piątek, 8 grudnia 2017

Rozdział 030

Rozdział XXX

Mowgli przybywa na ratunek


Był już zmierzch, kiedy Mowgli dotarł do celu swojej podróży, czyli do ludzkiej wioski. Z mocno bijącym w piersi sercem zaczął obserwować zza krzaków bambusowych oraz innych swoje niedawne miejsce zamieszkania. Poczuł wówczas, jak jego oczy zostają zroszone łzami.
- Co ci się stało, mój mały bracie? - zapytał z troską Szary Brat.
- Jesteś jakiś smutny - dodał Akru.
- Czy to z powodu tej wioski? - pisnął Rikki.
- Tak, przyjacielu - odpowiedział smutnym głosem Mowgli - Nie tak dawno to miejsce było mi domem, a teraz staje się ono miejscem straceń dla mnie i tych, których tu zostawiłem.
- Rozumiem - kiwnął łbem Szary Brat - Moim zdaniem powinniśmy zniszczyć tę wioskę i przegnać z niej ludzi.
- Uważałbym tak samo, gdyby nie to, że tam jest Meshua i jej rodzina... A właściwie to także... i moja rodzina.
- Rodzina? - zdziwił się słowami chłopca Akru.
Mowgli zasmucony opuścił głowę w dół, po czym rzekł:
- Tak, to moja rodzina... Moi przyjaciele i moja rodzina. Kocham ich tak mocno jak i was... Dlatego muszę ich ocalić.
- Masz już pomysł, jak to zrobić? - spytał Rikki.
- Tak. Wejdę do wioski i spróbuję znaleźć miejsce, w którym uwięzili Meshuę i resztę.
- Nie lepiej zaczekać do zmroku? - zapytał Akru.
- Nie możemy tracić czasu - stwierdził Szary Brat - Nasi bracia z Lalą i Bagheerą nie będą całą wieczność trzymać z dala od wioski tych dwóch... W każdej chwili oni mogą tutaj wrócić.
- No właśnie - zgodził się z nim Mowgli - A nie zabiją Czerwonym Kwieciem Meshui dopóki nie wróci tu Buldeo z Garroumem. Musimy więc działać teraz. Idę tam!
Rikki zastąpił mu drogę.
- Nie, Mowgli! Nawet nie wiesz, gdzie ich szukać! Będziesz błądzić po wiosce i zwrócisz na siebie niepotrzebnie uwagę!
- Co więc proponujesz? - zapytał Mowgli.
- Ja tam pójdę! Ty zwrócisz na siebie uwagę, ale ja jestem mały, a poza tym wszyscy mnie tam znają i nie traktują poważnie. Nie będę zatem mnie obserwować. Jedyne, na co muszę uważać, to Ganshum. Ten chłopak bardzo mnie nie lubi od chwili, gdy ty i Meshua siedzieliście na studni, a on chciał usiąść obok Meshui, a ja mu na to nie pozwoliłem.
Mowgli uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie tego wydarzenia. To była po prostu piękna chwila i bardzo żałował, że już nigdy nie wrócą te czasy, kiedy mógł spokojnie żyć w wiosce. Musiał się z tym pogodzić, choć nie było to łatwe.
- No dobrze, pora już na mnie - powiedział Rikki - Sprawdzę, gdzie uwięzili Meshuę i jej rodzinę, a potem tu wrócę i powiem ci, co odkryłem.
- Tylko uważaj  na siebie, proszę.
- Dobrze... Ale ty także uważaj.
Po tych słowach dzielny ichneumon pobiegł szybko w kierunku wioski, zaś Mowgli w towarzystwie dwóch wiernych wilków czekał na jego powrót. Miał nadzieję, że jego wierny druh ma rację i naprawdę ludzie z wioski nie zwrócą na niego większej uwagi, a on sam zdoła odnaleźć miejsce, w którym przebywają jego bliscy.
- Czy to mądre powierzać los naszych przyjaciół i nas wszystkich w łapy mangusty? - spytał Akru.
- Nie widziałeś go, bracie, podczas walki z Shere Khanem - rzekł Szary Brat - Wykazał się wtedy wielką odwagą.
- Podobnie jak wówczas, kiedy ocalił mnie przed kobrą Nagini - dodał Mowgli - Więc jestem pewien, że i tym razem nas nie zawiedzie.
- Skoro tak uważacie, to mnie to wystarczy - kiwnął łbem Akru - Oby tylko znalazł twoich ludzkich przyjaciół.
Minęło trochę czasu zanim bohaterski ichneumon powrócił do swoich przyjaciół. Na jego pyszczku malował się pełen zadowolenia uśmiech.
- Znalazłeś ich, Rikki? - spytał Mowgli.
- Tak, znalazłem - odpowiedział mu jego druh.
- Gdzie oni są?
- W chacie koło domu naczelnika.
- Wszyscy tam są? Meshuą także?
- Tak. Są związani.
- Och, na buhaja, który był moim okupem... Ci ludzie nie mają honoru! - zawołał wściekle Mowgli, zaciskając pięść ze złości - Związać taką małą dziewczynkę jak Meshua?!
- Dlaczego ludzie są tacy wobec swoich? - zapytał Szary Brat.
- Bo to są podłe i nędzne istoty - warknął Akru - Choć nie wszyscy... Ta dziewczynka jest niezwykle miła. A skoro Mowgli chce uratować jej ojca, matkę i dziadka, to muszą być oni równie szlachetni, co ona.
- Tak! Zgadzam się z tobą - poparł go pierworodny syn Rakshy - Więc co zamierzasz, mój mały bracie?
- Ja z Rikkim pójdziemy do wioski... Wy dwaj zaczekajcie w naszym umówionym miejscu... Wiesz, tam gdzie na mnie czekałeś, Szary Bracie, gdy przybyłeś mi powiedzieć o Shere Khanie.
- Pamiętam je doskonale - odparł basior - Być może nasi przyjaciele też tam się zjawią.
- A co, jeśli cię złapią? - zapytał Akru Mowgliego - Co wtedy?
- Wtedy dam wam sygnał. Zawyję tak głośno, jak to możliwe. A gdy to usłyszycie, wtedy możecie zaatakować wioskę i przybyć nam na ratunek - powiedział Mowgli - Ale na buhaja, który był moim okupem, musicie mi obiecać, że nie będziecie się niepotrzebnie narażać.
- Więc jak mielibyśmy cię uwolnić, mały bracie? - spytał najstarszy z synów Rakshy.
Chłopiec uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- To bardzo proste. Jeśli mnie złapią, wpadniecie do wioski i wywołacie zamieszanie, dzięki czemu uciekniemy.
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić - rzekł Szary Brat - Ale uznaję twoją decyzję. Obyśmy tylko ocalili twoją samiczkę i jej bliskich.


