piątek, 8 grudnia 2017

Rozdział 022

Rozdział XXII

Wieści z dżungli


Minęły całe dwa tygodnie od tej rozmowy, podczas których to Mowgli trenował codziennie podczas swojej pracy władanie nożem otrzymanym od dziadka. Ponieważ zajęcie chłopca nie wymagało wcale jakiegoś większego wysiłku, a prócz tego nie był on jedynym pasterzem w całej wiosce, to mógł sobie pozwolić na takie coś jak trening przed przyszłą walką z tygrysem. Codziennie więc z nożem w dłoni Mowgli skakał po łące i wymachiwał bronią tak, jak to go uczył jego Bougi, który początkowo brał udział w tych treningach, potem robiła to Meshua razem z Rikkim, nie ukrywając przy tym swego zachwytu.
- Wspaniale, Mowgli! Brawo! Na pewno pokonasz Shere Khana! - wołała radośnie dziewczynka, klaszcząc przy tym w dłonie.
Siedzący obok niej ichneumon również był wyraźnie zadowolony tym, co właśnie widział.
- Mowgli z całą pewnością da sobie radę z tym pręgowanym łotrem - powiedział Rikki - Musi tylko machać nożem w taki sposób, w jaki to robi teraz.
- Masz rację - zgodziła się z nim jego opiekunka.
Niestety, nie wszyscy podzielali zachwyt dziewczynki i jej mangusty.
Grupa miejscowych dzieci z Ganshumem na czele siedziała właśnie na trawie rozkoszując się słonecznym dniem. Obserwowali oni poczynania Mowgliego, co oczywiście stanowiło dla nich kolejny powód, aby kpić sobie z niego.
- Hej, ty dzikusie! Co ty się tak popisujesz przed Meshuą?! - zawołał złośliwym głosem Ganshum.
- Myślisz może, że pokonasz tygrysa tym starym nożem? - dodał równie kpiąco Nug - Co za głupiec z ciebie!
- Ten tygrys cię prędzej zje niż ty mu coś zrobisz! - kpił sobie podle wnuk Buldeo.
- I bardzo ci dobrze! - poparł go wnuk kapłana.
Następnie obaj ryknęli śmiechem, a wyrostki wokół nich powtórzyły tę czynność, choć nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, co niby ma ich bawić. Wychodzili jednak z założenia, że skoro ci dwaj właśnie się śmieją, to oni także powinno to zrobić.
- Niech się śmieją - burknęła na to oburzonym tonem Meshua - Jeszcze wszystko odwołają, kiedy przyniesiesz do wioski skórę Shere Khana.
Mowgli popatrzył na swoją przyjaciółkę i uśmiechnął się do niej bardzo radośnie.
- Cieszę się, że tak mówisz, chociaż muszę ci powiedzieć, że te dzieci przypominają mi bardzo plemię Bandar-logów. Śmieją się z byle powodu i szydzą sobie z innych uważając to za zabawne.
- Cóż... Dziadek mówi, że ludzie czasami przypominają małpy.
- I ma rację, Meshuo. Ma całkowitą rację.
Następnie chłopiec powrócił do ćwiczeń nie zwracając najmniejszej uwagi na wszystkie wyzwiska i kpiny kierowane w jego stronę. Zamiast tego spokojnie trenował on ciosy nożem, jakie planował zadać Shere Khanowi w ich ostatecznym starciu.
Dni jednak mijały, a tygrysa wciąż nie było widać. Pełnia się zbliżała, a wraz z nią termin dopełnienia warunków zakładu, który to zawarli ze sobą Mowgli i Buldeo. Co prawda Bougi wątpił, aby myśliwy miał dość śmiałości w sobie, żeby dotrzymać słowa i wyrwać chłopcu język, jednak już sam fakt, że zdołałby go upokorzyć byłby wystarczającym powodem do radości dla tego nędznika. Poza tym Buldeo mógł zniszczyć chłopca w inny sposób, nawet bez obcięcia mu języka, a znając jego mściwą naturę łatwo można się było domyślić, że jego zemsta będzie okrutna.
Mowgli wiedział o tym doskonale, jednak niewiele go to obchodziło. Chciał jedynie zabić swego największego wroga i ocalić dzięki temu swoich bliskich przed zemstą tygrysa za wybicie mu oka podczas ich ostatniego spotkania. Młodzieniec z dżungli doskonale wiedział, że Shere Khan jest zdolny do tego, aby mścić się na jego rodzinie za swoje poniżenie, dlatego też im szybciej zginie, tym lepiej.
Mowgli odkąd został pasterzem tylko raz spotkał się z Szarym Bratem. Ścierwnik Chil przyniósł mu wiadomość, iż wilk czeka na niego pomiędzy bambusami niedaleko wioski. Chłopiec więc postanowił się z nim spotkać. Ponieważ wypasał wtedy oddane pod jego opiekę bawoły, po czym poprosił młodego pasterza imieniem Kamya (który jako jedyny pasterz lubił chłopca z buszu), aby przypilnował je przez chwilę bez niego, następnie udał się między bambusy, gdzie zastał swego przybranego brata.
- Jesteś nareszcie! - zawołał radośnie wilk - Czekam tutaj od dwóch dni na okazję, aby się z tobą spotkać, ale bałem się, że ludzie mnie zobaczą, więc nie przybyłem. Co to za heca z tymi bawołami?
- Wykonuję rozkazy ludzi wyższych ode mnie - wyjaśnił mu chłopiec - Jestem teraz pastuchem wiejskim. Ale to bez znaczenia. Chil mówił mi, że masz dla mnie ważne wieści.
- Ano mam - potwierdził Szary Brat - Tygrys zniknął w buszu i nie możemy go znaleźć, jednak Tabaqui krąży po dżungli i jest z siebie strasznie zadowolony. Nasi bracia obserwują go czując, że jeśli on tutaj jest, to musi być także jego pan. Dałem Chilowi nieco swej zwierzyny, aby podsłuchał on rozmowę hien i szakali, bo jak dobrze wiesz, one są już od dawna sługusami tego łotra. Z tego, co podsłuchał wynika, iż tygrys ma obecnie chude łowy, dlatego zmienił łowisko, jednak na pewno nie zrezygnował z próby zabicia cię.
- Doskonale... Tym lepiej... Prędzej czy później ten nędznik się tu zjawi, a wówczas będziemy na niego czekać. Przekaż naszym braciom, aby mieli się na baczności.


