Rozdział XXXIII
Zemsta Mowgliego
Meshua miała rację podejrzewając, że w całą tę sprawę był zamieszany Mowgli. Rzeczywiście, chłopiec miał z tym wszystkim więcej wspólnego niż można było przypuszczać. On sam zorganizował zniszczenie wioski oraz przepędzenie z niej mieszkańców. Już wcześniej rozważał taką możliwość, ale zrezygnował z niej ze względu na swoją rodzinę, która wtedy tam żyła. Ponieważ jednak teraz ich tam nie było, to jego skrupuły odeszły, a w sercu pozostała mu jedynie chęć zemsty, chociaż w tym wypadku nie chodziło tyle o zemstę, co o zwykłą sprawiedliwość. Przecież ci ludzie bez najmniejszych skrupułów próbowali zamordować jego bliskich. On więc miałby im to darować? Nigdy w życiu! Poza tym wiedział, że w wiosce dalej żyje Buldeo,kapłan oraz naczelnik, jak również Ganshum, Nug i Garroum... Ci wszyscy nędznicy, przez których musiał powrócić do dżungli i to właśnie wtedy, gdy już zaczął być człowiekiem. Wiedział doskonale, że kto jak kto, ale ci ludzie nie zrezygnują z chęci zabicia go, a zwłaszcza Buldeo. Dopóki więc będą w pobliżu buszu, życie jego oraz jego przyjaciół zawsze będzie zagrożone. Zatem wyjście było tylko jedno - należało ludzi przepędzić z dżungli i to raz na zawsze.
Kiedy więc Neel, Mari, Bougi i Meshua odeszli w kierunku miasta Mowgli wspierany przez kilku swoich przyjaciół przegnał ścigających ich myśliwych z Buldeo na czele. Wszyscy razem odśpiewali swe pieśni bojowe, które były tak przerażające, że ludzie jeden po drugim uciekali z krzykiem do wioski, gdy je słyszeli, jednak to nie wystarczyło chłopcu, którego serce przepełniały żal, smutek i wściekłość. Chciał sprawiedliwej pomsty na tych nędznikach i wiedział dobrze, jak jej dokona. Przypomniał sobie, jak kiedyś Buldeo przy ognisku opowiadał o tym, jak to ponoć słonie pewnego razu dostały jakiegoś szału i w furii zniszczyły aż pięć wiosek - jedną po drugiej. Mowgliego ciekawiło, czy to prawda. Wezwał więc na rozmowę mądrego słonia Hathiego i jego trzech synów. Ci przybyli, chociaż nigdy nie mieli w zwyczaju przybywać na czyjeś wezwanie. Tym razem jednak uczynili wyjątek, ponieważ czuli do Mowgliego niezwykły szacunek, a także coś na kształt respektu, jakiego nie czuli przed nikim innym.
Mowgli zapytał Hathiego o zniszczeniu pięciu wiosek. Okazało się, że cała ta historia miała miejsce naprawdę i odpowiadał za nią właśnie Hathi chcący się zemścić za to, iż wpadł on w pułapkę zastawioną przez ludzi i poważnie został przy tym ranny. Chłopiec z dżungli ucieszył się, że choć raz Buldeo powiedział prawdę (co jednak tym razem zostać miało wykorzystane przeciwko niemu) i poprosił przywódcę wszystkich słoni, aby wystąpił on przeciwko wiosce. Ten początkowo nie chciał tego zrobić, zaś jego synowie jasno stwierdzili, że sprawa ta jest jedynie sprawą Mowgliego, więc niech on sobie z nią sam poradzi. Bohater dżungli wyjaśnił jednak słoniom, że się mylą, a sprawa dotyczy ich wszystkich i podał im powody, dla których tak uważa. Przedstawił im historię swojej ludzkiej rodziny oraz wizję tego, co może mieć miejsce, jeśli ludzie nie odejdą z tej części buszu. Słonie bardzo wzruszyły się historią swego przyjaciela i być może nie musiałby dodawać on reszty swoich argumentów, ale tak czy inaczej one również wpłynęły na decyzję Hathiego i jego synów, którzy to uznali, że wygnanie ludzi z dżungli jest ich obowiązkiem, zaś wojna Mowgliego jest także wojną wszystkich, co kochają dżunglę i szanują jej prawa.