Wilki polizały czule dłonie Mowgliego, a następnie pognały one do miejsca, o którym już wspominali, zaś chłopiec z mangustą powoli podeszli pod bramę wioski. Następnie ostrożnie przeszli przez nią i zaczęli się powoli skradać w kierunku miejsca uwięzienia swych ludzkich przyjaciół. Chwilami czołgali się po ziemi, innym razem zaś wskakiwali za ściany domostw, a wszystko po to, aby nikt pod żadnym pozorem ich nie zauważył.
Nagle, wychodząc zza ściany, wpadli na kogoś. Na całe szczęście tym kimś był Sikh.
- Mowgli?! - jęknął chłopiec zdumiony tym spotkaniem.
- Witaj, Sikh - uśmiechnął się do niego Mowgli - Tylko, proszę cię, nie krzycz. Przyszedłem tutaj uwolnić Meshuę.
- Spokojnie... Ja nie chcę ci w tym przeszkadzać - odpowiedział mu garncarz - Ale proszę, uważaj na siebie. Buldeo poszedł do dżungli, aby cię zabić.
- Wiem... Na szczęście moi przyjaciele zatrzymali go w buszu, ale nie wiem, jak długo zdołają to robić, dlatego też muszę się spieszyć. Meshua na mnie czeka, jej rodzina także.
- Są w tej chacie koło domu naczelnika. Próbowałem się tam dostać, ale niestety... Strażnicy są zbyt czujni.
- Po co chciałeś się tam dostać?
- Chciałem uwolnić Meshuę i jej rodzinę, jednak strażnicy stoją tuż pod drzwiami i nikogo nie wpuszczają. Nie wiem, jak ty chcesz ich minąć.
Mowgli spojrzał na niego z uśmiechem.
- Spokojnie, dam sobie radę.
- Mogę ci jakoś pomóc? - spytał Sikh.
- Nie... Dla własnego dobra trzymaj się od tego z daleka, przyjacielu, bo inaczej i ciebie zabiją.
- Mowgli... Uważaj na siebie, proszę.
Chłopiec z buszu uśmiechnął się delikatnie do garncarza, po czym on i Rikki powoli zbliżyli się do chaty, w której byli uwięzieni ich przyjaciele. Rzecz jasna pod drzwiami siedzieli strażnicy pykający sobie spokojnie fajki i rozmawiający o planowanej egzekucji więźniów.
- Trzeba odwrócić ich uwagę - powiedział Mowgli.
- Zostaw to mnie! - zawołał Rikki.
Następnie dzielny ichneumon powoli podszedł do strażników, po czym zapiszczał delikatnie. Obaj mężczyźni zwrócili na niego uwagę, zaśmiali się, po czym z nudów zaczęli bawić się ze zwierzątkiem. Mowgli obserwował to uważnie i zachichotał, mówiąc cicho do siebie:
- Dzielny Rikki. Odwrócił ich uwagę.
Następnie powoli podszedł do chaty korzystając z okazji, że stojący na straży ludzie są zbyt zajęci zabawą z mangustą, aby go zauważyć. Następnie wszedł na drzewo, z jego gałęzi przeskoczył na dach, z którego przeszedł potem przez małe okienko do środka. Gdy już to zrobił, to zszedł powoli na dolną partię domu, w której zauważył leżących skrępowanych linią czwórkę ludzi. Od razu ich rozpoznał i ostrożnie zakradł się do nich.
- Co to za dźwięk? - zapytał Neel, słysząc kroki chłopca.
Meshua powoli podniosła głowę z kolan swej matki i zauważyła osobę, której tak długo tutaj oczekiwała.
- Mowgli! - pisnęła radośnie.
Zrobiła to dość głośno, ale na całe szczęście jej głos został zagłuszony przez strażników bawiących się z Rikkim przed drzwiami chaty, wszystko więc było w jak najlepszym porządku. Mowgli odetchnął z ulgą i powoli podszedł do dziewczynki, która widząc go uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Przyszedłeś po nas! - radowała się urocza istotka.
Następnie próbowała podejść na kolanach do chłopca, ale potknęła się i upadła. Na całe szczęście jej przyjaciel złapał ją mocno w ramiona. Meshua bardzo radośnie wtuliła głowę w jego prawę ramię czując, że nareszcie jest bezpieczna i już nic jej nie grozi. Mowgli jest teraz przy niej, więc wszystko będzie dobrze.
Chłopiec z buszu wydobył nóż, który to miał przywiązany do sznura przerzuconego przez ramię i rozciął nim więzy swojej małej przyjaciółki, jakie miała ona nałożone na dłonie, pierś oraz stopy. Potem szczęśliwy jak nigdy zrobił to samo także ze sznurami krępującymi kończyny Mari, Neela i Bougiego (ci zaś uściskali go bardzo mocno na znak, jak bardzo się cieszą na jego widok). Następnie chłopiec uklęknął przed Meshuą, łapiąc ją czule za ramiona i patrząc na nią z miłością w oczach. Dziewczynka odwdzięczyła mu się tym samym, także oboje wpatrywali się w siebie szczęśliwi ze swojej obecności.


