Nowi przyjaciele i nowi wrogowie
Następnego dnia Meshua była bardzo radosna i szczęśliwa, a do tego wyraźnie garnęła się do Mowgliego, co oczywiście wyraźnie kontrastowało z jej poprzednim atakiem smutku i rozpaczy. Chłopiec z dżungli w ogóle nie rozumiał całej tej sytuacji, ale postanowił posłuchać Rikkiego i przestać o tym myśleć, a po prostu zadowolił się tym, co wiedział, czyli mianowicie, iż on i jego mała przyjaciółka dalej mają ze sobą doskonałe relacje, a na tym najbardziej mu zależało.
Mari była zachwycona, że Mowgli okazał się być Nathoo. Neel i Bougi mieli nieco inne zdanie w tej sprawie. Obaj wciąż uważali, iż cała ta sprawa może być jedynie dziwnym i podłym ze strony losu zbiegiem okoliczności, bo przecież w każdej chwili może się znaleźć jakaś kobieta, która spojrzy na Mowgliego mówiąc „To jest mój syn“ i on będzie naprawdę jej dzieckiem, a co za tym idzie oni narobią sobie zbędnych nadziei, że odnaleźli Nathoo. Dlatego też, mimo wyraźnych dowodów, nadal woleli ostrożnie podejść do całej tej sprawy, przynajmniej na razie, choć ich serca mówiły im wyraźnie, iż Mari ma rację co do chłopca.
Tak czy siak następny dzień miał przynieść jednak naszym bohaterom znacznie większe powody do niepokoju niż sprawy, o których już wcześniej wspominaliśmy. Mowgli bowiem ponownie naraził się kilku osobom, choć jak zwykle zrobił to niechcący, natomiast jego opiekunowie wcale nie mieli do chłopca o to pretensji.
Wszystko zaczęło się o poranku niedługo po śniadaniu. Ktoś zaczął nagle pukać do drzwi i nawoływać Meshuę. Dziewczynka rozpoznała ten głos.
- To Ganshum - powiedziała córka Mari - Ciekawe, czego on chce?
Nie darzyła chłopaka sympatią, choć gdyby ten się zmienił, oczywiście byłaby w stanie go polubić. Dlatego też nie przekreślała go z góry uważając, że to jedynie zły wpływ jego dziadka uczynił tego wyrostka takim, jakim on był. Otworzyła mu więc drzwi i zapytała:
- O co chodzi, Ganshum?
- Do wioski przybył treser słoni! - zawołał wręcz podnieconym głosem chłopak - Przybył też Garroum, przyjaciel mego dziadka.
- Nie lubię go! On zawsze opowiada takie straszne historie - odparła Meshua niechętnym tonem.
- Nie musisz go słuchać - stwierdził na to jej kolega - Poza tym i tak mój dziadek zawsze opowiada o wiele lepsze historie. Ale to jest nieważne... Chodź zobaczyć słonia! Ten treser ma nam pokazać różne sztuczki. No, rusz się! Będzie wspaniała zabawa!
- No, nie wiem... - Meshua wahała się.
Zobaczenie słonia było dla niej przyjemną atrakcją, jednakże jakoś nie ciągnęło ją do tego, aby zostawić Mowgliego samego. Poza tym wiedziała, że chłopak nie lubił Ganshuma i to nie bez powodu. Przecież ten oto drań publicznie z niego sobie szydził, a prócz tego raz próbował go pobić. Za co niby więc jej najlepszy przyjaciel miał go lubić?
Wnuk starego Buldea popatrzył uważnie na Meshuę i jęknął:
- Co z tobą? Zawsze lubiłaś patrzeć na tresowane zwierzęta. Dziwna się zrobiłaś, odkąd pojawił się tu ten chłopak z dżungli.
Dziewczynka westchnęła z delikatnym uśmiechem. Nie chciała wyjść na dziwaczkę w oczach rówieśników, gdyż mimo wszystko ich zdanie miało dla niej pewne znaczenie. Niewielkie, ale zawsze.
- No dobrze, pójdę - odpowiedziała - Ale tylko wtedy, jeżeli Mowgli także pójdzie.
- Chcesz go wziąć ze sobą? - burknął Ganshum, zaś jego serce zaczęła spalać zazdrość - Nic z tego! Wszyscy go nie znoszą, zaś mój dziadek jest na niego wściekły za to, co zrobił wczoraj. Kapłan to przecież człowiek, który pozwala nam na kontakty z bogami, a ten dzikus potraktował go podle.
