Rozdział XIX
Bohaterski czyn Rikkiego
Mowgli z Meshuą i Bougim wrócili do wioski, powoli ciągnąc za sobą wózek z drewnem. Obok nich szedł Rikki, niosąc wysoko ogon w górze. Prócz tego rozglądał się on bardzo uważnie dookoła, aby mieć pewność, że nic złego nie spotka jego opiekunów. Wiedział co prawda, że w razie czego, gdyby zaatakował ich drapieżnik, to jego pomoc na niewiele się przyda, ale ichneumon wychodził z założenia, iż dla dzieci, które ocaliły mu życie on sam powinien zrobić naprawdę wszystko, co tylko może. Prócz tego dobrze wiedział, iż jego słuch był znacznie lepszy niż słuch ludzi, więc na pewno usłyszy z daleka niebezpieczeństwo, jeżeli takowe się pojawi. Wtedy zdąży ostrzec Mowgliego i Meshuę, a ci uprzedzą wówczas Bougiego i będą mogli przygotować się do obrony. Dlatego też Rikki zachował czujność. Pochodził z dżungli i tam spędził rok swojego dotychczasowego życia zanim trafił do ludzkiej osady, więc wiedział doskonale, że zachowanie czujności podczas wędrówki po puszczy jest niezbędne.
Na całe szczęście czujność Rikkiego tym razem okazała się całkowicie zbędna, ponieważ trójka jego ludzkich przyjaciół spokojnie dotarła do domu. Prawdę mówiąc jednak zawdzięczali to nie tyle swemu jakże szczęśliwemu losowi, co raczej czemuś, co zauważyła Meshua. Mianowicie dziewczynka była gotowa przysiąc, że widziała w buszu kilka wilków chodzących między drzewami, w pobliżu tej ścieżki, którą wędrowali ona oraz jej towarzysze. Widocznie Lala powiedziała wilczym braciom Mowgliego o ataku szakala Tabaquiego, dlatego wraz z potomkami Rakshy pilnowała, aby taka sytuacja się powtórzyła. Meshua musiała przyznać, że to bardzo miłe i szlachetne z jej strony. Najwidoczniej Lala nie była wcale taką egoistką, jaką udawała.
Dziewczynka podzieliła się swoimi spostrzeżeniami z Mowglim, a ten z uśmiechem na ustach rzekł:
- To zrozumiałe. Po tych groźbach, jakie ostatnio rzuca nad moją głową Shere Khan chyba nie myślałaś, że Matka Wilczyca zostawi nas samych w gęstej dżungli?
Meshua pokiwała głową na znak zrozumienia, czując przy tym w sercu, iż coraz bardziej lubi przyjaciół chłopca z buszu.
Jakiś czas później cała grupka dotarła do wioski. Mowgli wówczas zatrzymał się, mówiąc:
- Zaczekajcie na mnie, proszę... Zaraz wrócę.
Bougi i Meshua poczekali na niego, natomiast ich przyjaciel podbiegł do najbliższych krzaków, gdzie siedział Szary Brat.
- Coś się stało, braciszku? - zapytał zaniepokojonym tonem wilk.
- Chciałem cię o coś prosić - powiedział chłopiec.
- Proś mnie o co tylko chcesz. Tylko nie żądaj ode mnie, abyśmy nie pilnowali cię za każdym razem, gdy tu trafisz. Matka nigdy by nam tego nie darowała, a poza tym nie chodzi tutaj już o nią samą, ale o nas wszystkich. Jesteśmy twoimi braćmi, Mowgli.
- Nie, mnie nie o to chodzi, Szary Bracie.
- A o co?
- Widzisz... Przysiągłem sobie i pewnemu człowiekowi z tej wioski, że do najbliższej pełni księżyca zabiję Shere Khana.
- Wiem, wspominałeś o tym podczas spotkania.
- I właśnie chciałbym wiedzieć, czy tygrys grasuje w okolicy, a o ile go dobrze znam, to właśnie to robi.
Szary Brat uśmiechnął się do Mowgliego.
- Sądzisz, że spróbuje cię dopaść w wiosce?
- Do wioski się raczej nie zbliży, za bardzo się boi ludzkiej broni oraz Czerwonego Kwiecia... Ale może on chcieć zaatakować mnie lub Meshuę wtedy, gdy będziemy na polu poza ogrodzeniem. Nie chcę zatem, aby wziął nas z zaskoczenia.