- Wiedziałam, że po nas przyjdziesz - powiedziała Meshua.
- Nie mogłem was zostawić - odparł czule chłopiec.
- Mój synek... Mój dzielny, odważny synek - chlipała wzruszona Mari, również czule obejmując Mowgliego - To jest dowód na to, że jesteś moim synem. Śiwa zwrócił mi ciebie i teraz będziemy już zawsze razem.
- Najpierw musimy stąd uciec - powiedział Neel - A to może nie być takie proste.
- Skoro Mowgli dotarł aż tutaj, to bądźmy dobrej myśli - rzekł Bougi - On jak dotąd nigdy nas nie zawiódł i teraz też tak będzie.
- Właśnie, dziadku! - zgodziła się z nim Meshua.
Mowgli spojrzał na Mari i powiedział:
- Mamo... Musimy stąd uciekać.
- Myślisz, że to możliwe? - spytała kobieta.
- Tak - jej syn kiwnął radośnie głową, a jego oczy były pełne nadziei - Moi przyjaciele odciągają właśnie Buldea i Garrouma bardzo daleko stąd. Słyszałem rozmowę tych dwóch. Póki oni nie wrócą, mieszkańcy wioski nic wam nie zrobią.
- Czekają z egzekucją na nich - sapnął gniewnie Bougi - Ten łajdak Buldeo nie chce sobie odmówić przyjemności patrzenia na to, jak płoniemy na stosie.
- Nędzny pies! Niech ja go tylko dostanę w swoje ręce! - dodał Neel, zaciskając ze złości dłoń w pięść.
- Nie czas teraz myśleć o tym - powiedziała Mari - Choć przyznaję, że to Buldeo jest wszystkiemu winien. Oskarżył cię, mój synku o to, że jesteś wilkołakiem, a wręcz samym demonem i należy cię zabić.
- Demonem? - zdziwił się Mowgli - A jak wygląda demon? Czy jest on podobny do mnie?
Neel uśmiechnął się z lekkim politowaniem. No cóż, jego syn wciąż nie wie jeszcze wielu rzeczy o świecie ludzi.
- Nieważne, Mowgli, bo ty nim nie jesteś - powiedział mężczyzna.
- Dziękuję ci, tato - odparł chłopiec - Ale dość rozmów, musimy stąd uciekać. Tylko nie wiem, dokąd mam was zabrać. W dżungli nie będziecie bezpieczni.
- Wolę już dzikie zwierzęta niż ludzi tutaj - rzekł Bougi.
- Spokojnie... Znam miejsce, gdzie możemy się ukryć - rzekła Mari - W mieście Khanhiwara mieszka mój starszy brat.
Bougi wzdrygnął się na samą wzmiankę o tym człowieka.
- Nie wspominaj mi go nawet! Nie mam zamiaru prosić go o pomoc!
- Ojcze, przecież to jest twój syn! - jęknęła zasmucona kobieta.
- Szkoda, że nie pamiętał o tym, kiedy ożenił się z tą żałosną kreaturą i powędrował z nią do miasta, zostawiając nas tutaj samych, a potem zrywając z nami wszelkie kontakty!
- Wiesz, ojcze, że zapraszał nas niejeden raz do siebie, a ty nie chciałeś nigdy tam przybyć.
- Bo nie lubię jego żony! Jest zachłanna na pieniądze i tylko one mają dla niej jakąś wartość! A mój syn stał się w mieście taki sam jak ona! To prawda, czasami zapraszał nas do siebie, ale nie zdziwiło cię, że po pewnym czasie nagle przestał to robić? A czy wiesz, czemu? Bo zapomniał o swoich bliskich! Wiedzie teraz bardzo wygodne życie, zaś tacy ludzie jak my są dla niego nikim! Wielki jaśnie pan! Maharadża, niech go licho! I to jego teraz chcesz prosić o pomoc?!
