sobota, 9 grudnia 2017

Rozdział 054

Rozdział LIV

Nowa misja Rikkiego



Mowgli obserwował uważnie ze swojej kryjówki tę scenę. Cieszył się bardzo, że Ahmad i Sabu rozmawiali z pułkownikiem Brydonem w hindi, bo gdyby mówili po angielsku lub w innym języku, to wtedy zrozumienie całej rozmowy byłoby niemożliwe, jednakże los sprzyjał pogromcy Shere Khana, więc usłyszał on wszystko, co też powinien usłyszeć. Nawiasem mówiąc ów sprzyjający los miał związek z faktem, że Ahmad i Sabu gardzili Anglikami, więc woleli zdechnąć w piekle Kali, aniżeli mówiąc w języku tych ludzi. Ale tego Mowgli wtedy jeszcze nie wiedział. Po prostu cieszył się, że zrozumiał całą rozmowę i usłyszał ją w całości, a gdy to zrobił, to spojrzał na Rikkiego i powtórzył mu (oczywiście w jak największym skrócie) to, co usłyszał.
- Czyli, że ci ludzie celowo roznieśli zarazę po całej Khanhiwarze? - zapytał ichneumon oburzonym tonem.
Już sama myśl o tym, że ktoś mógłby coś takiego zrobić napawało go obrzydzeniem i niechęcią, a co dopiero mówienie o tym.
- Właśnie tak - potwierdził Mowgli - Ci nędznicy myślą jednak, że nie zostaną za to ukarani. Pożałują tego, zapewniam cię.
- Jak chcesz ich ukarać? - zapytał Rikki.
- Zamierzam uwolnić z ich rąk doktora Plumforda, a tych łotrów wydać pułkownikowi, niech on się nimi zajmie - wyjaśnił chłopiec - Ale najpierw muszę ich znaleźć.
- Chcesz więc śledzić Ahmada i Sabu?
- Nie. Oni właśnie na to liczą. Z pewnością spodziewają się, że ktoś będzie ich śledzić i na pewno nie dadzą się zaskoczyć. Mam jednak pewien pomysł.
- Jaki?
- Widzisz... Oni się spodziewają, że będzie ich śledzić człowiek, jednak do głowy im nie przejdzie, iż może ich śledzić zwierzę.
Rikki już wiedział, co ma na myśli jego przyjaciół. Uśmiechnął się więc lekko i powiedział:
- Doskonały pomysł, Mowgli. Po prostu wspaniały. Jestem mały i na pewno nie zwrócą na mnie uwagi.
- Dokładnie tak - powiedział zadowolony chłopiec - Właśnie tak. Nie będę przecież przypuszczać, że może ich śledzić mangusta. Dzięki temu ty z łatwością namierzysz ich kryjówkę, a potem z pomocą Chila sprowadzisz wszystkich moich przyjaciół, jakich tylko zdołacie odnaleźć. Przekażecie im, że Mowgli potrzebuje pomocy i wzywa ich w pewne miejsce.
- Jakie miejsce?
- Będzie to miejsce niedaleko kryjówki Ahmada i Sabu.
- Rozumiem. Więc kiedy odnajdę kryjówkę, to mam wszystkich zebrać w miejscu niedaleko niej?
- Dokładnie.
- Ale jak potem przekażę ci wieść o tym, że wszystko jest gotowe?
- Przyniesiesz mi ją osobiście lub zrobi to Chil. Tak czy inaczej będę albo w domu, albo pod murami Khanhiwary.
- Doskonale - zgodził się Rikki, szczerząc delikatnie zęby w uśmiechu - To będzie misja w sam raz dla mangusty. Możesz na mnie liczyć, Mowgli!
- Wspaniale. Chodźmy więc.
Chłopiec i ichneumon zeszli z drzewa, po czym powoli wyszli przez bramę koszar, nie zatrzymani przez strażników. Następnie zaś z łatwością namierzyli Ahmada i Sabu, którzy właśnie opuszczali miasto i szli do swoich ludzi stacjonujących niedaleko.
- Idź za nimi - polecił Mowgli - Zrób tak, jak mówiłem i pamiętaj... Od tego zależy życie Meshui.
- Wiem i dlatego zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby ich odnaleźć. A gdy już dojdzie do walki (a zakładam, że do niej dojdzie) wtedy z wielką przyjemnością porachuję się z Sabu.
Mowgli parsknął delikatnie śmiechem, słysząc jego słowa.
- Wierzę, że tak właśnie zrobisz. A teraz idź już... I udanych łowów, przyjacielu.
- Dziękuję, Mowgli - powiedział Rikki.
Następnie zadowolony i bardzo podniecony swoją nową misją ruszył za buntownikami, uważnie ich obserwując. Pogromca Shere Khana westchnął głęboko widząc, jak jego przyjaciel znika w buszu. Tak bardzo chciał do niego dołączyć, jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zarówno Ahmad, jak i Sabu spodziewają się, że ktoś będzie ich śledził. Jeżeli teraz pójdzie za nimi, wpadnie w pułapkę, bo oni zachowają czujność i na pewno spostrzegą, iż są śledzeni. Nie mógł na to pozwolić, gdyż teraz zbyt wiele od niego zależało. Mowgli miał bowiem ważną misję do wykonania i musiał ją wypełnić, a swoją śmiercią nikomu by nie pomógł.
- Powodzenia, Rikki - rzekł po cichu.
Następnie powrócił do domu, gdzie nie mówiąc rodzinie nic o tym, co robił przez ten czas, gdy go nie było, usiadł przy Meshui, która już nie spała.


