piątek, 8 grudnia 2017

Rozdział 023

Rozdział XXIII

Rozprawa z Shere Khanem


Następnego dnia podczas śniadania Mowgli z trudem zachował spokój. Nie chciał mówić rodzicom ani dziadkowi o tym, co właśnie się szykowało. Uważał, że Neel i Mari nie tylko (wbrew swojej wcześniejszej deklaracji) nie zrozumieją tego, ale jeszcze spróbują go powstrzymać, a przecież musiał dokończyć dzieła i zabić Shere Khana. Tylko w ten sposób jego bliscy mogli być już na zawsze bezpieczni, a prócz tego chodziło tutaj o coś jeszcze... W końcu założył się on z Buldeo. Chociaż nie żywił do tego człowieka żadnego uczucia poza pogardą, to jednak dał mu słowo, a chcąc być osobą honorową musiał tego słowa dotrzymać, gdyż inaczej nigdy by się nie wyzbył łatki tchórza i kłamcy, jaką mu chciał doczepić Buldeo.
Z tych właśnie powodów Mowgli wiedział, że zabicie Shere Khana jest konieczne, a jego bliscy nie powinni o tym wiedzieć, bo jeszcze chcieliby go powstrzymać. Ale Meshua... Ona zasługiwała na prawdę. Co prawda liczył się z tym, że dziewczynka powtórzy wszystko rodzicom, ale kiedy to zrobi, to on będzie już walczył z tygrysem, a zatem postawi ich już przed faktem dokonanym, kiedy nie będzie innego wyjścia, jak tylko się z tym pogodzić. Tak, to było jedyne rozwiązanie.
Dlatego po posiłku chłopiec poszedł na pastwisko razem z Meshuą i Rikkim, którzy jak zwykle mu towarzyszyli.
- Muszę wam coś powiedzieć - rzekł Mowgli w języku zwierząt, aby oboje mogli zrozumieć jego słowa - Wczoraj w nocy spotkałem się z Szarym Bratem. Powiedział mi, że Shere Khan jest w pobliżu i zamierza mnie zabić, gdy będę pasał bydło.
- Co?! - jęknęła załamanym głosem Meshua - O nie! To przerażające! Co chcesz zrobić?
- Zabić go zanim on zabije mnie - odpowiedział jej Mowgli - Muszę jednak mieć dobry plan działania. Mam już nóż dziadka, pożyczę jeszcze krzemień od Kamyi... Wtedy będę mógł skutecznie pokonać tygrysa, ale jest jeszcze coś...
- Co takiego?
- Shere Khan nie przybył tutaj sam. Jest w towarzystwie bandy hien oraz szakali.
- Co za łajdak! - pisnął oburzony Rikki - Nie zamierza walczyć fair?!
- Ależ oczywiście, że nie - uśmiechnął się nieco ironicznie chłopiec z dżungli - Chyba nie sądzisz, iż ktoś taki jak on będzie walczył uczciwie?
- Jak więc chcesz go pokonać? - spytała Meshua.
- Czekam na wieści od moich przyjaciół. Mają odciągnąć pomagierów tygrysa, aby ten został sam. Wtedy dopiero go zaatakuję.
Meshua złapała mocno dłoń swego przyjaciela.
- Proszę, Mowgli... Uważaj na siebie...
Chłopiec spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję ci za te słowa, Meshuo. Obiecuję, że będę uważać.
Oboje siedzieli potem przez chwilę w milczeniu, kiedy nagle usłyszeli nad swoimi głowami pewien okrzyk:
- Mowgli! Mój przyjacielu! Mój bracie! To ja, Chil! Spojrzyj w górę! Spojrzyj w górę!
Mowgli, Meshua i Rikki szybko spojrzeli na niebo, gdzie majaczyła sylwetka ścierwnika Chila.
- Witaj, Chil! - zawołał w języku zwierząt przybrany syn Rakshy - Czy przynosisz mi wieści od Szarego Brata?
- Przynoszę, przyjacielu... Przynoszę - odpowiedział mu Chil - Czeka na ciebie w bambusowym gaju niedaleko wioski. Idź się z nim spotkaj, gdyż wieści, które posiada są bardzo ważne dla ciebie!
Po tych słowach ścierwnik odleciał, a Mowgli spojrzał na Meshuę.
