Rozdział LXII
Kolejna smutna wiadomość
Rozpacz spowodowana śmiercią Rao sprawiła, iż w rodzinie Bougiego zapanowała powszechna cisza. Nikt praktycznie nic do nikogo nie mówił aż do wieczora, kiedy Meshua postanowiła spróbować i zacząć rozmawiać z bliskimi.
- Mamo... Proszę, uśmiechnij się do nas.
Mari spojrzała smutno na swą córkę i początkowo nie wiedziała, co ma zrobić, ale ostatecznie rozpacz malująca się na twarzy dziewczynki sprawiła, że kobieta delikatnie się uśmiechnęła.
- Wybacz mi, Meshua. Wybacz mi, kochanie... Nie powinnam aż tak to wszystko przeżywać. Przecież mój brat odsunął się od nas wszystkich, ale cóż... Mimo wszystko on był moim bratem.
- A cóż ja mam powiedzieć? - dodał załamanym głosem Bougi - To był mój syn i choć na języku miałem pod jego adresem jedynie same obraźliwe słowa, to prawda jest taka, że przecież nigdy z serca go nie wyrzuciłem.
Starszy pan załamany zasłonił sobie oczy dłońmi i zaczął ronić łzy.
- Mój syn... Mój biedny syn... Dlaczego tak się musiało stać? Dlaczego on nie przyszedł wcześniej do nas? Dlaczego nigdy nie próbował z nami się pogodzić?
- A dlaczego ty nie próbowałeś się z nim sam pogodzić? - zapytała z gniewem w głosie Mari.
Patrzyła ona na ojca z wyrzutem w oczach, co też wyraźnie oburzyło Bougiego, który zaczął się bronić.
- Słucham?! Ja miałem iść do niego pierwszy i walczyć o jego miłość? Przecież to on odsunął się od nas! To on wybrał tę nędzną kreaturę zamiast własnej rodziny!
- Ale był twoim synem! A ty się go wyparłeś!
- Wiesz dobrze, jak to było!
- I uważasz, że to cię usprawiedliwia?!
- Uspokójcie się! Oboje! - przerwał ich sprzeczkę słowną Neel.
Żona i teść popatrzyli na niego z lekkim gniewem, po czym westchnęli głęboko, a następnie Mari powiedziała:
- Przepraszam cię, ojcze. Nie powinnam była...
- Nie, to ja przepraszam - odparł ponuro Bougi - Nigdy nie powinienem był pozwolić na to, aby nasza rodzina została rozdzielona. Zawiodłem jako ojciec... Mój syn miał słusznie do mnie żal.
- Rao ci już dawno wybaczył - powiedziała Mari, kładąc ojcu dłoń na ramieniu - I ja ci też wybaczyłam to, że się od niego odsunąłeś, ku mojej zresztą rozpaczy. Ty też mi wybacz moje gniewne słowa.
Bougi objął do siebie bardzo mocno i pogłaskał czule jej włosy. W ten sposób rodzina zaczęła znowu ze sobą rozmawiać.
Mowgli siedział cicho nie odzywając się ani przez chwilę i obserwując wszystko w milczeniu. Podobnie jak Sikh oraz Shanti postanowił jedynie obserwować całą tę sytuację i wyciągnąć z niej wnioski na przyszłość. Nie znał on wszystkich faktów w tej sprawie, dlatego też nie posiadał o nim wyrobionego zdania. Wierzył, że zarówno matka, jak i dziadek mają swoje racje, a najważniejsze jest to, iż pogodzili się przed śmiercią z umierającym Rao. Miał tylko pewne obawy, co bez męża zrobi nikczemna Jumeraih. Czuł bowiem, że teraz naprawdę pokaże ona, na co ją stać. Co to oznaczało dla całej jego rodziny, nie musiano mu wcale tłumaczyć. Wszak ta podła kobieta powiedziała wprost, iż każe im iść precz z tego domu, w którym to łaskawie pozwalała mieszkać. Dokąd teraz pójdą, jeśli ona ich przegna?
- Wiecznie ktoś mnie skądś wypędza - pomyślał sobie chłopiec, kiedy próbował zasnąć w nocy - A ostatnio wypędzili nie tylko mnie, ale i moją rodzinę. Czy teraz znowu musi się to dziać? Czy my nigdy nie znajdziemy własnego domu? Czyżby taki właśnie miał być los?