- Nie wiedziałam, że twój dziadek tak lubi naszego kapłana. Sądziłam raczej, że zazdrości mu majątku, jaki ten posiada - odcięła się Meshua.
Była to racja. Buldeo nie przepadał za duchownym, a wręcz przeciwnie, jego majątek i szacunek w wiosce budziły zazdrość myśliwego. I nic w tym dziwnego, gdyż Buldeo był zaledwie drugim najważniejszym człowiekiem w osadzie, na równi z jej naczelnikiem. Obaj znajdowali się bowiem na drugim miejscu w hierarchii społecznej, gdyż kapłan ich przewyższał pod każdym względem jako osoba mająca bezpośredni kontakt z bogami. Mimo wszystko czyn Mowgliego zbulwersował myśliwego. Przecież podniesienie ręki na wysoko postawioną osobę oznaczało, że ten chłopak może kiedyś również upokorzyć i jego, a tego Buldeo w żadnym razie sobie nie życzył.
Ganshum poczerwieniał więc ze złości, słysząc słowa Meshui. Dobrze wiedział, że mówi ona prawdę, jednak nie zamierzał jej przyznawać racji.
- Tak czy inaczej nie możesz go zabrać na pokaz sztuczek ze słoniem - powiedział chłopak.
- W takim razie ja też nie pójdę! - burknęła obrażonym tonem mała dziewczynka i już chciała odejść.
Jej kolega złapał ją szybko za ramię i powiedział:
- Zaczekaj... Skoro tak stawiasz sprawę, to niech już idzie.
Niechętnie podjął on taką decyzję. Meshua zaś zachichotała delikatnie, słysząc decyzję chłopaka. Zadowolona zwróciła swój wzrok w głąb chaty i zawołała:
- Mowgli! Chodźmy zobaczyć słonia!
Jej przyjaciel powoli wyszedł z domu, a obok niego biegł Rikki, który odkąd dzieci go ocaliły, stał się im niezwykle oddany i praktycznie zawsze chciał im towarzyszyć. Jego działanie było jednak motywowane nie tylko ogromną wiernością, ale też lękiem o swoich opiekunów. W końcu w wiosce znajdowała się ta paskudna kobra, która od samego początku budziła lęk w dzielnym ichneumonie. Nie, żeby Rikki się obawiał tego nędznego gada. O nie! On jedynie drżał o losy Mowgliego i Meshui. Wiedział doskonale, że gdyby kobra z jakiegoś powodu ukąsiła jedno z nich, to nie można byłoby im pomóc, gdyż jad tych węży zabija bardzo szybko i boleśnie, także mało kto wyszedł cało po takim ukąszeniu, jeśli w ogóle. Istniało jeszcze inne ryzyko, choć Rikki nie miał o nim pojęcia. Gdyby kobra z jakiegoś powodu ugryzła Meshuę lub Mowgliego, to wówczas kapłan nie pozwoliłby leczyć dzieci uważając, że ugryzienie królewskiego węża, tego umiłowanego przez hinduskich bogów stworzenia, jest dowodem błogosławieństwa, a śmierć od jadu takiego węża oznacza, że sam wielki Śiwa lub inne bóstwo powołało kogoś do siebie. Bliskim zaś zabroniono by nawet tych ukąszonych leczyć i próbować ratować, ponieważ sprzeciwianie się woli bogów było karygodne. Rikki nie wiedział jednak o tym chorym sposobie myślenia ludzi w wiosce, chociaż gdyby je znał, to miałby on wówczas jeszcze większy powód, aby chronić swoich opiekunów.
Ganshum patrzył z gniewem na Mowgliego i Meshuę, jak idą oboje w kierunku placu, w którym to zebrali się ludzie, aby zobaczyć słonia. Obok uroczej pary szedł dumnym krokiem Rikki. Wnuk Buldeo patrzył na ten widok ze wściekłością, zaś jego serce zżerał demon zazdrości. Wściekły kopnął kamień, ale wskutek tego ruchu runął na ziemię jak długi. Rikki minął go, zaśmiewając się przy tym z kpiną. Ganshum pozbierał się szybko z ziemi, po czym ruszył biegiem za parą przyjaciół.
Chwilę później Mowgli usiadł na studni razem z mangustą, sama zaś Meshua patrzyła z zachwytem w kierunku słonia i jego tresera, który to wyczyniał niesamowite sztuczki akrobatyczne ku uciesze swojej publiki. Ganshum uśmiechnął się zachwycony, ponieważ dziewczynka będąca jego obiektem westchnień była teraz sama. Mógł więc stać blisko niej i napawać się jej obecnością, co oczywiście zrobił.