- Licz na mnie, braciszku. Jeśli ten nędzny bydłobójca przybędzie w te okolice, to natychmiast powiadomimy cię o tym. Ale póki co bądź gotowy do walki, gdyż zbliża się ona wielkimi krokami.
- Będę, Szary Bracie. Dziękuję ci... Będę czekał na wieści. Przyślij mi je przez Chila lub przynieś osobiście, ale najlepiej zrób to w nocy, kiedy już ludzie będą spać. Chociaż może lepiej niech Chil mi je przyniesie. Nie chcę, abyś ryzykował przybywając tutaj. Jeszcze zabiją cię myśliwi.
- Nie straszni mi są myśliwi, a już na pewno nie wtedy, kiedy mój mały braciszek potrzebuje pomocy.
Po tych słowach wilk polizał go czule po twarzy, po czym zniknął w gąszczu, zaś Mowgli powrócił do swoich obowiązków.
Chłopiec codziennie wieczorem wypatrywał Szarego Brata śpiąc na swoim posłaniu przed chatą Neela i Mari. Spał tam już nie tylko z wygody, ale też z powodów praktycznych, ponieważ jeśli jego wilczy przyjaciel miał zakraść się do wioski, to lepiej, aby Mowgli był na dworze, bo wtedy łatwiej nawzajem się usłyszą i zobaczą.
Pewnej nocy chłopiec poczuł, jak go ktoś liże po twarzy. Tym kimś był Szary Brat.
- Witaj, braciszku - rzekł przyjaznym głosem wilk.
- Witaj, Szary Bracie! - zaśmiał się radośnie przybrany syn Rakshy, obejmując czule łeb kompana swoich dziecinnych zabaw - Dlaczego tutaj przybyłeś? Przecież to niebezpieczne.
- Wiem, myśliwi wciąż czuwają. Ale wieści, które mnie tu przygnały są naprawdę ważne.
- Nie mogłeś mi ich przysłać przez Chila?
- Nie, ponieważ żeruje on teraz gdzieś, w jakimś miejscu, które jest mi nieznane. Musiałem więc przekazać ci wieści osobiście, choćbym miał przy tym zginąć.
- Och, Szary Bracie! Zawsze mi pomagasz, gdy tego potrzebuję. Mów więc zatem, co się stało?
Wilk popatrzył na niego uważnie, po czym rzekł:
- Shere Khan powrócił w te okolice i krąży w pobliżu. Zamierza cię zaatakować wtedy, gdy będziesz wypasać bawoły. Długo nie wiedział, gdzie jesteś, ale z pomocą Tabaquiego wpadł na twój trop. Ubiegłej nocy przybył w te okolice i obecnie łajdak czai się gdzieś u brzegów Wajgangi czekając na swoją chwilę.
- Czemu nie przybędzie tu w nocy, gdy będę spał?
- Chce, abyś był przytomny, kiedy będzie cię zabijał. Poza tym boi się Czerwonego Kwiecia oraz myśliwych. Uważa, że na pastwisku będziesz dla niego łatwiejszym celem.
- Czy wiesz to wszystko od Chila lub naszych braci?
- Nie... Dowiedziałem się tego od Tabaquiego.
- CO?! Rozmawiałeś z tym nędznym lizusem i zbójem?
- Rozmowa to nie jest chyba odpowiednia nazwa. Raczej ja zadawałem pytania, a on mi odpowiadał. Nie miał zresztą większego wyboru. Siła moich szczęk i łap to właściwy argument w rozmowie z kimś takim, jak on. Dzięki temu nie musisz się obawiać podstępów Shere Khana.
- Nie boję się Shere Khana ani jego podstępów, ale Tabaqui to bardzo przebiegła sztuka.
Wilk zachichotał, oblizując lekko swe wargi.
- Nie obawiaj się już Tabaquiego. Teraz opowiada on o swojej nędznej przebiegłości ścierwnikom z Chilem na czele.
- Tabaqui nie żyje? - zdziwił się Mowgli.
- O tak... Moje szczęki i księżyc na niebie są tego świadkami - odparł na to Szary Brat.
Mowgli posmutniał. Co prawda nie cierpiał tego nędznego szakala, ale przecież nigdy nie życzył mu śmierci, zwłaszcza śmierci z zemsty, a tym się niewątpliwie kierował wilk.
- Dlaczego go zabiłeś, Szary Bracie? Nie tak dawno Lala darowała mu życie i po co? Czy po to, abyś ty złamał prawo dżungli i zabił go z zemsty?
- A któż tu mówi o zemście, braciszku? Chciałem puścić tego nędznego szakala wolno, ale ledwie się odwróciłem, a ten zaatakował mnie od tyłu. Wiesz zaś, co mówi prawo dżungla. Gdy ktoś, komu okażesz łaskę, zdradzi cię ponownie, nie masz wcale obowiązku drugi raz go oszczędzić, a wręcz przeciwnie, masz obowiązek go zabić, gdyż zdrajca już zawsze pozostanie zdrajcą i kiedyś swymi czynami skrzywdzi tych, co są ci bliscy.
- Rozumiem - pokiwał głową chłopiec - Ale tak czy inaczej Lala nie tak dawno go oszczędziła, a ty...
- Lala dobrze zrobiła. Dzięki temu mogłem zdobyć niezbędne dla nas obu informacje, ponieważ Tabaqui, zanim mu zmiażdżyłem kark, wyśpiewał mi wszystko, co wie o planach swojego pana. Shere Khan będzie na ciebie czekał w okolicach pastwiska. Bądź więc gotów do walki, gdyż jest ona już nieunikniona.
- Rozumiem, Szary Bracie. Czy Shere Khan jest sam?
- Nie... Towarzyszy mu banda szakali i kilka hien.
- A więc wziął on sobie eskortę, jak na samozwańczego władcę dżungli przystało. Wobec tego będziemy potrzebowali pomocy wszystkich naszych przyjaciół.
- Wiedzą już oni o tym. Akru, Sura i Lura rozesłali wici do najbardziej zaufanych zwierząt. Jutro, gdy dojdzie do walki odciągną one pomagierów tygrysa, aby na placu boju Shere Khan pozostał sam.
- Genialne, Szary Bracie! Wiedziałem, że mogę na tobie polegać.
- Musisz polegać jeszcze na czymś innym. Czy masz broń ludzi, aby walczyć?
- Jak najbardziej.
Po tych słowach chłopiec dobył noża i pokazał go wilkowi.
- To nóż... Nim zadam Shere Khanowi ostateczny cios, a potem zedrę jego skórę, aby rozłożyć ją na Skale Narady.
Następnie Mowgli wstał na równe nogi, podniósł swą broń do góry, po czym rzekł wzniosłym tonem:
- Na buhaja, który był moim okupem... Przysięgam, że ten nędznik, przez którego straciłem mój ukochany dom w dżungli, a wcześniej straciłem rodziców życiem odpowie za swoje czyny. Przysięgam! Shere Khan lub ja! Tym razem jeden z nas umrze!
Szary Brat oraz Rikki (który obserwował z posłania Mowgliego całą tę rozmowę) uśmiechnęli się radośnie czując, że aż się palą do działania. Oby jutro było już dziś!