- A więc zaczyna się - powiedział - Biegnij do rodziców i dziadka i przekaż im, aby pod żadnym pozorem nie wychodzili z domu do czasu, aż nie wrócę.
- Dobrze. Potem tu wrócę i pomogę ci.
- Nie! Nie waż się tego robić!
- Ale dlaczego?! Mowgli, dlaczego?
- Nie będziesz mi mogła w żaden sposób pomóc na polu bitwy, a tylko niepotrzebnie narazisz swoje życie na niebezpieczeństwo. Rodzice i dziadek nigdy mi nie wybaczą, jeśli pozwolę ci się narażać.
- Ale Mowgli... Ja się boję o ciebie...
- Meshua... Proszę... Zaufaj mi... Wszystko będzie dobrze.
Chłopiec położył dziewczynce dłonie na ramionach i spojrzał jej bardzo głęboko w oczy, mówiąc:
- Zaufaj mi, proszę... Zaufaj mi... Wszystko będzie dobrze. Obiecuję...
Meshua zapłakała rzewnymi łzami, po czym skoczyła Mowgliemu na szyję, obejmując go mocno i płacząc.
- Proszę, uważaj na siebie.
- Będę uważał... I wrócę... Wrócę ze skórą Shere Khana.
Dziewczynka spojrzała na niego czule i pocałowała go delikatnie w usta. Był to niewinny i bardzo dziecinny pocałunek, jednak dla Mowgliego miał on ogromne znaczenie, podobnie zresztą jak i dla Meshui.
- Kocham cię, Mowgli - szepnęła urocza istotka.
Następnie pobiegła szybko do chaty swoich rodziców. Chłopiec długo jeszcze wpatrywał się w jej osobę, zanim całkowicie znikła mu z oczu.
- Meshua... Moja luba... - szepnął.
Chwilę później powstał i spojrzał na Rikkiego, który wciąż siedział u jego boku.
- Ty też powinieneś iść. Będzie tu niebezpiecznie.


- Nie ma mowy! Ja zostaję z tobą! Meshua nigdy by mi nie wybaczyła, gdybym pozwól ci walczyć samemu i nie wsparł cię. Poza tym jestem może i mały, ale też zwinny i szybki.
- Wiem, dowiodłeś już tego pokonując Nagini. Ale Shere Khan to nie kobra. To tygrys i pokonać go będzie o wiele trudniej.
- Rozumiem, ale wiedz, że okryłbym cały ród mangust hańbą, gdybym teraz zostawił mojego kompana w potrzebie! - zawołał bojowo Rikki - Poza tym niech moi potomkowie, kiedy już przybędą na ten świat wiedzą, że ich ojciec pomagał wielkiemu Mowgliemu pokonać największego łotra w całej dżungli!
Mowgli uśmiechnął się do niego delikatnie, bardzo wzruszonymi tymi słowami.
- Och, mój wierny przyjacielu... Chodźmy więc...
Chwilę później obaj pobiegli szybko w kierunku bambusowego gaju, gdzie zastali Szarego Brata czekającego na nich.
- Jesteś nareszcie! - zawołał wilk uradowanym głosem - Zacząłem się już niepokoić. A cóż on tu robi?
Ostatnie słowa kierował w stronę Rikkiego.
- Jest z nami i będzie walczył u naszego boku - odpowiedział Mowgli.
Szaremu Bratu to wystarczyło. Co prawda wątpił, aby mała mangusta mogła im w jakikolwiek sposób pomóc, ale skoro Mowgli za niego ręczy, to reszta nie ma znaczenia.
- No dobrze... Im nas więcej, tym lepiej. Słuchaj zatem uważnie, mój mały bracie. Shere Khan jest obecnie w wąwozie... W wielkim, wyschniętym łożysku tuż przy strumieniu Wajgangi. Jest sam...
- Sam? A hieny? A szakale?
- Akru, Sura i Lura naskoczyły na szakale i sprowokowały je do walki. Potem szybko pognały do dżungli, a ci głupcy pognali za nimi nie wiedząc, że tam czeka już na nich zasadzka złożona z naszych rodziców, Lali oraz tych wilków, na których możemy polegać.
- Głupie szakale. Widać, że nie są zbyt rozsądne. Ale to pewnie przez brak Tabaquiego. On jeden miał dość rozumu, aby wyczuć pułapkę, a bez niego są bezradne. A co z hienami?
