sobota, 9 grudnia 2017

Rozdział 043

Rozdział XLIII

Wyprawa do Hanuman


Minęło już trochę czasu od chwili, kiedy Jumeraih poroniła. Kobieta pogrążyła się w rozpaczy i złościła na męża, obrażając go przy każdej okazji i traktując w podły sposób, obwiniając za wszystko, co się stało. Wspierało ją w tym kilku sąsiadów, którzy widzieli, iż jej mąż jest osobą słabą i przez to nie miał u nich szacunku. Zresztą jak mógł niby go mieć, skoro nawet najmniejszego szacunku nie zdobył u swojej władczej żony, która zawsze trzymała wszystkie sznurki w swoich rękach, a także lubiła mieć za każdym razem we wszystkim ostatnie słowo, cokolwiek by to nie było. Jej mąż we wszystkim zawsze ostatecznie jej ustępował, choć czasami zdobył się jednak na przekonanie ją do ustępstwa, jak choćby w sprawie jego rodziny, która to tymczasowo zatrzymała się w domu jednego z jej trzech braci. Bougi nieraz zastanawiał się, dlaczego ta kobieta dziesięć lat temu poślubiła Rao, skoro w ogóle go nie szanowała. Podejrzewał, że być może powodem tego był fakt, iż musiała mieć kogoś, kim może rządzić, a inny mężczyzna by sobie na to nie pozwolił. Myślami tymi dzielił się ze swoją rodziną, pomstując przy tym na swego syna.
- Ten człowiek nie zasługuje na to, aby być moim potomkiem! - zawołał staruszek oburzonym tonem - Przecież on nie ma ani krzty honoru! Pozwala na to, aby ta nędzna kobieta traktowała go w taki sposób! Ja nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje! Kto mądry, ten niech mi powie, dlaczego tak właśnie jest?!
Mari i Neel nie umieli odpowiedzieć mu na to pytanie, podobnie jak i Meshua, która także była wyraźnie przygnębiona tym wszystkim i czuła, że z jej wujkiem nie dzieje się najlepiej. Potwierdził to Sikh, który raz posłany po coś na miasto wrócił przynosząc smutne wieści, że widział Rao wracającego pijanego z najbliższego szynku. Bougi był załamany tymi wieściami. Nie dość, że jego syn pozwolił na to, aby ta kobieta traktowała go w tak podły sposób, iż przez kilka lat od ślubu nie chciała mieć dzieci (chociaż on tego pragnął), a potem nagle niespodzianie zachciało się jej mieć dziecko i to koniecznie córkę, to jeszcze teraz zaczął pić, ponieważ nie zdołał dać jej upragnionego przez nich potomka. Poniżył się kompletnie.
Rodzina Meshui nie miała jednak czasu, aby o tym wszystkim myśleć, ponieważ miała własne problemy. Termin rozwiązania u Mari zbliżał się coraz większymi krokami. Kobieta coraz gorzej się czuła i przez ostatnie dni prawie wcale nie wychodziła z łóżka. Wszyscy w miarę swoich możliwości pomagali jej, słuchając przy tym mądrych rad doktora Juliena Plumforda, który to codziennie odwiedzał rodzinę Meshui.
- Spokojnie, moja droga - powiedział do dziewczynki lekarz - Będzie dobrze. Twoja mama niedługo urodzi prześliczne dzieciątko. Nie musicie się niczego obawiać.
