sobota, 9 grudnia 2017

Rozdział 038

Rozdział XXXVIII

W mieście


Następnego dnia Mowgli wiedział, co należy mu zrobić. Zrozumiał, że podobnie jak w pieśni misia Durgi, żeby zdobyć coś, trzeba tylko chcieć i dążyć do tego. On zaś bardzo chciał przebywać w towarzystwie Meshui oraz jej rodziców i dziadka, których to kochał ponad własne życie. Chciał być z nimi teraz i móc im powiedzieć o tym, że Lala i Sura naprawili między sobą relacje, że mają się wyraźnie ku sobie i być może będzie z tego coś więcej niż tylko przyjaźń. Chciał im też opowiedzieć praktycznie o wszystkim, co miało miejsce od czasu, gdy ich widział po raz ostatni. Ale żeby to zrobić musiał iść do Khanhiwary i choć to miejsce go przerażało, to bardzo dobrze wiedział, iż musi przezwyciężyć swój strach, aby odzyskać spokój ducha i móc znowu zobaczyć tę jedną jedyną osobę bliższą mu bardziej niż tysiące innych osób.
Chłopiec z dżungli bardzo tęsknił za Meshuą. Ona też za nim tęskniła i kilka razy nawet wysyłała do niego Rikkiego z prośbą o to, aby zapytał on Mowgliego o zdrowie, czy dobrze się czuje, jak mu się żyje w dżungli, czy dobrze się odżywia itd. Za każdym razem ichneumon bardzo chciał, aby jego przyjaciel przybył do miasta, aby zobaczyć się z Meshuą, jednak Mowgli za każdym razem musiał mu odmówić, gdyż jego lęk przed miastem i żyjącymi tam ludźmi był zbyt wielki. I nic dziwnego, bo w końcu nie miał pewności, czy tam także nie zostanie potraktowany tak samo jak w wiosce. Co prawda Mari zapewniała go, iż tam żyją Anglicy, którzy ponoć nie pozwalają na takie rzeczy, jakie miały miejsce w ich osadzie, ale czy można było zaufać tym Anglikom? Bougi wszak powiedział, że to najeźdźcy, że przybyli oni zza wielkiej wody i najechali wiele krajów, w tym również Indie i sobie je podporządkowali, a Mowgli jakoś nie ufał ludziom, którzy w taki oto sposób postępują i miał poważne wątpliwości, co do ich sprawiedliwości, jednakże wiedział także, że skoro oni rządzą całymi Indiami, to na pewno pod ich opieką Meshua i reszta będą bezpieczni. Więc może i on byłby bezpieczny?
Z takimi właśnie myślami chłopiec powoli zbliżał się do miasta. Każdy jego krok był stawiany pewnie, ale też z pewną niepewnością, która wiązała się głównie z tym, iż miasto Khanhiwara było dla Mowgliego jedną wielką nieznaną. Bohater dżungli nie miał bladego pojęcia, co tam zastanie i jak go potraktują mieszkający tam ludzie. Coś, jakiś tajemniczy głos w jego głowie mówiło mu, aby zawrócił jak najszybciej i wracał do dżungli, póki to jeszcze jest możliwe. Coś jednak też pchało go do przodu mówiąc, aby się nie cofał, ponieważ jeżeli raz się cofnie, to już nigdy nie przestanie uciekać i być może już nigdy nie zobaczy Meshui. Ta właśnie myśl sprawiała, że wszystko inne straciło dla niego znaczenie.