Dzielne słonie dokonały więc napaści na wioskę ludzi. Najpierw jednak poprzestały jedynie na polach uprawnych licząc na to, że ich zniszczenie doprowadzi ludzi do ucieczki. Prócz tego Mowgli wraz z Szarym Bratem, Akelą i Lalą przegnali pastuchów pilnujących bydło, które to potem razem uprowadzili w głąb buszu.
- Ciekawe, jak sobie poradzą bez nich - powiedział mściwym tonem chłopiec.
- Dobrze, ale co my z tym wszystkim zrobimy? - spytała Lala.
- Nie możemy ich zjeść. Prawo dżungli tego zabrania - zauważył Akela.
- Będziemy więc je strzec do czasu, aż będziemy mogli je oddać panu Bougiemu, mojemu dziadkowi - powiedział Mowgli.
- A kiedy to nastąpi, braciszku? - spytał Szary Brat.
- Nie wiem, ale wiem jedno... Nie tknę żadnego z nich. One należą się tym, których ludzie z wioski skrzywdzili.
- I myślisz, że będziemy ich pilnować po całych dniach? - zapytała z gniewem Lala - Nie licz na to! Mamy ważniejsze sprawy na głowie!
- Ty masz ważniejsze sprawy?! Phi! Też mi coś! - burknął Szary Brat.
Akela spojrzał na przybraną córkę z dezaprobatą.
- Lalo... Mowgli ocalił mi życie na Skale Narady. Był nam zawsze oddany... Skoczyłby za nami w sam środek Czerwonego Kwiecia. Dlaczego więc ty nie możesz zrobić teraz dla niego tak drobnej rzeczy? Poza tym nie będziesz sama. Ja ci będę w tym pomagać.
- Ty, ojcze?
- A tak, ja. I tak nie mam już co robić. Jestem za stary, aby samemu polować, kapcanieję z nudów oraz bezczynności. Przynajmniej poczuję się znowu ważny, gdy będę coś robić dla naszego przyjaciela.
Mowgli wzruszony jego słowami mocno uścisnął mu łeb.
- Akelo... Wiedz, że jakikolwiek łup nie złapię, zawsze będziesz miał do niego prawo pierwszeństwa! I na buhaja, który był moim okupem, tak właśnie będzie!
Lali zrobiło się wówczas głupio, że powiedziała swoje niemiłe słowa, więc polizała Mowgliemu po rękach, po czym rzekła:
- Wybacz mi, przyjacielu. Duma przeze mnie przemawiała. Sądziłam, że pilnowanie bydła to zajęcie niegodne wilczycy, ale teraz widzę, że bardzo się myliłam. Będę więc pomagać ojcu w tej czynności.
- I nie będziesz tego robić sama - zaśmiał się Szary Brat - Ja również ci pomogę. Ja, moi bratankowie i moi bracia... A zwłaszcza Sura.
Wilczyca prychnęła gniewnie. Wiedziała dobrze, że Sura smali do niej cholewki, chociaż o tym wiedzieli wszyscy w dżungli, jednak nic ją to nie obchodziło. Uważała, że jej serce nigdy nie będzie wolne, ponieważ kochała kogoś, kogo kochać nie mogła, a każde przypominanie jej o Meshui i jej rodzinie wyraźnie budziło w niej gniew, dlatego też teraz okazała go swoimi jakże podłymi słowami, ale skoro za nie przeprosiła, to Mowgli nie miał o to do niej żalu.
