Refleksje, radość i strach
Dzięki odpowiednim porcjom chininy Neel oraz Meshua poczuli się na tyle dobrze, że nazajutrz po otrzymaniu lekarstwa spróbowali wstać, jednak nadal nie mieli siły chodzić o własnych siłach i ktoś im musiał zawsze pomagać podczas poruszania się. Ustanie na nogach dłużej aniżeli tylko na krótką chwilkę nadal przekraczało ich możliwości, dlatego też musieli dużo wypoczywać, aby nabrać sił i w pełni wyzdrowieć. Przez kilka najbliższych dni odwiedzał ich doktor Julien Plumford w towarzystwie Ganshuma. Ten chłopiec w ostatnim czasie bardzo się zmienił, widząc tylu ludzi chorych i cierpiących w wyniku malarii. Widok ten wywarł na nim naprawdę ogromne wrażenie, podobnie jak to, że jakiś czas temu Mowgli, choć miał okazję go zabić, nie zrobił tego. Wnuk Buldea nie potrafił tego pojąć. Dlaczego ten chłopak z dżungli puścił go wolno pomimo jawnej niechęci, jaką obaj sobie nawzajem okazywali? Zresztą nie tylko o niechęć tutaj chodziło. Przecież Ganshum próbował go nie tak dawno zabić. Czemu więc ten mu to darował? Czemu nie próbował się zemścić? Początkowo wnuk podłego myśliwego sądził, że było to spowodowane jedynie obawą Mowgliego, iż Meshua go znienawidzi, jeżeli on zechce dokonać pomsty na kimkolwiek, w końcu ta dziewczynka była chodzącą dobrocią i praktycznie nikomu nie życzyła źle, zaś Mowgli liczył się z jej zdaniem. Potem jednak zaczął uważać, że być może wychowanek wilków ma nieco inne powody, aby postępować tak, a nie inaczej. Jakie? Słabość? Tchórzostwo? A może też coś znacznie innego? Cokolwiek by to nie było Mowgli mógłby zniszczyć Ganshuma jedną swoją skargą na niego do pułkownika Brydona, który po przygodzie w ruinach miasta Hanuman zaczął darzyć syna Mari i Neela wielkim szacunkiem i poważaniem. Dlaczego więc ten wielki bohater, tak podziwiany przez całą Khanhiwarę za swoją odwagę oraz pomysłowość, nie wykorzystał swojej pozycji, aby wywrzeć zemstę? To pytanie dręczyło Ganshuma, chociaż w głębi serca znał on odpowiedź na nie, brakowało mu jednak odpowiednich zdolności, aby móc ją pojąć.
Bez względu jednak na wszystkie wyżej opisane okoliczności podczas epidemii malarii w mieście w osobie Ganshuma zaszły poważne zmiany. Widział codziennie na własne oczy chorych ludzi, co było tym łatwiejsze, że zachorowała także część żołnierzy w koszarach, w których pod nieobecność doktora chłopak przebywał (rzecz jasna pod kuratelą pułkownika wciąż nie do końca mu dowierzającego). Codziennie ich odwiedzał i musiał pomagać im jeść oraz pić, gdyż chwilami byli tak osłabieni, że sami nie umieli sobie z tym poradzić. Początkowo Ganshum czuł do tych ludzi wstręt oraz niechęć, później zaczął czuć wobec nich coś, co było mu dotychczas zdecydowanie obce - współczucie. To uczucie zaczęło go dotykać w chwili, gdy pułkownik Brydon, widząc wyraźną niechęć swojego podopiecznego do chorych, rzekł dumnym i ponurym tonem:
- Brzydzisz się tymi ludźmi? A czy pomyślałeś, że dla niektórych ludzi ty jesteś bardziej godny takiej choroby niż oni? Nie pomyślałeś o tym, iż pewni ludzie mogą czuć do ciebie taki sam wstręt, jak ty do tych biednych nieszczęśników? Czy pomyślałeś wreszcie o tym, co by było, gdybyś ty sam znalazł się na ich miejscu? Jeżeli nie, to pomyśl, mój chłopcze. Doktor Plumford uważa cię za mądrego, młodego człowieka, chociaż przeżartego niechęcią do całego świata, którą można jednak wyplenić. Ja chcę wierzyć jego opinii, ponieważ nie znam drugiego tak wspaniałego człowieka jak on. Postaraj się więc dowieść, że zasługujesz na tak pochlebną ocenę i pomyśl, co by było, gdybyś teraz to ty leżał na łożu boleści? Czy znalazłbyś kogoś, kto by ci pomógł w biedzie? Czy może raczej byś był zdany na własne siły?