- Ale ona jest ostatnio strasznie słaba, panie doktorze! - zawołała na to załamanym głosem Meshua.
- No właśnie - dodał Neel - Strasznie się o nią wszyscy martwimy.
- Nie wiemy, co mamy robić - rzekł Bougi.
Doktor uśmiechnął się do nich przyjaźnie i pocieszająco zarazem.
- Wasze obawy są uzasadnione, gdyż pani Mari ostatnio jest w złym stanie, jednak zapewniam was, że z czasem to minie. Od tego się nie umiera, możecie być pewni.
Po tych słowach usiadł przy matki Meshui i dotknął delikatnie jej czoła, a potem sprawdził puls.
- Wszystko jest w porządku, kochana. Tylko musisz odpoczywać i dużo pić. Dzięki temu nabierzesz sił, a musisz ich nabrać wiele, bardzo wiele.
- A co z moim dzieckiem, panie doktorze? - jęknęła Mari, głęboko przy tym oddychając.
- Będzie dobrze. Urodzi się zdrowe i szczęśliwe.
Kobieta złapała go za rękę patrząc mu uważnie w oczy.
- Panie doktorze... Mam do pana wielką prośbę... Jeżeli będzie źle... Ale rozumie pan... Naprawdę źle, to proszę... Ratujcie dziecko.
- NIE! - krzyknęli Bougi i Neel przerażeni samą tą myślą.
- Mari, nie możesz tak mówić! - zawołał jej mąż, podbiegając szybko do żony i łapiąc ją za rękę.
- Musisz żyć nie tylko dla nas, ale także dla tego dziecka, które nosisz pod sercem - dodał Bougi.
Jego córka uśmiechnęła się doń delikatnie.
- Ojcze... Zrobię, co w mojej mocy, aby przeżyć, jednak obiecajcie mi, proszę, że jeśli będzie trzeba, będziecie ratować dziecko... Nie mnie...
Neelowi ciekły z oczu łzy, gdy to słyszał.
- Nie możesz mnie o to prosić, kochanie. Nie możesz...
- Wiem, ale muszę... Obiecaj mi to, Neel... Obiecaj...
- Nie mogę... Nie mogę cię stracić.
Meshua patrzyła na to wszystko, płacząc delikatnie. Sikh i Shanti stali obok niej, aby jakoś ją w tym wesprzeć.
- Spokojnie, twoja mama nie umrze - powiedział garncarz.
- No właśnie! - dodała ex-niewolnica - Zobaczysz, wróci do zdrowia, urodzi twego brata i wszystko będzie dobrze.
- Obyście mieli rację - rzekła smutno Meshua.
Rikki patrzył smutno na dziewczynkę. Nie znał języka ludzi i nie miał pojęcia, o czym oni mówią, jednak wiedział o tym, co się dzieje z Mari, gdyż Meshua mu tym powiedziała. Dlatego też był on równie mocno zasmucony całą tą sytuacją, co jego opiekunka.
Doktor Plumford powoli skończył badać Mari, po czym zamknął swoją torbę lekarską i uśmiechnął się.
- Spokojnie, kochana. Wszystko będzie dobrze, tylko pamiętaj. Zdrowo się odżywiaj i unikaj stresu.
Następnie pożegnał on rodzinę i wyszedł. Meshua jednak była bardzo zaniepokojona, więc pobiegła za nim.
- Panie doktorze! - zawołała.
- Co się stało, maleńka? - spytał lekarz, odwracając się do niej.
- Czy mama na pewno przeżyje?
- Oczywiście, że tak. Nie jest chora ani umierająca, tylko bardzo słaba.
- A jeśli jednak umrze?