- Gdzie byłeś, Mowgli? - zapytała dziewczynka.
- Z Rikkim na mieście - odrzekł wymijająco chłopiec, gładząc powoli jej czoło.
- A co tam robiliście? I czemu on nie wrócił z tobą?
- Poprosiłem go, aby coś dla mnie zrobił. Mam wielką nadzieję, że mu się to uda.
- A co to takiego?
- Dowiesz się później, Meshua. Teraz wypoczywaj.
Mari tymczasem skończyła gotować obiad dla swojej rodziny i zaczęła powoli karmić Neela, który z trudem usiadł na posłaniu.
- Nakarmisz Meshuę, kochanie? - zapytał Bougi.
- Tak, dziadku - odpowiedział Mowgli.
Wziął od starszego pana miskę z zupą, po czym usiadł przy swojej lubej i zaczął ją powoli karmić. Robiąc to uśmiechał się do niej czule.
- Już niedługo będziesz zdrowa, Meshua - powiedział.
Dziewczynka spojrzała na niego uważnie i spytała:
- Skąd to wiesz?
- Nie pytaj. Wiem to i już. Dowiesz się wszystkiego, gdy będzie czas.
Meshua wiedziała, że Mowgli nigdy jej nie okłamał, a poza tym bardzo w niego wierzyła, więc spodziewała się, iż na pewno, jeśli teraz obiecał jej, że ona wyzdrowieje, to z pewnością właśnie tak będzie. Ta wiedza zupełnie jej wystarczyła, dlatego też nie zadawała żadnych pytań i spokojnie zjadła zupę, po czym położyła się zmęczona spać.
Nadeszła noc, a Rikki nie wrócił. Mowgli domyślam się, jakie są tego przyczyny - ichneumon po prostu zbierał wszystkich przyjaciół z dżungli, a to musiało zająć mu trochę czasu, dlatego też wcale nie przejmował się jego nieobecnością. Wiedział, że ta mangusta jest bardzo przebiegła i pomysłowa, a prócz tego niezwykle waleczna, więc niebezpieczeństwo jej nie groziło. Raczej to Rikki mógł zagrozić temu, kto zechciałby go upolować. Mowgli więc ze spokojem w sercu położył się spać obok Meshui, objął ją mocno do siebie i zasnął.
Rano Rikkiego wciąż nie było w domu. Pogromca Shere Khana jednak nie był tym wszystkim zaniepokojony. Doskonale wiedział, że misja, jaką powierzył przyjacielowi wymaga czasu, dlatego też nie mógł go poganiać. Zadowolony zjadł śniadanie, porozmawiał z Meshuą, Shanti i Sikhem, po czym powiedział, że idzie na spacer i wyszedł.
- Tylko uważaj na siebie - powiedziała Mari.
Wciąż miała w pamięci mało wesołą przygodę swojego syna z ludźmi, którzy chcieli sprzedać go do cyrku. Oby nigdy więcej taka sytuacja się nie powtórzyła. Mari miała nadzieję, że tak właśnie będzie, ale wiedziała też, iż musi dać synowi swobodę, ponieważ jest on o wiele bardziej zaradny niż niejeden dorosły i na pewno wie, co robi.
- On coś planuje - rzekła do ojca - Czuję to. Nie wiem co, ale on coś chce zrobić.
- Ja również to wyczuwam - odparł Bougi - Ale spokojnie, zaufajmy mu. Mowgli na pewno wie, co robi.
- Obyś miał rację, ojcze. Obyś miał rację, bo inaczej nigdy sobie nie daruję tego, że pozwoliłam mu wyjść z domu i nawet go nie pocałowałam na pożegnanie.