Słowa te wywołały wielki wstrząs emocjonalny w osobie Ganshuma, który poczuł się naprawdę, ale to naprawdę głupio. Najpierw oczywiście jego serce ogarnęła wściekłość i niechęć do pułkownika. Później zastąpiło je zastanowienie się nad sobą samym, aż wreszcie zaczął rozważać dokładnie wszystkie słowa Brydona. Zaczął powoli dochodzić do wniosku, że gdyby i jego spotkała choroba, wówczas nikt by go nie pielęgnował ani też nie pomógłby mu powrócić do zdrowia. To była naprawdę bardzo, ale to bardzo przygnębiająca świadomość. Ganshum zaczął rozumieć, iż jest niezwykle samotny na tym świecie i że prawdę mówiąc zawsze taki był. Bo czy jego dziadek kiedykolwiek okazał mu jakąś czułość? Nie. Był wobec niego nieraz naprawdę oschły i nieprzyjemny. Jedyne wspomnienia, jakie jego wnuk po nim zachował były bardzo ponure. Buldeo w oczach Ganshuma był wielkim człowiekiem, ale również oschłym i wiele po nim oczekującym. Niekiedy nawet zbyt wiele. Pamiętał doskonale, jak mu miał bardzo za złe konflikt z Mowglim, w efekcie którego ten „dzikus“ bez większego trudu pokonał w bójce. Przy czym Buldeo nie złościł się na swego wnuka dlatego, że szukał sprzeczki z Mowglim, ale że został przez niego pokonany.
- Nie rozumiem, jak ten dzikus mógł cię pokonać - powiedział myśliwy, kiedy Ganshum poskarżył mu się na chłopca z dżungli, gdy ten pokonał jego i Nuga bez większych trudności.
- Dziadku, on jest jakiś dziwnie silny! Ja i Nug nie mieliśmy z nim szans! - tłumaczył się Ganshum.
Buldeo spojrzał wówczas na niego ponurym wzrokiem i rzekł:
- Wobec tego ty powinieneś być jeszcze silniejszy od niego. Czy nie wstyd ci, że ten brudas nie tylko rozkochał w sobie dziewczynę, na której ci zależy, ale jeszcze poniżył cię w oczach twoich kolegów?
- Wstyd mi, dziadku - kajał się jego wnuk - Ale co ja mam wobec tego zrobić?
- Okazuj mu swoją pogardę, na jaką w pełni zasłużył oraz nie szukaj z nim konfliktu do czasu, aż nie będziesz na tyle silny, aby go pokonać.
Ganshum wykonał to polecenie, jednak znowu przy okazji, gdy Mowgli wyśmiał Buldea na oczach wszystkich i dowodził, że jego opowieści są łgarstwami, chłopak nie wytrzymał i rzucił się na wychowanka wilków. Ten jednak bez trudu go pokonał, za co ponownie Ganshum otrzymał burę od dziadka, który na dokładkę obił go kijem, żeby się wyżyć za to, jak został wyśmiany publicznie przez Mowgliego. Z tego też powodu wnuk słynnego myśliwego postanowił ukarać swojego adwersarza podrzucając mu kobrę Nagini wykradzioną kapłanowi, jednak poniósł porażkę, którą zdołał obrócić na swoją korzyść, ponieważ dziadek uwierzył w jego wersję śmierci tego paskudnego węża, a potem jeszcze wykorzystując ją bez żadnego trudu zdołał nastawiać wszystkich mieszkańców wioski przeciwko Mowgliemu, doprowadzając wreszcie do jego wygnania. Jednak zapłacili za to obaj, gdyż dżungla wymierzyła im sprawiedliwość za to, co zrobili.
Teraz, gdy Ganshum zaczął to wszystko wspominać i łączyć ze słowami pułkownika Brydona, to zaczął powoli rozumieć, jak bardzo jego życie jest pełne cierpienia, gdyż wychowanie, jakie zaoferował mu dziadek sprawiło, że teraz był on sam jeden i nikt go nie kochał - nie licząc tego zwariowanego doktora, która chyba był w stanie kochać cały świat. On jednak był sam jeden. Czy inni byliby w stanie pokochać wnuka Buldea? Być może, gdyby on się zmienił. Może wtedy już nie będzie sam.