- Rozumiem, mały bracie. Chcesz, żebyśmy obserwowali tego łotra?
- Tak! Chcę wiedzieć, dokąd on chodzi i co planuje.
- Co planuje, to pewne. Chcę się on na tobie zemścić za wybite oko i w ogóle za wszystko.
- Właśnie, dlatego z pewnością kręci się tu w pobliżu. Muszę wiedzieć, co on dokładnie zamierza i dokąd on chodzi. Potem obmyślimy razem plan działania. Póki ten bydłobójca żyje, nigdy nie będziemy bezpieczni.
- Wobec tego musisz go zabić, mój mały bracie.
- Zrobię to, ale muszę wiedzieć, gdzie on jest, aby móc w odpowiednim momencie go zaatakować, zanim on zaatakuje mnie.
Szary Brat delikatnie szczeknął w zachwycie po słowach, jakie właśnie usłyszał.
- Licz na mnie, braciszku. Poślę Akru, Surę i Lurę, aby obserwowali Shere Khana i Tabaquiego. Poproszę także o to Chila. Będę musiał mu za to dać nieco ochłapów, gdyż sam z siebie na pewno nie zechce nam pomóc, ale warto tyle zapłacić za jego pomoc, gdyż ta jest nieoceniona.
- Masz rację, Szary Bracie. Niech więc każdy z was obserwuje tygrysa i gdy ten znajdzie się w pobliżu wioski, przeprowadzimy swój atak.
- Dobrze, lecz obiecaj mi jedno, braciszku.
- Co takiego?
- Że pozwolisz mi być przy tobie, kiedy tylko dojdzie do walki. Proszę... Chcę być wtedy obecny, aby w razie czego ruszyć ci z pomocą.
Chłopiec objął mocno łeb wilka ze wzruszenia.
- Dziękuję ci... Tak właśnie będzie.
Szary Brat polizał Mowgliego po twarzy, po czym zniknął w buszu, a przybrany syn Rakshy dołączył do swoich ludzkich przyjaciół i razem z nimi poszedł do swej chaty, przed którą zostawiono wózek pełen drzewa.
- Mamo! Tato! Wróciliśmy! - zawołała radośnie Meshua, wchodząc do domu.
Mowgli i Bougi weszli za nimi. Zastali tam Neela i Mari, mającymi bardzo ponure miny.
- Czy coś się stało? - zapytał Bougi.
Jego zięć bardzo szybko przeszedł do wyjaśnień, które wyraził poprzez pytanie:
- Mowgli... Czy to prawda, że pokłóciłeś się z Buldeo?
Chłopiec pokiwał twierdząc głową.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo jest nędznym łgarzem, a jego opowieści to zwykłe duby smalone, których ja znieść nie mogę.
Mari spojrzała uważnie na swego syna i spytała:
- A czy to prawda, że on ci rzucił wyzwanie w sprawie tego tygrysa, któremu kiedyś wybiłeś oko?
- Chodzi o Shere Khana? Tak, to prawda - potwierdził Mowgli - Mam z tym bydłobójcą porachunki, więc z tym większą przyjemnością go zabiję.
Neel westchnął załamany, po czym rzekł:
- Synu... Czy ty czegoś nie rozumiesz? Buldeo to obok naczelnika wsi oraz kapłana najważniejsza osoba w całej wiosce. Tej trójce tylko głupiec może się narażać. Jesteś bardzo mądrym chłopcem, a mimo to już dwoje z nich uczyniłeś swoimi wrogami. To nie było mądre.
- O czym wy mówicie? - zdziwił się Bougi - Mowgli, naprawdę miałeś sprzeczkę z Buldeo? Przecież ostrzegałem cię, abyś nie szukał z nim zwady!
- Nie mogłem inaczej! Ten łotr opowiadał same kłamstwa o dżungli! - zawołał oburzonym głosem Mowgli.
- Więc niech by je sobie nawet opowiadał! A co ci do tego?! - jęknęła załamanym głosem Mari - Chcesz, aby ten parszywy łotr cię zastrzelił albo jak zapowiedział, wyrwał ci język? Chcesz tego?!
- Skąd o tym wszystkim wiecie? - zapytała zdumiona Meshua - Buldeo był tutaj ze skargą?