W końcu Mowgli zobaczył przed sobą zarys Khanhiwary. Westchnął głęboko czując w sercu, że oto właśnie zbliża się nieuchronnie ku jakiemuś wielkiemu nieznanemu, któremu musi stawić czoła. Gdyby tylko wiedział, co tam się stanie, to być może zawróciłby i nigdy tam nie wchodził, jednak nie miał o tym pojęcia, więc mimo pewnych wątpliwości oraz obaw wszedł do miasta, aby odszukać w nim Meshuę.
Przez bardzo długi czas błądził po ulicach zastanawiając się, gdzie też może znaleźć dom, w którym obecnie mieszkają jego bliscy. Ludzie wokół niego mijali go bez słowa, zupełnie nie zwracając na niego uwagi. Dla nich był on jeszcze jedną osobą w tym jakże zaludnionym mieście. Mowgliemu nawet takie coś odpowiadało. Przynajmniej nikt nie traktował go z góry i nie zachowywał się na jego widok w taki sposób, jakby był niemalże demonem z zaświatów. Takiego traktowania zaznał w wiosce i cieszył się teraz widząc, iż tutaj jest inaczej. Tu był po prostu jednym z wielu, co bardzo mu zresztą bardzo odpowiadało. Dlatego też szybko wyzbył się lęku i po chwili całkiem swobodnie zaczął chodzić ulicami miasta wypatrując w nich choćby jednej ze znajomych sobie sylwetek. W pewnej chwili dostrzegł jakąś dziewczynkę ubraną na biało. Niosła ona na głowie dzbanek z wodą.
- Meshua! - zawołał radośnie Mowgli.
Szybko podbiegł do dziewczynki i położył jej dłoń na ramieniu. Ta zaś odwróciła się w jego stronę, patrząc nań zdumiona.
- O co chodzi? - spytała.
Chłopiec zasmucony opuścił dłoń w dłoń, puszczając ramię zaczepionej przez siebie osoby. To nie była Meshua. Z tyłu wyglądała bardzo podobnie, ale to nie była ona.
- Przepraszam - rzekł smutnym tonem bohater dżungli.
Następnie odszedł w swoją stronę czując, jak serce coraz bardziej mu pęka z rozpaczy. Widział teraz wyraźnie, jakie to miasto jest wielkie i jak wielu ludzi w nim mieszka. O wiele więcej niż w wiosce. Tam znalezienie kogoś nie było wcale takie trudne, gdyż domów było niewiele. Tutaj było ich mnóstwo, a ludzi jeszcze więcej. Znalezienie w takim tłumie kogokolwiek graniczyło więc z cudem.
Załamany Mowgli poszedł do części miasta, gdzie już prawie nie było ludzi. Znajdowała się tam studnia. Powoli wyciągnął z niej wiadro wody i ugasił nim swoje pragnienie. Następnie usiadł na ziemi próbując jakoś na spokojnie sobie to wszystko przemyśleć. Wiedział, że musi znaleźć Meshuę, ale nie miał pojęcia, jak ma się za to zabrać. Miał nadzieję, iż dobry pomysł przyjdzie mu do głowy wtedy, gdy usiądzie i zbierze wszystkie myśli, jednak jakoś nic tego nie zapowiadało.
Nagle usłyszał jakieś kroki, zmierzające właśnie w jego stronę. Szybko zerwał się na równe nogi i wyciągnął z pochwy nóż, który miał na sznurku przerzuconym przez ramię. Spojrzał na osobę idącą właśnie w jego stronę i z łatwością ją rozpoznał. To był Garroum, wspólnik Buldeo, a także właściciel Shanti. W ręki trzymał on kamień, jednak widząc, iż chłopiec uważnie na niego patrzy, upuścił go szybko, śmiejąc się przy tym fałszywie.