Doktor dotknął delikatnie główki dziewczynki.
- Nie ma takiej możliwości. Skoro jednak masz tak wielkie obawy, to powiem ci, że znam pewien sposób na to, aby rozwiać twoje wątpliwości i poprawić nieco stan zdrowia twojej mamy.
- Jaki to sposób, doktorze? - spytała Meshua wyraźnie zaintrygowana tymi słowami.
- Wybieram się dziś w okolice starego, opuszczonego miasta Hanuman po zioła lecznicze. Porucznik Wilkinson oraz kilku jego ludzi będzie mi towarzyszyć jako eskorta. Będę zatem mógł przynieść twojej mamie kilka tych ziół na wzmocnienie. Jestem pewien, że to jej pomoże.
Meshua klasnęła radośnie w dłonie.
- Doskonale! Mogę iść z panem, panie doktorze?!
- Kochanie, to nie jest wyprawa dla dziecka. My idziemy przecież do dżungli - powiedział Julien Plumford.
- Proszę pana... Ja byłam już w dżungli.
Lekarz popatrzył na nią zdumiony. Ta wiadomość go zaskoczyła i to bardzo.
- Byłaś?
- A tak, byłam. Wiele razy z dziadkiem, a potem odwiedzałam raz w dżungli mojego przyjaciela Mowgliego.
- Tego chłopca z dżungli, o którym mi opowiadałaś?
- Właśnie tak - potwierdziła dziewczynka - Być może wtedy zdołam go zobaczyć! Proszę pana... Panie doktorze... Proszę mi pozwolić ze sobą iść. To dla mnie bardzo ważne!
Plumford zastanawiał się długo nad jej prośbą. Przecież ta dziewczynka nie miała wcale pojęcia, o co właściwie go prosiła. Wyprawa taka mogła być naprawdę niebezpieczna, a już zwłaszcza dla dziecka. Dzikie zwierzęta oraz bandyci, dla których wielki teren pełen gąszczu był wprost wymarzony do przeprowadzenia wszystkich akcji, jakie tylko chcieli. Lekarz nie chciał więc brać na swoje barki odpowiedzialności za małą dziewczynkę, zwłaszcza, że nie mógł zagwarantować jej bezpieczeństwa. Meshua jednak mówiła mu, iż kilka razy była w dżungli i nie jest ona jej straszna. Być może kłamała, a być może nie. Ale raczej mówiła prawdę, bo wszak słyszał, jak rodzice tej małej potwierdzali jej słowami, a ich trudno było posądzić o blagę.
- Porozmawiam z twoim dziadkiem i ojcem - powiedział Plumford - Jeśli oni wyrażą zgodę, będziesz mogła z nami iść.
Meshua podskoczyła radośnie, gdy to usłyszała. Wiedziała, że jeśli ich grzecznie poprosi, to na pewno wyrażą zgodę. I nie pomyliła się, gdyż obaj mężczyźni, mimo początkowych niepewności ostatecznie ustąpili.
- A zatem my zostaniemy z Sikhem i Shanti przy mamie, ty zaś idź z panem doktorem, tylko proszę, uważaj na siebie - powiedział Neel.
- I trzymaj się blisko doktora - dodał Bougi.
Dziewczynka skoczyła radośnie ojcu i dziadkowi na szyję, obejmując ich mocno oraz radośnie całując po twarzy.
- Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!
Następnie ucałowała ona w czoło Mari, która właśnie zasnęła.
- Kocham cię, mamusiu. Zobaczysz... Niedługo wrócę do ciebie. Nie musisz się o mnie bać.
Wiedziała, że kobieta śpi i nie może jej słyszeć, jednak czuła, że może mimo wszystko może być inaczej, dlatego czuła się w obowiązku ją o tym powiadomić.
Po tych ustaleniach Meshua z Rikkim (który to nie chciał jej opuścić) dołączyła do doktora Plumforda, ten zaś udał się wraz z nią do koszar, gdzie czekał na niego porucznik Wilkinson i jego ludzie, z którymi miał wyruszyć do Hanuman. Żołnierze zasalutowali lekarzowi, bo niezwykle go szanowali i lubili, po czym ruszyli razem z nim w drogę.
- Nie wiem, czy branie tej małej jest najlepszym pomysłem, podobnie jak tego chłopaka - rzekł porucznik do doktora, kiedy już opuścili miasto - Dżungla to nie miejsce dla dzieci.