Z takimi oto przykrymi myślami chłopiec zasnął, jednak dręczyły go tak nieprzyjemne myśli, że w końcu się obudził i wtedy zauważył, że wciąż jest jeszcze noc, a raczej wczesny poranek. Załamany Mowgli poczuł, iż już nie zaśnie do rana, dlatego ostrożnie, aby nikogo nie budzić, powoli wstał i wyszedł z domu, po czym przeszedł się po pustych wciąż ulicami miasta. Ponownie powrócił myślami do tego, o czym myślał ostatnio. Dokąd teraz się udadzą? Czy do dżungli? On by sobie tam z pewnością poradził, ale co z innymi? Co z Meshuą? Co z mamą, tatą, dziadkiem i całą resztą? Przecież oni nie mają żadnego pojęcia o życiu w dziczy. Mogą się go co prawda nauczyć, ale przecież dżungla nie jest dla nich zbyt bezpiecznym miejscem i to pomimo tego, iż mieszkało tam wielu jego przyjaciół. Mowgli jednak nie był głupcem i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że cała jego ludzka rodzina może zginąć pożarta przez dzikie zwierzęta. Co prawda większość zwierząt przestrzegała praw dżungli, które to zabraniały polowania na ludzi, jednak też pamiętał, iż często głód pozwalał zapomnieć zwierzętom o tym, co nakazuje im prawa stworzone przez przodków. Prócz tego jeszcze wiele stworzeń, w tym hieny i szakale, nigdy nie przejmowały się prawem dżungli i polowały na kogo tylko chcą oraz kiedy chcą. Te stworzenia były po prostu podłe, a każdy szanujący się zwierz unikał ich dobrze wiedząc, że te nikogo nie słuchają i robią zawsze to, co chcą. Prócz tego czuły się one bezkarnie, ponieważ zawsze działały w wielkich stadach, dlatego jeżeli ktoś chciał im wymierzyć sprawiedliwość za złamanie praw dżungli, to miał bardzo trudne zadanie i zwykle unikano tego, bo praktycznie zabicie samotnie włóczącego się po dżungli szakala bądź hieny było możliwe, ale stanowiło to sytuację niezwykle trudną do dokonania, gdyż te stworzenia naprawdę rzadko kiedy działały samotnie.
Tak czy inaczej sprawa nie wyglądała radośnie dla bliskich Mowgliego. O ile on, wychowany od dziecka w dżungli umiał w niej przetrwać, to o tyle jego bliscy z rasy ludzi nie mieli wręcz najmniejszych szans tego osiągnąć. Drapieżnicy zgłodniali lub obojętni na prawa dżungli bez najmniejszego trudu ich zabiją. Oczywiście Mowgli mógł nad nimi czuwać wraz ze swymi zwierzęcymi braćmi, ale czy miał prawo ich prosić o to, aby marnowali swój czas i siły na to ochranianie słabych ludzi, choćby takich, którzy byli mu bliscy ponad wszystkie inne istoty ludzkie na tym świecie? Czy miał prawo kazać im czuwać nad nim i w ten oto sposób kazać niejednemu rezygnować z polowania i własnego życia? Już i tak zbyt mocno ich narażał, kiedy w ostatniej walce z Ahmadem poprosił przyjaciół o pomoc. Wtedy to Baloo o mało nie zginął, a wielu członków jego stada zostało rannych. Mowgli nie chciał tego powtarzać i czuł, że tak naprawdę sprawa jego ludzkiej rodziny jest tylko i wyłącznie jego sprawą, do której nie powinien mieszkać nikogo z dżungli.
Z takimi oto myślami Mowgli wyszedł z miasta, mijając przy tym bez słowa pilnujących bramy strażników, którzy nie zatrzymali go, bo wiedzieli, kim jest ów bohaterski chłopiec i znali jego upodobania, także nikogo z nich nie zdziwiło to, iż kieruje on swoje kroki ku dżungli, po czym znika im z oczu. Uznali tę sytuację za coś zupełnie normalnego.
Tymczasem Mowgli powoli usiadł pod jednym z drzew i westchnął.