- Wspaniałe, prawda? - zapytał.
- Tak! I to bardzo! - zawołała radośnie dziewczynka.
Siedzący na studni Mowgli miał jednak inne zdanie w tej sprawie.
- Też mi coś - mruknął z niechęcią - Ja umiałbym to zrobić znacznie lepiej niż on.
Rikki nie wątpił, że chłopiec mówi prawdę, dlatego też zwrócił się do niego przyjaźnie:
- Mowgli, czy to prawda, iż dzikie słonie z dżungli są silniejsze od tych oswojonych?
- Oczywiście - odpowiedział mu chłopak - Przykładowo taki Hathi, najstarszy ze wszystkich słoni w dżungli. Jest on o wiele silniejszy od tego chuderlaka, którego tu wszyscy podziwiają.
- Chuderlaka? Kogo nazywasz chuderlakiem, chłopczyku?
Te słowa wypowiedziała kobra, pełzająca sobie spokojnie w okolicach studni. Rikkiemu zjeżyła się sierść na jej widok, zaś Mowgli popatrzył na węża z uwagą. Widział już wiele węży, ale kobry jeszcze nigdy, choć dużo o nich słyszał od Baloo i Kaa.
- Kim jesteś? - zapytał chłopiec w mowie zwierząt.
- Jestem Nagini - wysyczała podle gadzina - Śśświęta kobra tej wioski, umiłowana przez bogów. A tyśśś to jest Mowgli, przyjaciel zwierząt i wróg mego pana, kapłana. A ten oto pokurcz, który tu ssstoi obok ciebie, to jest mangusssta, prawda?
- O tak! - warknął na niego ichneumon - Jestem Rikki i noszę imię po słynnym Rikki-Tikki-Tavim, który zabił dwie podłe kobry, Naga i Nagainę!
- Nosssisz imię mordercy szlachetnego rodu węży - syczała kobra - Nie jessst to powód do dumy, głupia mangusssto.
- Uważaj, Nagini! Nie nazywaj mnie głupcem, bo ubliżasz każdemu ze swoich rodaków, który zginął od mych zębów, a było ich trochę i jeszcze więcej! - rozgniewał się Rikki.
Ichneumon nieco blagował, gdyż w całym swoim życiu zabił zaledwie dwa węże, a mówił tak, jakby zgładził ich całe krocie, jednak Nagini o tym nie wiedziała i słowa ichneumona wywarły na niej wrażenie.
- Nie próbuj ssswoich sztuczek, podła mangusssto... Bo inaczej mój pan ossskarży cię o śśświętokradztwo i rozbije ci łeb kijem, zaśśś twoi druhowie podzielą twój losss, jeśśśli zechcą cię bronić.
Rikki zjeżył mocniej futerko na grzbiecie i już chciał skoczyć na węża, ale Mowgli złapał go mocno rękami, po czym rzekł:
- Zostaw, Rikki! Ona ma rację! Nie możemy jej zabić, nawet jeśli jest tylko nędzną kreaturą.
Kobra zaniosła się śmiechem.
- Jakaż to mądrośśść przez ciebie przemawia, mój chłopcze. Tak! Twój rozum przewyższa twój wiek. Powśśściągnij więc gniew twego kompana, bo inaczej ssskończy marnie. I ty także...
Po tych słowach gadzina odpełzła w swoją stronę w kierunku starego mężczyzny z krótko obciętą, białą brodą oraz niebieskimi, ponurymi oczami. Miał na sobie szarą koszulę, brązowe spodnie i niewielki, biały turban. Był to właśnie Buldeo. Kobra zaczęła pełzać koło niego przyjaźnie, gdyż mimo tego, że należała do kapłana, to jednak właśnie ów podły myśliwy miał u niej największe względy, ponieważ to on najczęściej karmił ją mlekiem, co właśnie zrobił, gdy ją zobaczył. Podsunął jej spodek, nalał białego płynu, a następnie wąż zaczął powoli chłeptać ów napój. Mowgli i Rikki patrzyli na to z wyraźną niechęcią. Ten drugi aż się palił do tego, aby móc dokonać bohaterskiego czynu równie wielkiego, co jego słynny imiennik. Prócz tego uważał Nagini za największe zagrożenie dla swoich opiekunów, dlatego też według niego należało zabić to podłe stworzenie. Im szybciej, tym lepiej.
- Jeszcze zabiję to paskudztwo! - zawołał do Mowgliego - Klnę się na Śiwę, że ten przeklęty wąż jeszcze zatańczy tak, jak ja mu zagram!