Plumford spojrzał na Meshuę oraz na Ganshuma, którego to zabrał ze sobą. Miał wobec niego poważne plany. Uważał, iż ten młody człowiek ma w sobie tylu złości na cały świat ponieważ zawsze dostawał to, czego chce i teraz to się zmieniło. Wychodził z założenia, że aby go wyleczyć z egoizmu oraz niechęci do całego świata należy zachęcić wnuka Buldeo do pomagania innym, nawet jeśli on sam uważał coś takiego za głupotę. Doktor Plumford był zdania, że widok cierpienia innych ludzi oraz możliwość pomagania im zmieni chłopca, dlatego też przekonał pułkownika Brydona, aby całkowicie przekazał Ganshuma pod jego opiekę. Ten niechętnie wyraził na to zgodę, gdyż był zdania, iż krnąbrnego egoista może zmienić się jedynie po tym, jak codziennie dostanie lanie za każde swoje podłe zachowanie, a ich kucharz był z tego znany - był on dobrym człowiekiem, ale nie znosił egoizmu oraz niesubordynacji, jak również innych poważnych wad i wtedy potrafił stracić panowanie nad sobą i nawet bić. Ganshum już kilka razy otrzymał od niego lanie, jednak doktor wychodził z założenia, że to nic nie pomaga, a jedynie zaszkodzi, dlatego też wziął chłopca pod swoją opiekę, chociaż pułkownik nie widział żadnej nadziei dla tego młodego człowieka.
- Panie poruczniku, zapewniam pana, że ja wiem, co robię - rzekł w odpowiedzi na słowa swego rozmówcy doktor - Może mi pan zaufać, że tych dwoje nie będzie przeszkadzać. Są naprawdę zaradni.
- O tym chłopaku kucharz mówił mi bardzo złe rzeczy - odpowiedział Wilkinson - Co do tej dziewuszki, to może być ona najszlachetniejszą istotą na świecie, ale przecież to jest tylko dziecko. W razie zagrożenia będziemy musieli narażać życie w jej obronie.
- Pan jej nie docenia, poruczniku. Ta mała dziewczynka umie więcej niż pan myśli.
Oficer westchnął głęboko, gdy to usłyszał.
- Ech... Czas pokaże, panie doktorze, czy miał pan rację.
Doktor uśmiechnął się do niego i spojrzał na Meshuę idącą niedaleko razem z Rikkim oraz Ganshumem. Dziewczynka tymczasem spytała swego towarzysza:
- Jak ci się żyje u pana doktora?
- Lepiej niż u tego grubego kucharza - odparł chłopiec - Ale uważam go za człowieka naprawdę dziwnego.
- Dziwnego? A to niby czemu?
- Ciągle by się tylko śmiał i żartował. Nie rozumiem, czemu on tak się zachowuje.
- Aha... To znaczy, że lepiej jest na wszystko narzekać i obrażać się, tak jak ty to robisz? - spytała.
Ganshum zrobił urażoną minę i zamilkł.
Tymczasem wyprawa powoli dotarła do starych ruin miasta Hanuman, gdzie kiedyś mieszkali ludzie, a obecnie przebywały tam jedynie małpy. Meshua pamiętała doskonale, jak Mowgli opowiadał jej o tym miejscu. Był tam wtedy, gdy miał siedem lat i porwało go plemię Bandar-logów. Uwolnili go wówczas Baloo, Bagheera i Kaa. Dziewczynka wiedziała więc, że raczej chłopiec się tutaj nie pojawi, ale miała nadzieję, iż być może zjawi się on w pobliżu, aby mogła go choć przez chwilę zobaczyć. Miało to dla niej wielkie znaczenie.