Jak więc widzimy, to przede wszystkim egoizm oraz niechęć do swojej samotności zmotywowała Ganshuma do zmiany swej osoby. Zaczął więc z pomocą pułkownika pielęgnować chorych żołnierzy w koszarach, ale wtedy zachorowała Meshua. Wówczas to chłopiec przeżył prawdziwy wstrząs. Mimo, iż dziewczynka go odtrąciła on wciąż ją kochał i choć kiedyś dzielnie zachęcał ludzi w wiosce do spalenia jej na stosie wraz z jej rodziną, teraz widząc ją bladą niczym trup leżącą na łożu boleści poczuł, że jego serce krwawi z rozpaczy. Pojął wtedy, że ta oto urocza istota znaczyła dla niego więcej niż ktokolwiek inny na świecie. Co prawda kochała innego, czy jednak z tego powodu miała umrzeć? O nie! Ganshum wcale tego nie chciał! No dobrze, w myślach jej tego nieraz życzył, ale gdy doszło co do czego poczuł, że wcale tego nie pragnie. Teraz chciał jedynie, aby ona żyła i była znowu taka, jak dawniej, nawet gdyby to oznaczało, iż kiedyś zostanie żoną tego dzikusa z dżungli.
Chociaż w domu Neela i Mari chłopiec nie był zbyt mile widziany, to czasami tam przychodził z polecenia pułkownika Brydona dowiadywać się o zdrowiu dziewczynki i jej ojca. Nie mógł nic im pomóc, więc z tym większą ochotą zaczął pomagać żołnierzom chorym w koszarach. Miał nadzieję, że dzięki temu choć trochę staje się milszy Śiwie, który w zamian za to ocali Meshuę. Przysięgał w modlitwach do niego, że zrobi wszystko, co on tylko zechce, jeśli tylko uratuje on od śmierci tę niewinną istotę.
Teraz dopiero jego modlitwy zostały wysłuchane. Mowgli powrócił z lekarstwem oraz z samym doktorem Plumfordem dając nadzieję nie tylko Meshui, ale i wszystkim mieszkańcom Khanhiwary. Dzięki niemu wszyscy chorzy zaczęli powoli powracać do zdrowia, odzyskiwać siły i w ciągu kilku widmo śmierci od nich odeszło. Ganshum z radości codziennie klęczał przed obrazkiem Śiwy, dziękując mu za ocalenie Meshui. Jego serce zaś zaczęło czuć, że zaczyna nareszcie zaznawać spokoju, gdyż opuściła je nienawiść. Nadal jednak nie potrafił pojąć zachowania Mowgliego względem niego. Powody, dla których ten chłopiec nie szukał na nim zemsty za wszystkie doznane krzywdy nadal stanowiły dla niego wielką zagadkę, której jeszcze długo miał nie rozumieć.
Oczywiście Mowgli i jego bliscy nie znali problemów, jakie dręczyły ich młodego przyjaciela, który do niedawna jeszcze był im wrogiem. Zresztą i tak by niewiele ich one teraz obchodziły. Wszyscy radowali się bowiem zwycięstwem nad Ahmadem i uwolnieniem doktora Plumforda, jak również sukcesem w walce z chorobą trapiącą Khanhiwarę. Zarówno mieszkańcy miasta, jak również mieszkańcy dżungli radowali się z tego, choć co do tych ostatnich jedynie radowali się ci, którzy żyli w przyjaźni z Mowglim, jednak i tak to była duża liczba zwierząt. Imię syna Rakshy i Ojca Wilka było niesione echem przez Chila, który to wszem i wobec oznajmiał wszystkim wieści o wielkiej bitwie w Mieście Małp, gdzie pierwszy raz w dziejach dżungli dobrzy ludzie i zwierzęta walczyły ramię w ramię przeciwko złym ludziom zagrażającym szczęściu i spokoju obu światów. Imię Mowgliego, który poprowadził zwierzęta do walki w obronie dżungli przeciwko temu nędznikowi imieniem Ahmad (którego podła działalność zakłócała spokój i bezpieczeństwo nie tylko mieszkańców buszu, ale również ludzi żyjących w pobliżu) było przekazywane przez Chila wszystkim zwierzętom. Z kolei wilcze rodzeństwo chłopca przekazywało innym swoim pobratymcom wieści o bitwie. Podobnie czynili również Baloo i Bagheera, którzy opowiedzieli dokładnie przebieg walki swoim podopiecznym, czyli Durdze i Mahali.