- Nie szukaj z nią zwady, Rikki - rzekł smutno chłopiec - Inaczej może nas to wszystkich drogo kosztować.
Rozmowę przerwała Meshua, którą zmęczyło obserwowanie słonia na stojąco, dlatego podbiegła do Mowgliego i siadła wesoło na studni obok niego, chichocząc przy tym radośnie. Ganshum, widząc to próbował usiąść na studni obok dziewczynki z jej lewej strony, jednak przeszkodził mu w tym Rikki, który wskoczył radośnie na wolne miejsce przy swej opiekunce. Adorator panny Meshui musiał więc obejść się smakiem.
Mowgli i jego przyjaciółka oglądali uważnie sztuczki, gdy zaś dobiegło ono końca, ruszyli w stronę chaty. Zauważyli wówczas jakąś dziewczynkę w wieku tak około dziesięciu lat, ubraną w fioletową sukienkę, mającą długie, czarne włosy splecione w warkocz. Jej oczy posiadały brązową barwę, zaś czoło miała ona ozdobione przez niewielką, czerwoną plamkę. W dłoniach dźwigała wielki kosz pełen owoców.
- Co to za jedna? - zapytał Mowgli - Widzę ją pierwszy raz.
- Nie wiem. Też ją widzę pierwszy raz - odpowiedziała Meshua - Może przybyła z tym treserem? Albo z Garroumem, tym myśliwym.
Nagle dziewczynka, na którą oboje patrzyli, potknęła się i upadła na ziemię. Kosz wypadł jej z dłoni, a owoce rozsypały się po ziemi. Mowgli nie mógł przejść obojętnie obok takiej sytuacji. Podbiegł więc do niej i zaczął pomagać jej zbierać mango, banany i inne owoce.
- Nie trzeba... Ależ naprawdę nie trzeba - powiedziała dziewczynka smutnym głosem.
- Spokojnie... Zaraz je pozbieramy - rzekł chłopiec z dżungli.
Meshua uklękła obok swego przyjaciela i zaczęła mu pomagać. Dzięki temu już po chwili owoce były zebrane, a następnie Mowgli złapał mocno w dłonie kosz i zapytał:
- Gdzie mamy to zanieść?
- Nie... W porządku. Nie musicie... Ja naprawdę sama to zaniosę do domu - jęknęła dziewczynka - Naprawdę nie musicie...
- Spokojnie... My chcemy ci pomóc - powiedziała przyjaznym tonem Meshua - Dokąd mamy to zanieść?
- Tam - nowa znajoma wyciągnęła palec przed siebie.
Mowgli poszedł więc z koszem w dłoniach w kierunku wskazanym im przez dziewczynkę, która szła obok niego razem z Meshuą i Rikkim. Cała ta urocza grupka dotarła do pewnego miejsca w wiosce, gdzie pod drzewem siedzieli Buldeo oraz jakiś grubas z krótką przyciętą siwą brodą, ubrany w żółtą koszulę, szare spodnie oraz biały turban. Obok niego leżała strzelba. Widocznie on także był myśliwym.
- No! Jesteś wreszcie, leniwe ladaco - warknął grubas - Posłałem cię po owoce od tej przekupki, a nie na ploteczki! Co tak długo tam robiłaś?!
- Bardzo przepraszam, pana... - jęknęła dziewczynka - Musiałam się z nią targować. Nie chciała zejść z ceny.
- Parszywa jędza! Jeszcze mi za to zapłaci - warknął grubas - A ty co?! Służbę sobie najęłaś?! Inni mają nosić za ciebie ten kosz?!
- Ten kosz jest dla niej za ciężki - przemówił w obronie dziewczynki Mowgli - Chciałem jej tylko pomóc.
- Po co? Przecież to niewolnica - mruknął Buldeo z kpiną w głosie - Meshua, twoja matka uczy twojego przyjaciela bratania się z takim niczym?
- Niewolnica? Co to niewolnica? - zapytał zdumiony Mowgli.
Buldeo i jego kompan zaczęli głośno rechotać, strasznie ubawieni tym, co właśnie usłyszeli.
- On nas pyta, co to niewolnica! - ryczeli ze śmiechu obaj mężczyźni - Mój wnuk się mylił! To nie jest żaden łotr, tylko głupiec! A ty jesteś taka sama, Meshua, skoro nie stać cię na lepsze towarzystwo.