- Doskonale, kochani! - zawołał doktor Julien Plumford, wyrywając z rozmyślań Meshuę - Dotarliśmy na miejsce! Znajdziemy tutaj odpowiednie zioła na moje leki!
Następnie mężczyzna z pasją zaczął oglądać zioła rosnące w pobliżu miasta. Wezwał do siebie Ganshuma, aby mu pokazać rośliny, jak również tłumaczyć mu ich znaczenie, choć chłopak nie wykazał najmniejszego nawet zainteresowania tymi ciekawostkami.
- Chłopcze, ty mnie w ogóle nie słuchasz - powiedział po chwili doktor z wyraźnym wyrzutem w głosie.
- Bo nie rozumiem, czemu pan mi o tym mówi, panie doktorze - rzekł Ganshum nieprzyjemnym tonem - Dlaczego mam to wszystko wiedzieć?
- Ponieważ chcę, abyś kiedyś mógł mi pomóc wtedy, kiedy będę cię potrzebował. Chcę, żebyś razem ze mną pomagał innym ludziom.
- Nie rozumiem, po co pomagać niedorajdom, które same nie umieją o siebie zadbać?
Doktor popatrzył na niego ze złością w oczach. Te słowa bardzo mu się nie spodobały.
- Mój drogi chłopcze... Inaczej będziesz mówić, kiedy ciebie samego spotka jakieś cierpienie i nikt nie zechce ci pomóc.
- Już mnie spotkało, proszę pana... I nikt mi nie pomaga... Właściwie to raczej nikt nie może mi pomóc.
- A może ty nie chcesz, żeby ci pomóc? - spytał doktor.
Chłopiec nic mu na to nie odpowiedział, zaś Meshua posmutniała, po czym spojrzała na Rikiego, mówiąc w języku zwierząt.
- Biedny Ganshum.
- A niby dlaczego biedny? - spytał zdumiony ichneumon - Przecież on chciał ciebie i twoich bliskich zabić Czerwonym Kwieciem, a ty go teraz żałujesz?
- Tak. Bo widzisz... On jest naprawdę smutny i biedny. Ciekawi  mnie, czy ktoś kiedykolwiek go kochał.
- Jego dziadek go na pewno kochał.
- Tak uważasz? - Meshua popatrzyła na mangustę - Bo dla mnie on go nie kochał, skoro pozwolił na to, aby stał się takim niegodziwcem. Shanti mi opowiedziała, co on chciał zrobić jej i Mowgliemu, a pomimo tego Mowgli darował mu życie. Może więc jest jeszcze dla niego nadzieja? Kto wie?
Ponieważ doktor był bardzo zajęty zbieraniem ziół, dziewczynka poszła zerwać kwiaty dla mamy. Jednocześnie myślami była daleko od tego miejsca i czasu, ponieważ przypominała sobie swoje pierwsze spotkanie z Mowglim. Wtedy też zbierała kwiaty, a on się zjawił niespodziewanie i... już na zawsze odmienił jej życie na lepsze. Teraz zaś nie było go przy niej, a ona za nim wciąż tęskniła.
- Och, Mowgli - powiedziała smutno dziewczynka, wzdychając głośno - Gdziekolwiek jesteś wiedz, że myślę o tobie. Mój kochany Mowgli.