Niestety, oczekiwania chłopca nie sprawdziły się z powodu wielkiego uporu mieszkańców wioski. Zniszczenie przez Hathiego i jego potomków pól uprawnych początkowo wywołało w ludziach próbę ponownego ich obsiania, ale dość szybko okazało się, że to bezcelowe, dlatego też w ciągu kilku tygodni większość ludzi z wioski odeszła (wśród nich byli Kamya i jego rodzice). Jednak duża część mieszkańców dalej została, a pośród nich był też i Buldeo, który wciąż planował kolejną wyprawę do dżungli, aby dopaść Mowgliego. Ganshum utwierdzał go w tym przekonaniu, ponieważ też miał do chłopca osobisty żal i liczył na to, że jego dziadek zastrzeli tego brudasa z buszu, jak go często nazywał.
O tym wszystkim Mowgli dowiedział się podczas nocnej wyprawy do wioski od Sikha, który wciąż przebywał w osadzie, gdyż jak sam mówił „nie miał dokąd pójść“.
- Buldeo wciąż dyszy żądzą zemsty - powiedział garncarz - Nie wiem, co planuje, ale jedno jest pewne... Póki ty żyjesz, nie zostawi cię w spokoju, a Ganshum tylko utwierdza go w gniewie.
- A co z resztą? - spytał Mowgli.
- Nug z rodzicami odszedł już wczoraj. Jego cioteczny dziadek, czyli kapłan wciąż siedzi w wiosce modląc się i składając ofiary bogom. Prócz tego wiecznie pomstuje na Buldea, bo uważa, że zniszczenie pól to kara za próbę zabicia ciebie.
- W pewnym sensie ma rację - zachichotał chłopiec z buszu - A co z naczelnikiem?
- Opłakuje swoje nieszczęśliwe życie, ale Buldeo wmawia mu, że jeśli cię dopadną, to wszystkie nieszczęścia same odejdą. Potem obaj piją i razem pomstują na ciebie. Garroum zaś odszedł razem z innymi, gdy ci opuszczali masowo wioskę.
- Czyli Shanti tu już nie ma?
- Niestety nie. Ale i tak byś jej nie pomógł. Ona jest niewolnicą i będzie nią do końca życia tego łajdaka, swojego pana, a po jego śmierci być może stanie się własnością jego krewnych. Tego niestety nie zmienisz. Chyba, że ją wykupisz z niewoli, ale przecież Garroum ci jej nie sprzeda.
- Ale być może sprzeda ją dziadkowi, a on zwróci Shanti wolność?
- Być może, ale póki co Garroum odszedł i nie wiem, gdzie on jest.
- Ty też lepiej powinieneś stąd odejść, Sikh.
- Dlaczego? - zdziwił się garncarz - Czyżbyś już nie chciał być moim przyjacielem?
- To nie o to chodzi - odparł Mowgli - Niedługo w tej wiosce stanie się coś strasznego.
- Co takiego?
- Coś przerażającego. Nie mogę ci powiedzieć, ale dla własnego dobra bądź wtedy daleko stąd.
Mowgli nie miał oczywiście wcale pojęcia, snując swój plan zemsty, że pułkownik Brydon posłał właśnie do wioski swojego człowieka przebranego za Hindusa, aby ten zdobył przeciwko Buldeo, naczelnikowi oraz kapłanowi dowody na ich zbrodnie. Zadanie to nie było łatwe, ponieważ ci trzej podli panowie podchodzili ostrożnie do każdego, a zwłaszcza do tych, co przybyli nie wiadomo skąd w celu odzyskania sił. Agent więc miał nie lada zadanie, bo Buldeo miał się na baczności, a prócz tego jeszcze ludzie z wioski (ci, którzy w niej pozostali) nie lubili mówić głośno o tym, co miało miejsce ostatnio, dlatego też człowiek pułkownika musiał się bardzo namęczyć, aby w końcu podsłuchać, jak Buldeo będąc pijanym rozmawia z naczelnikiem o nieudanej próbie zabicie Bougiego i jego bliskich.