Dziewczynka była oburzona takim sposobem mówienia, ale nie chcąc drażnić tego żałosnego człowieka milczała. Grubas tymczasem machnął ręką i rzucił:
- Dobra, mała! Zabieraj ten kosz do chaty pana Buldeo! Będziemy mieli dzisiaj ucztę.
- Tak, panie Garroum - jęknęła dziewczynka.
Następnie wzięła ona od Mowgliego kosz z owocami. Chłopiec bardzo niechętnie jej go oddał, gdyż wolał sam go zanieść, jednak widząc, że jego nowa znajoma miałaby mu za złe, gdyby naciskał, więc pozwolił jej odebrać ów ciężar. Najpierw jednak zapytał:
- Jak masz na imię?
- Shanti - odparła dziewczynka.
- Ja jestem Mowgli - powiedział chłopiec przyjaznym tonem.
Niewolnica spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem.
- Mowgli... Zapamiętam to sobie... I odwdzięczę się... Wiem, że jestem tylko niewolnicą, ale gdy Śiwa mi na to pozwoli, to wiedz, że pomogę ci, o ile tylko siły mi na to pozwolą.
Mówili cicho, żeby myśliwi nie słyszeli ich rozmowy, ale stojąca obok Meshua słyszała wszystko i była wzruszona tym wydarzeniem. Następnie Shanti wzięła koszyk, po czym odeszła w kierunku chaty Buldeo.
- Meshua, co to jest niewolnica? - zapytał Mowgli, gdy wracał ze swoją przyjaciółką oraz Rikkim do domu Neela i Mari.
- Niewolnik to człowiek, który nie jest wolny - wyjaśniła mu Meshua ze smutkiem w głosie.
Ponieważ chłopak wyraźnie nie rozumiał jej słów, wyjaśniła dalej:
- To taki człowiek, który należy do innego człowieka.
- CO?! - jęknął jej przyjaciel - Jak to?! Człowiek własnością drugiego człowieka?! To podłe!
- Wiem, Mowgli - dziewczynka położyła mu dłoń na ramieniu - Ale tak niestety jest.
Chłopiec zacisnął pięść ze złości czując, że coraz mniej lubi on świat ludzi.
Czyli kapłan jest najważniejszą osobą w wiosce, ważniejszą nawet od naczelnika, co budzi zazdrość w Buldeo. Ganshum jest głupi. Zachowuje się tak, jakby sam nie wiedział, czego właściwie chce. A Nagini to imię węża Lorda Voldemorta, ale doskonale nadaje się jako imię dla kobry z anime, która należała do kapłana i była przez niego uważana za święte zwierzę. I naprawdę kobry piją mleko? Mowgli jest naprawdę uczynny i stara się pomagać innym, nawet jeśli nikt nie oczekuje od niego pomocy. To ta dziewczynka to Shanti z bajki, tyle tylko że w Twojej powieści jest niewolnicą myśliwego! Super pomysł! Cieszę się, że ona się tu pojawiła! :)
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę, bo lubię tę dziewczynkę! Mam nadzieję, że nie będzie wiecznie niewolnicą. A Nagini aż się prosi o to, aby ja Rikki załatwił. Podstępna kobra. Liczę na to, że ją uśmiercisz.
UsuńMój drogi Jasiu Kronikarzu,
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero teraz recenzuję ten rozdział Twojego opowiadania, ale sam wiesz, jak to jest, gdy się ma sporo do roboty. :)
Jak na razie, to mam takie same uczucia do Ganshuma, jakie ma Meshua względem niego. W sumie zrobił obiektowi swych westchnień łaskę, że się zgodził, by dziewczynka i Mowgli poszli razem oglądać tresera słoni.
Niepokoją mnie natomiast słowa Nagini, jakie rzuciła Rikkiemu i Mowgliemu, bo wyraźnie one oznaczają, iż ona im grozi śmiercią.
Widzę, że użyłeś imienia bohaterki bajek Disneya, Shanti, by jakoś nazwać małą niewolnicę pana Garrouma, przyjaciela Buldeo. Jak znam resztę rozdziałów, wiem, że ta dziewczynka naprawdę się odwdzięczyła Mowgliemu i Meshui. :)
Myślę, że Shanti będzie interesującą postacią i że w kolejnym rozdziale będzie bardzo dużo się działo. Podobał mi się też wątek kobry Nagini. Podejrzewam, że te postaci przewiną się w powieści jeszcze nieraz. Dobre, Hubi! Naprawdę bardzo dobre i ciekawe. Czytałam jak zwykle z przyjemnością.
OdpowiedzUsuń