piątek, 8 grudnia 2017

Rozdział 020

Rozdział XX

Czerwone Kwiecie



Rikki zawlekł ciało Nagini na stertę śmieci, po czym zostawił je tam ze wstrętem i odszedł. Mowgli tymczasem dalej spał zmęczony poprzednim dniem oraz pierwszym zamachem na swoje życie. Ichneumon nie zamierzał go więc budzić, lecz położył się wygodnie obok niego na wypadek, gdyby nagle jakiemuś innemu wężowi przyszło do głowy nękać jego przyjaciela, co oczywiście nie nastąpiło.
Następnego dnia podczas śniadania Mowgli, nie chcąc nikogo ze swych bliskich niepokoić tym, co miało miejsce w nocy, pominął milczeniem nocną przygodę, podczas której o mało nie postradał życia. Rikki także ani słowa nie pisnął nic Meshui, choć czuł on, że dziewczynka powinna o wszystkim wiedzieć. Coś jednak, jakiś taki jakby wewnętrzny głos mówił mu, że całą sprawę lepiej będzie wyciszyć aniżeli dawać jej rozgłos, ponieważ w takim wypadku kapłan i Buldeo mogliby ją obrócić na swoją korzyść. Ostatecznie kto uwierzy, że Ganshum pragnął zabić Mowgliego za pomocą świętej kobry wykradzionej z chaty kapłana? Na pewno nikt. Przecież Mowgli nie widział osoby, która przyniosła ze sobą Nagini, a gdyby nawet, to kto dałby wiarę jego słowom? Ganshum by przecież wszystkiemu zaprzeczył. Więcej nawet, wymyśliłby fałszywą historię, która z całą pewnością obciążyłaby chłopca z dżungli. Oczywiście jest jeszcze świadectwo Rikkiego, jednakże mangusta nie była tak naiwna, aby wierzyć, że ktokolwiek z ludzi zechce posłuchać zwierzęcia (zakładając, że w ogóle znałby on jego mowę). Jednym słowem, sytuacja Mowgliego nie przedstawiała się najlepiej i milczenie w tej sprawie wydawało się być jedynym rozsądnym wyjściem.
Po posiłku Mowgli zajął się z Meshuą swoimi sprawami, zaś około południa poszedł na pole, gdzie sam naczelnik wsi wprowadził go w arkana jego nowych obowiązków.
- Masz tutaj pod swoją opieką całe stado byków - mówił mężczyzna, który był wysoki, z dużym odstającym brzuchem, rzadką garścią czarnych włosów, sporymi wąsami i delikatną brodą.
Nosił on dość bogate i kolorowe stroje, gdyż był niezwykle zamożnym człowiekiem. Jedynie Neel swoimi pieniędzmi oraz Bougi ze swoimi bykami dorównywali mu zamożnością. Należy tutaj zaznaczyć, że całe stado miało kilkadziesiąt bawołów, z czego około dziesięć należało do Bougiego, Neela i Mari. Pozostali mieszkańcy wsi mieli po jednym lub dwa byki, Buldeo mógł się zaś poszczycić posiadaniem aż siedmiu bawołów.
Co do Buldeo, to był on zaraz po naczelniku i Neelu najzamożniejszą osobą w osadzie, jednak tak po prawdzie, to nie w pieniądzach ani bykach tkwiła jego siła, ale w jego osobie i funkcji, jaką on pełnił. Był myśliwym, a jego strzelba najnowszego modelu budziła wielki podziw wieśniaków, jak również rzekomo zapewniała im bezpieczeństwo przed dzikimi zwierzętami. Buldeo więc nie należał do biedaków, choć pod względem pieniędzy daleko mu było do Neela czy też naczelnika. Oczywiście mógłby on obfitować w bogactwo, gdyby tylko chciał, gdyż na skórach i mięsie zwierząt, jakie udało mu się upolować zarabiał tyle, że mógłby żyć prawie jak jakiś maharadża. Problem w tym, że Buldeo większość zarobków przepijał w podejrzanych kantynach, mając za towarzyszy niezwykle podejrzanych ludzi. Nigdy nie przepił oczywiście więcej niż posiadał, dlatego też nigdy nie miał długów, a prócz tego zawsze wystarczyło mu tyle, ile posiadał, czyli pewna sumka pieniędzy odłożonych na tzw. czarną godzinę, kilka sporych byków, a także posłuch, jakim cieszył się u mieszkańców całej wsi. Nie miał się więc czym przejmować, a jego przyszłość była taką, jaką on chciał, żeby była.
