sobota, 9 grudnia 2017

Rozdział 047

Rozdział XLVII

Polowanie na mordercę



Następnego dnia po tych wydarzeniach Mowgli poszedł do dżungli, aby przyjrzeć się uważnie miejscu, w którym ostatni raz ujrzał niedoszłego zabójcę doktora Juliena Plumforda. Ten człowiek wyraźnie go zaniepokoił. Nie wiedział, dlaczego chciał on zabić lekarza, ale tak coś czuł, iż ten ktoś (kimkolwiek on jest) musi być niebezpieczny i jedynym sposobem na to, aby nie musieć się go bać, jest złapanie go, a potem oddanie w ręce pułkownika Brydona i dowodzonych przez niego Anglików. Ostatecznie to oni przecież stanowią tutaj prawo, a prócz tego to ich rodaka próbowano zabić. Niechaj więc to oni osądzą tego człowieka.
Chłopiec z nosem przy ziemi, jak za dawnych dobrych czasów, chodził po buszu próbując jakoś wytropić młodzieńca, który to wczoraj tak bardzo skrzywdził jego przyjaciela, gdyż nie dość, że próbował go zamordować, to jeszcze potłukł mu butelki z chininą, jego niezwykle skutecznym lekiem na wiele chorób. Doktor musiał więc osobiście pojechać do dalekiego miasta o nazwie Londyn, żeby przywieźć stamtąd nowe lekarstwa, w ten oto sposób zostawiając Khanhiwarę bez pomocy medycznej. Mowgli wiedział o tym, więc chciał wytropić niedoszłego zabójcę, ale niestety musiał powrócić do miasta z niczym.
- Nie rozumiem - powiedział zły sam do siebie - Czyżby tyle czasu przebywając z ludźmi zatraciłem swoje zdolności?
Mając takie myśli w głowie powrócił do swojej rodziny, która właśnie miała gościa. Był nim doktora Plumforda.
- Mam nadzieję, że do tego czasu nie stanie się tutaj nic złego - rzekł lekarz - Spokojnie, wrócę tutaj szybko i będziecie znowu musieli się ze mną męczyć.
Cała rodzina parsknęła śmiechem, słysząc jego słowa.
- Jak pan może tak mówić? - spytała Mari, kołysząc na rękach Ranjana - Do końca życia nie odwdzięczymy się panu za pańską dobroć.
- Wiem, że pieniędzmi nie wynagrodzimy panu tego, co pan dla nas zrobił, ale jeżeli potrzebuje pan na podróż trochę rupii, to my...
Neel nie zdążył dokończyć, bo lekarz popatrzył na niego z uśmiechem i pokręcił przecząco głową.
- Ależ nie mogę wyrazić na to zgody, mój dobry człowieku. Cokolwiek zrobiłem dla pańskiej żony, zrobiłem to jedynie dlatego, że nigdy bym nie mógł spojrzeć w oczy uczciwym ludziom, gdyby tak nie postąpił. Podobnie bym nie mógł spojrzeć innym ludziom w oczy, gdyby pani Mari umarła lub zmarło jej dzieciątko. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył i dziękuję Bogu, że oboje ocaleli. Wiem... Ja wiem, że nie wyznajecie wiary w mego Boga, bo macie własne bóstwa, ale wiedzcie, iż jest on dla mnie równie ważny, co dla was Śiwa czy Wisznu. Dlatego też mam wielką nadzieję, że będzie chronił całą waszą rodzinę tak, jak dotąd to robił. Bo z pewnością On was chroni, a dowodem tego jest to, że zesłał wam Mowgliego, o którym to tyle już mi mówiliście. Przyznaję, iż nie do końca wierzyłem w wasze o nim opowieści, ale po tym, co miało miejsce poprzedniego wieczora zmieniłem zdanie. Ten chłopiec to jest wysłannik Boga. Niesie ochronę tym, którzy mają szczęście zdobyć jego miłość.
Następnie spojrzał na Mowgliego i powiedział:
- Mój drogi chłopcze... Przyznaję się, że nie traktowałem na poważnie opowieści o twoich bohaterskich czynach, lecz dobry Bóg mnie pokarał za to. Jestem Mu za to niewymownie wdzięczny i przepraszam cię. Bardzo cię przepraszam za moją niewiarę. Wybacz mi to, proszę, mój drogi chłopcze. Wybacz mi, że cię nie doceniałem.
- Nie mam panu niczego wybaczać - powiedział Mowgli - Właściwie to muszę panu podziękować. Dzięki panu mama i mój brat żyją.
- To nie ja ich ocaliłem, ale dobry Bóg poprzez moje ręce tego dokonał. A teraz ocalił mnie poprzez ciebie. Jestem Mu za to bardzo wdzięczny, ale też jestem wdzięczny tobie za to, iż przybyłeś tam, gdzie nasz Stwórca cię przysłał. Mogłeś przecież odejść i pozostawić mnie własnemu losowi, ale ty posłuchałeś głosu serca i ocaliłeś mi życie. Nigdy ci tego nie zapomnę, mój drogi Mowgli. Masz odtąd we mnie przyjaciela.
Następnie uścisnął chłopcu dłoń i nałożył na głowę kapelusz.
- Nie smućcie się, kiedy odjadę, albowiem prędzej mnie zobaczycie niż byście tego chcieli!
Z tym oto żartem na ustach doktor wyszedł z domu i poszedł do koszar, gdzie czekał już powóz i eskorta mająca zawieść go na statek płynący w kierunku kraju zwanego Anglią i znajdującego się tam miasta Londynu.


