienawiść, ale w tym wypadku uwierzył on słowom myśliwego, ponieważ był człowiekiem przesądnym, który to wierzył w wiele historii, jakich nikt inny o zdrowych zmysłach nie przyjmowałby za prawdę. Co prawda kapłan sam niejeden raz wykorzystał przesądy innych do własnych celów, ale to nie przeszkadzało mu samemu wierzyć w różne historie o czarach, co teraz Buldeo zmyślnie wykorzystał.
Kapłan odsunął się, zaś ludzie zaczęli podnosić z ziemi kamienie i rzucać nimi w Mowgliego, na szczęście żadnym nie trafili.
- Błagam! Przestańcie! - krzyknęła Mari - To moje dziecko! Mój syn!
- Odejdź, Mari, bo i ty zginiesz - powiedział groźnie kapłan.
- Nie ważcie się nawet! - stanął w obronie żony Neel.
Bougi zacisnął dłoń na kiju, który miał w dłoni.
- Rozbiję tym łeb każdemu, kto tylko się do nas zbliży! - zawołał.
Buldeo parsknął śmiechem.
- Dajcie im spokój, ludzie - powiedział spokojnym głosem - On ich zaczarował, więc go bronią. Spokojnie... Jak go zabiję, to będą już normalni.
- Nie próbujmy go zabić, bo jeszcze obróci naszą broń przeciwko nam, tak jak przy bramie! - krzyknął jakiś mężczyzna.
- Nie zabijajmy go! Przegnajmy go stąd, bo inaczej on nas wszystkich zaczaruje! - dodał kapłan, machając dalej swoją gałęzią.
- Właśnie! Wynoś się stąd! Nie chcemy cię tu! - zaczęli krzyczeć ludzie - Idź do wilków! Tam jest twoje miejsce! Odejdź, wilkołaku!
Myśliwy wziął do ręki swoją strzelbę. Miał teraz wielką ochotę zabić chłopca, który go upokorzył, ale wiedział, że przez kapłana nie ma takiej możliwości. Ten łysy głupiec powiedział ludziom, aby przegnali Mowgliego, a nie zabili, zaś ci zamierzali go posłuchać. No cóż... Buldeo dopadnie tego przybłędę innym razem, a z kapłanem się jeszcze policzy. Na razie musi pozbyć się stąd chłopaka i odebrać mu skórę tygrysa. W końcu sto rupii za nią, to nie byle jaka suma. Musi ją dostać.
- Uciekaj stąd, bo inaczej zastrzelę cię! - zawołał Buldeo, przykładając sobie do oka strzelbę.
Tak naprawdę doskonale wiedział, że w tej sytuacji nie ma szansy tego zrobić, ale zawsze argument w postaci jego broni palnej robił swoje.
- Nie!
Meshua pisnęła przerażona, po czym doskoczyła do Mowgliego, objęła go mocno w pasie, wtuliła głowę w jego pierś i zawołała:
- Błagam, nie rób mu krzywdy!
Buldeo warknął z gniewu. Nie mógł on teraz zabić chłopca, a jedynie wygnać, a ta mała dziewczynka tylko utrudniała mu zadanie. Dlatego też zawołał groźnie:
- Zejdź mi z drogi, Meshua!
Wnuczka Bougiego nie zamierzała jednak go słuchać. Zamiast tego jeszcze mocniej wtuliła głowę w pierś Mowgliego, który czule ją do siebie przytulił czując, że ta oto urocza istotka jest mu jeszcze bardziej bliska niż kiedykolwiek wcześniej.
Buldeo tymczasem był coraz bardziej zdenerwowany. Ta mała wyraźnie go chciała sprowokować do tego, aby strzelił i zabił ich oboje. Wiedział, że jeśli to zrobi, to ściągnie na siebie gniew kapłana, który wyraźnie boi się tego przybłędy i woli go wygnać, niż posłać na spotkanie ze śmiercią. Głupi, przesądny staruch. Sam nieraz wykorzystywał religię do własnych celów, ale nie przeszkadzało mu to jakoś wierzyć święcie w różne brednie. Dlatego też lepiej było go mieć po swojej stronie w tej sprawie. Właśnie z tego powodu Buldeo nie mógł zastrzelić ani Mowgliego, ani Meshui, jednak ta mała żmija stała mu na drodze w wygnaniu swojego przyjaciela. Nie dość, że odrzuciła jego wnuka, to jeszcze teraz chce go sprowokować, aby strzelił i naraził się kapłanowi. Niech ją zaraza!
- Powiedziałem, zejdź mi z drogi! - krzyknął myśliwy do dziewczynki - Jeśli go nie odsłonisz, ciebie też zastrzelę!
Liczył, że przestraszy ją w ten sposób, ale przeliczył się, ponieważ mała tylko spojrzała na niego bardzo groźnie, wciąż nie wypuszczając z objęć Mowgliego. Drżała na całym ciele ze strachu, ponieważ bała się śmierci, ale jeszcze bardziej bała się o życie swojego najlepszego przyjaciela, którego darzyła największym ze wszystkich możliwych uczuć. Krótko mówiąc, po prostu kochała Mowgliego całym swoim sercem. Chciała z nim być, potem dorosnąć, wyjść za niego, urodzić mu dzieci i zestarzeć się u jego boku, zaś Buldeo próbował jej te marzenia odebrać, zabijając jej ukochanego. Dobrze, ale niech wobec tego i ją zabije, bo dla niej życie bez Mowgliego nie miało żadnego sensu.
- Głucha jesteś?! - ryknął na nią myśliwy - Zejdź mi z drogi, Meshua! Bo pójdziesz razem z nim na spotkanie z Kali!
Był coraz bardziej rozjuszony i wiedział, że jeśli to dłużej potrwa, to nie wytrzyma i strzeli zabijając oboje dzieciaków. No trudno, jakoś przekona ludzi w wiosce, że nie było innego wyjścia i musiał zabić tego wilkołaka. A jeśli Meshua zechce go bronić, to trudno... Także odejdzie do krainy śmierci.
Mowgli nie znał myśli Buldeo, ale wiedział, że sprawa jest naprawdę groźna, dlatego też musiał coś zrobić, inaczej zginie nie tylko on, ale i jego mała przyjaciółka.
- Odejdź, Meshua... On nie żartuje - powiedział chłopiec, odsuwając od siebie dziewczynkę.
- Och, Mowgli! - pisnęła dziewuszka, patrząc na niego.
Młodzieniec spojrzał jej w oczy czując, jak serce mu mocno bije. Ona nawet nie wiedziała, jak mocno ją kochał, jak wiele dla niego znaczyła ta przeurocza istotka, która przed chwilą była gotowa oddać swe życie w jego obronie. Od pierwszej chwili, gdy ją zobaczył serce zabiło mu mocniej niż kiedykolwiek, ale teraz jego uczucie do niej było jeszcze większe. Dlatego też nie mógł pozwolić, aby ona za niego zginęła.
- Wracam do dżungli... Nie chcę was narażać - powiedział Mowgli - Ta wioska jest przerażająca. Myślałem, że znajdę tu dom, ale pomyliłem się. Nie jestem potworem o nieczystej sile, ale oni uważają inaczej. Muszę więc odejść, bo inaczej mnie tutaj zabiją i ciebie też. Nie mogę na to pozwolić. Dziadkowi, mamie, tacie oraz tobie życzę jak najlepiej. Byliście zawsze dla mnie tacy dobrzy... Nigdy wam tego nie zapomnę.
Meshua miała łzy w oczach, gdy on to mówił i czuła, jak serce pęka jej na tysiąc kawałków i krwawi z rozpaczy. Chciała ona zatrzymać Mowgliego przy sobie, ale wiedziała, że to niemożliwe.
- Żegnaj, Meshua - powiedział po chwili chłopiec, powoli podchodząc do studni.
- Mowgli!
Dziewczynka podbiegła do niego i objęła go mocno.
- Mowgli... Kocham cię! - płakała dziewczynka - Błagam, nie odchodź! Nie możesz! Co ja pocznę bez ciebie?!
- Masz jeszcze tatę, mamę i dziadka... Dasz sobie radę - odparł Mowgli czując, że jego serce pali Czerwone Kwiecie tak mocno, że może go zaraz zabić, jeśli stąd nie odejdzie - Spokojnie... Nie odchodzę na zawsze. Jeszcze kiedyś się spotkamy.