O ile jednak Buldeo nie krył się z tym, że jest zamożny, o tyle kapłan już to robił. Co prawda wszyscy wiedzieli, że posiada kilka bawołów, lecz on nigdy nie afiszował się tym. Nikt też nie wiedział, że stary łotr posiada ukrytą w swojej chacie znaczną sumę pieniędzy, która to co jakiś czas się powiększała. Mężczyzna jednak oficjalnie głosił swoje rzekome umiłowanie skromności oraz ubóstwa, więc zatajał ten fakt przed innymi i praktycznie poza Buldeo (który bardzo lubił wiedzieć wszystko o wszystkich), a także naczelnikiem nikt nie miał o tym pojęcia. Obaj panowie jednak zachowali swoje odkrycie dla siebie wychodząc z założenia, że może im ono jeszcze kiedyś pomóc w sytuacji, w której to szantaż okazał się być jedyną możliwą formą działania.
Mowgli oczywiście nie wiedział o tym wszystkim, gdy naczelnik go wprowadzał w arkana jego nowego zajęcia. Mężczyzna był do niego bardzo miły i przyjazny, jednak chłopiec czuł w jego głosie pewną nienaturalność, a wręcz fałsz. Wydawało mu się, że ten człowiek coś ukrywa, ale co, tego to już nie wiedział.
- Czy wszystko zrozumiałeś? - zapytał po chwili naczelnik.
- Oczywiście - odpowiedział Mowgli z uśmiechem na twarzy.
- Doskonale - pokiwał radośnie głową mężczyzna - A więc... Życzę ci powodzenia w nowych obowiązkach.
Po tych słowach odszedł, zaś chłopiec pozostał razem z Rikkim na łące, obserwując pasące się bawoły oraz innych, bardzo podobnych mu wiekiem młodzieńców mających te same zajęcie, co on.
- Całkiem przyjemna nam się trafiła praca, Rikki - powiedział po chwili Mowgli.
- Nie inaczej - rzekł przyjaznym tonem ichneumon.
Powoli obaj usiedli na trawie i zaczęli patrzeć uważnie na bydło, którym od dzisiaj mieli się zajmować. Jakąś godzinę później ciszę przerwał pewien krzyk:
- Mowgli! Mowgli!
To Meshua właśnie biegła do nich. Chłopiec i mangusta popatrzyli na nią z uśmiechem na twarzy.
- Witaj! - zawołał wesoło chłopiec - Cieszę się, że przyszłaś. Będzie mi miło pasać bawoły w twoim towarzystwie.
- Nie przyszłam tu do towarzystwa, chociaż miło mi, że tak mówisz - odparła dziewczynka, delikatnie się uśmiechając - Słyszałeś nowiny?
- Jakie nowiny?
Meshua usiadła na trawie obok niego i zaczęła mówić, ale dla pewności przeszła na narzecze zwierząt, aby i Rikki mógł rozumieć ich rozmowę, a prócz tego po to, aby inni pastuszkowie nie byli w stanie podsłuchać tego, o czym oni mówią.
- O kobrze Nagini - zaczęła mówić Meshua.
- O kobrze? A co z nią? Co się stało? - zapytał Mowgli.
- Ta kobra nie żyje.
- Nie żyje?
- Tak. Pan Buldeo powiedział, że została zabita. Jakiś chłopak znalazł rano jej ciało na stosie śmieci. Chyba to był Ganshum.
- Ganshum?
- Nie jestem pewna, czy to on, ale widziałam przed chwilą, jak kapłan przemawiał do ludzi i mówił im o śmierci naszej świętej kobry Nagini. Pan Buldeo rzekł wówczas, że Ganshum mu powiedział, iż w nocy słyszał jakieś hałasy i wyszedł, aby sprawdzić ich przyczynę i wtedy zauważył wielkiego wilka potwora, który zabił Nagini.
- Co?! Wielki wilk potwór?! - parsknął śmiechem Mowgli - Jak ludzie mogą wierzyć w takie brednie?
Meshui wcale jednak nie było do śmiechu.
- To wcale nie jest zabawne, Mowgli. Buldeo mówił także, że Ganshum mówił mu, iż to właśnie ty sprowadziłeś tego wilka, aby ściągnąć na naszą wioskę nieszczęście.
- Co?! - chłopiec był w szoku - Przecież to nieprawda!
- Wiem o tym i dlatego wezwałam dziadka i tatę, aby porozmawiali z mieszkańcami wioski na ten temat. Być może przekonają oni ludzi, aby nie dawali wiary tym historiom.