- Shere Khan kazał im czatować z drugiej strony wąwozu, ale już nie zdążą go powiadomić o zasadzce. Baloo, Bagheera i Kaa tęgo się z nimi rozprawili.
- Oni też biorą w tym udział?
- A jakże, mój mały bracie. Wszyscy chcą ci pomóc, bo im wszystkim dość krwi już napsuł. Nadeszła zatem pora na sprawiedliwość!
- Masz rację - uśmiechnął się Mowgli - Powiedz mi jeszcze, Szary Bracie... Czy Shere Khan dzisiaj coś upolował, czy też może poluje on na czczo?
- Upolował dzisiaj dzika i popił go tęgo wodą. Pamiętaj, że Shere Khan nigdy nie pości... Nawet, gdy myśli o zemście.
Mowgli parsknął śmiechem, słysząc tę odpowiedź.
- Co za głupiec! Szczeniak nad szczeniakami! Obżarł się i do tego opił! I pewnie myśli, że będę na niego czekał, aż się prześpi? Nie mam zamiaru tego robić!
- Głupcem byłbyś większym od niego, gdybyś zaczekał, mój braciszku. Teraz jest okazja. Hieny zabite... Szakale pewnie już też spotkał marny los... Tygrys pozostał sam na twojej łasce. Masz szansę, jakiej nigdy jeszcze nie miałeś. Zaatakuj teraz!
- Tak... Tak właśnie zrobię. Jednak wiesz co, Szary Bracie? Ten łotr próbował zabić Meshuę i jej dziadka... Znaczy mojego dziadka... A zresztą to teraz bez znaczenia. Ważne jest to, że ten tygrys chciał ich zabić i tylko po to, aby mnie dopaść. Nie zasłużył na godny los i walkę jeden na jednego.
- Co wymyśliłeś, braciszku?
Mowgli uśmiechnął się mściwie i rzekł:
- Gdy patrzę na te bawoły, co się pasają na łące przyszedł mi do głowy pomysł. Mówisz, że ten łotr śpi teraz w łożysku Wajgangi? Znam dobrze to miejsce. Wielki wąwóz o płaskich, wielkich skałach. Shere Khan się nam nie wymknie. O tak! W porę przyszło mi zostać pastuchem! Teraz wykorzystam tę szansę! Bawoły, gdy zwietrzą tygrysa na pewno go zaatakują. Są głupie, ale wiedzą, że w stadzie ich siła. Zwłaszcza, że są tam matki z młodymi. Będą one chciały je bronić, a dobrze obaj wiemy, co potrafi matka w obronie swego dziecka.
- O tak... - rzekł Szary Brat, wspominając Rakshę - Ale zwietrzyć jego zapach może być trudno. Shere Khan płynął wzdłuż strumienia Wajgangi, aby zmylić nasz trop. Ledwie udało się nam go znaleźć, choć to już zasługa Chila.
- Dzielny Chil. Ma u mnie ochłapy do końca swoich dni. Ale jak wobec tego zabić tego tygrysa? Płynął przez rzekę, powiadasz? To już musiał mu podsunąć ten łotr Tabaqui, bo wątpię, aby tygrys sam uknuł taki koncept. Wobec tego jak go zabić?
Cała trójka zaczęła się zastanawiać nad tym zagadnieniem.
- A może by tak zwabić go do miejsca, skąd nie będzie ucieczki? - zaproponował Rikki.
Mowgli uradowany porwał ichneumona w ramiona i ucałował.
- Rikki, jesteś genialny! Tak właśnie zrobimy! Wiem już, jak to będzie! Musimy podzielić stado! Byki pójdą ze mną! Krowy z cielętami zaś z tobą, Szary Bracie. Ty zajdziesz tygrysa od tyłu i zaczekasz na sygnał. Ja zaś stanę do walki z Shere Khanem, zadam mu ciężką ranę, aby jeszcze trudniej mu było uciec, a potem wraz z bykami zaatakuję go. On zacznie uciekać prosto w twoją stronę, Szary Bracie, a wtedy ty ruszysz na niego i on znajdzie się w pułapce bez wyjścia.
- Wspaniały koncept, mój braciszku! - szczeknął Szary Brat - Równie dobry jak ten, który wymyślił Kaa.
