Rozdział LI
Mowgli próbuje pomóc
Tak, jak było to już wcześniej powiedziane, Bougi (który to doskonale domyślił się, jaka choroba dręczy jego zięcia i wnuczkę) posłał szybko Sikha i Shanti po chininę, ale niestety dzieci powróciły do domu z niczym.
- W całym mieście jest bardzo mało chininy - powiedziała Shanti - Ale na targu już nie ma ani odrobiny.
- A to, co było, zostało już wykupione - wyjaśnił Sikh.
- Jak to?! - zapytał zdumiony Bougi - Chcecie mi powiedzieć, że...
- Więcej ludzi cierpi na febrę? Tak, to niestety prawda - rzekła smutnym głosem ex-niewolnica.
Staruszek posmutniał, kiedy to usłyszał.
- No i co my teraz zrobimy? - spytał Bougi załamanym głosem - Moja wnuczka i mój zięć umierają na moich oczach. Znam dobrze tę chorobę. Oj, znam. Dobrze wiem, co się stanie. Jeśli w ciągu siedmiu najbliższych dni nie dostaną lekarstwa, to Neel i Meshua umrą.
Sikh i Shanti przerażeni pisnęli, zaś Mowgli poczuł, jak serce boli go z rozpaczy. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Więc jego ojciec i jego ukochana mieli umrzeć? O nie! On nie może na to pozwolić! Musi coś zrobić i to szybko.
Z taką oto myślą chłopiec z dżungli przerażony zerwał się na równe nogi, po czym szybko wybiegł z domu.
- Mowgli! Dokąd idziesz?! - zawołała Mari.
Bohater dżungli nie słuchał jej, tylko pognał przed siebie, a za nim biegł szybko Rikki.
- Dokąd biegniesz, Mowgli?! - zapytał ichneumon.
- W mieście nie ma chininy, ale być może mają ją Anglicy - wyjaśnił mu swój tok rozumowania chłopiec - A jeśli tak, to być może zechcą nam jej choć trochę odstąpić.
- Nie jestem tego pewien. W czasie choroby wielu bywa egoistami i myśli tylko o sobie. Nie miej więcej zbyt wielkich nadziei w tej sprawie.
- Teraz tylko nadzieja trzyma mnie przy zdrowych zmysłach, Rikki.
Chłopiec i mangusta pognali szybko do koszar, a kiedy tam dotarli, to Mowgli zawołał do stojących na straży wartowników:
- Muszę się widzieć z pułkownikiem Brydonem! To bardzo ważne!
Żołnierze pilnujący koszar doskonale znali chłopca i wiedzieli, że pan pułkownik darzy jego i jego bliskich dużą sympatią, dlatego też bez wahania wpuścili Mowgliego na teren koszar. Chłopiec odetchnął z ulgą, gdy to się stało, ponieważ spodziewał się problemów, które będzie musiał rozwiązać przy użyciem siły, na szczęście obyło się bez tego. Zadowolony z tego faktu szybko pobiegł do gabinetu pułkownika i zaczął walić do jego drzwi.
- Proszę pana! Proszę pana! Proszę otworzyć! - krzyczał.
Chwilę później drzwi się otworzyły, a w nich stanął pułkownik Brydon wyraźnie zaintrygowany zachowaniem chłopca.
- Mowgli? Co się stało? - zapytał zdumiony.
- Panie pułkowniku... Meshua... Mój ojciec... Oni... Oni są chorzy...
- Chorzy? - Anglik był wyraźnie przejęty tym, co usłyszał - A co im dolega?
- Dziadek mówił, że to taka choroba... Nazywa się chyba... febra.
Mężczyzna był przerażona, kiedy to usłyszał.
- Febra? Niedobrze! To bardzo groźna choroba. W Anglii nazywamy ją także malarią. Bywa śmiertelna.
Po tych słowach wpuścił on chłopca do środka i zaczął coś szukać w swoich szafkach.
- Nie jestem pewien, czy mam coś, co może pomóc twemu ojcu i twojej małej przyjaciółce, ale chyba tak...
Następnie wyjął z szuflady swego biurka małą buteleczkę. Na jej dnie znajdowała się mała porcja białego proszku.
- Niedobrze. To jedyna ilość chininy, jaką sam mam. Doktor Plumford pojechał do Anglii, aby przywieść stamtąd zapasy wszelkich leków, jakie zostały mu zniszczone podczas napaści na niego. Pamiętasz, Mowgli... To było wtedy, kiedy uratowałeś mu życie.
- Pamiętam - przytaknął mu Mowgli.
