Rozdział XLIX
Rozmowa z pułkownikiem
Mowgli powrócił do Khanhiwary i opowiedział o wszystkim Meshui, która bardzo się tym przejęła. Dziewczynka przekonała go, aby powiedzieć o tej przygodzie również rodzicom i dziadkowi. Mari zaś, po wysłuchaniu tej historii była naprawdę przejęta, podobnie jak Neel. Oboje byli zdumieni tym, że Mowgli poszedł tam sam.
- Kochanie, przecież dobrze wiesz doskonale, jak się o ciebie martwimy - rzekła Mari smutnym tonem - A co by było, gdyby ci ludzie cię zabili?
- No właśnie - zgodził się z nią Neel - Z tego, co nam mówisz wynika, że są to wyjątkowo groźni i podli ludzie. Nie wiemy, co zamierzają zrobić, ale jedno jest pewne. Nie mają wobec tego miasta dobrych zamiarów.
- To prawda - kiwnął smutno głową Bougi - Jesteś pewien, że jednego z nich nazywano Ahmad?
- Całkowicie - potwierdził Mowgli - Tak się zwracało do niego kilku ludzi. I traktowali go jak swego przywódcę.
- Słyszałem o tym całym Ahmadzie - powiedział Bougi - Podobno był kiedyś wielkim panem w tym mieście, ale został pozbawiony majątku za to, że poparł ludzi buntujących się przeciwko angielskiej władzy. Może więc wychodzić z założenia, że dobry Anglik to martwy Anglik.
Staruszek po wypowiedzeniu tych słów spojrzał na Mowgliego i spytał:
- Czy jesteś pewien, że powiedziałeś nam wszystko, co słyszałeś?
- Tak, dziadku. Dokładnie wszystko - odpowiedział chłopiec.
- Wobec tego sprawy nie wyglądają najlepiej - stwierdził ojciec Mari - To może oznaczać, że ten chory człowiek chce zabić nie tylko wszystkich Anglików w Indiach, ale też każdego, kto zechce się z nimi przyjaźnić, a my przecież mamy przyjaciół pośród Anglików.
- Więc też możemy zginąć - jęknął Sikh.
- Nie możemy do tego dopuścić! - zauważyła Shanti.
- To oczywiste, kochanie - zgodził się z Bougi - Dlatego też nie mamy innego wyjścia. Musimy iść do pułkownika Brydona i powiedzieć mu to, o czym wiemy. Niech zaraz wyśle oddział żołnierzy lub dwa i aresztuje tego człowieka... Zakładając, że nie zmienił on obecnie swojej kryjówki.
Wszyscy uznali, że staruszek ma rację, dlatego też bez zbędnych słów mężczyzna poszedł do koszar razem z Mowglim i Meshuą oraz wiernym Rikkim, idącym obok swoich opiekunów. Niestety, pułkownik Brydon, choć z wielką uwagą wysłuchał słów chłopca z dżungli, to jednak nie wyglądał na przekonanego, co do ich prawdziwości.
- Wybacz mi, mój młody człowieku, ale niestety cała ta historia brzmi jak opowieść dla małych dzieci lub naiwnych wieśniaków. Bez urazy.
To mówiąc spojrzał na Bougiego oraz Meshuę, którzy nie byli zbytnio zachwyceni tym, co właśnie powiedział.
- Niby dlaczego pan tak uważa?! - zawołała oburzona dziewczynka - Przecież Mowgli mówi prawdę!
Pułkownik popatrzył na nią z politowaniem i rzekł:
- Wybacz mi, moja droga, ale ja jestem dorosłym człowiekiem, a nie dzieckiem, więc chyba sama rozumiesz, że trudniej mi jest w to wszystko uwierzyć. Zwłaszcza w to, że twój przyjaciel odnalazł długo poszukiwanego przez nasze władze człowieka i jeszcze dokonał on tego z pomocą kilku zaprzyjaźnionych ze sobą wilków, nie wspominając już o tym, że jeszcze zdołał się z pomocą owych wyżej wspomnianych wilków wymknąć z rąk samego Ahmada, który jest wręcz bezwzględnym łotrem i nie cofa się przed niczym, nawet zabijaniem własnych rodaków, jeżeli uzna ich za zdrajców swej ojczyzny.
- Kiedy to wszystko prawda! - jęknął załamanym głosem Mowgli.
- Właśnie, proszę pana! - zawołała Meshua - Mowgli nigdy nie kłamie! On zawsze mówi prawdę. Poza tym z pomocą właśnie wilków dostaliśmy się tutaj, gdy mieszkańcy z wioski chcieli nas spalić.
- Wiem, że to wszystko brzmi niezwykle fantastycznie, ale taka jest prawda - powiedział Bougi - Poza tym pomijając już te wszystkie brzmiące niezwykle fragmenty tej historii, to najważniejsze jest co innego. Ahmad jest tutaj i coś planuje. Coś zdecydowanie podłego i to przeciwko panu, panie pułkowniku. Powinien pan wysłać swoich ludzi na jego poszukiwania.
Anglik spojrzał uważnie na starego Hindusa i rzekł:
- Panie Bougi... Jestem w stanie uwierzyć w fantastyczną historię pana wnuka, ale nie mogę na jej podstawie wysłać swoich najlepszych żołnierzy, żeby przeszukiwały ruiny miasta Hanuman.
- Dlaczego? - zdziwił się Bougi.
- Dlatego, że nawet jeśli pana wnuk mówi prawdę, to Ahmad nie jest głupi. Przewidział, iż skoro Mowgli mu się wymknął, to na pewno pobiegnie do najbliższych władz angielskich i doniesie im o jego miejscu pobytu. Co za tym idzie, z całą pewnością już zabrał swoich ludzi i opuścił Hanuman, a teraz przebywa gdzieś zupełnie indziej. My sobie pójdziemy do ruin starego miasta, a on tymczasem będzie w zupełnie innym miejscu. Szukanie go tam więc nie ma najmniejszego sensu, bo skoro on wie, że ktoś już zna jego kryjówkę, to na pewno ją porzucił.
- Albo postąpi wręcz przeciwnie - stwierdził Bougi.
Pułkownik popatrzył na niego uważnie, bardzo zaintrygowany tym, co usłyszał.
- Co ma pan na myśli?
- Widzi pan, pułkowniku... Być może jest właśnie tak, jak pan mówi, a być może wręcz przeciwnie. Być może właśnie Ahmad teraz właśnie jest w Hanuman.
- Niby czemu miałby tam zostać?
- Dlatego, że może on myśleć zupełnie tak samo, jak pan, pułkowniku. Mógł przewidzieć, co pan sobie pomyśli i postanowić jednak pozostać w swojej starej kryjówce.
- Chyba żartujesz, człowieku - parsknął śmiechem Brydon - Przecież jego kryjówka jest już wykryta. Zostawanie tam to samobójstwo.
- Właśnie tak może pomyśleć większość ludzi i Ahmad z pewnością zdaje sobie z tego sprawę - rzekł na to stary Hindus - Więc skoro tak, to on zostanie w swojej starej kryjówce, bo wie, że oczekujemy od niego, iż on ją opuści i wie, że Hanuman to jest ostatnie miejsce, w którym będziemy go szukać. Przecież nikt nie pomyślałby, iż poszukiwany buntownik znajduje się w swojej starej kryjówce, o której władze już wiedzą.
- Nikt poza nami - zauważyła wesoło Meshua.
- No właśnie - uśmiechnął się do niej dziadek.
Pułkownik Brydon pomyślał przez chwilę, po czym rzekł:
- To wszystko brzmi całkiem sensownie i nie mogę zaprzeczyć temu, że w tym wszystkim, o czym pan mówi jest wiele racji, jednak naprawdę nie jestem wciąż przekonany o słuszności waszych argumentów.
- Niby dlaczego? - spytał Bougi.
- Chociażby dlatego, że to wszystko, o czym rozmawiamy jest tylko i wyłącznie przypuszczeniami. Nie mamy niczego, co mogłoby potwierdzić, iż mają one pokrycie w prawdzie. Równie dobrze może być więc tak, że ja poślę swoich ludzi do Hanuman, a tymczasem Ahmad napadnie na miasto, które będzie całkowicie pozbawione wojskowej ochrony i bez trudu wyrżnie wszystkich ludzi, którzy nie będą popierać jego polityki. Dlatego też muszę odmówić waszej prośbie, aby ruszyć na poszukiwania tego łotra.
Stary Hindus był wręcz oburzony zachowaniem pułkownika Brydona. Oczywiście rozumiał jego argumenty, jednak mimo wszystko zdenerwowało go to, że ten człowiek nawet nie chce sprawdzić prawdziwości ich słów, tylko od razu stwierdza, iż nawet jeśli oni mówią prawdę, to wiadomości mu przez nich przekazane nie mają już żadnej wartości. To było oburzające! On mógł sobie wątpić w historie o przyjacielskich wilkach, ale poszukiwanie przestępcy to jest jego obowiązek, tymczasem on to zupełnie lekceważył.
- Wybaczcie, ale nie mam dla was więcej czasu - powiedział Brydon po chwili - Muszę zająć się swoimi obowiązkami.
Następnie powoli wziął do ręki papiery, jakie miał przed sobą i zaczął je uważnie przeglądać.
- Panie pułkowniku! - zawołał Bougi, kładąc dłonie na jego biurku - Jest pan Anglikiem i żołnierzem! Pana obowiązkiem jest złapać buntownika, który zagraża całym Indiom oraz waszej władzy tutaj!
Pułkownik Brydon spojrzał na Hindusa gniewnie i rzekł:
- Proszę pana... Ja znam swoje obowiązki, nie musi więc mi pan o nich opowiadać. Poza tym powiem panu, co jest moim obowiązkiem. Otóż mam obowiązek pilnować tego miasta i strzec w nim porządku oraz zadbać o to, żeby ludzie pokroju Ahmada go nie zdobyli. Mam więc obowiązek tutaj przebywać z podległymi mi ludźmi i nie mogę opuścić swego stanowiska dla jakiegoś widzimisię.
- Widzimisię?! Przecież tam w Hanuman jest człowiek, który zagraża nam wszystkim, a pan to lekceważy!
- Nie lekceważę, ale nie mogę posłać ani jednego z moich ludzi, aby się upewnić w tym, co doskonale wiem. A wiem, mój dobry człowieku, że tego nędznika Ahmada już tam nie ma.
- Ale być może zdołałby go pan wytropić, nawet jeśli on opuścił swoją kryjówkę - rzekł Mowgli.
Pułkownik nie wyglądał na przekonanego tymi słowami.
- Wybacz mi, mój jakże bohaterski chłopcze, ale nie wszyscy posiadają zdolność tropienia wrogów jak ty. I nie każdy posiada w dżungli przyjaciół mogących mu w każdej chwili pomóc w potrzebie. Dlatego wybacz, ale nie mogę polegać na twoich zmysłach, ale na swoich własnych, a one mówią mi, że rozsądniej będzie pozostać w mieście na wypadek, gdyby Ahmad chciał tu przybyć.
- Jest pan lekkomyślny! - zawołała Meshua.
- Meshua, przestań! - skarcił ją Bougi, choć jego ton był ironiczny - Ten pan po prostu wypełnia swoje obowiązki, ale być może nie tak, jak powinien to robić.
Pułkownik poczerwieniał na twarzy ze złości po tym, co usłyszał z ust Hindusa. Z wielką chęcią by mu teraz coś powiedział, gdyby nie fakt, że wiedział, iż ten człowiek chce po prostu pomóc, choć nie rozumie tego, jakie są obowiązki brytyjskiego żołnierza. W końcu to był jedynie ciemny chłop z wioski. Co on mógł wiedzieć o polityce i wojsku? Z tego też względu, jak również z powodu sympatii, jaką żywił on dla Bougiego oraz jego rodziny, Brydon zapanował nad gniewem, mówiąc:
- Doceniam to, że tutaj przyszliście, aby mi pomóc, ale obawiam się, że nie mogę uczynić zadość waszej prośbie. Jako wyższy oficer zarządzający tym miastem mam obowiązek je strzec i to właśnie zamierzam robić siedząc na swoim posterunku tak długo, jak długo będzie to konieczne.
Bougi, Meshua i Mowgli pojęli, że nic tutaj nie wskórają, więc dali sobie spokój i wyszli z gabinetu pułkownika, a następnie powoli ruszyli w kierunku swego domu. Rikki, który nie rozumiał z całej rozmowy ani słowa (ale łatwo wywnioskował, że cała rozmowa poszła na marne), szedł obok Meshui uważnie się dookoła rozglądając, jakby chciał on wypatrzyć jakieś niebezpieczeństwo, które może wyskoczyć praktycznie z każdego zaułka.
- Co za głupiec z tego pułkownika! - zawołał oburzonym tonem Bougi - Myśli sobie, że pozjadał wszystkie rozumy i doskonale potrafi przewidzieć, co zrobi Ahmad.
- Co więc my możemy zrobić? - spytał Mowgli - Sabu próbował zabić doktora Plumforda i pewnie zechce to znowu zrobić. Na pewno też zechce zgładzić Meshuę i mnie. Nie możemy mu na to pozwolić.
- I nie pozwolimy, Mowgli - rzekł czułym głosem Bougi - Ale musimy być rozsądni. Sami nic tutaj nie wskóramy.
- Więc mamy się poddać? - zapytała Meshua.
- Tego nie powiedziałem - stwierdził z uśmiechem staruszek - Rzecz jasna nie poddamy się, ale również musimy być ostrożni i nie postępować pochopnie.
Następnie spojrzał na Mowgliego, mówiąc:
- Twoja mama miała rację mówiąc, że ta twoja samotna wyprawa do Hanuman była lekkomyślna i bardzo ryzykowna. Mimo wszystko wykryłeś kryjówkę tego podłego człowieka, choć wciąż nie wiemy, co on planuje.
- Mogę się znowu tam zakraść i spróbować podsłuchać ich rozmowę - zaproponował Mowgli.
- Nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł - rzekł Bougi - Pamiętaj, mój chłopcze, że Ahmad już raz o mało cię nie zabił. Poza tym poprzednim razem łatwo wszedłeś do jego kryjówki, ale drugi raz możesz nie mieć tyle szczęścia. Pamiętaj, że ten człowiek nie jest głupcem i z pewnością wystawił straże i to o wiele lepsze niż te, które pilnowały Hanuman ostatnio.
- Więc co mamy robić?
- Czekać, Mowgli. Póki co nie możemy nic innego zrobić, jak tylko czekać i zachować czujność.
Chłopiec musiał przyznać mu rację, więc powoli skinął głową na znak zgody, po czym spojrzał na Meshuę, która właśnie ocierała sobie pot z czoła.
- Co ci jest? - spytał Mowgli przejętym tonem.
- Nie, nic... - stwierdziła dziewczynka, uśmiechając się sztucznie do niego - Tylko mi tak jakoś... Dziwnie gorąco.
Rikki popatrzył uważnie na swoją opiekunkę, która wyglądała jego zdaniem bardzo niepokojąco i zapiszczał.
- Spokojnie, Rikki - powiedziała Meshua w języku zwierząt - Nic mi nie jest. To tylko ten dzień... Jest taki gorący.
- Nie wydaje mi się, aby to upał wywołał twój stan - rzekł ichneumon przejętym tonem.
Bougi i Mowgli również nie byli przekonani tym, co mówiła Meshua, dlatego patrzyli na nią zasmuceni. Ta oczywiście zaczęła ich przekonywać, że wszystko jest w porządku.
- Naprawdę nic mi nie jest - powiedziała nieszczerym tonem - Mówię poważnie. To tylko...
Nie dokończyła jednak swojej wypowiedzi, gdyż chwilę później upadła na ziemię i straciła przytomność.
- Meshua! - krzyknął przerażony Bougi.
- Meshua! - jęknął Mowgli, klęcząc przy dziewczynce - Meshua, ocknij się! Co ci jest?! Meshua!
Bougi to naprawdę rozsądny człowiek, choć łatwo unosi się gniewem i bywa szczery aż do bólu. A Mowgli jest naprawdę zuchwały, skoro jest gotów pójść jeszcze raz do kryjówki buntowników. Z kolei Meshua nie chce nikogo zamartwiać swoją osobą, ale wyraźnie widać, że jest chora.
OdpowiedzUsuńTen pułkownik to imbecyl! Powinien posłuchać Mowgliego, a nie wymądrzać się! Biedna Meshua. Ciekawe, co jej się stało?
OdpowiedzUsuńO kurcze! Nie dobrze! Ciekawa jestem, jak to się wszystko zakończy.
OdpowiedzUsuń