- Ach, Mowgli to prawdziwy bohater! - wołała mała pantera.
- Jaka szkoda, że mnie tam z wami nie było! - dodawał niedźwiadek, wykonując przy tym bojowe ruchy łapkami - Z prawdziwą przyjemnością pokazałbym tym łotrom, co oznacza odwaga przyjaciół Mowgliego!
Baloo, chociaż zwykle z politowaniem patrzył na zachowanie swojego kuzyna, teraz uśmiechnął się pobłażliwie i rzekł:
- Nie wątpię, że tak właśnie by było, lecz nie lękaj się. Jeszcze niejeden raz będziesz miał okazję wykazać się męstwem i prawdziwą przyjaźnią.
Podobnie entuzjastycznie przekazywali wieści o bitwie Ojciec Wilk i Raksha, zaznaczając przy tym wielką odwagę swego przybranego syna, zaś Akela (chociaż już w bardziej spokojny sposób) mówił, iż jest dumny mogąc uznać Mowgliego za członka swojego plemienia i zawsze wiedział, że dobry to był wybór, gdy zaakceptował przyjęcie do go Wolnej Gromady.
Akru opowiadał swoim dzieciom (które same wkrótce spodziewały się swoich dzieci), jak wspaniale walczył Mowgli. Lura też to czynił, dodając jednak do swych opowieści wiele wydarzeń, które nie miały nigdy miejsce np. jak Mowgli sam jeden przeskakiwał największych ludzi i zadawał im ciosy w kark albo też, jak wskoczył na grzbiet Hathiego, z którego dzielnie wydawał im rozkazy do boju, zachęcając do tego, aby walczyli zaciekle i nie poddawali się. Sura i Lala śmiali się z tych bajek, ale nie zamierzali im zaprzeczać dobrze wiedząc, jak Lura uwielbia chłopca. Szary Brat również tak postępował, a kiedy ktoś go zapytał, czy tak właśnie było, tylko kiwał łbem i mówił tajemniczym tonem:
- Skoro mój brat tak mówi, to możecie mieć pewność, że tak właśnie było.
Hathi niewiele mówił o samej bitwie, jednak, gdy ktoś go o nią pytał, to mówił wraz ze swymi synami, że choć sprawy ludzi niewiele słonie powinny obchodzić, to tym razem dobrze zrobili biorąc udział w tej walce, ponieważ zaszczyt ona im przyniosła.
Kaa nikt o zdanie nie pytał, gdyż był on raczej małomówny, poza tym wszyscy wiedzieli, że jeśli już zacznie prawić o bitwie, to z całą pewnością wyolbrzymi znacznie swoje zasługi w niej, a tego przecież nikt nie chciał słuchać.
Sam Mowgli nie napawał się wcale swoim zwycięstwem. Przeciwnie, rozmawiał z przyjaciółmi z dżungli tak, jakby zrobił jedynie to, co każdy inny zrobiłby na jego miejscu. Codziennie w towarzystwie Shanti oraz Sikha (sama Meshua była jeszcze za słaba, aby opuszczać dom) chodził do buszu, aby doglądać niedźwiedzia Baloo, któremu wciąż dokuczały rany odniesione w poprzedniej walce. Radował się on teraz z tego powodu, że był taki tłusty, bo jego tłuszcz ocalił mu niedawno życie nie dopuszczając kulę do jego serca.
- I pomyśleć, że kiedyś radziłem ci, abyś nie jadł tyle miodu, żarłoku - powiedział z radością Bagheera - Teraz zaś dziękuję losowi za to, że mnie nie posłuchałeś.
- Ano widzisz, mój przyjacielu - uśmiechnął się Baloo - Dobrze więc, iż zamiast słuchać twoich rad postąpiłem wedle własnego rozumu.
- Ten jeden raz dobrze postąpiłeś, jednak nie gwarantuję, że następnym razem też tak będzie.
- To prawda, ale tak czy inaczej mam lekcję na przyszłość.
- Jaką?
- A taką, że muszę postępować według własnych zasad, a nie twoich.
Bagheera spojrzał załamany na Mowgliego i powiedział:
- Na wyłamaną kratę, dzięki której odzyskałem wolność! Zaczynam już żałować, że ten myśliwy lepiej go nie trafił! Może wówczas by spokorniał.
Mowgli parsknął śmiechem i spojrzał na swego dawnego nauczyciela, mówiąc:
- Jak to w dziwny sposób niektórzy okazują innym, że cieszą się z tego, iż nic im nie jest. Prawda, papa misiu?