Doskonale, pomyślał agent. A więc jednak to wszystko prawda. Mogę aresztować tego łajdaka i jego kompanów.
Niestety, szybko sobie przypomniał, że nie ma on nakazu aresztowania przy sobie. Musiał zatem, będąc praworządnym człowiekiem powrócić do miasta, zaświadczyć pod przysięgą o wszystkim, co widział i słyszał, potem zaś ruszyć z oddziałem żołnierzy do wioski, aby aresztować Buldea.
Mowgli jednak o tych wydarzeniach nie miał w ogóle pojęcia, choć być może nawet gdyby o nich wiedział, to i tak nie zmieniłoby jego planów. Chłopiec stracił wiarę w prawa ludzi, jak również w ich świat, więc wolał sam zadbać o wymierzenie sprawiedliwości. Ponieważ zaś ludzie nie odeszli całkowicie z wioski, to zamierzał ich wykończyć całkowicie.
- Za długo już z tym zwlekałem! - zawołał na dzień przed tym, co sobie zaplanował - Pora zaatakować ich tak, aby nigdy więcej tu nie wrócili!
- Na wyłamaną kratę, dzięki której odzyskałem wolność! Tak właśnie mówi prawdziwy mieszkaniec dżungli! - ryknął Bagheera, stojący tuż obok niego - Dość już czekaliśmy! Jutro z rana atakujemy wioskę!
- Tak, Bagheero. To jedyne wyjście. Ale czy na pewno chcesz brać w tym udział?
- Hathi powiedział, że twoja wojna jest jego wojną, braciszku. Więc powinien też wiedzieć, iż ta zasada dotyczy wszystkich twoich przyjaciół, łącznie ze mną. Czy masz od najmłodszych swoich lat wierniejszych sobie druhów niż ja, Baloo i Szary Brat?
- Nie, Bagheero. Nie mam.
- Właśnie... Więc jeżeli Hathi ma prawo walczyć, choć w twoim życiu niewielką on rolę odgrywał, to i ja chcę bić się za ciebie i za twoją sprawę. Poza tym bardzo lubię Meshuę. Przypomina mi Lindę. Jeśli by więc Lindę ktoś chciał skrzywdzić, to bez wahania bym mu przegryzł gardło. Nie dziwię się więc, że chcesz ukarać tych, co skrzywdzili twoją samiczkę.
Mowgli spojrzał na panterę z uśmiechem na twarzy.
- A więc dobrze... Mam jednak warunek. Nie wolno wam zabić żadnego z ludzi. Nie możemy łamać prawa dżungli.
Bagheera nie miał nic przeciwko takiemu warunkowi, podobnie jak i inni przyjaciele Mowgliego. Jedynie Akru i Szary Brat podczas narady przed akcją zgodnie uznali (co im się rzadko zdarzało), że Buldeo zasłużył na to, aby mu przegryźć gardło, jednak prawo jest prawem, o czym przypomnieli im Baloo i Akela.
- Nie wolno nam łamać prawa dżungli - rzekł niedźwiedź - Bo inaczej będziemy tacy sami, jak ci, których mamy ukarać.
- Tak, to prawda - zgodził się z nim stary basior - Jeśli racja ma być po naszej stronie, musimy zadbać o to, żeby nasze czyny były lepsze od czynów naszych wrogów.
Słowa tych oto mędrców dżungli przemówiły do wyobraźni wszystkich mających jakieś wątpliwości i wszelkie spory ucichły, zaś cała akcja została zaplanowana w taki sposób, aby sprawiedliwości stała się zadość.