Mowgli spojrzał wówczas na Rikkiego, który zarumienił się lekko, po czym spytał:
- Rikki... Co się stało wczoraj w nocy?
- Eee... Widzisz, bo ta kobra, to... - mangusta zaczęła się jąkać - Otóż ona... Nie żyje.
- To już wiemy! - pisnęła Meshua - Czy ty coś o tym wiesz, Rikki?
- Nie patrzcie tak na mnie! - zawołał oburzony ichneumon - Nagini zaatakowała Mowgliego wczoraj w nocy! Musiałem go bronić! Ona chciała go zabić.
- Co?! - jęknęła przerażona dziewczynka - Rikki! Nagini zaatakowała Mowgliego?!
- Tak, ale przecież Rikki ją odpędził - rzekł Mowgli.
- Owszem. Tyle tylko, że ona wróciła - mówiła dalej mangusta.
Dzieci spojrzały na niego zdumione.
- Jak to?! - zapytał chłopiec z dżungli - Czemu ja nic o tym nie wiem?!
- Ani ja?! - pisnęła jego przyjaciółka.
- Nie chciałem was tym niepokoić - powiedział ichneumon - Już dosyć mieliście oboje problemów ostatnimi czasy. Ta kobra wróciła w nocy, kiedy Mowgli już zasnął. Czuwałem i widziałem wszystko. To wnuk Buldeo ją ze sobą przyniósł.
- Ganshum?! - jęknęła Meshua - To niemożliwe!
- A jednak to był on - wyjaśniał dalej Rikki - Przyniósł ją w takim niewielkim pudełku i zaczął w nie uderzać kijem, po czym wypuścił węża, zawołał coś w swoim języku i uciekł w krzaki. Nagini zaś wściekła i pełna furii zaczęła pełznąć na Mowgliego, ale ja ją zabiłem.
- Coś ty najlepszego zrobił, Rikki?! - załamała się dziewczynka - Nie wiedziałeś, że to święta kobra?
- Święta czy nie, ktoś poprzedniej nocy także przyniósł tu tę kobrę i to pewnie w tym samym celu, co teraz - mówiła dalej mangusta - Wtedy się mnie przestraszyła, ale tej nocy przezwyciężyła swój strach.
- To prawda - powiedział Mowgli - Widziałem ślady na ziemi. To były ślady niewielkiego człowieka, pewnie dziecka.
- A więc to był Ganshum - Meshua zacisnęła ze złości dłoń w piąstkę - Dwie noce temu chciał cię zabić i teraz także. Tylko skąd on wymyślił tego wilka olbrzyma?
- Dwie noce temu musiał mnie zobaczyć z Szarym Bratem i pewnie dlatego teraz opowiada o wielkim wilku - stwierdził jej najlepszy przyjaciel.
- Zapewne tak było. Dziwi mnie jednak, że pierwszej nocy przyszedł cię zabić tylko raz, a drugiej aż dwa razy - rzekła dziewczynka.
- Nie ma w tym nic dziwnego - rzekł Rikki - Poprzedniej nocy widział Mowgliego z wilkiem, więc uciekł bojąc się, że zostanie zauważony i wilk go zje. Teraz zaś upewnił się, iż wilków nie ma w pobliżu, więc gdy Nagini drugi raz uciekła postanowił odczekać jakiś czas i zaatakować trzeci raz, byleby tylko już dokończyć dzieła.
- Tak zapewne było - powiedział Mowgli.
- Co za podły łajdak! - pisnęła oburzonym głosem Meshua - Już ja mu pokażę! Jak on mógł to zrobić? A teraz jeszcze kłamie swojemu dziadkowi i wszystkim, że sprowadziłeś tu wielkiego wilka, aby zabił Nagini i ściągnął na naszą wioskę nieszczęście! Wszyscy teraz są przeciwko tobie!
- Kiedy znaleziono tego węża? - zapytał jej przyjaciel.
- Ponoć rano.
- Hmm... - chłopiec zastanowił się przez chwilę - Naczelnik wsi był dzisiaj do mnie niezwykle miły. Właściwie, to nawet nazbyt miły. Czyżby to miało związek z tym, o czym mówisz?