- Co ja mam teraz zrobić? - zastanawiał się na głos - Przecież Jumeraih wypędzi nas stąd. Co prawda pułkownik Brydon oraz doktor Plumford nas lubią, ale czy mogą ją zmusić, aby nas tu zostawiła? Wszak to Anglicy, mają wszelką władzę w tym miejscu, jak mówił dziadek. Czy jednak mają prawo rozkazywać mojej ciotce? I czy my mamy prawo do tego, aby cokolwiek na niej wymuszać? Ale jeśli nie wymusimy tego na niej, to dokąd pójdziemy? W jaki sposób odnajdziemy swoje miejsce, skoro z ostatniego przyjaznego nam domu w świecie ludzi zostajemy wypędzeni? Gdzie jest tak naprawdę nasze miejsce?
Nagle usłyszał za sobą czyjeś kroki. Ktoś uważnie i zarazem ostrożnie szedł w jego stronę, a krzaki delikatnie szeleściły, oznajmiając przybycie tej osoby. Czujny jak zawsze Mowgli skoczył na równe nogi, po czym porwał za nóż i stanął w pozycji bojowej gotowy do walki. W tej samej chwili zza krzaków wyszedł... Szary Brat.
- Witaj, braciszku - powiedział wilk - Widzę, że wciąż jesteś czujny.
Mowgli uśmiechnął się radośnie na jego widok, po czym schował nóż do pochwy i uścisnął radośnie łeb zwierzęcia.
- Witaj, Szary Bracie. Tak się cieszę, że cię znowu widzę! Nawet nie wiesz, jak miła mi jest teraz twoja obecność.
- Cóż to? Czyżby twoja ludzka rodzina cię zawiodła?
- Nie ona, ale ktoś z ich krewnych... Pewna nikczemna kobieta chce nas wypędzić z domu, w którym jak dotąd mieszkaliśmy.
Szary Brat zawarczał gniewnie.
- Powiedz tylko słowo, a wiedz, że już ja zadbam o to, aby ta nędznica stała się pożywieniem dla Cheela!
- Nie rób tego, proszę. Ona ma swoje prawa do tego domu - uspokoił go Mowgli - Poza tym nie możesz łamać dla mnie praw dżungli.
- Kto wypędza własną rodzinę, choć ta nie jest mu ciężarem, sam łamie prawo dżungli. Wiesz o tym przecież, mój mały bracie.
- Wiem, ale ludzie mają szeregi innych praw, zupełnie innych niż nasze. Ale dość już o tym. Powiedz mi lepiej, co cię tu sprowadza.
Wilk westchnął smutno, po czym odparł:
- A cóż innego, jak nie problemy? Nasz ojciec jest umierający.
- Ojciec?!
Mowgli załamany jęknął i złapał się za głowę. Ojciec Wilk ostatni raz, jak go widział, był całkiem zdrowy, a teraz okazuje się, że jest umierający? To był już kolejny cios dla chłopca i jeszcze bardziej bolesny od śmierci wuja, którego praktycznie wcale nie znał (co oczywiście nie oznaczało, że jego śmierć w ogóle go nie obeszła).
- Niemożliwe! A cóż mu się stało? Dlaczego umiera? Czy to rana? Czy to sprawka myśliwych?
- Nic z tych rzeczy - zaprzeczył Szary Brat - Odezwała się stara rana z dawnych, młodzieńczych lat. Ojciec był niedawno na polowaniu i łowiąc pewnego sambara upadł tak nieszczęśliwie na tylną łapę, że otworzyła mu się dawna rana. Dwa dni później ojciec już nie miał siły wstać z barłogu. Teraz kona i chciałby cię zobaczyć ostatni raz.
- Sprowadzę doktora Plumforda! On ocalił Baloo, to ocali i ojca!
- Już na to za późno, mój mały bracie. Ojciec ledwie zipie. Pospiesz się lepiej i pójdź ze mną go zobaczyć.
- A gdzie on jest?
- Leży w swojej jamie. Pospiesz się, bo tu każda chwila się liczy!
- Dobrze. Muszę tylko powiedzieć Meshui, dokąd idę! Inaczej będzie się niepokoić.
- Nie ma na to czasu! Ojciec w każdej chwili może skonać! Nie chcesz się z nim pożegnać?
Mowgli załamany spojrzał w kierunku miasta i westchnął dość głęboko. Wiedział, co musi zrobić, choć nie było to dla niego łatwe.
- Dobrze, Szary Bracie. Chodźmy już.