Gdy więc wszystko już było gotowe, to przyjaciele poszli spać, aby być wyspanymi przez akcją, a kiedy nadszedł jej czas, to zebrali oni wszystkich wiernych prawom dżungli (poza Kaa, który właśnie wypoczywał sobie po kolejnym posiłku i nie miał siły ruszyć się z miejsca) i ruszyli na wioskę. Na ich czele szedł Hathi z Mowglim siedzącym mu na grzbiecie. Jego serce biło z radości oraz mściwej satysfakcji, jaka towarzyszy każdemu, kto tylko ma możliwość odegrać się na kimś, kto go skrzywdził.
Atak nastąpił niespodziewanie i całkowicie zaskoczył on mieszkańców wsi, także nie byli oni nawet w stanie się bronić, choć prawdę mówiąc nawet nie mieli czym. Patrzyli z przerażeniem, jak słonie, wilki, niedźwiedź, czarna pantera oraz inne zwierzęta raz za razem niszczą cały ich dobytek. Słonie czyniły oczywiście najwięcej spustoszenia bez żadnych trudności równając z ziemią wszystkie chaty, na jakie się tylko natknęły. Natomiast wilki i czarna pantera warczały groźnie na ludzi, choć żadne z nich nie odważyło się rzucić na kogokolwiek, gdyż pamiętały o prawie dżungli. Zabicie ludzi mogło mieć miejsce jedynie wówczas, gdyby się musieli przed nimi bronić, ale teraz to oni byli napastnikami, zabijanie więc nie wchodziło w rachubę, a poza tym Mowgli nigdy by im tego nie darował.
Ludzie nie widzieli więc innego wyjścia, jak tylko rzucić się szybko do ucieczki. Większość uciekła tak, jak stała, inni z kolei złapali szybko to, co mieli najcenniejsze w swoich domach i uciekli. Buldeo jako jeden z niewielu próbował się bronić.
- Uciekaj, Ganshum! - wrzasnął do swojego wnuka, po czym wymierzył strzelbę w czarną panterę.
Mowgli jednak to zauważył i skoczył w jego stronę, wyrywając mu z ręki broń.
- Ty?! - wrzasnął przerażony myśliwy.
Widząc swoją strzelbę w rękach chłopca przerażony padł na kolana, jęcząc zrozpaczony.
- Błagam! Nie rób mi krzywdy! Nie zabijaj mnie!
Co za nędzny tchórz, pomyślał sobie Mowgli. Nawet nie umie umrzeć z godnością, tylko jak pies skamle o litość chłopca, którego sam chciał zabić? Czyż on nie ma honoru?
- Nie jestem tak dziki jak ty! - zawołał pogromca Shere Khana tonem pełnym gniewu, ale zarazem dostojności.
Następnie złapał strzelbę za lufą i uderzył bronią o ziemię tak mocno, że aż ją połamał na kawałki.
- Idź precz! I nigdy więcej tu nie wracaj! - zawołał Mowgli - A jeśli jeszcze raz skrzywdzisz Meshuę i jej rodzinę, to odnajdę cię i zabiję!
- Och, dzięki ci, łaskawy panie! Wielki maharadżo! Potężny mój panie! - wołał Buldeo, padając przed chłopcem na kolana - Dziękuję ci za twoją nieskończoną łaskę!
- Idź lepiej, bo się jeszcze rozmyślę.
Myśliwy szybko wstał z ziemi i próbował uciec, ale chłopiec nagle go zatrzymał.
- Chwileczkę... Coś mi jesteś winien.
- Tak? A co takiego? - spytał przelęknionym tonem myśliwy.
- Winien mi jesteś sto rupii. Obiecałeś mi je, jeśli zabiję Shere Khana i przyniosę tu jego skórę. Dotrzymałem słowa, więc teraz ty dotrzymaj swego.
- Ale... ja...
Bagheera i Szary Brat zawarczeli groźnie, stojąc tuż za jego plecami, więc myśliwy szybko porzucił wszelkie próby wymigania się od zapłaty.
- Mam je w chacie! Przyniosę ci je! - zawołał przerażony.
- Dobrze... Ale jeśli nie wrócisz z pieniędzmi, pożałujesz.