- On nie, ale naczelnik wioski - wyjaśnił Neel - Kiedy was tu nie było, przyszedł tutaj i opowiadał o tym, co zrobiłeś wczoraj wieczorem, Mowgli. Twierdzi, że prowokowałeś Buldeo, a potem chwaliłeś się, że sam osobiście zabijesz tygrysa. Ponoć nawet założyłeś się z tym łotrem, iż tego dokonasz przed pełnią księżyca.
- Nie wypieram się tego. To sama prawda - powiedział Mowgli - Ale ja i tak planuję zabić tego podłego bydłobójcę. On zniszczył moje życie. Przez jego nędzne intrygi musiałem porzucić dżunglę, o mało przy tym nie ginąc. Prócz tego chciał zabić Meshuę i pana Bougiego. Póki on żyje nikt z moich bliskich nie jest bezpieczny.
- Ty też nie będziesz bezpieczny, jeśli będziesz szukać tego tygrysa - rzekł Neel.
- Nie zamierzam go szukać - odparł chłopiec - Prędzej czy później on znajdzie mnie, a wtedy będę na niego czekał i go zabiję.
- A póki co masz zostać pastuchem - zauważył Neel.
- Słucham? - zdziwiła się Meshua.
- Naczelnik wsi uznał, że Mowgli kłóci się ze starszymi dlatego, że ma za dużo wolnego czasu, dlatego też zażądał od nas, aby otrzymał on jakieś swoje obowiązki. Uznał, że pasanie naszych bawołów, to będzie dla niego odpowiednie zajęcie. Drań chce go w ten sposób poniżyć.
Mowgli jednak nie uważał to zajęcie za poniżające.
- Czemu tak pan mówi? Ja mogę pasać bawoły. Nie widzę w tym nic złego.
- Za to my wszyscy widzimy coś złego w twoim zachowaniu! - jęknęła Mari zasmuconym głosem - Proszę cię, synku! Przestań wreszcie się kłócić z ludźmi, którzy mogę cię zniszczyć! Tym razem może nie skończyć się na wygnaniu, ale na czymś o wiele groźniejszym!
Następnie kobieta podbiegła do chłopca, klękła przed nim, złapała go za ramiona i powiedziała:
- Proszę cię... Obiecaj mi, że nie będziesz więcej szukać zwady z nikim. Ani z Buldeo, ani z kapłanem, ani też z nikim innym. Zrozum... Już raz cię straciłam! Nie chcę cię stracić po raz drugi! Jeśli znowu cię stracę, to ja tego nie przeżyję.
Następnie objęła go mocno, zanosząc się płaczem. Chłopiec zdziwił się tym wszystkim, ale obiecał kobiecie, że spełni jej prośbę. Gdy jednak Neel zażądał, żeby przeprosił on o poranku Buldeo oraz poprosił go o cofnięcie zakładu, Mowgli wyraził ostry sprzeciw.
- Dałem słowo Buldeo, że zabiję Shere Khana. Dałem to samo słowo moi braciom wilkom i na tego buhaja, który był moim okupem, nie cofnę go! Możecie mnie zbić, możecie mnie wygnać, ale ja tego nie zrobię!
Chłopiec zbyt wysoko cenił sobie swoje obietnice, aby miał on spełnić żądanie Neela. Prócz tego też był zbyt dumny, żeby przeprosić tego starego łgarza Buldeo.
- Dajcie mu spokój, kochani - wystąpił w jego obronie Bougi - On nie przeprosi tego łotra. Zresztą, prawdę mówiąc, nawet nie chcę, aby to robił. Ten stary łajdak tylko na to czeka. Nienawidzi nas, bo jako jedyni w wiosce nie wierzymy w jego bajki i nie okazujemy mu niemalże boskiej czci. Prócz tego ja i Neel jesteśmy przecież najbogatszymi chłopami w całej osadzie. Neel ma pieniądze, a ja sporo bydła. Nawet naczelnik tyle nie ma. Założę się, że Buldeo ma chrapkę na nasz majątek. I nie tylko on, kapłan tak samo. I chyba się nie pomylę, jeśli powiem, że naczelnik także. Na całe szczęście ta trójka nie darzy się sympatią, więc póki co jesteśmy bezpieczni.
- Nie wiadomo, jak długo będą żyli w niezgodzie - zauważył Neel - W każdej chwili mogą się pogodzić, aby nas zniszczyć. Naczelnik to co prawda nędzny głupiec, ale ma władzę. Buldeo i kapłan nie mają władzy, ale mają rozum i poparcie wsi. Jeśli Mowgli będzie ich dalej do siebie zrażał, tylko ściągnie na siebie kłopoty.