- A cóż on takiego wymyślił?
- Czy sądzisz, braciszku, że ten dzik, którego upolował dziś tygrys na jego drodze znalazł się przypadkiem? O nie! Sami mu go zagnaliśmy, ja i nasi bracia. To Kaa podsunął nam tę myśl!
- O wielki Kaa! Chwała mu za ten koncept! - zawołał zadowolony Mowgli - Wobec tego musimy działać i to natychmiast! Gdybym tylko mógł jakoś rozegnać bawoły na dwa stada... Przemówiłbym do nich, ale nie znam mowy domowych zwierząt.
- Ja też jej niestety nie znam - jęknął Rikki.
- To bez znaczenia - machnął ręką Mowgli - Musimy działać tak, jak możemy. Tygrys w każdej chwili może się obudzić i zmienić miejsce pobytu. Czy Chil go obserwuje?
- Po tym, jak przekazał ci wieści wrócił do obserwacji. Powiadomi nas, jeśli będzie potrzeba.
- To dobrze... Szary Bracie... Powiedz mi, czy umiałbyś oddzielić moje stada na dwie części?
- Czuję, że nie podołam sam temu zadania, ale przyprowadziłem tu ze sobą kogoś, kto mi w tym pomoże. Kogoś o wiele bardziej doświadczonego ode mnie w łowach.
Następnie Szary Brat lekko zawył i już po chwili zza krzaków wyszedł pewien stary basior, którego postać była dobrze Mowgliemu znana.
- Akela!


- Witaj, Mowgli - rzekł radosnym głosem wilk, kiedy chłopiec przytulił jego łeb do piersi - Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy twój widok.
- I ja się cieszę, mój bracie - powiedział Mowgli wzruszonym głosem - Ale co ty tu robisz?
- Gdy tylko dowiedziałem się o tym, co szykujesz, to postanowiłem, że muszę wziąć w tym udział. Wszakże to ty ocaliłeś mi życie na Skale Narady. Teraz nadeszła pora rewanżu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. A co, jeśli bawoły coś ci zrobią? Albo jeśli Shere Khan...
Akela przerwał mu w pół słowa.
- Nie lękam się Shere Khana ani bawołów. Prócz tego zapominasz o czymś jeszcze. Sam mam porachunki z tym pręgowanym łotrem. Przecież to przez jego intrygi straciłem mą władzę nad Wolnym Plemieniem, a mało nie postradałem i życia. Teraz nadeszła pora odwetu. Kto intrygą walczy, tego intryga musi zabić. Twoja wojna jest więc i moją wojną, a ja będę walczył u twego boku, nawet jeśli mnie przegnasz od siebie, mój wodzu.
Mowgli wzruszony przytulił do siebie wilka i rzekł:
- To ty zawsze będziesz moim wodzem, Akelo.
- Być może, lecz w tej wojnie to ty dowodzisz.
- Dobrze, a więc rozkazuję, abyście podzielili razem stado bawołów na dwie części. Po jednej niech staną byki, po drugiej krowy z cielętami.
Akela był w pobliżu podczas całej rozmowy, jaką Mowgli prowadził z Szarym Bratem, więc chłopiec nie musiał mu niczego tłumaczyć. Jedyne, co musiał teraz zrobić, to odesłać pastuszka Kamyę, który tego dnia wraz z nim wypasał bawoły. Mowgli poszedł do niego i zaczął go prosić, aby odszedł, gdyż to, co się będzie zaraz działo nie może być przez niego widziane.
- Dlaczego mnie odsyłasz? - spytał smutno Kamya - Chyba nie chcesz ukraść tych bawołów?
- W żadnym razie - rzekł jego rozmówca - Proszę... Tutaj będą się zaraz dziać straszne rzeczy. Jeśli tu zostaniesz, to możesz zginąć. Nie mogę na to pozwolić.
Kamya, który zdążył już polubić Mowgliego, próbował go teraz jeszcze przekonać do zmiany zdania, ale nie zdołał tego zrobić, dlatego ze smutkiem zgodził się odejść i pożyczyć chłopcu krzemień do rozpalenia pochodni. Na odchodnym zaś powiedział:
- Nie wiem, co planujesz, ale wiem jedno... Nieprawdą jest to, co mówi o tobie Buldeo. Jesteś dobrym człowiekiem i cokolwiek planujesz, wiem, że to będzie słuszne. Proszę... Uważaj na siebie.