- To możliwe - rzekł Rikki - Moim zdaniem kapłan i Buldeo już rano dowiedzieli się o śmierci Nagini, więc poszli do naczelnika powiedzieć mu o swym odkryciu. Buldeo zdążył już przesłuchać Ganshuma w tej sprawie, a ten opowiedział mu swoje nędzne kłamstwa. Naczelnik doszedł do wniosku, że jesteś magiem, więc chce być dla ciebie miły bojąc się, iż rzucisz na niego zaklęcie, zaś Buldeo z kapłanem rozpowiadają o tobie kłamstwa.
- Powiedzmy im więc, że Ganshum jest podłym łgarzem i ich okłamuje! - zaproponował Mowgli.
- Nic nam to nie da - odparła Meshua - Buldeo prędzej uwierzy swemu wnukowi niż tobie. A kapłan może by nam i uwierzył, ale też cię nie lubi od czasu, gdy go poniżyłeś wtedy w tej przygodzie z garncarzem Sikhem. Obaj więc teraz nastawiają wioskę przeciwko tobie. Mój ojciec i dziadek próbują załagodzić tę sprawę, ale boję się, że nic nie zrobią. Wieśniacy zbyt mocno wierzą Buldeo i kapłanowi, a poza tym czują do ciebie niechęć.
- Ale za co, Meshua? Za co? Co ja im złego zrobiłem? - spytał Mowgli załamanym głosem.
- Nie wiem, ale nie lubią cię - odpowiedziała mu jego przyjaciółka - Proszę cię, Mowgli... Proszę cię... Bądź odtąd bardzo ostrożny. Pamiętaj, że pan Buldeo może wmówić mieszkańcom wsi, że to ty jesteś odpowiedzialny za wszystkie zło, jakie nas jeszcze spotka w przyszłości. Jeśli teraz spadnie zły deszcz lub susza, albo tygrys zaatakuje nasze byki, albo cokolwiek się złego stanie, kapłan i Buldeo mogą powiedzieć, że to twoja wina, że to ty zabiłeś świętą kobrę, a bogowie teraz nas za to karzą! Dziadek, mama, tata i ja bardzo się o ciebie boimy.
- Co więc mam zrobić? - zapytał załamanym głosem chłopiec.
Dziewczynka złapała go za rękę.
- Zanim tu przyszłam dziadek powiedział mi, abym ci przekazała jego słowa, a brzmią one tak: „Mowgli, teraz już tylko zabicie Shere Khana może cię ocalić. Jeśli zabijesz tygrysa i przyniesiesz jego skórę, mieszkańcy uznają cię za bohatera i będziesz bezpieczny“.
- Twój dziadek jest mądrym człowiekiem. Tak właśnie zrobię. Tylko, że nie wiem, gdzie teraz jest Shere Khan.
- To bez znaczenia. Dziadek i tata proponują, żeby zrobić inaczej.
- Jak?
- Pójdą oni do lasu i zastawią pułapkę na tygrysy. Na pewno jakiś się złapie, może nawet sam Shere Khan. Zabiją go wtedy, obedrą ze skóry, którą dadzą tobie, a potem ty wrócisz do wioski i powiesz wszystkim, że zabiłeś tygrysa. Wówczas mieszkańcy dadzą ci spokój, a Buldeo będzie musiał cię przeprosić, bo zostaniesz bohaterem.
Mowgli pokręcił przecząco głową.
- Nie zgadzam się na to. Nie pozwolę, aby dziadek i tata narażali się dla mnie.
Pierwszy raz mówił o nich w taki sposób, co też oczywiście nie uszło uwadze Meshui.
- Poza tym tygrysa nie jest tak łatwo złapać, a oni sami mogą przy tym zginąć. No i jest jeszcze coś... Nie chcę takiego oszustwa. Buldeo jest może nędznym łgarzem, ale nie ja! Ja zabiję prawdziwego Shere Khana i tylko jego skórę tu przyniosę!
Meshua ścisnęła mocno jego dłoń.
- Przecież sam możesz przy tym zginąć! Poza tym nie masz niczego, czym można by zabić tygrysa!
- Ale mogę mieć - powiedział Mowgli, a w jego głowie nagle zaświtał pewien plan - Meshuo! Sprowadź tu dziadka! Chcę z nim porozmawiać.
Dziewczynka nie rozumiała wcale, jakie chłopiec może mieć ku temu powody, ale oczywiście prośbę jego spełniła. Już po chwili wróciła razem z Bougim.
- O co chodzi, Mowgli? - zapytał starszy pan.
- Mam do... pana... wielką prośbę.
Chłopiec już go chciał nazwać dziadkiem, ale coś sprawiło, że znowu poczuł, iż nie jest jeszcze na to gotowy, dlatego zmienił w ostatniej chwili formę swej wymowy.
- Jaką, mój kochany chłopcze? - spytał Bougi, nie przejmując się tym, że Mowgli znów mówi do niego per „pan“.
- Chodzi mi o to, że wiem, jak mogę zabić Shere Khana i dzięki temu przekonać mieszkańców wioski, iż nie jestem ich wrogiem.
Staruszek usiadł obok niego razem z wnuczką, pytając:
- Czy Meshua mówiła ci o moim pomyśle?
- Mówiła, ale ja nie mogę się na to zgodzić. To by było oszustwo, a ja nie mogę postępować tak, jak Buldeo. Tygrysa muszę zabić osobiście i to nie innego, tylko Shere Khana. Poza tym dałem słowo, że to zrobię i słowa tego dotrzymam.
- A ty wciąż o tym samym, Mowgli? Daj sobie lepiej spokój. Buldeo to szubrawiec i aż go korci, aby cię ośmieszyć wobec wszystkich mieszkańców wsi.
- Już to zrobił - rzekła Meshua.
- Rozmawiałem z ludźmi. Wygląda na to, że mogą się oni przekonać do niewinności Mowgliego, chociaż muszę przyznać, że zdecydowanie tylko zabicie tygrysa mogłoby ich całkowicie uspokoić. Może jednak rozważysz ten plan, o którym mówiła ci Meshua?
- Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę się na niego zgodzić - powiedział Mowgli.
Bougi jęknął załamany.
- Och, drogi chłopcze! Dlaczego wszystko musisz tak utrudniać?
- Bo ja nie chcę być kłamcą jak Buldeo. Chcę zabić tygrysa w uczciwy sposób.
- Ale jedyna skuteczna broń, jaką możesz zabić tygrysa, to strzelba. Tę zaś w wiosce posiada tylko Buldeo i jestem pewien, że ci jej nie pożyczy.
- Wiem, ale mam pomysł... Gdybym miał tak nóż i Czerwone Kwiecie, na pewno bym zwyciężył. Proszę cię... Naucz mnie, jak rozkwita Czerwony Kwiat, który ludzie nazywają ogniem.
Mowgli kiedyś, podobnie jak inne zwierzęta, bał się ognia do chwili, aż spotkał Bougiego. Wtedy to po raz pierwszy zobaczył, czym jest Czerwone Kwiecie i uznał, że może ono zarówno krzywdzić, jak i pomagać. Dlatego też przestał się go bać, co mu pomogło swego czasu ukraść gorący węgiel i z jego pomocą stworzyć sobie pochodnię, którą to przegnał Shere Khana ze Skały Narady. Wtedy jednak miał szczęście, że zdobył węgiel. Tym razem zaś chciał mieć możliwość osobistego rozpalenia ognia, ale najpierw musiał jakoś opanować tę technikę, a nie wiedział, czy sam da sobie radę, dlatego też poprosił o pomoc Bougiego.
- Proszę mi pomóc... Proszę...
Staruszek dalej się wahał. Chciał pomóc chłopcu, ale też bał się o jego życie, dlatego miał wątpliwości.
- Dziadku... proszę...
Bougi spojrzał na Mowgliego bardzo zdumiony tym, co usłyszał. Po raz pierwszy chłopiec nazwał go swoim dziadkiem. Jego oczy wyrażały wielką nadzieję, jaką wobec niego żywił. Mówiły, iż starszy pan jest teraz ostatnią nadzieją swego wnuka. Czyż mógł więc on odmówić?
- Dobrze... Pomogę ci...
Mowgli uradowany rzucił mu się na szyję, tuląc się do niego bardzo zachłannie.
- Dziękuję ci, dziadku... Dziękuję!
Po raz pierwszy dzielny chłopiec z dżungli poczuł, że naprawdę ma w tej wiosce rodzinę, która go wesprze równie mocno, co jego wilczy krewni. Sama myśl była niezwykle budująca i tchnęła w serce Mowgliego ogromną nadzieję.


4 komentarze:

  1. Buldeo to rozrzutny pijak. Mógłby być bogaty, ale woli przepijać pieniądze w karczmach i dybać na majątek innych. Z kolei kapłan jest skąpcem i hipokrytą, ukrywającym posiadany majątek przed wszystkimi. No i w końcu Mowgli uznał swoją prawdziwą rodzinę i zaczął zwracać się do Bougiego tak, jak powinien, a co najważniejsze, zdołał obmyślić plan uśmiercenia tygrysa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Buldeo i Ganshum przeginają pałę. Mam nadzieję, że Mowgli da im jednak radę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochany Jasiu Kronikarzu,

    Nareszcie mam trochę spokoju, by zrecenzować Twoje opowiadanie, więc już się do tego zabieram. :)

    A więc mieszkańcy wioski już się dowiedzieli o śmierci Nagini. To było do przewidzenia, podobnie jak i to, że Buldeo, Ganshum i kapłan znajdą wytłumaczenie tego, co się stało.

    Widzę, że nawiązałeś głównie do powieści Kiplinga, gdzie Mowgli dostał pracę jako pasterz bydła. Pamiętam, jak w filmie z 1942 roku Mowgli kupił od jakiegoś handlarza nóż. Tu chyba po prostu pożyczy tę broń od Bougiego. Tak czy siak, jak słusznie chłopiec zauważył, nóż i ogień bardzo mu się przydadzą. Jestem pewna, że skoro poradził sobie z opanowaniem ludzkiego języka, to i z nauką rozpalania ognia sobie poradzi. W końcu nie darmo Baloo go wychwalał przed swym młodym kuzynem, jaki to Mowgli jest pojętny. :)

    Czekam na następny rozdział i ściskam Cię mocno. :* :)

    Twoja wierniejsza od pieska Siostrzyczka, Przyjaciółka i MUZA Joasia :) :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny rozdział i znowu było bardzo ciekawie. Napięcie jest coraz większe. Już nie mogę się doczekać rozprawy z tygrysem :)

    OdpowiedzUsuń