Mowgli, choć czuł wyraźne wyrzuty sumienia z powodu tego, iż idzie do buszu i to jeszcze bez słowa wyjaśnienia pozostawionego swojej ludzkiej rodzinie, to ruszył przed siebie razem z Szarym Bratem. Obaj byli pogrążeni we własnych myślach, ale myśli chłopca były rozbite pomiędzy świat ludzi, a świat zwierząt. Poczuł nagle, że mieszkając pomiędzy ludźmi już zupełnie zapomniał o swoich braciach i siostrach w dżungli. Oczywiście nikt z nich nie miał do niego o to żalu, wszak doskonale oni wiedzieli, że Mowgli jest człowiekiem i ciągnęło go do ludzi. Ale i tak mimo wszystko serce chłopca przepełniał żal samego siebie. Zaniedbał swoich bliskich i efektem tego było to, co się teraz stało.
- Gdyby nie ja, to nasz ojciec by nie zachorował - powiedział na głos swoje myśli.
Szary Brat spojrzał na niego uważnie i rzekł:
- Jakże to tak, braciszku? Jak możesz tak mówić?
- Kiedy to sama prawda. Jestem winien tego wszystkiego, co się stało. Powinienem być z naszymi rodzicami, a zamiast tego siedzę wciąż pomiędzy ludźmi.
- Pomiędzy swoją ludzką rodziną, mój mały braciszku, a to zupełnie co innego.
- Wiem, ale czuję się winien wypadkowi ojca. Gdybym tak był z nim, to może bym nie dopuścił do tego.
- Akru i Lura mu towarzyszyli, a jakoś nie zapobiegli temu. Poza tym może u ludzi dzieci niańczą swoich rodziców, gdy ci już stają się starzy. W dżungli każdy wilk uznałby za hańbę, gdyby ktoś musiał go niańczyć.
- Opieka nie jest niczym złym.
- Nie, nie jest, ale wilk do samego końca robi wszystko, aby nie być ciężarem dla swoich dzieci, o których dobrze wie, że mają one własne życie i nie mogą go niańczyć.
- Wybacz mi moje słowa, Szary Bracie, ale mimo wszystko moje serce ogarnia żal do samego siebie. Nie wiem, jak ja spojrzę w oczy ojcu i matce.
Szary Brat zawarczał groźnie i skoczył niespodziewanie na Mowgliego. Chłopiec normalnie nie dałby mu się tak zaskoczyć, jednak tym razem był zbyt załamany, aby zachować czujność.
Wilk zaś popatrzył mu prosto w oczy i rzekł:
- Nie waż się mówić rodzicom o tych głupotach! Rozumiesz?! To być może ostatnie chwile ojca, dlatego też nie próbuj nawet zadręczać go takim gadaniem! On cię kocha i chce, abyś był szczęśliwy, dlatego mów mu tylko o tym, co dobre. Zabiję cię, jeżeli spróbujesz prawić mu o takich bredniach, jakimi mnie właśnie uraczyłeś! Rozumiesz, co mówię?!
- Tak, rozumiem - odpowiedział Mowgli.
Wilk zszedł z niego i rzekł:
- To dobrze... Ojciec bardzo cię kocha, mój bracie. Bodajże najmocniej z całej naszej gromadki, choć nigdy nikogo z nas nie faworyzował. Zrozum więc, że złamiesz mu serce, jeżeli w ostatnich chwilach jego życia będziesz mu mówić takie rzeczy.
Mowgli pokiwał załamany głową i objął mocno wilka za łeb.
- Rozumiem i przepraszam cię, Szary Bracie.
- I ja cię przepraszam, mój braciszku. Przepraszam cię, lecz ból, który pożera moje serce jest większy aniżeli możesz to sobie wyobrazić.
Obaj bracia spojrzeli sobie w oczy i pogodzili się, po czym ruszyli w dalszą drogę.
Nie sądzę, aby Szary Brat był w stanie zabić Mowgliego. Z całą pewnością tylko tak go nastraszył, ale trudno uwierzyć, żeby jego ojciec bardziej kochał Mowgliego niż swoje własne szczeniaki, choć jemu się tak może wydawać, bo wiadomo że Mowgli jako mały chłopiec potrzebował więcej uwagi i opieki niż wilczęta, które szybciej zaczęły sobie same radzić, bo w końcu zwierzęta usamodzielniają się w znacznie krótszym czasie niż ludzie.
OdpowiedzUsuńOjej, kolejna smutne wydarzenie w dziejach Mowgliego. Wiadomo, prędzej czy później wszyscy umrą, ale mimo wszystko zawsze jest przykro, gdy umiera.
OdpowiedzUsuń