Mowgli wzruszony uśmiechnął się do niego delikatnie.
- Będę ostrożny, Kamyo. Obiecuję ci to. Wrócę tu jeszcze dzisiaj w chwale i przyniosę wam coś, z czego zawsze będziecie uradowani.
Pastuszek uśmiechnął się do niego przyjaźnie, po czym odszedł, zaś Mowgli dał znak wilkom, aby przeszły do działania. Te natychmiast ruszyły między stado, po czym zaczęły je szybko i sprawnie rozdzielać zgodnie ze wskazówkami swego wodza, który tymczasem z pomocą krzemienia rozpalił pochodnię. Następnie wziął ją do ręki i wsiadł na grzbiet najważniejszego i najstarszego zarazem byka w całym wioskowym stadzie imieniem Rama (który to należał do Bougiego). Z jego grzbietu podziwiał dzieło swoich przyjaciół.
- Doskonale, moi druhowie! Akelo, ruszaj ze mną i pomóż mi zagnać byki! Szary Bracie, ty razem z Rikkim zagnaj krowy i cielęta z drugiej strony wąwozu i pamiętajcie... Czekacie na mój sygnał!
- Tak jest, mój wodzu! - zawołał radośnie Rikki, który aż się palił do działania, podobnie jak i Szary Brat.
- Udanych łowów, przyjaciele! - krzyknął Mowgli.
Chwilę później Szary Brat z Rikkim (siedzącym na grzbiecie jednej z krów niczym wojownik na słoniu) ruszyli w jedną stronę prowadząc połowę stada, a Mowgli z Akelą i drugą połową stada w kolejną stronę. Wyprawa trwała już jakiś czas, aż w końcu dognali do miejsca, gdzie chłopiec z buszu kazał zatrzymać byki.
- Przetrzymaj je przez chwilę, Akelo! - zawołał Mowgli - Daj im nieco odsapnąć. Jeszcze go nie czują. Ja zaś muszę oznajmić temu bydłobójcy, że tu jestem.
Następnie ruszył z pochodnią w lewej dłoni oraz nożem w prawej dłoni przed siebie, czując jak serce w piersi bije niczym szalone. Wiedział, że to już ostateczne starcie z jego największym wrogiem. Denerwował się, jak zresztą każdy inny by to zrobił, ale wiedział, że nie może się teraz wycofać. Szedł więc przed siebie, po czym krzyknął:
 - Shere Khanie! Wychodź, nędzny tchórzu! Nadszedł na ciebie kres!
Chwilę później rozległ się ryk tygrysa, który powoli wynurzył się zza skał i stanął przed chłopcem. Był najedzony i zmęczony, a prócz tego jego lewe oko pozbawione było wzroku oraz ozdobione wielką blizną, dlatego też nie poznał od razu Mowgliego.
- Kto mnie wołał?! Czego chciał?! - ryknął Shere Khan.
- To ja, ty nędzny bydłobójco! To ja, Mowgli! Syn Ojca Wilka i Matki Wilczycy zwanej Rakshą! Nadszedł dziś twój ostatni dzień! Walcz ze mną, nędzniku! Walcz, ty pręgowany łotrze! Walcz, jeśli masz odwagę, Lungri!
Tygrys nienawidził, gdy ktoś używał wobec niego tego pogardliwego słowa oznaczającego kuternogę, więc zaryczał gniewnie i wrzasnął:
- Ty nędzny szczeniaku! Przyszedłeś tutaj do mnie sam z własnej woli?! Nie taki miałem plan, ale to nawet lepiej! Wszedłeś w moją zasadzkę! Moje szakale i hieny nie pozwolą ci uciec, nawet jeśli mnie powalisz!
- Rozczaruję cię, Shere Khanie! Twoi poddani nie żyją lub uciekli przed moimi przyjaciółmi! Zostaliśmy tu teraz sami... Tylko ty i ja... Nikt więcej! Twoje zbrodnie zbyt długo nie zostały ukarane! Prawo dżungli daje mi więc pozwolenie zabicia ciebie i właśnie dziś z tego prawa skorzystam! Ale dam ci szansę! Walcz, ty tchórzu! Atakuj, jeśli się ośmielisz!