- On ma rację, Mowgli - powiedziała Mari - Synku... Proszę cię, nigdy więcej nie szukaj z nimi zwady.
- Obiecałem to pani i obietnicy tej dotrzymam - rzekł chłopiec bardzo poważnym tonem.
Meshua popatrzyła na niego z zachwytem. Podobały się jej jego słowa oraz zasady, jakimi się on kierował, chociaż też podzielała zdanie matki, że Mowgli nie powinien szukać sobie wrogów. Wiedziała jednak, iż co było, to było i cofnąć czasu już nie można. Zostaje więc tylko pogodzić się z tym wszystkim oraz żyć dalej, a przy odrobinie szczęścia jej najlepszy przyjaciel zabije Shere Khana i przyniesie jego skórę do wioski, a wtedy to dopiero Buldeo oczy zbieleją.
Z takimi oto myślami dziewczynka wraz z resztą swej rodziny zasiadła do kolacji, po której zjedzeniu wszyscy znów poszli spać. Mowgli ponownie uparł się, aby spać na dworze, dlatego też wyłożył się wygodnie na swoim posłaniu przed chatą. Rikki czujny jak zawsze legł obok niego, aby w razie czego pomóc swemu opiekunowi. Dzielny ichneumon nie wiedział jeszcze, jak bardzo tej nocy jego pomoc okaże się być potrzebna.
Około północy Mowgli usłyszał dziwny dźwięk, który wyrwał go ze snu. Rozejrzał się dookoła i zobaczył, że nie ma przy nim Rikkiego. Wstał z posłania i zaczął szukać mangusty. Znalazł ją stojącą przed jakimś krzakiem.
- Co się stało, Rikki? - zapytał Mowgli.
- Ona tu jest! - odpowiedział mu ichneumon, strosząc futerko i wydając z siebie gniewny pisk.
To właśnie ten dźwięk wyrwał chłopca ze snu.
- Ona tu jest? Ale kto?
Odpowiedź szybko przyszła, a raczej przypełzła, kiedy to zza krzaków powoli wysunęła się postać, która już od dawna napawała Rikkiego lękiem. Postać kobry Nagini.
- To ty! - zawołał Mowgli w języku zwierząt.
- No proszę... A więc już nie śśśpisz? - zasyczała Nagini - A miałam nadzieję, że będziesz ssspać, kiedy przyjdę. No cóż, to niczego nie zmienia.
- Czego chcesz, gadzino?! - warknął na kobrę Rikki.
- Chcę umożliwić twojemu przyjacielowi ssspotkanie z potężną Kali, boginią śśśmierci. Jedno małe ugryzienie i już na zawsze pozossstanie on w jej objęciach.
- Chcesz mnie zabić?! Co ja ci złego zrobiłem?! - zdziwił się Mowgli.
- Mnie nic, ale obraziłeśśś szlachetnego Buldeo - odparła kobra - Tego wielkiego Buldeo, który nosssi mi mleko i karmi mnie jak ssswe dziecko. Nazwałeśśś go kłamcą...
- Skąd niby o tym wiesz?
- Znam język ludzi, ty bezwłosy wilku. Do tego widziałam wszyssstko. Wszyssstko widziałam, wszyssstko sssłyszałam i wszyssstko zrozumiałam.
- Niemożliwe! Żadne zwierzę nie zna przecież ludzkiej mowy, tak samo jak człowiek nie zna mowy zwierząt!
- Owszem, ale sssą od tej reguły wyjątki, nieprawdaż? - syczała dalej Nagini, kołysząc się jak w jakimś tańcu - Ty i ja jesteśśśmy tego najlepszym przykładem.
- Skąd niby znasz mowę ludzi? - spytał Rikki.
- Bo mam większy rozum niż ty, głupia mangusssto! Dlatego też, gdy pewien chłopak przyniósssł mnie wczoraj tutaj i mówił do mnie „zabij go“, to zrozumiałam go i z wielką przyjemnośśścią chciałam to zrobić. Niestety, ten głupi ichneumon mnie ssspłoszył.
- Teraz też cię przepłoszę! Wynoś się albo poznasz smak moich zębów! - krzyknął Rikki, strosząc mocniej futerko.
Kobra kołysała się dalej gniewnie.
- Nie tym razem... Wtedy to inssstynkt we mnie wygrał, więc uciekłam. Dzissiaj zaśśś zemsssta jest górą, a więc już czasss się pożegnać i powitać wielką Kali!
- Mowgli, uciekaj! - zawołał ichneumon, po czym skoczył na węża.
Chłopiec odsunął się w bok, choć tak naprawdę chciał pomóc swojemu przyjacielowi w walce, jednak tym razem musiał zadowolić się rolą biernego obserwatora. Patrzył więc, jak Rikki naciera ostro na kobrę, łapiąc ją mocno zębami za kaptur. Już po chwili obaj przeciwnicy padli na ziemię. Nagini próbowała zrzucić z siebie ichneumona, ale nie udało się jej tego dokonać, gdyż ten wbił mocno zęby w jej kaptur. W końcu osiągnęła cel odrzucając mangustę na bok i sycząc na nią groźnie. Rikki odpowiedział jej bojowym piskiem.
- Ja i ty jesssteśmy jednej krwi! - powiedział Mowgli.
Miał nadzieję, że słowa zaklęcia, zwanego również Słowami Braterstwa przemówią do kobry i sprawią, iż poniecha ona dalszej walki z Rikkim. Niestety, przeliczył się, gdyż Nagini należała do tego rodzaju zwierząt, które bez wahania łamią prawa dżungli, a ich magia nie ma na nie wpływu.
- Nic z tego, głupcze - wysyczała kobra - Jessstem królewssską kobrą i nigdy z nikim braterssstwa nie zawieram, chyba, że z innymi kobrami. Nie pokonasz mnie hasssłami dla pospolitych węży! GIŃ!
Następnie skoczyła na chłopca, który w ostatniej chwili zdążył jednak odskoczyć w bok, dlatego atak Nagini uderzył w próżnię. Wtedy do ataku przystąpił Rikki, ponownie wbijając swoje ostre zęby w kaptur kobry, która to zaczęła się wić i szarpać, próbując go z siebie zrzucić. Tym razem wszak ichneumon mocno zacisnął kły w ciele swego przeciwnika i to jeszcze w taki sposób, że Nagini nie miała wyjścia i musiała mu ulec. Padła w końcu na ziemię, sycząc przy tym błagalnie:
- Oszczędź!
Rikki spojrzał na Mowgliego, czekając jego decyzji. Chłopiec wówczas zastanowił się przez chwilę. Pamiętał słowa Neela i Mari proszących go, aby więcej nie narażał się Buldeo ani kapłanowi. Jeśli więc zabije ich ulubioną kobrę, to na pewno nastawi ich przeciwko sobie, Rikkiego także. Poza tym żal mu się zrobiło tego węża, który tak był przeżarty pychą oraz głupotą, że nie dostrzegał, iż chłopiec z dżungli nigdy nie chciał być jej wrogiem.
- Puść ją, Rikki. Niech odejdzie - powiedział w końcu Mowgli - Nie chcemy mieć kłopotów z kapłanem.
Mangusta bardzo niechętnie rozluźniła uścisk i puściła kobrę wolno. Ta zaś odpełzła w krzaki, skąd już po chwili wyskoczył jakiś cień, uciekając z niewielkim pudełkiem pod pachą.
- Kto to był? - zapytał Rikki.
- Myślę, że to był Ganshum albo Nug - rzekł Mowgli.
- Musimy się więc mieć na baczności.
- Spokojnie. Tej nocy już nie wrócą.
Z tymi oto słowami chłopiec położył się powoli na posłaniu i zmęczony bardzo szybko zasnął. Rikki jednak nie mógł wcale spać. Nie po tym, co miało przed chwilą miejsce. Dlatego zamiast legnąć na posłaniu wskoczył na drzewo rosnące nieopodal i czekał. Jego trud nie był nadaremny, gdyż jakąś godzinę później pewien tajemniczy cień z niewielką skrzynką pod pachą powrócił. Otworzył ją potem i wypuścił ponownie Nagini.
- Tym razem spraw się jak należy, ty głupi wężu - powiedział cień - Ten dureń myślał, że tu nie wrócę... Popełnił największy błąd w swoim życiu. Pocieszające dla niego może być to, że ostatni.
- To wnuk Buldea - rzekł Rikki sam do siebie - Poznaję go po głosie. Więc Nagini jest z nim w zmowie?
Ganshum tymczasem zakradł się po cichu do Mowgliego, który to spał zmęczony dzisiejszym dniem i nie słyszał delikatnych kroków swego wroga. Następnie podły chłopiec obrócił skrzynkę do góry nogami i Nagini powoli opadła na posłanie przybranego syna Mari.
- Zabij! - wysyczał Ganshoum, a następnie uciekł.
Dla pewności, aby tym razem wszystko poszło jak należy zamknął on kobrę w pudełku, w które potem uderzył kilkanaście razy kijem. Wiedział, że w ten sposób rozwścieczy Nagini i ta z wściekłości ukąsi pierwszą osobę, jaką zobaczy. W tym wypadku miał to być Mowgli.
- Zabiję... Zabiję... Zabiję - syczała gniewnie kobra, pełznąc do swojej ofiary.
- Nic z tego! - krzyknął Rikki, zeskakując z drzewa prosto na węża.
Ichneumon powalił swego przeciwnika na ziemię i przygniótł go łapą za kaptur (tak, by kobra nie mogła go ukąsić), piszcząc przy tym bojowo:
- Więc to tak dziękujesz za okazaną łaskę?! Zdradą się odwdzięczasz za litość?
- Nie wiesz, że takie już sssą kobry? - spytała Nagini - Zdrada to nasza najlepsza broń.
- Wobec tego giń, kłamliwa gadzino! Tym razem nie otrzymasz litości!
- Uprzedzam cię! Jeśśśli mnie zabijesz, to twój przyjaciel już wkrótce umrze! Sssam wielki Wisznu mnie sssobie umiłował! Zabij śśświętą kobrę, a ssspotka cię jego gniew!
- Złamałaś prawo dżungli, Nagini! Kto zdradą odpłaca się za okazaną mu łaskę, ten musi zginąć! Sam wielki Wisznu, na którego się powołujesz, uznaje te prawa, więc nie strasz mnie nim, bo nic ci to nie da! Giń, ty nędzna zdrajczyni!
Po tych słowach Rikki uderzył zębami w najczulszy punkt kobry. Tym razem jego cios był na tyle silny, że zadał wężowi śmierć i Nagini opadła na ziemię martwa.
Mowgli po raz kolejny wymknął się zimnym objęciom śmierci.
Mowgli jest zdecydowany zabić Shere Khana, tym bardziej że wie, iż może liczyć na pomoc swoich przyjaciół. Do tego jest stanowczy i uparty, ale zachował się naprawdę bezmyślnie prowokując Buldea. Nic dziwnego, że rodzice go za to ganią, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jaki Buldeo jest podły i mściwy. Bougi zdaje się najlepiej rozumieć motywy kierujące Mowglim i uważa, że jego gniew jest najzupełniej słuszny, bo sam również pogardza Buldeem i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkie brednie opowiada ludziom. Rodzice Mowgliego są bardziej ostrożni, dlatego też podchodzą do tego wszystkiego z większym zaniepokojeniem. No i dzielny Rikki podczas jednej nocy dwukrotnie ocalił Mowgliego przed oślizgłą i podłą kobrą, nasłaną przez równie podłego Ganshuma.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Mowgli nie chce przepraszać Buldeo. Ja sama bym nie przeprosiła tej kanalii. No i dobrze, że Rikki czuwał. Kochany zwierzak.
OdpowiedzUsuńMój drogi Jasiu Kronikarzu,
OdpowiedzUsuńZ zaciekawieniem przeczytałam ten rozdział. Tutaj pokazałeś, jak słowny i honorowy jest Mowgli, nawet jeśli ma się to obrócić przeciw niemu.
Z ogromnym napięciem czytałam też fragment opisujący walkę Rikkiego z Nagini. Ganshum miał osobiste powody, by zabić Mowgliego, a ten spór z jego dziadkiem stał się jeszcze jednym z nich. Całe szczęście, że Mowgli umknął śmierci, ale zabicie świętej kobry oznacza dla chłopca poważne kłopoty.
Czekam zatem na następne rozdziały i ściskam Cię mocno. :) :*
Twoja wierniejsza od pieska Siostrzyczka, Przyjaciółka i MUZA Joasia :* :)
Uffff! Ależ pasjonujący rozdział! A więc Nagini nie żyje! Tym lepiej. Jednego wroga mniej. Wspaniale mi się czytało.
OdpowiedzUsuń