- Chyba zyskałeś nowego przyjaciela - powiedziała wesoło Meshua do Mowgliego, gdy lekarz już ich pożegnał.
- Na to wychodzi - dodał Bougi z uśmiechem na twarzy - Przyznaję, że ten człowiek wzbudził moją sympatię. Może i jest Anglikiem, ale muszę też przyznać, że serdecznie go polubiłem.
- Tato... Nie wszyscy Anglicy są źli - powiedziała Mari, całując Ranjana w czoło.
- Tak, to prawda, córeczko - zgodził się z nią starszy pan - Za to też nie wszyscy Hindusi są porządnymi ludźmi. Jak sobie przypomnę Buldeo czy Garrouma, to aż mnie gniew dusi od środka.
- Ojcze... Oni obaj już nie żyją, Śiwa zaś ich osądzi za czyny, których się dopuścili.
- To prawda. Mam nadzieję, że Kali będzie ich gnębić po wsze czasy.
Neel spojrzał na teścia i chcąc zmienić temat nie miły dla nikogo (a już najmniej dla Mowgliego, który posmutniał ledwie usłyszał te imiona) rzekł:
- Ojcze... A co z Rao? Widziałeś się z nim może dzisiaj?
- Tak... Ale żałuję, że tak się stało - odrzekł Bougi - Mój syn nie dość, że pozwolił, aby ta nędzna kobieta nad nim zapanowała, to jeszcze stał się pijakiem. Widziałem go dziś, jak wychodził z oberży. Zataczał się i stawiał chwiejnie kroki. Żałosny człowiek!
- Ojcze, proszę! - jęknęła Mari - Przecież to twój syn, a mój brat!
- Wiem, ale żałuję, że w ogóle kiedykolwiek przyszedł on na świat. Nie rozumiem, jak mógł się tak stoczyć?! Mowgli, choć dużo młodszy od niego jest bardziej mężczyzną niż on.
- Ojcze, błagam!
Bougi widząc łzy w oczach swojej córki powściągnął język.
- Meshua... Weź Mowgliego na spacer po mieście, proszę - powiedziała Mari, ocierając łzy - Jest piękna pogoda. Nie siedźcie tutaj w domu.
- Dobrze, mamo.
Meshua wzięła chłopca za rękę i poszli oboje na spacer po mieście.
- Dziadek jest bardzo zły na wujka Rao - powiedziała smutnym głosem dziewczynka.
- Tak, zauważyłem to - odpowiedział smutno jej przyjaciel - Nie znam zbyt dobrze wujka Rao, ale on też mi się nie podoba, choć bardziej mi się nie podoba jego żona.
- Ciocia Jumeraih? Nie przejmuj się nią - Meshua machnęła ręką - Ona jest po prostu wielką miłośniczką pieniędzy. Dla niej nie ma większej na tym świecie wartości.
- Więc czemu twój wujek się z nią ożenił, skoro jest taka?
- Bo się w niej zakochał. Ty też przecież kiedyś poślubisz kogoś, w kim się zakochałeś. Prawda?
Mowgli spojrzał dziewczynce w oczy i powiedział:
- Kiedyś nie rozumiałem, co to jest ślub, a teraz widząc mamę i tatę wiem, że chcę kiedyś mieć takie życie jak oni. Ale nie chcę też rezygnować z dżungli. To był mój dom przez tak wiele lat... Czasami nie wiem, co mam zrobić. Bardzo bym chciał, abyście zamieszkali ze mną w dżungli.
- Ja bym tego chciała, ale mama, tata i dziadek tego nie zrobią. Może dziadek i owszem, ale rodzice...
- Rozumiem, Meshua. Ale czy... Czy ty...
- Tak, Mowgli?
- Czy ty... i ja... Czy my...
Chłopiec nie wiedział, co ma powiedzieć, tyle myśli bowiem krążyło po jego głowie. Myśli dziwacznych oraz niezrozumiałych dla niego. Wiedział jednak jedno - kochał tę dziewczynkę i już sam jej widok sprawiał, iż jego serce płonęło rozgrzane Czerwonym Kwieciem, który jednak tylko grzał, ale nigdy nie krzywdził.
- Mowgli... Co ci jest? - spytała Meshua, dotykając policzka chłopca.
Bohater dżungli złapał jej dłoń swoją ręką czując, jak ma na całym ciele przyjemne dreszcze, jakie zawsze mu towarzyszyły, kiedy dziewczynka go dotykała po twarzy lub po dłoni. Nie wiedział, czemu to się dzieje, jednak wiedział, że sprawia mu to wielką przyjemność.
- Nie wiem, Meshua... Nie wiem... Ale wiem, że to cudowne uczucie. Lubię, kiedy nocą się do mnie przytulasz.
Meshua zachichotała delikatnie.
- Ja także to uwielbiam. Muszę więc częściej to robić.