Tygrys zaryczał ponownie i skoczył na chłopca, ale ten zamachnął mu pochodnią przed nosem, więc musiał się cofnąć.
- Tak, ty nędzniku! Mam Czerwone Kwiecie! Pamiętasz je ze Skały Narady?! Dzisiaj też wymierzy ci ono karę! - szydził sobie Mowgli.
Jego przeciwnik warknął gniewnie, a chociaż był ociężały to wciąż był groźny w walce i pokonanie go nie należało do łatwych zadań. Chłopiec szybko się o tym przekonał, kiedy to kilkakrotnie o mały włos nie dotknęły go pazury tygrysa, jednak uzbrojony w nóż i pochodnię dzielny młodzieniec walczył zaciekle, odpierając ataki wroga, męcząc go jeszcze bardziej przed tym, co mu przygotował na koniec ich starcia. Walka była ostra i zaciekła, a prócz tego trudna, ponieważ toczyła się na śmierć i życie. Shere Khan mimo obaw w końcu wytrącił łapą Mowgliemu pochodnię i nie dał mu jej sięgnąć, po czym na chwilę powalił go na ziemię, na szczęście chłopiec sypnął mu piachem prosto w oczy, a następnie wskoczył okrakiem na jego grzbiet, zadając mu nożem cios w bok. Tygrys ryknął wściekle i upadł, dysząc z bólu i zmęczenia.
- Wygrałeś, ludzkie szczenię... A więc... Zabij mnie teraz... Dokończ swego dzieła!
Mowgli otarł sobie powoli oczy i rzekł:
- O nie, ty nędzny bydłobójco! Nie zasłużyłeś na tak lekką śmierć, jak śmierć od noża! Ciebie czeka o wiele gorszy los! Szykuj się zatem, bo pora iść na Skałę Narady! Akelo! Ramo! Naprzód!
Po tych słowach chłopiec wydał z siebie dźwięk podobny do wycia wilka. To był znak dla Akeli, aby pognał on wilki. To był także znak dla Szarego Brata i Rikkiego, żeby również wkroczyli do akcji. Chwilę później ziemia się zatrzęsła pod uderzeniem mnóstwa kopyt. Mowgli zadowolony po chwili zobaczył za sobą byki prowadzone przez starego basiora. Uradowany podbiegł do Ramy i wskoczył mu na grzbiet.
- Naprzód, Ramo! Pędź na tego bydłobójcę! Nadeszła pora rewanżu!
Byk co prawda nie rozumiał słów chłopca, ale nie musiał ich rozumieć, gdyż widział przeciwnika, którego dobrze znał. Z łap Shere Khana poległo wielu jego pobratymców. Teraz byk miał okazję się zemścić za to i zamierzał z tej okazji skorzystać, dlatego ryknął do innych byków i natarł na rannego tygrysa, który zrozumiał, co zgotował mu Mowgli, więc przerażony rzucił się do ucieczki. Nie uciekł jednak daleko, gdyż na jego drodze stanął kolejny tłum bawołów, tym razem samic z cielętami prowadzonych przez Szarego Brata i Rikkiego (który wydawał bojowe okrzyki siedząc na grzbiecie jednej z krów).
- Naprzód! Do boju! Bić tygrysa! Niech żyje Mowgli! - wołał radośnie dzielny ichneumon.
Biegnący przy nim wilk nie zamierzał go za to karcić, gdyż sam miał wielką ochotę wrzeszczeć z radości, jaką to napawała go cała ta sytuacja. Zadowolony pędził przy krowach kłapiąc czasami paszczą, aby jakoś pognać krowy i cielęta do boju.
Shere Khan wiedział, że znalazł się w pułapce. Nie miał jak uciec, więc zawrócił i szybko pognał prosto na byki uważając, że z nimi lepiej już walczyć niż z samicami, które broniąc swoich cieląt umiały dostać takiej furii, że mogły zabić o wiele silniejszego od siebie przeciwnika. Nic mu to jednak nie dało, gdyż ten chwyt tylko przedłużył jego agonię, która nastąpiła już chwilę później, gdy obie grupy bawołów zderzyły się ze sobą, a tygrys znalazł się między nimi.
Tak oto zginął Shere Khan, największy łotr w całej dżungli, wiecznie łamiący jej prawa, za co spotkała go zasłużona kara. Pozbawiony wiernych popleczników, oszpecony, poraniony oraz upokorzony skonał pod kopytami zwierząt, na które tak często polował. Jak mówi pewne mądre przysłowie, nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. W tym wypadku ponieśli tygrysa. Kali, mroczna bogini śmierci, poniosła ze sobą jego duszę do miejsca, gdzie trafiają wszyscy nędznicy.
Byki tymczasem zbiły się z krowami i cielętami w jedną wielką grupę, wpadając na siebie i uderzając o siebie nawzajem. Na całe szczęście Akela oraz Szary Brat szybko zaprowadzili pomiędzy nimi porządek. Mowgli zaś zadowolony zeskoczył z grzbietu Ramy i podszedł do ciała Shere Khana. Wiedział, że on nie żyje. Zadowolony spojrzał na niego, po czym skierował swój wzrok ku niebu i wydał z siebie głośny krzyk. Akela i Szary Brat usiedli obok niego, po czym zawyli na znak zwycięstwa. Dzielny Rikki zaś piszczał, co mogłoby się wydawać zabawne, gdyby nie fakt, że cała sytuacja była nad wyraz doniosła.


3 komentarze:

  1. Widzę, że Mowgli i Meshua coraz bardziej mają się ku sobie, a ona przy nim nabrała śmiałości i odwagi, skoro była gotowa wyruszyć mu na pomoc, pomimo tego, że doskonale zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie mogło jej grozić ze strony tygrysa, który raz już przecież próbował ją zabić. Rikki jest naprawdę wojowniczy i posiada prawdziwie bojowe usposobienie, skoro nie lęka się nawet przed stawieniem czoła tygrysowi. Do tego jest naprawdę wiernym i oddanym przyjacielem, w niczym pod tym względem nieustępującym Szaremu Bratu, bo tak samo można na niego liczyć w każdej sytuacji, tym bardziej, że jest bystry i pomysłowy. Tabaqui był chytrym i przebiegłym szakalem i tak naprawdę tygrys mógł polegać tylko na nim, skoro jego pozostali pobratymcy nie grzeszą rozumem. Mowgli jest sprytny i pomysłowy, dzięki czemu zdołał pokonać tygrysa, a prócz tego wpadł na świetny plan zwabienia go w pułapkę utworzoną z bawołów, które wypasa. Rikki też okazał się naprawdę pomocny dzięki swojemu sprytowi i brawurze, bo wszędzie się wślizgnie i naprawdę można na nim polegać. Kaa to mądry i przebiegły wąż, a tygrys był pewny, że zabije Mowgliego bez większych problemów, dlatego też w ogóle nie przygotował się do tego starcia, sądząc, że zaskoczy Mowgliego, kiedy ten będzie całkowicie bezbronny. I tu się przeliczył, bo Mowgli był doskonale o wszystkim poinformowany i przysposobiony do walki z nim. Czyli domowe zwierzęta mówią w innym języku niż dzikie, przez co Mowgli nie jest w stanie się z nimi porozumieć. Rzeczywiście, zwierzęta traktują Mowgliego jak dorosłego, bo i za takiego go uważają. On zdołał zdobyć szacunek nawet starego i doświadczonego wilka, który niegdyś był przywódcą stada, a to naprawdę ogromne wyróżnienie. Akela nawet nazwał go wodzem, godząc się na wydawanie przezeń rozporządzeń dotyczących zagnania tygrysa w pułapkę, gdyż wierzy w jego możliwości. Mowgli zyskał jeszcze jednego sojusznika wśród ludzi, który zdołał się do niego przekonać. Mowgli okazał się zręczniejszy od tygrysa, czego on nie przewidział, toteż zdołał go pokonać i mógł go dobić nożem. Pomoc bawołów okazała się w ogóle niepotrzebna. Mowgli jednak wolał, aby poniósł on bardziej haniebną śmierć pod kopytami bydła niż od ciosu zadanego przezeń nożem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że Mowgli nie zabił go sam, tylko się nim ,,podzielił”… Ale w sumie liczy się przede wszystkim to, że go wykończył.

    OdpowiedzUsuń
  3. Noooo! Końcówka robi ogromne wrażenie. Już myślałam, że Mowgli nie da sobie rady, ale z takimi przyjaciółmi u boku nie mogło mu się nie udać! Brawo! Piękny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń