Pożegnanie z Khanhiwarą
Mowgli z Shanti oraz Mahalą powoli szedł w kierunku miasta będąc już całkowicie spokojny o los swój i swoich przyjaciół. Nikt go nie ścigał, dlatego mógł bezpiecznie dotrzeć do miasta i tam się zatrzymać. Jednak tak naprawdę nie chciał tam zostawać dłużej niż to było koniecznie. Już po tym, jak został wygnany z wioski miał jakieś takie przeczucie, że świat ludzi nie jest dla niego, teraz zaś upewnił się, że miał rację. Dla każdego człowieka był on tylko i wyłącznie zwierzęciem, które można złapać, zamknąć w klatce albo sprzedawać za pieniądze. Oczywiście nie wszyscy tacy byli, jednak prędzej czy później tacy znowu się trafią i co wtedy? Kolejny raz zostanie porwany i sprzedany? A jego bliscy z Meshuą na czele? Oni na pewno będą chcieli go bronić, za co spotka ich tylko prześladowanie. Wówczas znowu się wszystko zacznie od nowa: kamienowanie, palenie na stosie itd. Nie! On nie może na to pozwolić! Dla dobra swojej ludzkiej rodziny i przyjaciół musi się od nich trzymać z daleka, aby nigdy więcej ich nie narażać na niebezpieczeństwo.
Takie właśnie myśli towarzyszyły Mowgliemu, gdy powoli wchodził do miasta razem z Shanti i idącą obok nich Mahalą. Pantera co prawda bała się bardzo wchodzić do miejsca, gdzie mieszkają dwunożni, jednak słońce już zaszło, ciemności zaczęły coraz bardziej ogarniać miasto, ludzi więc było o wielu mniej niż w dzień.
- Robi się ciemno - powiedziała Shanti ze strachem w głosie - Boję się.
- Spokojnie, idź tuż za mną - rzekł Mowgli - W dżungli było o wiele ciemniej, a mimo to daliśmy sobie radę przejść przez nią.
- Na szczęście nie trwało to długo. A dokąd teraz idziemy?
- Do domu Meshui i jej rodziny. Tylko tam będziemy bezpieczni.
- Dobrze, tylko gdzie oni mieszkają?
- Nie wiem... Ale spokojnie. Może dopisze nam szczęście.
Nagle, gdy dzieci z panterą mijały jeden z budynków ktoś, kogo postać była ukryta w cieniu, podłożył Mowgliemu nogę, przez co chłopiec z buszu upadł na ziemię jak długi.
- Mowgli! - pisnęła przerażona Shanti, widząc to zdarzenie.
- No proszę! Dzikus uciekł z klatki! - powiedział tajemniczy osobnik, powoli wychodząc z cienia.
To był Ganshum, mający wymalowany na twarzy podły uśmiech.
- Ty?! - zawołał zdumiony Mowgli - Co ty tu robisz?
- Mieszkam tutaj. A co, nie wiedziałeś o tym? - odpowiedział mu wnuk Buldeo - Odkąd mój dziadek przez ciebie zginął, wylądowałem tutaj, gdzie miejscowy pułkownik powierzył mnie opiece swojego osobistego kucharza. Nawet dobry z niego człowiek, ale bardzo nie lubi, kiedy mu się stawiam. Wiesz, ile razy już mnie za to zbił?
- Zakładam, że nie zasłużyłeś sobie na to - szydziła sobie Shanti.
- Ty lepiej bądź cicho, niewolnicze ścierwo - warknął na nią Ganshum - Ciekawi mnie, co ty tutaj w ogóle robisz? Twój pan, jak się o tym dowie, to każe cię zaćwiczyć na śmierć.
- Jej pan nie żyje - powiedział Mowgli - Utonął w bagnie, gdy próbował nas zabić.
- A więc to tak? - syknął przez zęby podły chłopak - To dlatego tutaj przyszliście! Myślicie, że możecie się ukryć w mieście i być bezpieczni? Ale nic z tego! Mogłeś mu uciec z klatki, dzikusie, ale mnie nie zdołasz uciec.
- Skąd wiesz, że Mowgli był w klatce? - spytała Shanti.
Pogromca Shere Khana znał jednak odpowiedź na to pytanie.
- To byłeś ty! To ty uderzyłeś mnie kamieniem w głowę, gdy Garroum próbował mnie złapać!
- Brawo, dzikusie! Brawo! Widzę, że zaczynasz wreszcie myśleć jak na człowieka przystało! Gratuluję! Tak, to właśnie ja! Kucharz posłał mnie po wodę. Poszedłem do studni i zauważyłem ciebie oraz Garrouma. Słyszałem, o czym rozmawiacie, dlatego postanowiłem mu pomóc. Miałem nadzieję, że skończysz w cyrku, tu nieowłosiona małpo, ale jak widzę przyjaciel mojego dziadka był dla ciebie za miękki. Ja nie będę!
Po tych słowach Ganshum skoczył na Mowgliego, przewracając go na ziemię. Wówczas to obaj przeciwnicy zaczęli się ze sobą dziko szarpać i okładać nawzajem pięściami. Wnuk Buldea miał przewagę ze względu na efekt zaskoczenia, jednak szybko go utracił, ponieważ zapomniał o czymś niezwykle ważnym - Mowgli wychowany w dżungli, a także zaprawiony w siłowaniu się z wilkami oraz Baloo był niezwykle silny, dlatego też właśnie, pomimo tego, iż Ganshum zaatakował go podstępem, to chłopiec z dżungli szybko sobie z nim poradził i powalił na łopatki. Jego przeciwnik jednak nie zamierzał rezygnować, dlatego szybko stanął na nogi i ponownie zaatakował Mowgliego, skacząc mu do gardła. Pogromca Shere Khana znowu bez trudu odepchnął go od siebie.
- Zostaw go! - krzyknęła Shanti, podbiegając do Ganshuma.
Ten jednak jednym uderzeniem ręki odrzucił na bok dziewczynkę, po czym złapał za leżący na ziemi kamień i próbował nim rozbić głowę byłej niewolnicy. Mowgli jednak w ostatniej chwili złapał go od tyłu i odciągnął od niej. Obaj zaczęli się szarpać i padli na ziemię. Ganshum zacisnął dłonie na szyi Mowgliego, jednak ten szybko wylądował na nim, po czym sam zaczął go dusić. Normalnie nigdy by się tak nie zachował, ale teraz, gdy jego przeciwnik próbował zabić Shanti stracił panowie nad sobą. Przybrany syn Rakshy nie należał do mściwych osób, ale dzisiejszego dnia zbyt wiele złego go spotkało ze strony ludzi. Mowgli bardzo długo podchodził do doznanych cierpień bez chęci zemsty, ale teraz coś w nim pękło. Kolejny raz Ganshum próbował skrzywdzić kogoś mu bliskiego. Poprzednim razem o mało nie doprowadził wraz ze swym dziadkiem do śmierci Meshui, a teraz próbował zabić Shanti. Dość już tego dobrego! Ten chłopiec to demon i musi zginąć tak samo jak Buldeo, Garroum i inni, inaczej nigdy się od nich nie uwolnią. Z takimi właśnie myślami chłopiec z dżungli przycisnął Ganshuma do ziemi i zaczął go dusić.
- Mowgli, nie! - krzyknęła przerażona Shanti - Nie zabijaj go!
Obaj chłopcy szarpali się dalej, jednak wychowanek wilków miał nad swym przeciwnikiem ogromną przewagę i jeszcze chwila, a zadałby śmierć przeciwnikowi. Pewnie tak by właśnie się stało, gdyby nagle ex-niewolnica nie zaczęła wołać:
- Mowgli, nie rób tego! Jeśli go zabijesz, to staniesz się taki sam jak on i jego dziadek! Chcesz tego?!
Te słowa uderzyły mocno chłopca z buszu niczym silny cios. Od razu wypuścił z rąk szyję Ganshuma, po czym podniósł się z ziemi i bez słowa podszedł do przyjaciółki.
- Nie słuchaj tego niewolniczego ścierwa, dzikusie! - zawołał Ganshum mściwym tonem - Czy ty czegoś nie rozumiesz?! Ja nie przestanę! Póki będę żył, póty będę cię nienawidził za to, co zrobiłeś mojemu dziadkowi!
Mowgli spojrzał na niego ze smutkiem w oczach i rzekł:
- Nie zabiłem twojego dziadka. Zabiły go hieny.
- Ale to przez ciebie! - warknął chłopak, masując sobie szyję - Poszedł do dżungli, aby cię dopaść! Gdybyś wtedy w wiosce, to do niczego by nie doszło, a on by żył, a ja nie siedziałbym u tego kucharza! Zniszczyłeś mi życie, ty dzikusie!
- Sam je sobie zniszczyłeś idąc w ślady swego dziadka - odpowiedziała mu Shanti oburzonym tonem - A teraz obwiniasz o to innych! Czy ty wiesz, jaki jesteś żałosny?!
- Chodźmy, Shanti. Zostawmy go - powiedział smutno Mowgli - On już może skrzywdzić tylko sam siebie.
Po tych słowach chłopiec z dżungli, ex-niewolnica oraz mała, czarna pantera poszli przed siebie, zostawiając Ganshuma samemu sobie.
- Ciekawe, skąd on się tutaj wziął? - spytał Mowgli - No wiesz, tutaj... Między tymi domami.
- Pewnie kucharz go po coś posłał przed snem - stwierdziła Shanti - Mnie też Garroum niejeden raz posyłał po różne rzeczy zanim to łaskawie pozwolił mi iść spać.
- No tak... A kiedy nas zobaczył, to postanowił mnie zabić. A ja przez chwilę chciałem zabić jego. Nie rozumiem, czemu chciałem to zrobić. Tak naprawdę nie czuję do niego takiego gniewu, aby chcieć go zabić. Nie czuję do niego nic. Dlaczego więc przez chwilę chciałem go zabić?
- Bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, Mowgli. Ludzie tak mają.
- Właśnie... Ludzie już tacy są. W gniewie potrafią oni zabić innego człowieka. Zabijają się nawzajem także z zemsty, z chęci zdobycia skarbu... Z wielu powodów.
Chłopiec stanął zasmucony i zacisnął pięść ze złości.
- Ten świat nie jest moim światem, Shanti. Żałuję, że w ogóle tutaj przyszedłem. Teraz tylko jeszcze bardziej cierpię. To nie jest mój dom. Nie, Shanti. Moim domem jest dżungla i najlepiej będzie, jeśli tam pozostanę.
- Mowgli... A co z twoimi rodzicami? Co z Meshuą?
Zabójca Shere Khana spojrzał na nią smutno i powiedział:
- Przykro mi, Shanti, ale tak właśnie trzeba... Znajdę tylko dom Meshui i zostawię cię tam, a sam wracam do dżungli.
- Tylko jak chcesz go znaleźć? - zapytała ex-niewolnica.
- Mowgli? - usłyszeli jakiś delikatny, wrażliwy głos.
Dzieci spojrzały za siebie i zauważyły nagle dobrze sobie znaną kobietę w zaawansowanej ciąży. Stała ona przed jednym z domów i patrzyła bardzo uważnie na oboje przyjaciół.
- Mowgli... Nathoo... Synku mój... To naprawdę ty?
- Mamo!
Mowgli podbiegł do kobiety i wpadł jej w ramiona.
- Synku mój kochany! Tak strasznie za tobą tęskniłam! - mówiła Mari, obejmując do siebie chłopca - Co ty tu robisz? Przyszedłeś do nas? Chcesz z nami zamieszkać?
- Nie, matko - odpowiedział jej smutnym głosem wychowanek wilków - Szukałem cię, aby prosić ciebie, tatę, dziadka oraz Meshuę o coś bardzo dla mnie ważnego.
Mari była wyraźnie bardzo zawiedziona, kiedy to usłyszała, jednak nic nie powiedziała w tym temacie, tylko rzekła:
- O co chcesz mnie prosić, kochanie?
- Pan Garroum nie żyje - zaczął mówić Mowgli - Próbował nas zabić, ale sam przy tym zginął. Shanti jest już wolna, jednak nie mogę jej zabrać ze sobą do dżungli. Czy może zostać z wami?
- Oczywiście, kochanie - pokiwała smutno głową kobieta - Ale byłoby nam lepiej, gdybyś ty także z nami pozostał.
- Nie mogę, mamo - rzekł chłopiec czując, jak w oczach zbierają mu się łzy - Stało się dzisiaj coś strasznego. Coś naprawdę okropnego. Przez to nie mogę tu zostać.
- A co takiego się stało?
Shanti chciała już wyjaśnić kobiecie, o co chodzi, ale Mowgli pomachał lekko rękami na znak, aby tego nie robiła, więc zamilkła w pół słowa. Mari dostrzegła ten gest i była wyraźnie bardzo zawiedziona, że jej syn nie jest z nią szczery, ale zrozumiała go. Czuła, iż musiało go spotkać coś naprawdę strasznego, skoro postanowił stąd jak najszybciej uciec. Bardzo chciała, aby on z nią został, ale czy miała prawa go zmuszać? Nie... Bougi i Neel mieli rację, kiedy mówili jej, że nie można chłopca zmuszać do tego, aby żył w sposób, który jest mu obcy, bo inaczej mogą go stracić na zawsze, a tego nie chcieli. Dlatego, choć Mari serce pękało na kawałki z rozpaczy, nie mogła nic zrobić, aby go przy sobie zatrzymać.
- Dobrze, synku. Zaopiekuję się Shanti - powiedziała po chwili kobieta - Nie bój się. Zajęliśmy się Sikhem, więc zajmiemy się też i nią.
- Sikh tu jest? - spytała Shanti.
- Tak. Przybył on tutaj z oddziałem angielskich żołnierzy, który szukali Buldeo, aby go powiesić. Zamiast niego przyprowadzili tu tylko młodego garncarza. Nie miał gdzie się podziać, więc został z nami. Jest bardzo dobry i pracowity.
- A tata? A dziadek? A Meshua? - zapytał Mowgli.
- Wszyscy mają się dobrze. Rikki także - odpowiedziała mu czule Mari - Ale tęsknimy za tobą wszyscy, a zwłaszcza Meshua. Codziennie modli się do Śiwy prosząc go, żebyśmy znowu byli razem tak, jak kiedyś w wiosce.
- Tamte dni już nigdy nie wrócą, mamo - odparł smutno chłopiec - Moje miejsce jest w dżungli, a wasze tutaj. Tak widocznie musi już być. Jeśli tu zostanę, to znowu będziecie przeze mnie cierpieć. Nie chcę tego. Dlatego też muszę odejść.
- Mowgli, zostań z nami... Proszę - powiedziała smutno Mari - Synku... Niedługo na świat przyjdzie twój brat... Czy ma nigdy cię nie poznać?
- Opowiesz mu o mnie, mamo, a gdy już będzie starszy, to zrozumie, dlaczego musiałem odejść.
- Zostań, proszę.
- Nie mogę.
Shanti i Mari posmutniały, kiedy usłyszały słowa chłopca. Chciały go przekonać, aby został, ale widziały, że to było bezcelowe, dlatego milczały ze smutkiem w oczach.
- Dobrze, mój synku. Skoro musisz iść, to nie zatrzymam cię siłą. Ale bardzo wierzę, iż jeszcze się zobaczymy. Wielki Śiwa nie oddałby mi ciebie tylko po to, żeby mi ciebie potem na zawsze odebrać.
Następnie uścisnęła ona mocno swego synka. Shanti chwilę później też czule uścisnęła Mowgliego, który wzruszony rzekł do niej:
- Ja i ty jesteśmy jednej krwi.
Dziewczynka nie rozumiała, co oznaczają te słowa, jednakże po tonie, w jakim to wypowiedział pojęła, że jest to dla niego bardzo ważne, dlatego też odpowiedziała mu:
- Ja i ty jesteśmy jednej krwi.
Pogromca Shere Khana uśmiechnął się do niej delikatnie, a następnie powoli ruszył w kierunku dżungli wraz wierną z Mahalą przy boku.
- Mowgli!
Chłopiec odwrócił się i zobaczył wówczas, że tuż obok jego matki oraz przyjaciółki stoi Meshua ubrana w strój do spania.
- Mowgli! Co tutaj się dzieje?! Dlaczego odchodzisz?! Zostań, proszę! Zostań! - wołała dziewczynka załamanym głosem.
- Nie mogę, Meshua. Nie mogę... Kiedyś to zrozumiesz... Albo i nie.
Jego ukochana nie chciała go jednak słuchać. Podbiegła i rzuciła mu się na szyję.
- Zostań! Proszę! Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie!
- Meshua... Ja...
- Nie odchodź, błagam!
- Muszę, Meshua... Muszę...
- Ale dlaczego?! Dlaczego?!
Mowgli spojrzał na dziewczynkę smutno, po czym wypuścił ją z objęć i rzekł smutnym tonem:
- Bo to nie jest mój świat.
Następnie pocałował ją delikatnie w czoło i w usta, a kiedy to zrobił odszedł, zaś Mahala wiernie ruszyła za nim. Chwilę później, kiedy dobiegły ich krzyki Meshui nawołującej chłopca po imieniu, oboje ruszyli biegiem. Mowgli wiedział, co robi. Wiedział, że jeśli nie zacznie biec, to zostanie, a wtedy znowu ściągnie na bliskich kłopoty, czego nie chciał. Dlatego właśnie musiał odejść, choć bolało go to równie mocno, co jego bliskich.
Meshua jednak nie znała jego motywacji i wcale nie chciała ich znać. Patrząc ze łzami w oczach na odchodzącego Mowgliego wiedziała jedno: nie po to go teraz zobaczyła, aby go stracić na zawsze.
- Nie pozwolę ci odejść - powiedziała sama do siebie - Jeżeli ty nie przyjdziesz do mnie, to ja przyjdę do ciebie. Nie stracę cię już nigdy więcej. Nikt nas nie rozdzieli, Mowgli. Nikt. Nawet ty sam.
Widzę, że Ganshum za wszelką cenę postanowił zemścić się na Mowglim za śmierć dziadka i nie zamierza tak łatwo odpuścić, gdyż zaślepia go nienawiść i żądza zemsty. Do tego ten podły nikczemnik próbował zabić kamieniem Shanti tylko dlatego, że stanęła w obronie Mowgliego, a ona mimo wszystko nie chciała, żeby on go zabił. A skąd Mari miała pewność, że urodzi syna, skoro w tamtych czasach nie można było określić płci dziecka przed jego narodzeniem? A jednak Mowgli postanowił pozostać w dżungli z obawy, by ponownie nie sprowadzić na swoją rodzinę nieszczęścia, choć doskonale wie, że z dala od nich będzie cierpiał, skoro tak szczerze ich pokochał, odnalazłszy po tylu latach swą prawdziwą rodzinę. Do tego wszystkiego się jeszcze zakochał i to z wzajemnością.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Mowgli jest taki szlachetny i nie zabił Ganshuma. Nie powinien się tak nad nim litować. I naprawdę musiał on odchodzić? Płakać mi się chciało, gdy to czytałam.
OdpowiedzUsuńW Twojej powieści jest bardzo dużo życiowej mądrości. Dziękuję Ci za ten kolejny rozdział. Na ten moment tylko tyle Ci napiszę. Ciężko mi pozbierać myśli. Biedny Mowgli. :(
OdpowiedzUsuń