Syn Neela i Mari tymczasem powoli wyruszył w kierunku wyjścia z miasta. Następnie zaś, gdy już znalazł się poza murami Khanhiwary, usiadł spokojnie pod drzewem i czekał. W każdej chwili oczekiwał przybycia Chila lub Rikkiego z wieściami. Miał nadzieję, że wiadomości te przybędą szybko, bo inaczej nie wie, co zrobi. Musiał uratować doktora Plumforda, a tym samym ocalić także Meshuę i ojca, jednak nie zrobi tego bez wiadomości od Rikkiego. Co prawda chłopiec z dżungli podejrzewał, gdzie może znajdować się kryjówka buntowników, ale to były (jak powiedział wcześniej pułkownik Brydon) jedynie przypuszczenia. Mogły zatem one zostać potwierdzone lub też nie. Mowgli nie mógł zaś iść na chybił trafił, aby szukać Ahmada. Musiał mieć pewność, gdzie on jest, inaczej straci tylko czas, którego przecież nie miał.
- Mowgli! Mowgli! - dało się słyszeć znajomy głos.
Chłopiec spojrzał szybko w górę i zauważył krążącego po niebie Chila. Radośnie pomachał mu ręką, a ten wówczas wylądował tuż przed nim.
- Witaj, Chilu! - zawołał radośnie Mowgli - Jakże miło mi cię widzieć. Mam nadzieję, że przynosisz mi nowiny, na jakie czekam.
- A przynoszę je - potwierdził ścierwnik - Przysłał mnie tutaj Rikki. Mówi, że odnalazł kryjówkę ludzi, których szukasz. Mam cię zaprowadzić do niej. Zbierają się tam twoi przyjaciele.
- Doskonale. A więc pora ruszać - rzekł zadowolonym głosem chłopiec - Ruszajmy, przyjacielu! Na łowy!
Następnie Mowgli ruszył biegiem przez dżunglę. Chil leciał tuż nad nim, wskazując mu drogę. Obaj mknęli tak przez jakiś czas aż do chwili, w której dotarli w pobliże ruin miasta Hanuman. Na sam ich widok chłopiec westchnął głęboko.
- Miasto małp - powiedział sobie - A zatem dziadek Bougi miał rację. Biedny pułkownik Brydon. Dlaczego go nie posłuchał?
- Tutaj, przyjacielu! Tutaj! - zawołał ścierwnik, lądując na ziemi przed Mowglim - Jesteśmy na miejscu.
- A gdzie jest reszta? - zapytał pogromca Shere Khana, rozglądając się dookoła siebie.
- Tutaj, mój mały bracie!
Z krzaków wyszedł nagle jakiś wilk.
- Szary Brat! - zawołał radośnie na jego widok chłopiec, ściskając łeb wilka - Jak zwykle pierwszy na miejscu każdych moich łowów.
- Oczywiście - uśmiechnął się do niego Szary Brat - Sądziłeś, że może być inaczej?
Już po chwili z krzaków wyszli kolejno Akela, Ojciec Wilk, Matka Wilczyca, Akru, Lura, Sura w towarzystwie Lali (oboje byli już od jakiegoś czasu nierozłączni), Baloo, Bagheera oraz Hathi ze swoimi trzema synami. Ostatni przypełzł Kaa.
- Słyszałem, przyjacielu, że potrzebujesz pomocy, aby ratować swoich ludzkich przyjaciół - wysyczał pyton.
- Dokładnie tak - odpowiedział mu Mowgli - Jeden z nich jest tutaj uwięzionych przez nikczemnych ludzi. Jeśli go nie uwolnimy, to umrze mój ludzki ojciec Neel, jak również jego córka Meshua.
- Ta urocza dziewczynka? - zapytał przerażony Baloo - O, nie! Musimy ją uratować!
- Nie ma czasu na gadanie! Ruszajmy walczyć! - zawołał Akru, który aż się palił do walki.
- Spokojnie, mój przyjacielu - uśmiechnął się Bagheera - Nasz młody przyjaciel ma na pewno jakiś plan, inaczej by nas tu nie wezwał.
- Jeśli zaś go nie ma, to ustalmy go teraz - zaproponował Hathi.
- W mieście jest pełno ludzi - rzekł Rikki, wybiegając zza krzaków.
Dysząc podbiegł on do Mowgliego, po czym z trudem łapiąc oddech powiedział:
- Ludzie... Tam jest mnóstwo ludzi.
- A Ahmad i Sabu? - spytał Mowgli.
- Także tam są.
- A widziałeś doktora Plumforda?
- Jest cały i zdrowy, choć związany. Nie wiem, co z nim zrobią, bo nie znam ich mowy, ale po tonie, w jakim rozmawiali o nim w jego obecności raczej nie planują nic dobrego.
- Niedobrze - Mowgli zacisnął pięść - Jeżeli doktor zginie, nikt już nie ocali Meshui.
- Musimy go więc uratować! - stwierdził Ojciec Wilk.
- Naturalnie - powiedziała Matka Wilczyca, szczerząc kły - Podłe łotry zobaczą, co oznacza zadzierać z Rakshą i jej potomstwem!
- Pamiętajmy wszak, że nie wolno nam zabijać ludzi - przypomniał jej Akela.
- A szkoda, chętnie bym zatopiła kły w tym całym Ahmadzie! - zawyła Raksha.
- Nie tylko ty jedna - uśmiechnęła się do niej Lala.
- Prawo pozwala nam zabić człowieka tylko w obronie swojej lub też w obronie swego potomstwa, a i to nie powinno być nadużywane - powiedział Hathi.
- A czy ktoś tu mówi coś o nadużywaniu? - zasyczał Kaa z lekkim chichotem - W żadnym razie! Po prostu damy tym nędznym łotrom to, na co zasługują.
- Uratujemy lubą Mowgliego - rzekł Baloo dostojnym tonem.
- Na wyłamaną kratę, dzięki której odzyskałem wolność, chociaż prawo dżungli tego zabrania, to z prawdziwą przyjemnością zabiję każdego łotra, który spróbuje nam w tym przeszkodzić! - oświadczył Bagheera.
- Na co więc jeszcze czekamy, przyjaciele? - zapytał Lura - Atakujmy, póki mamy okazję!
- Jeszcze nie! - zawołał Mowgli - Możemy potrzebować pomocy ludzi z miasta Khanhiwara. Musimy ich tu wezwać.
- Ale w jaki sposób? - zapytała Lala.
- Chyba nie wyobrażasz sobie, żeby któreś z nas miało teraz iść do siedziby ludzi? - rzekł Sura.
- Pozabijają nas - stwierdził jeden z synów Hathiego.
- Nie, jeżeli tylko zobaczą zwierzę, które znają - rzekł Mowgli z lekkim uśmiechem na twarzy.
Następnie popatrzył na Rikkiego.
- Będziesz mi znowu potrzebny, przyjacielu.
- Licz na mnie, jak zawsze! - zawołał dumnie ichneumon.
Mowgli uśmiechnął się do niego, po czym zerwał z drzewa dość sporej wielkości kawałek kory z drzewa, wziął patyk, naostrzył jego końcówkę nożem, po czym zanurzył ją lekko w owocu, z którego soku stworzył sobie atrament. Następnie napisał on na korze słowa HANUMAN, AHMAD oraz MOWGLI. Potem poczekał, aż napis wyschnie.
- Weź to teraz Rikki - powiedział, gdy już to nastąpiło - Weź i zanieść dziadkowi Bougiemu. On będzie wiedział, co z tym zrobić. Pamiętaj też o tym, jak ważna jest twoja misja.
- Oczywiście, Mowgli. Już biegnę - zadeklarował się ichneumon.
Chłopiec uśmiechnął się radośnie i podał mu korę z wiadomością. Ten zaś pochwycił ją w zęby, a następnie pognał prędko przed siebie.


2 komentarze:

  1. Mowgli wpadł na świetny pomysł, aby powierzyć Rikkiemu śledzenie przywódcy buntowników i jego syna i powiadomienie zwierzęcych przyjaciół o tym, że potrzebna mu jest ich pomoc. On jest naprawdę rozsądny i rozważny, gdyż nie działa pochopnie, tylko podejmuje mądre i przemyślane decyzje. Meshua i Neel trochę lepiej się czują, ale pewnie długo to nie potrwa, skoro otrzymali zbyt małą dawkę chininy. Mowgli naprawdę wierzy w Rikkiego i w powodzenie misji, jaką mu powierzył. Normalnie wilcze rodzeństwo Mowgliego nie byłoby już pierwszej młodości, bo przecież wilki w wieku 11 lat są już stare, ale w anime były młode, więc dlaczego w Twojej powieści miałoby być inaczej? Pewne fakty można przecież naciągnąć tym bardziej, że jest to poniekąd powieść fantasy, bo w rzeczywistości żaden człowiek nie jest w stanie porozumiewać się ze zwierzętami, którym bardzo daleko do ludzkiej inteligencji, a w anime to one posiadały ludzki rozum i myślenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mowgli to naprawdę bystrzak. Ma bardzo wiele dobrych pomysłów. Mam nadzieję, że Rikki dotrze na czas.

    OdpowiedzUsuń