- To ty! - zawołał Mowgli - Kompan Buldeo!
- Pamiętasz mnie - powiedział z uśmiechem na twarzy Garroum - Witaj, Mowgli. Bo tak się nazywasz, prawda?
Chłopiec nie odpowiedział mu, tylko cofnął się, dalej trzymając dłoń na rękojeści noża.
- Chciałem ci serdecznie podziękować za twoją gościnność w dżungli. Twoi przyjaciele napędzili nam wówczas prawdziwego stracha, mogę cię o tym zapewnić.
Mowgli patrzył na niego wściekłym wzrokiem nie wiedząc, do czego ten podły człowiek właściwie zmierza i czego on od niego chce. Zapewne planował coś niegodziwego, ale co dokładnie? Tego nie wiedział.
- Zapewniam cię, że wcale nie chciałem, aby tak potoczyły się sprawy w wiosce - mówił dalej Garroum - Wykonywałem tylko rozkazy Buldeo. On mnie zmusił, przysięgam! Uwierz mi!
Chłopiec z dżungli nie wierzył w ani jedno jego słowo, gdyż doskonale pamiętał, jak ten człowiek opowiadał razem z Buldeo wiele kłamstw o nim i Meshui, a nieco wcześniej podle potraktował Shanti. I ten nędznik miałby okazać się jedynie pomagierem swego nieżyjącego kompana? Pomagierem, który tak naprawdę nie chciał brać udziału w nikczemnych poczynaniach tego starego kłamcy? Jeszcze czego! Chyba Mowgli musiałby być głupszy niż małe szczenię, aby tak pomyśleć.
On mnie najwyraźniej bierze za głupca, skoro uważa, że uwierzę w te jego kłamstwa, pomyślał sobie Mowgli. Głośno zaś zapytał:
- Czego chcesz?
- Chciałbym naprawić moje poprzednie czyny i pomóc ci - odparł z uprzejmym uśmiechem na twarzy Garroum - Co ty na to?
Mowgli zazgrzytał zębami ze złości i zapytał ironicznie:
- Ty chcesz mi pomóc?
- Tak. Na pewno jest coś, co mogę dla ciebie zrobić. Może tak pomogę znaleźć ci te osoby, które szukasz?
- Skąd wiesz, że kogoś tu szukam?
- A po co innego przyszedłeś do miasta?
Chłopiec zastanowił się przez chwilę nie wiedząc, co ma zrobić. W końcu ten człowiek był jego wrogiem i chciał skrzywdzić jego bliskich i jego samego. Jak mógł mu teraz tak po prostu zaufać?
- Nadal mi nie ufasz? - spytał Garroum - Uważasz, że jestem łajdakiem?
Nagle jego uprzejmy uśmiech zniknął zastąpiony grymasem zła.
- I masz rację! Tak, jestem łajdakiem, który zamierza cię skrzywdzić, naiwny i głupi chłopcze!
W tej samej chwili Mowgli otrzymał silny cios w tył głowy. Nie zdążył nawet odwrócić się i zobaczyć, kto mu go zadał, gdyż stracił przytomność.
Obudził się dopiero po kilku godzinach. Leżał wtedy w jakieś chacie z rękoma związanymi z tyłu. Nie miał noża, był więc całkowicie bezbronny. Próbował się podnieść, jednak jego nogi także zostały skrępowane sznurem, więc jego próba została zakończona niepowodzeniem.
- No proszę... Obudziłeś się wreszcie - chłopiec usłyszał dobrze sobie znany głos.
Spojrzał w bok i zauważył Garrouma siedzącego właśnie przy stole i popijającego wino.