Buldeo szybko pognał do swojej chaty (nie była ona nadal zniszczona przez zwierzęta), po czym wrócił z niej niosąc małą sakiewkę z pieniędzmi. Mowgli wziął je od niego i spytał:
- To sto rupii?
- Tak.
- Na pewno?
Myśliwy widząc groźne spojrzenie zwierząt jęknął, po czym padł na kolana i zawołał:
- No dobrze, to tylko dziewięćdziesiąt rupii! Ale ja nie mam więcej w domu! Wybacz mi, wielki maharadżo i nie zabijaj mnie, starego!
Mowgli potrząsnął sakiewką w dłoni, po czym rzekł wielkopańskim tonem:
- Niech będzie. Tym razem okpisz się tanim kosztem! Idź precz i nigdy więcej tu nie wracaj!
Potem dał znak przyjaciołom, aby puścili go wolno, a sam rozejrzał się dookoła siebie. Zwierzęta właśnie powoli dokończały dzieło zniszczenia, a z wioski pozostały już po chwili tylko zgliszcza. Mowgli napawał się tym widokiem tak długo, aż uznał, iż pora jest kończyć, dlatego wydał z siebie dziki okrzyk, który uspokoił wszystkie zwierzęta i zmusił je do powrotu w busz.
- Chodźmy już, mój mały bracie - powiedział Bagheera, podchodząc do niego - Pora na nas.
- Tak... Pora - odparł smutno Mowgli - Mam tylko nadzieję, że Sikh nie ucierpiał podczas ataku.
- Żaden z ludzi nie ucierpiał, masz na to moje słowo - odparł Hathi, podchodząc do niego - A mojemu słowu możesz chyba zaufać.
Chłopiec pokiwał głową, po czym wykopał w ziemi dołek i włożył do niego sakiewkę od Buldeo. Następnie zaznaczył sobie to miejsce patykami i wskoczył na grzbiet Hathiego.
- Przekażę te pieniądze dziadkowi, gdy znowu go zobaczę - postanowił chłopiec.
Tymczasem zwierzęta powoli i spokojnie wróciły do dżungli razem ze swoim bohaterem, pogromcą Shere Khana, którego to myśli krążyły wokół miejsca znajdującego się daleko od niego. Do miejsca, w którym były pewne bliskie mu osoby, a zwłaszcza jedna. Miał wielką nadzieję, że kiedyś jeszcze ją zobaczy.
Nie rozumiem jak taki stary mędrzec jak Hathi mógł odczuwać respekt wobec Mowgliego, który był przecież tylko chłopcem. Mowgli jest szlachetny, ale jednocześnie mściwy, skoro postanowił zniszczyć wioskę i przegnać z niej ludzi, niszcząc cały ich dobytek i mienie. Ale wobec Buldea zachował się naprawdę szlachetnie po raz kolejny darując mu życie, czego ten łotr zapewne i tak nie doceni, bo za bardzo go nienawidzi, aby poczuć wobec niego wdzięczność. Do tego jest żałosnym tchórzem, pozbawionym honoru, skoro wręcz skamlał o litość. Nędznik.
OdpowiedzUsuńZniszczyli tym draniom wioskę – no i bardzo dobrze! Należał się łajdakom! Szkoda tylko, że Mowgli nie zabił Buldeo. Jest zbyt łaskawy dla tego bydlaka!
OdpowiedzUsuńBrawo Mowgli! Brawo jego zwierzęcy przyjaciele! Ta część, jak i poprzednie bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńNo i to jest wspaniały, kolejny rozdział. Mowgli miał świetny pomysł ze zniszczeniem wioski, a już rozprawienie się z tym łotrem Buldeo, to prawdziwy majstersztyk! Widać też, że zwierzęta są bardzo oddane Mowgliemu i mam nadzieję, że tak pozostanie do końca całej opowieści.
OdpowiedzUsuń