Nagle coś się poruszyło w krzakach. Dziewczynka spojrzała za siebie i zauważyła... Mowgliego. Stał on uważnie obserwując swoją przyjaciółkę. Meshua poczuła, jak serce zaczyna jej mocno bić, a całym ciałem wzbierają dreszcze.
- Mowgli? - spytała - Och, Mowgli!
Upuściła kwiaty, po czym radośnie skoczyła mu na szyję, obejmując go mocno i całując po całej twarzy.
- Och, Mowgli! Tak za tobą tęskniłam! Tak bardzo! Tak mocno! Gdzie ty byłeś tak długo?!
Chłopiec patrzył na dziewczynkę z uśmiechem i powoli pieścił palcami jej włosy spięte w dwie, urocze kitki.
- Meshua... Moja maleńka... Moja miła - powtarzał chłopiec bardzo wzruszonym głosem czując, jak serce aż go boli z radości na jej widok - Tak się cieszę, że cię znowu widzę.
Następnie uklęknął i mocno przytulił do siebie Rikkiego.
- Rikki! Jak się miewasz, przyjacielu?! Opiekujesz się Meshuą?
- Zawsze - powiedział ichneumon - Dbamy o siebie nawzajem.
- No właśnie - odparła radośnie dziewczynka.
Patrzyła zachwycona na swego najbliższego przyjaciela czując coraz większą radość w sercu.
- Powiedz mi... Jak ci się żyje w dżungli?
- Tak jak zawsze - odpowiedział chłopiec - Ale to już nie jest to samo, co kiedyś. Tęsknię za wami.
- Więc czemu do nas nie wrócisz?
- Nie mogę, Meshua. Nie mogę was znowu narażać.
- Ale Mowgli... - dziewczynka złapała go za rękę - My wszyscy za tobą tęsknimy.
- Ja za wami także - powiedział smutnym głosem Mowgli - Ale ja nie mogę wrócić do miasta. Wiesz dobrze, dlaczego.
- Wiem, ale brakuje nam ciebie.
- Mnie was także.
Chłopiec przytulił ją do siebie mocno... Bardzo mocno. Tak mocno, że mógłby ją udusić, gdyby nie uważał. Na szczęście był ostrożny.
- A co ty tu właściwie robisz? - spytał po chwili Mowgli.
- Przyszłam tu z moim przyjacielem, doktorem Plumfordem, aby zebrać zioła na jego lekarstwa - wyjaśniła Meshua - Kilka z nich przyda się mamie.
- Mama jest chora?
- Nie, w połogu. Niedługo wyda na świat dziecko.
Mowgli westchnął głęboko.
- Tak chciałbym móc je zobaczyć.
- Więc chodź z nami...
- Wiesz, że nie mogę. Jeszcze nie teraz. Może kiedyś będę w stanie, ale jeszcze nie teraz.
Dziewczynka próbowała go przekonać do zmiany zdania, ale w końcu musiała ustąpić widząc, że to i tak nic nie da. Westchnęła tylko i dotknęła dłoni przyjaciela, mówiąc:
- Obiecaj mi jedno, Mowgli.
- Co takiego? - spytał chłopiec.
- Obiecaj, że jeszcze kiedyś będziemy razem. Proszę... Nie chcę się z tobą rozstawać na zawsze.
- My nigdy nie rozstaniemy się na zawsze, Meshua. Zawsze będę przy tobie, nawet jeśli mnie nie będziesz widzieć.
Popatrzyli na siebie oboje, po czym córka Mari dodała:
- Wiesz... Skoro ty nie chcesz przyjść do mnie, to ja przyjdę do ciebie.
- Do dżungli? - zdziwił się Mowgli.
- Oczywiście. Tylko gdybyś był bliżej miasta, to byłoby mi łatwiej cię zobaczyć.
Chłopiec parsknął lekkim śmiechem, kiedy usłyszał słowa dziewczynki. Doskonale wiedział, że jest ona równie mocno uparta, co i on, więc cóż... Lepiej jej było ustąpić, bo i tak nie zrezygnuje z przybycia tutaj.
- No dobrze, będę blisko miasta w dżungli i kiedy tylko zechcesz mnie odwiedzić, to znajdziesz mnie bez trudu.
Meshua uściskała go z radością, gdy to usłyszała.
- Dziękuję ci, Mowgli! Dziękuję!
Wiedziała, że to doskonała droga do tego, aby Mowgli powrócił do jej rodziny i już nigdy nic ich nie rozdzieliło.


3 komentarze:

  1. Jumeraih to prawdziwa despotka, skoro z łatwością przyporządkowała sobie Rao, całkowicie owijając go sobie wokół palca. Do tego on zaczął pić, bo nie potrafi sobie poradzić z tym wszystkim, gdyż ma słabą psychikę. Doktor uważa, że Ganshum ma jeszcze szansę na to, aby się zmienić i wyrosnąć na porządnego człowieka, dlatego też postanowił go przygarnąć. Meshua w końcu odnalazła Mowgliego i może teraz będą się częściej widywać, skoro tak się umówili.

    OdpowiedzUsuń
  2. No i wreszcie się spotkali! Tak bardzo się cieszę! Mam nadzieję, że Mowgli będzie się z nią spotykał tak, jak obiecał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda mi biednej Mari, ale wiadomo, że to przejściowy stan i jest to pocieszające. Ganshum jest rzeczywiście biedny. Też mi go szkoda. W ogóle ten rozdział jest mimo wszystko bardzo pozytywny. Dziękuję Ci bardzo. Piszesz bardzo interesująco i to tak, że strasznie mnie to wciąga.

    OdpowiedzUsuń