Nagle piękną chwilę przerwał pisk Rikkiego, który cały czas szedł za dziećmi. Ichneumon nastroszył futerko na swoim grzbiecie, budząc w ten sposób niepokój jego opiekunów.
- Co się stało, Rikki? - spytała Meshua.
- Zabójca - powiedział Rikki groźnym tonem - Morderca...
- Jaki morderca? - zapytał Mowgli.
- Ten, którego widzieliśmy wczoraj... Jest tutaj... Czuję go...
Chłopiec i dziewczynka rozejrzeli się uważnie pośród tłumu ludzi, aby wypatrzeć młodzieńca, którego mieli nieprzyjemność poznać wczoraj. Przez chwilę go nie zauważyli, ale potem...
- Tam jest! - zawołał Mowgli, wskazując palcem człowieka, którego szukał wzrokiem.
Meshua popatrzyła uważnie i zauważyła go także. Tak, to był ten sam młody Hindus, który wczoraj o mały włos nie zabił ich przyjaciela, doktora Plumforda. Poczuła, że drży na całym ciele i złapała mocno Mowgliego za rękę, aby poczuć się bezpieczniej.
- Co robimy, Mowgli? - spytała.
- Złapiemy go! - zadecydował chłopiec.
Następnie ruszył on biegiem w kierunku młodego Hindusa. Meshua i Rikki pobiegli za nim, aby go wesprzeć w razie czego. Niestety, tłum ludzi był wielki, dlatego z trudem dzieci oraz mangusta przedarli się przez niego, chociaż w końcu tego dokonali. Mowgli podbiegł do niedoszłego zabójcy i stanął przed nim.
- Zatrzymaj się! - zawołał.
Młody Hindus nie przeraził się wcale na widok chłopca. Przeciwnie, jego twarz została rozjaśniona przyjaznym uśmiechem.
- Proszę! Kogo ja widzę?! Mój wczorajszy znajomy - rzekł człowiek - Miło mi cię dzisiaj spotkać. Wybacz, że poprzedniego dnia nie zdążyłem ci się przedstawić. Jestem Sabu. A ty kim jesteś, mój drogi chłopcze?
- Mowgli! - zawołała Meshua, podbiegając do przyjaciela i łapiąc go za rękę.
Obok niej biegł Rikki, warcząc groźnie w kierunku Sabu.
- Mowgli? - zapytał młody Hindus - No proszę... Ładne imię. Muszę przyznać, że nosisz niezwykle oraz wzniosłe imię. Choć i moje jest zapewne całkiem przyjemne, nie sądzisz?
- Sabu, odpowiedz mi na jedno pytanie... - przerwał mu jego wywód bohater dżungli.
- Choćby na sto pytań, jeśli sobie tego życzysz, młodzieńcze.
- Czemu chciałeś zabić doktora Plumforda?
Sabu parsknął śmiechem, po czym popatrzył na pobliski stragan i rzucił na niego monetę, po czym wziął jeden owoc, aby następnie zacząć go jeść.
- No cóż... - rzekł po chwili - Ja nie wiem, skąd ci przyszło do głowy, aby to mnie oskarżać o coś takiego. Wiedz jednak, że bardzo się mylisz. Ja wczoraj nie próbowałem nikogo zabić.
- Wczoraj? A kto powiedział, że to było wczoraj? - spytała Meshua, nie puszczając ręki Mowgliego.
Sabu uśmiechnął się do niej z delikatną goryczą.
- Mądra z ciebie dziewczynka. Może nawet zbyt mądra. W tym świecie nie należy być zbyt mądrą. To się źle może skończyć.
Meshua mocno zacisnęła dłoń na dłoni Mowgliego. Rikki zaś, choć nie rozumiał mowy ludzi, doskonale wiedział, że ten człowiek, który budził jego gniew grozi jego przyjaciółce, dlatego też zapiszczał bojowo i ustawił się w gotowości, aby skoczyć tego nędznikowi do gardła.
- Próbowałeś zabić pana doktora - powiedział Mowgli, ściskając czule dłoń Meshui - Dlaczego? Chcę wiedzieć, dlaczego!
- Pyszny owoc... Naprawdę pyszny - szydził sobie z niego Sabu, jedząc powoli swój posiłek - Musisz spróbować. Kupić ci także?