- No właśnie - skinął lekko głową pułkownik Brydon - Chininę w Indiach zwykle łatwo zdobyć, ale on wtedy stracił również inne leki, jakie tutaj raczej trudno dostać. Dlatego popłynął po zapasy lekarstw i niedługo do nas powróci. Ubolewam nad tym, że niektórych leków wciąż tutaj nie można dostać. Ten kraj jest bardzo zacofany. Dobrze, że Plumford nauczył się macerować miejscowe zioła i wykorzystywać je do leczenia pacjentów, ale niestety wszystkich specjalistycznych leków to mu nie zastąpi. Dlatego właśnie nasz przyjaciel popłynął do Anglii, czego efektem obecnie jest to, że nie ma go tutaj z nami, kiedy najbardziej go potrzebujemy. No, ale wybacz... Zanudzam cię moją gadaniną wtedy, kiedy ktoś ci bliski umiera.
Następnie podszedł on do Mowgliego i podał mu chininę.
- Weź to, proszę. Podaj to swojej przyjaciółce oraz jej ojcu najlepiej na kawałku owocu lub też w małej porcji wody. To jest gorzkie, ale skuteczne. Obawiam się jednak, że to może być za mało, aby im pomóc całkowicie wyzdrowieć. Jednakże nie popadaj w zwątpienie, Mowgli. Doktor Plumford powróci z lekarstwami oraz dużą porcją chininy, więc wszystko się dobrze skończy, jestem tego pewien.
Chłopiec przycisnął mocno do piersi swój skarb, czyli małą buteleczkę z chininą, po czym podziękował pułkownikowi i pobiegł w kierunku domu razem z Rikkim.
- To lekarstwo pomoże Meshui - powiedział do mangusty.
- Trochę mało tego - stwierdził jego rozmówca.
- Wiem, ale nie mamy nic innego. Przynajmniej na razie.
Chwilę później obaj dotarli do domu, gdzie Mowgli wbiegł szybko do środka, dysząc przy tym zmęczony.
- Co się stało? - spytała Mari - Gdzie ty byłeś, synku?
- U pułkownika. Przyniosłem lekarstwo - to mówiąc chłopiec pokazał bliskim buteleczkę.
Mari i Bougi patrzyli na niego zachwyceni, zaś Sikh i Shanti krzyknęli z radości:
- Hurra! Meshua i pan Neel wyzdrowieją!
- Nie cieszcie się tak bardzo - powiedział smutno Bougi, biorąc do ręki buteleczkę - Tego jest za mało, aby ich wyleczyć. Starczy najwyżej na jedną porcję dla każdego z nich, a w ten sposób nie zdołamy ich uzdrowić.
Sikh i Shanti posmutnieli, natomiast Mowgli poczuł, że serce mu pęka z rozpaczy na kawałki.
- Więc niepotrzebnie prosiłem pułkownika o pomoc? - zapytał.
- Och nie, Mowgli - uśmiechnął się smutno jego dziadek - Zrobiłeś, co mogłeś, aby pomóc swoim bliskim.
Następnie poprosił o pomoc Shanti i Sikha. Przy ich wsparciu zmieszał resztkę chininy w buteleczce i podał ją najpierw Meshui, a potem Neelowi. Starali się, aby oboje dostali równą porcję, lecz Neel nie zgodził się na to. Mimo choroby był przytomny, więc powiedział:
- Meshui więcej... Meshui... O mnie się nie martwcie. Jej pomóżcie. Pomóżcie mojej małej córeczce.
Mari nie wiedziała, co ma zrobić, bo przecież oboje chorych bardzo mocno kochała, jednak ostatecznie uległa prośbom męża i podała Meshui nieco większą porcję chininy niż Neelowi.
Nikt w domu nie miał złudzeń, że taka porcja leku w żadnym razie nie wyleczy choroby, a co najwyżej ją może uśmierzyć, a to przecież za mało, gdyż febra prędzej czy później może się rozwinąć, a brak regularnej porcji chininy może mieć zgubny wpływ na Meshuę i Neela. O ile jednak Neel był już dorosłym i silnym mężczyzną (a więc była nadzieja, że przetrwa chorobę mimo wszystko), o tyle Meshua była drobną, małą dziewczynką i śmierć mogła ją zabrać z tego świata za sprawą tej choroby. Mowgli doskonale o tym wiedział, dlatego też widząc wybrankę swego serca leżącą zmęczoną i zarazem wykończoną chorobą załamany zacisnął dłonie w pięści, a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Ona nie umrze... Nie może... Nie teraz.
Neel powoli podniósł się z posłania i rzekł:
- Nie trać wiary synu. Śiwa ją ocali. On jest łaskawy i na pewno nie odbierze nam teraz tej uroczej istotki.
- Oby Śiwa był łaskawy dla nas, bo inaczej jego małżonka, podła Kali, władczyni śmierci zabierze jedną z najszlachetniejszych istot na tej ziemi - stwierdził Bougi.
Mowgli czuł, że serce mu krwawi z rozpaczy, zaś jego oczy są coraz bardziej mokre od łez.
- Nie! To nie prawda! Ona nie umrze! Nie może umrzeć! Ja ją ocalę! Mamo! Tato! Dziadku! Ja ją ocalę!
Mari podeszła do chłopca i objęła go czule do siebie.
- Już zrobiłeś, co mogłeś, kochanie... Więcej już zrobić nie możesz. Musimy czekać na doktora Plumforda aż wróci z lekarstwem.