- O, tak, moja mała żabko. O, tak - zachichotał niedźwiedź.
Bagheera również zaczął się śmiać czując, że mimo, iż jego przyjaciel niejeden raz go drażnił, to jednak radował go teraz jego powrót do zdrowia.
Shanti i Sikh nie znali języka zwierząt, jednak Mowgli powtórzył im dokładnie, o czym jego przyjaciele mówili. Oboje byli tym również bardzo uradowani.
Cała trójka spędzała miło czas w buszu w towarzystwie Bagheera i Baloo, jak również często bawiąc się z Mahalą i Durgą, których serdecznie polubili. Odwiedzali ich codziennie przez kilka dni. Idylla nie trwała jednak długo, gdyż pewnego popołudnia, kiedy powrócili do miasta Khanhiwary, to zauważyli biegnącego ulicą Rikkiego. Był on bardzo przejęty.
- Mowgli! Jak to dobrze, że cię znalazłem! - zawołał ichneumon.
- Rikki! Co się stało?! - zapytał Mowgli.
Wiedział, że skoro jego przyjaciel go szuka i to wyraźnie przerażony, to musiało mieć miejsce coś przerażającego.
- Meshua... I reszta... - dyszało zmęczone zwierzątko.
- Co z nimi?!
- W niebezpieczeństwie!
Mowgli przeraził się, po czym przekazał Shanti i Sikhowi tę wieść, a ci zareagowali na nią wyraźnym lękiem.
- Co z nimi? - spytał chłopiec z dżungli.
- Ahmad... Ten łotr... Więzi ich - wyjaśnił Rikki.
- Gdzie?
- W naszym domu.
- Ale skąd on się tam wziął?
- Nie wiem... Ale musisz coś zrobić, inaczej oni zginą!
Mowgli przekazał tę wieść swoim przyjaciołom, po czym cała czwórka pobiegła do domu Neela i Mari.
Cokolwiek by to nie było, Mowgli mógłby zniszczyć Ganshuma jedną swoją skargą na niego do pułkownika Plumforda, który po przygodzie w ruinach miasta Hanuman zaczął darzyć syna Mari i Neela wielkim szacunkiem i poważaniem. Fajnie, że w Ganshumie zaczęło budzić się uczucie litości i że jego przemiana następuje stopniowo, bo ma dużo spraw do przemyślenia i nie rozumie pobudek, jakimi kieruje się Mowgli. Słowa wypowiedziane do niego przez pułkownika dały mu naprawdę do myślenia, dzięki czemu zaczęły się w nim budzić wyrzuty sumienia, bo zrozumiał, że nie jest lubiany i szanowany przez to, jaki jest i w jaki sposób odnosi się do innych. On nigdy nie zaznał dobroci i miłości, dlatego taki się stał. Buldeo traktował go podle, skoro go bił i się na nim wyżywał, a do tego uczył go pogardy i nienawiści do innych. Do tego Ganshum zrozumiał, że naprawdę kochał Meshuę, choć starał się w sobie stłumić to uczucie, życząc jej śmierci. Co ciekawe, Rowling przyznała, że podobna sytuacja miała miejsce z Draconem, że on darzył Hermionę tak wielką niechęcią, aby się w niej przypadkiem nie zakochać, bo w rzeczywistości mu się ona podobała. Widzę, że wkrótce Akru zostanie dziadkiem, ale nie ma w tym nic dziwnego, skoro wilki mogą mieć młode już po ukończeniu roku. Lura z kolei posiada bujną wyobraźnię, skoro fantazjowanie i ubarwienie historii przychodzi mu z taką łatwością xD Kaa z kolei lubi się wymądrzać i wychwalać samego siebie xD Ogólnie przyjaciele Mowgliego wychwalają go pod niebiosa za jego odwagę, męstwo i liczne zasługi, jakich dokonał, jednak on wcale nie postrzega siebie jako bohatera, gdyż wychodzi z założenia, że każdy na jego miejscu by tak postąpił. Ciekaw jestem, jak Ahmad zdołał zbiec żołnierzom i uwięzić jego bliskich.
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział, choć więcej w nim opisów niż wydarzeń, ale i tak ciekawy. Mowgli jest więc teraz bohaterem ludzi i zwierząt :) Tylko jak ten drań Ahmad zwiał? Pewnie w następnym rozdziale się tego dowiemy.
OdpowiedzUsuń