- Wiedziałem, że tak łatwo nie dasz się podejść, jednak nie miałem z tobą aż takich problemów, jakich się spodziewałem.
- Dlaczego mnie związałeś?!
- Bo mam wobec ciebie bardzo poważne plany - powiedział mężczyzna, bawiąc się dłońmi nożem chłopca - Piękne cacko. Dostałeś je w prezencie od swojej ludzkiej rodzinki, prawda? Zapewne... W dżungli nie daliby ci czegoś takiego.
Następnie mężczyzna położył prawą dłoń na stole, łapiąc stojący tam kubek i pociągając z niego całą zawartość czerwonego płynu.
- Hej, ty leniwe ladaco! Ruszaj się! - ryknął myśliwy.
Chwilę później do pomieszczenia weszła Shanti. Nie wyglądała ona na zachwyconą tym, co właśnie widzi, ale musiała zachować swoje myśli dla siebie.
- Czego sobie życzysz, mój panie? - spytała.
- Nalej mi jeszcze wina - rozkazał jej właściciel - I przygotuj żarcie dla tego dzikusa. Nie chcemy, żeby nam zdechł zanim dokonamy transakcji.
- Transakcji? - zdziwiła się dziewczynka.
- Oczywiście - odparł mężczyzna, znowu popijając wino - A myślisz, że po co go tu przyniosłem? Aby się nad nim pastwić? Nie jestem taki. Wolę mieć z niego jakiś zysk. Ten szczeniak może być wart dużo pieniędzy, a tak się akurat szczęśliwie składa, że obecnie w Khanhiwarze przebywa mój dobry przyjaciel, który kupuje zwierzęta do cyrku swego pracodawcy. Jemu więc sprzedam tego cudaka.
- Cyrk? - spytała Shanti.
- No tak, ty przecież nic nie rozumiesz - zaśmiał się Garroum - Cyrk to taka grupa ludzi, co to wystawia różne sztuczki pod wielkim namiotem. Sztuczki te polegają również na wystawianiu dzikich zwierząt odpowiednio tresowanych do swoich zadań. Ten dzikus...
To mówiąc wskazał na Mowgliego.
- Ten dzikus nada się w sam raz do cyrku. No, ale najpierw musimy go nakarmić. Wygląda jak siedem nieszczęść, a musi wyglądać porządnie zanim zostanie sprzedany, inaczej nikt go nie kupi. Uszykuj mu jedzenie, a potem idź do oberży. Poszukasz tam Anglika o nazwisku Boom, a kiedy już go znajdziesz, to przyprowadzisz go tutaj, jasne?
- Oczywiście, panie - powiedziała pokornie Shanti, choć w duchu miała ochotę rzucić się na tego człowieka i udusić go gołymi rękami.
Mowgli przysłuchiwał się uważnie całej tej rozmowie, próbując jakoś rozerwać dłońmi i nogami więzy, jakie go krępowały, ale nie udało mu się to i musiał dać sobie z tym spokój czekając na to, co przyniesie los. Jego wzrok spoczął na Shanti, która po chwili przyniosła mu jedzenie i bardzo delikatnie zaczęła go karmić.
- Spokojnie, Mowgli... Nie bój się... Pomogę ci - szepnęła najciszej jak to możliwe - Nie zostawię cię w potrzebie.
Chłopiec uśmiechnął się do niej lekko czując, że jednak jest jeszcze dla niego nadzieja, skoro nawet w tak niebezpiecznym dla niego miejscu ma on swoich przyjaciół.
- Skończyłaś już?! - zawołał wściekle Garroum, znowu popijając wina.
Dziewczynka przerażona szybko podniosła się z ziemi.
- Tak, proszę pana.
- To dobrze. Idź więc już do karczmy i zrób to, co ci powiedziałem. A spróbuj tu przyprowadzić kogoś innego, to cię zaćwiczę na śmierć, ty nic nie warta, mała kreaturo!
Shanti pokornie zniosła wyzwiska wiedząc, że i tak nie ma większego wyboru, z kolei Mowgli zazgrzytał zębami ze złości, myśląc sobie w duchu:
- Jeszcze mi za to zapłacisz, Garroum! Obiecuję ci to!


3 komentarze:

  1. Biedny Mowgli, wpadł w niezłe tarapaty. Chciał znaleźć Meshuę, a został złapany przez kompana Buldeo. Biedny chłopak. Widzę, że wziąłeś ten wątek z anime, choć tam Mowgli naiwnie jak dziecko dał się podejść temu łajdakowi, ale tutaj ciekawiej to pokazałeś, co mi się podoba. Ale wierzę, że wszystko się dobrze skończy, jak zawsze u Ciebie :) Zwłaszcza, że jest tu Shanti, która zapowiedziała Mowgliemu, iż nie zostawi go samego.

    OdpowiedzUsuń
  2. A niech mnie! Mowgli w tarapatach! Oby tylko się z nich wydostał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej! Mowgli w niewoli! Aż mnie ciarki przeszły! Strasznie się to czytało.

    OdpowiedzUsuń