- Zrozum, Mowgli - dodał Bougi - Nic więcej nie zrobisz.
Chłopiec wyrwał się z objęć matki.
- Nie! Zrobię! Nie wiem jeszcze co, ale zrobię! Meshua nie umrze! Tata także nie! Oboje będą żyć! Ja cię zrobię! Ocalę ich!
Następnie wybiegł z domu i biegł bezmyślnie przed siebie, aż dotarł na skraj lasu. Tam zaś zaczął wściekły uderzać stopami kamienie, dysząc przy tym i sapiąc ze złości. Potem złapał za nóż dziadka i zaczął nim zaciekle atakować ziemię. Nie wiedział, po co to robi, ale czuł, że bezsilność zabija go od środka. Meshua umierała... Jego ojciec także, a on mógł tylko stać i patrzeć na to bezsilnie. On, słynny pogromca Shere Khana tym razem nie miał żadnej możliwości, aby komukolwiek pomóc. Zrozpaczony więc płakał i wściekle uderzał nożem o ziemię, ryjąc w niej, aż się zmęczył.
W takim stanie znaleźli go Bougi, Sikh i Rikki.
- Mowgli, proszę... Wróć do domu - poprosił staruszek - Naprawdę nic więcej nie możesz już zrobić.
- Mogę i zrobię! - dyszał Mowgli, ryjąc nożem dołki w ziemi.
- W ten sposób nikomu nie pomożesz - zauważył smutno jego dziadek.
- Musisz cierpliwie czekać - dodał Sikh - Zobaczysz, doktor niedługo przyjedzie i wszystko będzie dobrze.
Rikki nic nie mówił, tylko patrzył na Mowgliego zasmucony. Choć nie znał on języka ludzi, to jednak doskonale wiedział, że Meshui coś jest, a Mowgli cierpi dlatego, iż nie może jej pomóc. Sam chciał coś zrobić, ale będąc zaledwie maleńkim ichneumonem w świecie ludzi było to bardzo trudne.
Bougi podszedł powoli do Mowgliego i rzekł:
- Wracajmy... Jutro będzie lepiej. Zobaczysz...
Chłopiec z trudem go wreszcie posłuchał i wstał z ziemi, po czym ruszył w kierunku domu razem z towarzyszącymi mu osobami. Gdy byli już blisko celu zauważyli wnuka Buldeo z koszem pełnym owoców.
- Co to za owoce, Ganshum? - zapytał Bougi.
- Pan pułkownik je przesyła - odpowiedział mu chłopiec.
Następnie spojrzał na Mowgliego i rzekł:
- Mowgli, ja... Przykro mi z powodu Meshui. Pułkownik mi powiedział. Naprawdę strasznie mi głupio, że pochwalałem dziadka, kiedy ten żądał, aby ona spłonęła. Teraz już wiem, że tak naprawę nigdy tego nie chciałem, a mówiłam tak jedynie w gniewie. Wybacz mi, proszę.
Chłopiec z dżungli popatrzył wyraźnie zdumiony na zachowanie swego niedawnego wroga nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu jednak zdobył się na to, aby mu rzec następujące słowa:
- Dziękuję ci, Ganshum. Nie wiesz nawet, ile te słowa teraz dla mnie znaczą.
Prawdę mówiąc Mowgliego nie obchodziło, czy słowa jego rozmówcy są szczere, czy też nie. Po prostu cieszyły go one i tyle.
A więc po to Sabu próbował zabić doktora i zniszczył jego lekarstwa, aby ludzie, którzy zachorowali za jego przyczyną, pomarli, tylko nie rozumiem, dlaczego oni chcą się pozbyć własnych rodaków. Może sami mają w posiadaniu znaczne zasoby chininy i mają zamiar ich szantażować, że zdołają przeżyć tylko wówczas, gdy się do nich przyłączą i właśnie po to sprowadzili na nich chorobę, aby ich pozyskać? Całe szczęście, że pułkownik miał trochę tego lekarstwa, które zechciał użyczyć Mowgliemu, jednak to za mało, aby ich uratować. Mowgli jednak nie zamierza się poddać, choć nie ma pojęcia, jak im pomóc. A Ganshum w końcu zrozumiał swoje podłe zachowanie i zdobył się na szczere przeprosiny wobec Mowgliego, co świadczy o tym, że doktor ma na niego naprawdę dobry wpływ. Dobrze, że w końcu Ganshum zaczął się zmieniać na lepsze i że zdobył się na to, aby przeprosić Mowgliego za całe zło, jakie próbował mu wyrządzić, choć nie potrafił się przyznać do tego, że chciał go zabić, napuszczając na niego kobrę.
OdpowiedzUsuńTakże zaczynam powoli rozumieć sens intrygi Sabu. Tylko jak on ich zatruł wirusem febry? To mnie bardzo ciekawi. Ale wierzę, że wszystko się dobrze skończy.
OdpowiedzUsuń