Mowgli wściekły wytrącił mu owoc z ręki i krzyknął:
- Dlaczego chciałeś go zabić?!
Sabu z uśmiechem na ustach powoli podniósł z ziemi nie zjedzony do końca owoc i zaczął go powoli czyścić z kurzu.
- Nie powinieneś więcej tego robić - rzekł spokojnym tonem - To źle tak się złościć. Szkodzi to na serce, a chyba nie macie tutaj lekarza, aby wam pomógł w takiej potrzebie, nieprawdaż? O tak! Widziałem, jak on wyjeżdża z miasta. Więc jedyna osoba, która może mnie o coś oskarżyć jest nieobecna, zaś wasze słowa w żaden sposób nie mogą mi zagrozić.
- Możemy iść do pułkownika Brydona i opowiedzieć mu, co chciałeś zrobić! - zawołała Meshua.
Nędznik spojrzał na nią z kpiną w oczach.
- Doprawdy?
Następnie pochylił się tak, aby zbliżyć swą twarz do jej twarzy i rzekł:
- A masz na to jakiś dowód? Powiedz... Czy ty i twój ukochany macie przeciwko mnie jakikolwiek dowód poza swoimi słowami? Bo jeśli nie, to wybaczcie mi, ale nie mam dla was więcej czasu. Mam swoje sprawy w tym mieście.
Mowgli podbiegł do niego i stanął mu na drodze.
- Morderca! - zawołał.
Sabu popatrzył mu w oczy ze spokojem i uśmiechem, który nie znikał mu z twarzy, po czym rzekł:
- Mój drogi chłopcze... Do kłótni trzeba dwóch... Ja zaś nie będę tym drugim.
Następnie dodał bardziej cichym głosem:
- Ale lepiej nie wchodź mi więcej w drogę, bo inaczej zniszczę cię.
Po tych słowach podszedł do straganu, kupił kolejny owoc, a następnie pokazał go Mowgliemu.
- Widzisz ten owoc?
Następnie bez trudności zmiażdżył go jednym uściskiem dłoni. Meshua pisnęła przerażona, a Rikki nastroszył futerko.
- Nie interesuj się sprawami, które cię nie dotyczą, mój chłopcze. Nic mi nie możesz zrobić, ale ja tobie i owszem. Jednak nie zrobię tego, a wiesz, dlaczego? Bo żal mi ciebie, mój ty mały głupcze. Sądzisz, że zdołasz mnie powstrzymać przed tym, co robię? Nie zdołasz. A jeśli spróbujesz, usunę cię z mojej drogi tak, jak każdą przeszkodę, która mi na niej stanęła. To sobie zapamiętaj. I za każdym razem, kiedy mnie zobaczysz, przywołaj w swojej pamięci obraz tego miażdżonego owocu. To samo zrobię z twoją głową i z głową twojej przyjaciółki, jeśli będziesz mi bruździł. Pamiętaj o tym.
Po wypowiedzeniu tych słów Sabu bardzo zadowolony uśmiechnął się do dzieci tak, jakby nic się nie stało i rzekł:
- Życzę wam miłego dnia.
Następnie odszedł znikając w tłumie ludzi. Mowgli zaś popatrzył na Meshuę, która drżała z przerażenia, tuląc się do niego mocno.
- Mowgli! On przecież... On...
- Nie skrzywdzi cię, Meshua. Nie pozwolę mu na to - rzekł chłopiec.
Następnie podniósł z ziemi kamień i dodał:
- Sabu może być sobie silny oraz groźny, ale zapomniał o tym, że nie wolno drwić z przeciwnika, dopóki on jeszcze oddycha. Shere Khan również zapomniał o tej ważnej rzeczy i co? Teraz jego skóra spoczywa na Skale Narady w dżungli.
Po tych słowach chłopiec ścisnął kamień tak mocno, że został z niego tylko proch. Meshua patrzyła na to z podziwem.
- Odnajdę go... Odnajdę i dowiem się, co on planuje. Nigdy nie tknie moich przyjaciół. Nigdy!
- Bądź ostrożny, Mowgli - pisnęła dziewczynka.
- Całe życie byłem ostrożny - odpowiedział jej chłopiec - Tym razem także będę.


3 komentarze:

  1. Widzę, że Mowgli zyskał serdecznego przyjaciela w doktorze, a Mari nie może słuchać tego, jak jej ojciec pomstuje na Rao, bo mimo wszystko kocha swego brata i szczerze mu współczuje tego, że tak się stoczył, podczas gdy Bougi nie czuje wobec niego żadnej litości, co oznacza, że już dawno przestał go kochać i uważać za swego syna. Rikki ma doskonały węch, skoro zdołał wyczuć Sabu wśród tłumu. Sabu chyba nie wie, co właściwie oznacza imię Mowgliego, skoro uznał je za wzniosłe po to tylko, aby się mu podlizać i zbić go z tropu, zupełnie tak jak czynił to przebiegły Uriasz. No i sam się wydał mówiąc, że nikogo nie próbował zabić poprzedniego dnia, co bystra Meshua natychmiast podchwyciła. Do tego zaczyna grozić Mowgliemu. Dziwne, że przechodzący obok ludzie nie zwrócili żadnej uwagi na tę wymianę zdań, no chyba że oni udali się w jakąś opustoszałą uliczkę, gdzie nikt nie słyszał o czym mówili. Mowgli jest od niego silniejszy, bo pomimo tego, że jest dużo młodszy, to wychował się w dżungli, dzięki czemu nabrał niebywałej siły i zręczności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie tam wcale nie dziwi, że ludzie nie usłyszeli ich rozmowy – jak jest wielki tłum i każdy jest sobą zajęty, trudno coś usłyszeć. Tak czy siak świetny rozdział i już wiem, kto chciał zabić doktorka. Tylko pytanie, dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj! Chyba będzie ciekawie. A raczej poprawka... Na pewno będzie ciekawie. Zapowiada się kolejny wróg do pokonania, ale nie ma on szans z Mowglim, to pewne :)

    OdpowiedzUsuń