Po tych słowach pocałował on dziewczynkę w czoło, mówiąc w języku zwierząt:
- Ja i ty jesteśmy jednej krwi.
Słowa braterstwa, zwane też niekiedy Zaklęciami służyły głównie jako prośby o pomoc, kiedy się znajdzie na nieznanym terenie, jednak mogły też one oznaczać wyznanie braterstwa. Osoby, które sobie powiedziały te słowa przysięgały nawzajem sobie dozgonną przyjaźń. W ten sposób stawały się jedną duszą w dwóch ciałach. Łowiska jednego były łowiskami drugiego, a w przypadku głodu jedno oddaje drugiego nawet własną część ciała, aby go nakarmić. Nieważne więc, gdzie rzuci ich los, oni zawsze będą przyjaciółmi i zawsze jedno będzie mogło liczyć na drugie.
Mowgli uważał, że kto jak kto, ale Meshua zasługuje na taką przysięgę wiecznej przyjaźni, dlatego też tak powiedział, po czym nie czekając na odpowiedź podszedł do studni, zdjął z niej skórę Shere Khana, przerzucił ją sobie przez plecy i zaczął iść w kierunku wyjścia z wioski. Po drodze minął Buldeo, na którego groźnie zawarczał niczym wilk. Potem podszedł on do Mari, Neela i Bougiego. Każde z nich uściskało go oraz ucałowało czule, mając łzy w oczach. Sam Mowgli zaś z trudem hamował płacz, a gdy już pożegnał rodzinę, uścisnął Rikkiego, po czym rzekł mu:
- Opiekuj się Meshuą.
Następnie odszedł w kierunku bramy.
- Hej, ta skóra do mnie należy! - krzyknął Buldeo - Masz mi ją oddać, słyszysz?!
Chłopiec oczywiście zignorował go i szedł dalej aż dotarł do bramy, gdzie czekali Akela i Szary Brat.
- Nie znam języka ludzi, ale wnoszę z tego, co tu się działo, że lepiej będzie brać nogi za pas, braciszku - powiedział do niego młodszy z wilków.
- O tak, to prawda - poparł go Mowgli - Ale najpierw oddajmy im bawoły. Niech wiedzą, że nie jestem złodziejem.
Akela i Szary Brat szybko doskoczyli do bawołów i zaczęli straszyć je głośnymi szczeknięciami. Celowo zrobiły to bardzo agresywne, aby spłoszyć zwierzęta. Zgodnie z ich zamierzeniem byki, krowy oraz cielęta pognały do wioski o mało nie tratując swoich właścicieli, którzy to zaczęli przed nimi uciekać w popłochu. Jedynie Bougi, Mari, Neel, Meshua i Rikki spokojnie odskoczyli na bok, patrząc ze smutkiem na Mowgliego obserwujący całą tę sytuację ze smutkiem. Jego oczy były zroszone łzami.
- Wilki wygnały mnie z dżungli za to, że jestem człowiekiem. Ludzie zaś wygnali mnie z wioski za to, że jestem wilkiem - powiedział załamanym głosem chłopiec - Mam dwie ojczyzny, ale tak naprawdę nie mam żadnej. Dokąd mam się teraz udać?
- Do naszych legowisk - odparł Szary Brat - Tam zawsze jesteś mile widziany, pamiętaj o tym.
- Teraz musisz odejść, ale kiedyś jeszcze tutaj wrócisz - dodał smętnym głosem Akela - Może nie do tej wioski, może nie do tego miejsca, ale zawsze wrócisz. Wrócisz jeszcze do świata ludzi.
- Czemu tak uważasz? - spytał zdumiony Mowgli.
- Bo w tym świecie jest coś, co ciągnie cię do niego bardziej aniżeli do naszego świata, mój przyjacielu.
Następnie spojrzał on na Meshuę i jej bliskich uważnie wpatrujących się w chłopca.
- Nie, Akelo... Ja nigdy więcej ich nie zobaczę, bo nie wrócę do tego świata - odpowiedział mu przybrany syn Rakshy - Chodźmy stąd, bo jeśli zostanę tu dłużej, to nie będę w stanie odejść.
Po tych słowach odwrócił się i ruszył powoli w kierunku dżungli. Akela i Szary Brat szli po obu jego bokach. Nagle coś ich zatrzymało. Był to głośny krzyk nawołujący Mowgliego. Chłopiec odwrócił się, aby sprawdzić, kto go woła. Tym kimś była Meshua. Stała ona w bramie wioski, krzycząc załamana:
- Mowgli! Żegnaj, Mowgli!
- Żegnaj, Meshua! - odkrzyknął wzruszony chłopiec.
Już miał odejść, gdy nagle dziewczynka zawołała w języku zwierząt:
- Ja i ty jesteśmy jednej krwi!
Te słowa jeszcze bardziej wzruszyły Mowgliego. Załamany rzucił na ziemię skórę Shere Khana, po czym podbiegł do dziewczynki, mocno objął ją i pocałował delikatnie w usta. Nie był to udany pocałunek, a prócz tego smakował łzami, ale im obojgu wydawał się najpiękniejszym pocałunkiem na świecie.
- Kocham cię, Meshua - rzekł chłopiec - Nigdy cię nie zapomnę. Żegnaj i bądź szczęśliwa.
Po tych słowach puścił ją z objęć i odbiegł szybko do wilków czując, że jeśli zostanie tu dłużej, to pęknie mu serce.
Mowgli sądził, że zostanie powitany jak bohater, a tymczasem został uznany za niebezpiecznego czarownika, którego należy się strzec. Rzeczywiście Akela powinien był zabić tego nędznika Buldeo. Tak byłoby lepiej dla wszystkich, bo on na nic innego nie zasłużył. Mowgli do końca wierzył w wdzięczność wieśniaków, nie spodziewając się, że Buldeo nastawił ich wszystkich przeciwko niemu, bo zdołał im wmówić, że Mowgli stanowi dla nich poważne zagrożenie. Garroum jest równie podły co Buldeo, skoro tak okropnie traktuje Shanti. Widzę, że Ganshum, podobnie jak jego dziadek, posiada bujną wyobraźnię i fantazję, skoro potrafi wymyślać na poczekaniu niestworzone historie po to, żeby pognębić Mowgliego. Nawet kapłan częściowo został sprzymierzeńcem i sojusznikiem Buldea, mimo że tak bardzo go nienawidzi, a wszytko przez to, że również uwierzył w jego podłe słowa, uznawszy Mowgliego za czarownika. Całe szczęście, że Mowgli zdołał pokonać tygrysa, bo dzięki temu będzie mógł spokojnie wrócić do dżungli i żyć tak, jak dawniej. Meshua pokazała jak bardzo zależy jej na Mowglim, stając w jego obronie, pomimo niebezpieczeństwa grożącego jej ze strony Buldea, który przecież mógł ich oboje zastrzelić. Tylko nie rozumiem dlaczego ich rodzice i dziadek w tej sytuacji pozostali bierni, zamiast rzucić się na Buldea, aby przeszkodzić mu w zastrzeleniu ich, chociaż wcześniej odważni bronili Mowgliego. Może tym razem sparaliżował ich strach? Ludzie jednak woleli posłuchać się kapłana i pozwolić Mowgliemu odejść niż go zabić, gdyż obawiali się jego pośmiertnej zemsty, skoro wierzyli w reinkarnację. Meshua i Shanti to naprawdę wspaniałe przyjaciółki, które odważyły się postawić Buldeowi, aby stanąć w obronie Mowgliego, a Meshua była gotowa nawet ponieść śmierć, byleby tylko go ocalić. To był naprawdę piękny gest, świadczący o jej wielkiej szlachetności, poświęceniu i uczuciu, jakim go obdarzyła.
OdpowiedzUsuńCo za kretyni w tej wiosce mieszkają! Ja nie mogę… A Meshua po prostu wzruszyła mnie swoją postawą. Wspaniała z niej dziewczynka. Mam nadzieję, że będzie z Mowglim.
OdpowiedzUsuńKurcze, jak zwykle prawie się popłakałam. Ale to prawda, ludzie boją się inności, a podburzeni bywają straszni. Strasznie smutna część.
OdpowiedzUsuń