piątek, 8 grudnia 2017

Rozdział 027

Rozdział XXVII

Wieści od Rikkiego



Po wspaniałej zabawie, jaka miała miejsce na Skale Narady Mowgli wyłożył się wygodnie na posłaniu pod drzewem razem z Meshuą, która to zasnęła mocno w niego wtulona. Chłopiec patrzył na nią czule, bawiąc się delikatnie jej włosami.
- Na buhaja, który był moim okupem... Ta istota budzi we mnie większe uczucie niż ktokolwiek inny, kogo znam - powiedział po cichu do siebie.
Tym większa była jego boleść, kiedy pomyślał sobie, że jutro rano będą oboje musieli się rozstać i być może już nigdy się nie zobaczą. Nie chciał teraz się jednak tym przejmować. Teraz miał swoją miłą w objęciach i był najszczęśliwszą istotą na całym świecie. Nic nie miało dla niego znaczenia, nawet to, że został wygnany z ludzkiej wioski, że ponownie przestał być człowiekiem i że znów nie ma swego miejsca na świecie. Była przy nim ta jedna istota, dla której był gotów pójść choćby w sam środek największego niebezpieczeństwa i nic innego nie miało dla niego żadnego znaczenia. Wtedy liczyła się dla niego tylko ta chwila. Nic więcej, tylko właśnie ona.
Mowgli spał szczęśliwy jak nigdy, przytulając do siebie swoją lubą aż do chwili, gdy ktoś go zaczął delikatnie lizać po twarzy. Wówczas to zbudził się i zobaczył stojącego przed nim Szarego Brata.
- Co się stało? - zapytał zdumiony chłopiec.
- Człowiek jest w dżungli - powiedział.
- Jaki człowiek?
- Ten, który próbował zabrać ci twoje trofeum.
- Buldeo?!
- Ten sam. Towarzyszy mu kilku ludzi z Czerwonym Kwieciem, a także strzelającymi kijami. Chyba kogoś szukają.
Mowgli przerażony ostrożnie wstał z posłania, aby nie budzić Meshui, po czym spojrzał na wilka pytająco:
- Gdzie oni teraz są?
- Na szczęście daleko stąd - powiedział Szary Brat - Nasi bracia i Lala trzymają ich na dystans od tego miejsca strasząc ich swoją bojową pieśnią, jak również odciągają ich jak najdalej stąd.
- Sprytne - rzekł z dumą chłopiec - Buldeo wie doskonale, że wilki to moi bracia, więc będzie szedł ich tropem, aby mnie znaleźć. A ja tymczasem będę daleko od niego. Czy to ty wymyśliłeś ten podstęp, mój bracie?
- Przez grzeczność nie będę zaprzeczał - zaśmiał się delikatnie wilk - Lecz lepiej się pospieszmy, bo przecież wiecznie nasi bracia z Lalą nie będą odciągać od ciebie niebezpieczeństwa.
- Co planujesz?
- Przede wszystkim zabrać stąd twoich ludzkich przyjaciół! Oni nie są tutaj bezpieczni. Dżungla nie jest dla ludzi, nie licząc oczywiście ciebie, mój mały bracie, ale ty wszak jesteś w połowie wilkiem i zawsze ten las będzie twoim domem. Oni jednak nie mogą tu zostać. Muszą powrócić do wioski. Zwłaszcza ona.
To mówiąc wskazał pyskiem na śpiącą Meshuę. Mowgli spojrzał w jej kierunku i poczuł, jak łzy zbierają mu się w oczach.