3 komentarze:

  1. Widzę, że Mowgli całkowicie uodpornił się na zaczepki, docinki i kpiny ze strony Ganshuma i jego kolegów, dzięki czemu nie zwraca już na nich najmniejszej uwagi, tylko najzwyczajniej w świecie ich ignoruje i bardzo dobrze, bo takimi idiotami to w ogóle nie należy się przejmować, tylko udawać, że oni wcale nie istnieją, aż w końcu im się to znudzi i znajdą sobie inne zajęcie. Grunt to nie dać się sprowokować, tylko mieć wywalone na takich durniów i po prostu ich olewać. Szary Brat jest naprawdę odważny, skoro zapuszcza się do wioski pomimo tego, iż dobrze wie, że tym samym naraża się na wielkie niebezpieczeństwo ze strony ludzi. Zarówno on, jak i Mowgli są gotowi do walki i pewni, że zdołają pokonać podłego tygrysa. A równie podły szakal otrzymał to na co sobie zasłużył, skoro zaatakował wilka po tym, jak ten darował mu życie i to jeszcze zaatakował go od tyłu, bo nie miał odwagi walczyć z nim uczciwie wiedząc, że wówczas przegrałby w starciu z nim.

    OdpowiedzUsuń
  2. Robi się coraz ciekawiej. Już się nie mogę doczekać starcia Mowgliego z Shere Khanem. A Tabaqui dostał to, na co zasłużył. Jednego drania mniej – i bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. No, to teraz, kiedy Tabaqui nie żyje, to zaczyna się robić coraz ciekawiej. Aż ciekawa jestem ciągu dalszego.

    OdpowiedzUsuń