- Nie mamy innego wyjścia, ojcze - powiedziała smutnym głosem Mari - Poza tym i tak nie mamy dokąd pójść. No i jeszcze jedno... W mieście Khanhiwara jest sprawiedliwy sąd oraz Anglicy.
- Anglicy? A co to za jedni? - zdziwił się Mowgli.
- Prawdę mówiąc sama do końca nie wiem, ale ojciec opowiadał o nich, że ponoć rządzą całymi Indiami - odpowiedziała Mari.
- A co najważniejsze pilnują przestrzegania prawa - dodała Meshua.
- To prawda - zgodził się Bougi - Nie pozwalają nikogo palić na stosie ani nawet więzić bez nakazu sądu, a to daje nam szansę. Gdy tylko dowiedzą się, co Buldeo i reszta chcieli nam zrobić, na pewno wezmą nas w obronę.
- Ale oni są tutaj obcy - zauważył Neel - Przybyli nie wiadomo skąd i zaprowadzili swoje prawa nie pytając nikogo o zdanie. Takich ludzi chcesz prosić o pomoc, ojcze?
- Wolę to niż prosić o pomoc mojego nic nie wartego syna, o ile jeszcze mogę go tak nazywać - burknął gniewnie Bougi - A poza tym co wolisz? Najeźdźców z daleka mających sprawiedliwe prawa, czy też może naszych rodaków, którzy chcą nas spalić?
Neel musiał przyznać teściowi rację, choć zdecydowanie wolałby nie korzystać z pomocy Anglików, o których słyszał już bardzo wiele naprawdę nieprzyjemnych rzeczy, jednak z dwojga złego wolał już ich niż wioskę.
- Gdzie dokładniej jest Khanhiwara? - zapytał nagle Mowgli.
- Bardzo daleko stąd - odpowiedziała mu Mari - Ale to jedyne miejsce, dokąd moglibyśmy pójść.
- Zanim jednak ruszymy w drogę, musisz nam znaleźć coś do jedzenia - zauważył Bougi - Twoja mama jest brzemienna, dlatego też musi dużo jeść... Więcej niż normalnie.
- Brzemienna? - zdziwił się chłopiec.
Nie znał jeszcze znaczenia tego słowa.
- Tak - potwierdziła Mari - Noszę pod sercem dziecko... Twojego brata lub siostrę. Nie chodzi więc tutaj tylko o mnie, ale i o to dziecko.
Mowgli pokiwał zrozumiale głową, choć nadal nie wiedział, jak miałby zdobyć posiłek dla swoich bliskich.
- No i jest jeszcze jedno - dodał Bougi - Biedna Meshua jest strasznie osłabiona. Nie wiem, czy dotrze do miasta w takim stanie.
- Musimy coś zjeść, bo inaczej zasłabniemy po drodze, a do miasta mamy bardzo daleko - wtrącił Neel.
- Rozumiem - skinął głową Mowgli - Pójdę do waszego dawnego domu i znajdę tam coś do jedzenia. Nie ruszajcie się stąd.
- Dobrze, ale proszę cię, Mowgli... Bądź ostrożny - rzekła Mari.
- Nie martw się, mamo.
Chłopiec już wstał i chciał ruszyć w drogę, gdy nagle Meshua złapała go za rękę.
- Mowgli, nie odchodź! Jeżeli chodzi tylko o mnie, to nie martw się! Co będzie, jak cię zauważą? Jedzenie nie jest ważne. Ja wytrzymam.
- Nie martw się, nie złapią mnie - odpowiedział jej Mowgli - Przyniosę wam jedzenie.
- Mowgli... Jeżeli cię złapią, zginiesz razem z nami, a ja nie chcę, żebyś umarł!
Po tych słowach dziewczynka rozpłakała się, trzymając mocno rękoma dłoń chłopca, który powoli już układał plan dalszego działania. Serce mu się krajało, kiedy widział swoją przyjaciółkę przerażoną z obawy o jego życie, ale musiał im pomóc, inaczej nigdy by sobie tego nie wybaczył, że nawet nie spróbował tego dokonać.


3 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że ci Anglicy skrócą Buldea o głowę niczym Królowa Kier.

    OdpowiedzUsuń
  2. Te słowa „na buhaja, który był moim okupem”, to zapewne pochodzą z książki, prawda? Zwierzętom, które przestrzegają praw dżungli, trudno jest zrozumieć podłość i niegodziwość ludzi. Meshua i Bougi najbardziej wierzą w możliwości Mowgliego. Brat Mari dał sobie spokój z rodziną, bo się wzbogacił i zaczął żyć jak wielki pan, a gdy jego bliscy nie chcieli go odwiedzić i mieli mu za złe to, że ich porzucił, to jemu całkiem przestało na nich zależeć i postanowił zapomnieć o ich istnieniu. Anglicy to cywilizowani ludzie, którzy nie wierzyli w te wszystkie brednie i gusła, bo byli przecież europejskimi chrześcijanami, ale też bywali okrutni i bezwzględni wobec kolonizowanych ludów, z których niejednokrotnie czynili niewolników, bo przecież zakładanie kolonii polegało na podbijaniu zamieszkałych terytoriów i podporządkowywaniu sobie ich mieszkańców. Mowgli za bardzo się naraża. Przecież jedzenie mogliby zdobyć w dżungli, gdzie rośnie mnóstwo drzew i krzewów, których owoce nadają się do spożycia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki piękny rozdział! Jak widać Mowgli może zawsze liczyć na swoich zwierzęcych przyjaciół - a i jego rodzina jest dla niego równie ważna. Bardzo podobał mi się ten rozdział.

    OdpowiedzUsuń