- Wiedziałem, że do tego dojdzie, ale nie sądziłem, że tak szybko.
- Nie zwlekaj, braciszku... Czas nagli - przypomniał mu Szary Brat.
- On ma rację - powiedział Bagheera, zeskakując z drzewa, na którym spał - Nie byłem świadkiem tego, co miało miejsce w wiosce, lecz Szary Brat z Akelą dokładnie mi wszystko opowiedzieli. Ludzie zabijają członków swego plemienia, nawet jeśli ci są zaledwie szczeniętami. Lepiej więc, jeśli cenisz sobie życie swoich przyjaciół, odprowadź ich do wioski. Tutaj nie są bezpieczni.
- Dlaczego? Buldeo ich przecież nie zabije - rzekł Mowgli.
- Nie zabije?! - zapytał z kpiną w głosie Szary Brat - Bracie, na własne oczy widziałem, jak ten łotr o mało nie zabił twojej przyjaciółki, gdy stanęła w twojej obronie! Myślisz więc, że teraz zawaha się, aby to zrobić, jeśli ona znowu będzie chciała cię chronić, a na pewno zechce?!
- Przyjaciele bronią przyjaciół - poparła go czarna pantera - Meshua i ten drugi są twoimi przyjaciółmi. Na pewno będą cię bronić, gdy dojdzie do złego. A wtedy ten człowiek zabije ich oboje i co wtedy zrobisz?
Mowgli poczuł, jak mu serce zaczyna krwawić z rozpaczy. Doskonale wiedział, że Bagheera i Szary Brat mają rację i wiedział to już od samego początku, gdy Meshua tu przyszła razem z Kamyą, iż oboje będą musieli wrócić do wioski. Jednak teraz, kiedy nadeszła ta chwila, chciał ją opóźnić jak długo tylko się da, choć dobrze wiedział, że w końcu musi coś zrobić.
- Macie rację... Muszę ich stąd zabrać.
Następnie podszedł najpierw do Meshui, a potem do Kamyi. Obudził ich i powiedział im, co się stało. Oboje byli tym przerażeni.
- To moi rodzice go za mną posłali! - jęknął Kamya - Pewnie myślą, że wilkołak mnie porwał i poprosili Buldea o pomoc! Och, wielki Wisznu! Co ja najlepszego zrobiłem?! Ściągnąłem na ciebie nieszczęście, Mowgli!
- Nieprawda! - zaprzeczyła Meshua - Jeśli ktoś tu jest winien, to tylko ja! To ja chciałam tu przyjść!
- Szukanie teraz winnych nie ma sensu - powiedział poważnym głosem Mowgli - Muszę was odprowadzić do wioski zanim Buldeo nas wytropi. Nie chcę, żeby zauważył waszą dwójkę w moim towarzystwie. Jeszcze powie, że wy również jesteście wilkołakami i co wtedy? Nie chcę nawet o tym myśleć.
Kamya rozumiał całą sytuację. Meshua także, choć ona jeszcze długo próbowała przekonać Mowgliego, żeby pozwolił jej tu pozostać. W końcu musiała ustąpić pod wpływem rozsądnych argumentów, jakie przytoczył jej wierny przyjaciel. Obiecała mu jednak, że jeszcze przyjdzie tu się z nim zobaczyć. Następnie Bagheera widząc, iż ta jakże urocza istotka ledwie stoi na nogach (wciąż była bowiem niewyspana) wziął ją na grzbiet i bardzo powoli poszedł z nią w kierunku wioski. Mowgli z Kamyą, Szarym Bratem oraz Rikkim szli obok nich.


- Mam nadzieję, Szary Bracie, że Akru i reszta odciągną myśliwych daleko od nas - rzekł po chwili Mowgli.
- O to się nie martw - odparł dumnie Szary Brat - Dadzą sobie radę. W razie czego mamy przyjaciół w całej dżungli. Niech ci ludzie tylko spróbują im zrobić krzywdę, a ich czaszki będą bieleć na Skale Narady obok skóry Shere Khana!
Mowgli uśmiechnął się do swego wiernego druha w każdej potrzebie. Szary Brat zawsze był mu najbardziej oddany z całego wilczego rodzeństwa i w każdej potrzebie mógł na niego liczyć. Inni także byli mu oddani, ale to właśnie pierworodny syn Rakshy był tym, którego chłopiec mógł nazywać najbardziej oddanym przyjacielem z dziecinnych lat. Zawsze silny, zawsze roztropny, zawsze pierwszy zarówno w łowach i działaniu, jak i w myśleniu, a prócz tego skoczyłby w przepaść za każdego ze swej rodziny. Taki właśnie był z niego przyjaciel!
Nie umniejsza to oczywiście zasług innych członków rodziny. Akru był zawsze silny, sprawny i skuteczny, chociaż niekiedy zbyt agresywny wtedy, kiedy pewne sprawy należało na spokojnie rozstrzygnąć. Sura z kolei był niezwykle delikatny i wrażliwy jak na samca, choć nigdy w żadne akcji nie ustępował swoim braciom. Lura zaś był nadal dość dziecinny pod pewnymi względami, ale zawsze rodzina miała dla niego największe znaczenie.
Tak czy inaczej to właśnie Szary Brat miał największe poważanie pośród wszystkich dzieci Rakshy, zas pozostali bracia uważali go za swego przywódcę, z kolei on za wodza uważał Mowgliego, choć równie wielkim szacunkiem darzył Akelę oraz rodziców, jednak to zawsze „ich mała żabka“ miała u niego największe poważanie. Dlatego też, nawet jeśli nie zawsze podzielał jego zdanie, to i tak był gotów przybyć na każde jego wezwanie.
Takie właśnie myśli na temat jego wiernych braci krążyły po głowie Mowgliego, kiedy dotarli do ludzkiej wioski. Meshua spała już na grzbiecie Bagheery, ale Kamya i Rikki byli przytomni, choć bardzo smutni z powodu tego wszystkiego, co właśnie miało miejsce.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Mowgli, patrząc na pastuszka - To było naprawdę bardzo ryzykowne. Proszę... Nie przychodźcie tu więcej i nie dlatego, że mi was nie brakuje, ale dlatego, że to zbyt wielkie ryzyko.
- Wiem o tym, ale czasami miłość do przyjaciół jest zbyt wielka aniżeli zdrowy rozsądek - zaśmiał się do niego Kamya.
- Rodzice cię zbiją, prawda?
- Może zbiją... A może nie? Na pewno skrzyczą, to pewne, ale nie dbam o to. Musiałem cię zobaczyć, przyjacielu.
Mowgli uścisnął go mocno, po czym objął lekko Rikkiego.
- Dbaj o Meshuę - powiedział.
- Będę dbał, masz moje słowo - rzekł ichneumon - Słowo mangusty! A wiesz chyba, że takie słowo wiele znaczy.
- Wiem i dlatego właśnie tobie powierzam opiekę nad nią.
- Licz na mnie, przyjacielu.
Chłopiec uśmiechnął się do niego, a następnie zdjął delikatnie Meshuę z grzbietu Bagheery, biorąc ją na ręce i przytulając mocno do siebie.
- Czy już jesteśmy? - spytała dziewczynka zmęczonym głosem, powoli otwierając oczy.
- Prawie na miejscu - wyjaśnił jej przyjaciel - Zaraz tam będziemy.
Bagheera i Szary Brat zostali w buszu, a Mowgli z Meshuą na rękach przekradł się do wioski korzystając z tego, że prawie wszyscy jeszcze tam śpią. Kamya z Rikkim szli tuż za nim rozglądając się dookoła. W końcu dotarli do chaty Neela i Mari, tam zaś Mowgli położył Meshuę delikatnie na swoim dawnym posłaniu.
- Muszę już iść - powiedział smutnym głosem.
- Nie pożegnasz się z rodzicami? A z dziadkiem? - spytała z nadzieją w głosie Meshua.
- Nie... Zapominasz, że zostałem stąd wygnany? Jeżeli ludzie z wioski mnie zobaczą, to z miejsca mnie ukamienują, a także każdego, kto stanie w mojej obronie. Nie mogę was narażać. Poza tym czuję, że Czerwone Kwiecie spali moje serce, jeśli zobaczę rodziców i dziadka, a nie będę mógł tu zostać.
Meshua zapłakała, po czym objęła mocno chłopca.
- Będę za tobą tęsknić - pisnęła.
- Ja za tobą także - odparł Mowgli, po czym pocałował on czule czoło dziewczynki - Żegnaj, Meshua. Nie przychodź już więcej do dżungli. To zbyt niebezpieczne dla ciebie.
- Nie! Odczekam trochę, a potem przyjdę znowu z Kamyą albo też z dziadkiem!
- Nie możecie... Jeśli Buldeo się dowie, to was zabije.
- On ma rację - powiedział Kamya - Buldeo może nas kiedyś śledzić i znaleźć kryjówkę Mowgliego. Co wtedy będzie?
Meshua zdawała sobie z tego sprawę, ale chciała wierzyć, że będzie dobrze, dlatego rozpłakała się jeszcze mocniej i objęła mocno chłopca.
- Nigdy cię nie zapomnę!
- Ani ja ciebie, Meshuo. Ani ja ciebie...
Następnie oboje czule się pocałowali w usta, po czym Mowgli szybko pognał w kierunku dżungli. Wzrok mu przyćmiewały łzy. Czuł, że serce mu krwawi i płonie mocno niczym palone Czerwonym Kwieciem. Bolało go to wszystko, co się stało, ale najbardziej bolało go jedno... Że być może już nigdy nie zobaczy swej najlepszej przyjaciółki.


Los jednak szykował dla niego co innego, a zaczęło to się od tego, iż jeszcze tego samego dnia około południa, kiedy Mowgli opowiadał swoim bliskim (na ich wyraźną prośbę) o tym, jak to zabił Shere Khana, przyszła wieść, iż w dżungli znowu pojawili się ludzie, na dodatek ci sami, co byli tu nocą. Wrócili oni do wioski, jednak tylko po to, żeby wypocząć i przybyć do buszu jeszcze raz. Ich zaciekłość wzbudziła wielki gniew wilczej rodziny Mowgliego, która była gotowa rozprawić się z myśliwymi raz na zawsze i przynieść chłopcu jego czaszki. Mowgli jednak był negatywnie nastawiony do tego planu. Uznał, iż po pierwsze jest to łamanie praw dżungli, a po drugie mimo wszystko on się czuje w połowie człowiekiem i jako taki nie mógłby zabić drugiego człowieka, nawet po to, aby się najeść. Szary Brat uważał takie zachowanie za lekkomyślne, ale uszanował wolę swego wodza. Akela stwierdził, iż Mowgli ma rację, ale Szary Brat częściowo też ją ma, bo przecież ci ludzie nigdy nie zrezygnują z zemsty, dopóki będą mieszkać w pobliżu dżungli. Ojciec Wilk zasugerował wówczas, aby przegnać ludzi z wioski raz na zawsze z tych terenów, ale Matka Wilczyca nie wyraziła na to zgody uważając, że to by oznaczało również wygnanie niewinnych ludzi, czyli przyjaciół ich syna, a ona przecież na taką niesprawiedliwość nie może pozwolić. Plan więc upadł w zarodku. Chłopiec z dżungli oraz jego bliscy ukryli się więc na tam, gdzie byli bezpieczni, natomiast Szary Brat z braćmi i Chilem uważnie obserwował poczynania ludzi.
Mowgli zaś zasmucony usiadł na drzewie nie wiedząc, co ma zrobić. Był teraz załamany i rozdarty. Z jednej strony czuł się wilkiem, a z drugiej człowiekiem, lecz obie te rasy przecież go zawiodły. Kim on więc naprawdę był? Nikim... Niczym... Istotą bez pochodzenia. Miał dwie rodziny, ale nie miał żadnej. Pochodził z dwóch światów jednocześnie, ale tak naprawdę żaden z nich nie był mu prawdziwym domem.
- Jak ja mam teraz żyć? - zapytał sam siebie.
Chwilę później ciszę rozdarły dzikie krzyki nietoperza Moaba. Mówił on jakieś dziwne wiadomości o tumulcie w ludzkiej wiosce. Mowgli jednak zlekceważył te słowa.
- Tam wiecznie są jakieś tumulty - pomyślał sobie - Co mnie to teraz może obchodzić?
Nieco później usłyszał głos Chila, który wyraźnie go nawoływał.
- Mowgli! Mowgli!
- Co się stało, Chil? - zapytał chłopiec, spoglądając w niebo.
- Ktoś przybył do lasu i chce z tobą rozmawiać!
- Kto taki?
- Ktoś, kto był tutaj wczoraj.
- Meshua! O nie! Co ona tu robi?! Prosiłem, żeby tu nie przychodziła, bo może zginąć!
Chłopiec był naprawdę przerażony, dlatego szybko zeskoczył z drzewa i poszedł za Chilem, który zabrał go do miejsca, gdzie czekał już Bagheera razem z Baloo oraz... Rikkim.
- Rikki! - zawołał radośnie Mowgli, oddychając z ulgą.
A więc Meshua tutaj nie przyszła narażać ponownie dla niego swoje życie. Co za ulga!
- Witaj, Mowgli! Wreszcie cię znalazłem! - zawołał ichneumon - Mam dla ciebie wieści z wioski!
- Chodzi ci o ten tumult, który tam powstał? - spytał chłopiec - Już o nim słyszałem. To w żaden sposób nie może mi zagrozić.
- A czy wiesz, co jest przyczyną tego tumultu?
- Co takiego?
- Jest nią Meshua.
Mowgli poczuł, jak nogi mu się uginają w kolanach. Przerażony padł na ziemię i spytał:
- Co?! Meshua?! Co z nią?! Co jej się stało?!
- Już mówię - powiedział Rikki - Dzisiaj w południe Buldeo ze swoimi kompanami powrócił do wioski. Był wściekły, że cię nie złapał i zaraz po powrocie poszedł do naczelnika i długo o czymś z nim rozmawiał. Następnie zebrał kilku ludzi, zaczęli razem coś krzyczeć, po czym poszli oni do chaty Meshui, którą siłą wyciągnęli na zewnątrz i związali. Jej rodziców i dziadka też.
- CO?! Ale za co?! Co oni im złego zrobili?! - Mowgli nie posiadał się z oburzenia.
- To przerażające! - jęknął Baloo - Ludzie polują na swoich! Świat się kończy!
- Czy wiesz, dlaczego to zrobili? - spytał Bagheera.
- Niestety nie... Nie znam ludzkiego języka - odparł smutno Rikki - Ale Meshua dostrzegła mnie i krzyknęła głośno w moją stronę „MOWGLI!“. Nie musiała nic więcej mówić. Wiedziałem, co muszę zrobić. Sprowadzić ciebie. Mowgli... Nie wiem, jakie są zamiary Buldeo, ale wiem jedno... Nie wróżą one niczego dobrego. Jeśli więc kochasz Meshuę tak mocno, jak myślę, że ją kochasz, to ocal ją i jej bliskich nim będzie za późno. Proszę, Mowgli. Jesteś ich jedyną nadzieją.


3 komentarze:

  1. Wilki są sprytne i to naprawdę oddani przyjaciele, stąd też Mowgli nie powinien uważać, że jest pozbawiony swojego miejsca na świecie, skoro one przyjęły go do swego stada jak swojego i okazały się bardziej ludzkie od ludzi. Szary Brat jest bardzo lojalny, honorowy i rozsądny. Naprawdę można na niego liczyć. Mowgli szczerze pokochał swoją prawdziwą rodzinę, dlatego tak ciężko jest mu opuścić wioskę, mimo że jego zwierzęcy kompani również są dla niego bardzo ważni i lepiej czuje się w ich towarzystwie niż wśród ludzi. Zwierzęta powinny przegnać ludzi z wioski, skoro oni stanowią dla nich poważne zagrożenie, ale ich przecież nie dotyczą prawa dżungli, bo przecież w niej nie mieszkają i w ogóle ich nie znają. Buldeo w porozumieniu z kapłanem postanowił pozbyć się rodziny Mowgliego, sądząc że tym samym uda mu się zwabić go do wioski, żeby wywrzeć na nim swoją zemstę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedobrze. Buldeo jest zawzięty. Tak coś czułam, że on coś będzie kombinował. Ale żeby mścić się na bliskich Mowgliego, to już jest chamstwo! Mam nadzieję, że dostanie za swoje.

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Jaki zwrot akcji! Myślałam, że już będzie spokojniej, a tu proszę, jednak nie! Nie mogę doczekać się przeczytania kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń