sobota, 9 grudnia 2017

Rozdział 056

Rozdział LVI

Pułkownik Brydon wkracza do akcji



- Gdzie ten chłopiec znowu poszedł? - zapytał Bougi, wyraźnie bardzo zaniepokojony - Zaczynam się o niego martwić.
- Nie mam pojęcia, ojcze - odpowiedziała Mari - Nic mi na ten temat nie mówił.
- Mnie także - odpowiedział jej rodzic - Wiem, że Mowgliego zawsze będzie ciągnąć do dżungli, ale sądziłem, iż może teraz zechce zostać z nami na stałe.
- Wszyscy na to liczyliśmy - powiedział Neel, delikatnie podnosząc się na swoim posłaniu - Jednak wychodzi na to, że wciąż czuje się on bardziej wilkiem niż człowiekiem.
- Nie mów tak! - skarciła go Mari - Mowgli jest naszym synem, a my go kochamy! Chyba umiemy mu to okazać w taki sposób, aby to odczuł i chciał z nami zostać!
- Mowgli to wie i też nas kocha - odezwała się słabym głosem Meshua - Zobaczycie... On tu wróci, ale chce najpierw nam pomóc.
- Ale niby w jaki sposób może nam pomóc? - zapytała jej matka - On naprawdę wiele potrafi, ale choroba to nie tygrys, żeby mógł z nią walczyć nożem dziadka.
- Mowgli nam pomoże! Obiecał mi to! - pisnęła bojowym, chociaż też słabym głosem Meshua - Ja mu wierzę, mamo.
- Wszyscy w niego wierzymy - odezwała się Shanti - Chociaż twoja mama ma rację. Mowgli tym razem nie może nic zdziałać.
- A może jednak coś może? - rzekł Sikh - Przecież on potrafi wszystko.
Mari uśmiechnęła się do dzieci z politowaniem i powiedziała:
- Kochani... Naprawdę jesteście wspaniali, jednak obawiam się, że tym razem nasz Mowgli nie może nam pomóc.
- Mamo, proszę cię... Uwierz w niego - rzekła Meshua, bardzo powoli wypuszczając słowa z ust - Mowgli nas nie zawiedzie. Pomoże nam. Obiecał mi to.
Kobieta podeszła do niej i pocałowała ją czule w czoło.
- Obyś miała rację, córeczko. Obyś miała rację.
- I oby nic mu się nie stało - dodał Neel.
- Masz rację - skinęła głową jego żona.
Taka oto rozmowa toczyła się w domu ludzkiej rodziny Mowgliego, gdzie wszyscy byli wyraźnie zaniepokojeni przedłużającą się nieobecnością chłopca. Co prawda przywykli już do tego, że ich podopieczny wychodzi i wraca, kiedy tylko chce, ale teraz bardzo zaniepokoili się tym, iż pogromca Shere Khana wybiegł z domu i to bez słowa wyjaśnienia nic nie mówiąc o swoich zamiarach. Do tego Rikki z nim pobiegł. Meshua miała więc aż dwa powody, aby się niepokoić. Pozostali domownicy natomiast bali się przede wszystkim o chłopca wychodząc z założenia, że mała mangusta sobie jakoś poradzi w dżungli, a Mowgli... Co prawda Mowgli także doskonale zawsze umiał żyć w buszu, jednakże w obecnej sytuacji, kiedy w dżungli kręcili się buntownicy Ahmada życie chłopca było w ogromnym niebezpieczeństwie, zwłaszcza, jeżeli przebywałby w pobliżu siedziby tych ludzi.


Nagle do domu wpadł Rikki. Był wyraźnie zmęczony i trzymał coś w pyszczku. Upadł on przed posłaniem Meshui i wypuścił to coś, głośno przy tym dysząc.
- Rikki! - jęknęła Meshua - Co się stało? Co robiłeś tak długo?
Dziewczynka przemówił w języku zwierząt, więc ichneumon doskonale wiedział, co ona do niego mówi. Odpowiedział jej więc w tej samej mowie.
- Przysyła mnie Mowgli. Mam wiadomość od niego.
- Wiadomość?! Jaką?
- Jest zapisana na tej korze.
Meshua powoli usiadła na swoim posłaniu i wzięła do ręki kawałek kory, po czym przeczytała ją.
- Mamo! Tato! Dziadku! Słuchajcie! Rikki przyniósł nam wiadomość od Mowgliego!
Wszyscy spojrzeli na nią zdumieni. Bougi wziął z rąk wnuczki korę i przeczytał jej wiadomość.
- Mowgli jest w Hanuman! - zawołał.
- Co takiego?! - krzyknęli wszyscy.
- W tych starych ruinach? - zdziwił się Neel - Co on tam robi?
- Nie wiem, ale tam jest też Ahmad.
- Co?! Ten buntownik?!
- Dokładnie tak. Tak tutaj pisze. Zobaczcie sami. Mowgli napisał tu słowa AHMAD, HANUMAN oraz MOWGLI. Chce nam przez to na pewno powiedzieć, że jest w tym mieście razem z nim. Być może potrzebuje teraz naszej pomocy.
- Ale po co on tam poszedł? - zapytała Mari.
- Nie wiem - odpowiedział smutno jej ojciec.
Meshua porozmawiała przez chwilę z Rikkim, po czym powiedziała:
- Rikki mówi, że Mowgli poszedł do miasta znaleźć doktora Plumforda, aby wyleczył on mnie i ojca.
To, iż dziewczynka umiała mówić z mangustą nikogo już nie dziwił, bo w końcu Mowgli znał język dzikich zwierząt, a potem nauczył tej mowy Meshuę, o czym wiedzieli wszyscy z zebranych tu osób.
- Poważnie? - zapytał Bougi.
- O wielki Wisznu! Co ten chłopiec wyprawia?! - jęknęła przerażona Mari - Przecież on może zginąć! Skoro jest tam Ahmad, to przecież...
- Nie kończ, proszę - powiedział Neel - Nawet o tym nie myśl. Mowgli jest przecież odważny i umie sobie radzić w dżungli.
- Ale wysłał do nas wiadomość - powiedziała Shanti - To oznacza, że prosi nas o pomoc, prawda?
- Właśnie - potwierdziła Meshua - Musimy mu pomóc!
To mówiąc chciała wstać z posłania, ale choroba nie pozwoliła jej na to i dziewczynka upadła na tam, gdzie przed chwilą siedziała.
- Kochanie, spokojnie - uśmiechnął się do niej Bougi - Wiem, kto może w takim wypadku pomóc Mowgliemu.
Następnie wziął maczetę i przypasał ją do swego boku, po czym udał się do koszar, gdzie zażądał rozmowy z pułkownikiem Brydonem. Gdy już stanął przed jego obliczem, pokazał mu kawałek kory z wiadomością od Mowgliego i powiedział mu wszystko, co miało miejsce niedawno.
- Chwileczkę, panie Bougi - powiedział oficer, kiedy już go wysłuchał - Chce pan mi powiedzieć, że pański wnuk poszedł sam jeden do ruin miasta Hanuman i przekazuje nam wiadomość, że znajduje się tam Ahmad?
- Dokładnie tak.
- I pan chce, żebym ja w to uwierzył?
- Kiedy mówię poważnie! To sama prawda! Mój wnuk tam jest, a do tego potrzebuje pomocy! Musimy go ratować, skoro nas wezwał!
- Jaką ma pan pewność, że tę wiadomość napisał Mowgli?


Bougi wiedział, iż nie może wyznać prawdziwej przyczyny, dla której ma taką pewność. Pułkownik Brydon raczej uznałby go za szaleńca, gdyby mu powiedział, że wieść o tym przekazała mu (czy też raczej jego wnuczce) oswojona mangusta.
- Po prostu wiem, panie pułkowniku.
- To może być podstęp ze strony Ahmada - rzekł Brydon - On może chcieć w ten sposób wciągnąć nas w pułapkę albo... Sam nie wiem. Ahmad miał tu przybyć na pertraktacje, jednak równie dobrze może planować coś innego. Coś zdradzieckiego.
- Rozumiem pana, ale tę wiadomość z pewnością napisał Mowgli. On potrzebuje pomocy. Odnalazł kryjówkę Ahmada i wezwał nas tutaj, abyśmy przybyli uwolnić doktora. Być może mój biedny wnuk teraz jest w wielkim niebezpieczeństwie, a my tu bezczynnie siedzimy!
Bougi wręcz krzyczał, kiedy wypowiadał te słowa. Pułkownik Brydon nigdy nie pozwalał nikomu tak do siebie mówić, ale słowa tego człowieka wyraźnie go zaintrygowały. Stary Hindus chciał pomóc swojemu wnukowi, a on wcale nie zamierzał mu w tym przeszkodzić, ale przecież Bougi mógł się mylić, a wówczas to poszukiwania chłopca będą tylko stratą czasu. Cała historia brzmiała naprawdę fantastycznie, ale być może stanowiła szansę na to, aby schwytać Ahmada i uwolnić doktora Plumforda.
- No dobrze, panie Bougi. Zbiorę ludzi i jedziemy tam - zadecydował pułkownik - Ale jeśli to podstęp lub pomyłka, to wtedy...
- Rozumiem - skinął głową starszy pan - Ale nie mamy do czynienia z zasadzką ani pomyłką. Jestem tego pewien.
- Oby miał pan rację. Polubiłem tego chłopca i z przyjemnością mu pomogę, chociaż moim zdaniem nie powinien się on tak narażać i iść tam samemu.
- A co niby miał robić? Mówiłem panu, że być może Ahmad wrócił do Hanuman, ale pan mi nie wierzył.
- To tylko pana przypuszczenia. Nie wiemy, jaka jest prawda.
- Dowiemy się tego przybywając do Hanuman.
Pułkownikowi trudno było temu zaprzeczyć, dlatego też darował sobie wszelkie rozmowy na ten temat i wyszedł on z Bougim na plac, po czym wezwał swoich żołnierzy, każąc im szykować się do wymarszu.
- W mieście zostanie kapitan Smith oraz połowa naszych ludzi. Reszta idzie ze mną - rozporządził pułkownik.
- Ja też idę - powiedział Bougi.
Brydon spojrzał na niego zdumiony.
- To niebezpieczne.
- Ale panie pułkowniku, tam jest mój wnuk! Nie zostawię go samego! Poza tym byłem żołnierzem i niebezpieczeństwo nie jest mi straszne! A moja maczeta jeszcze niejednego łotra pozbawi życia, jeżeli będzie trzeba!
Pułkownik przez chwilę zastanawiał się nad tym wszystkim, co właśnie usłyszał, jednak ostatecznie skinął głową na znak zgody. Obaj panowie wskoczyli na konie, po czym pognali na czele oddziału żołnierzy w kierunku Hanuman. Mieli nadzieję, że dotrą tam nim będzie za późno.
Ponieważ od miasta do ruin nie było daleko (zwłaszcza, gdy poruszało się konno), to jeźdźcy szybko zjawili się na w pobliżu celu swojej wędrówki. Zauważyli wówczas, że w ich stronę pędzą jacyś ludzie. Wyglądali oni na Hindusów. Na widok Anglików na koniach przerażeni krzyknęli i zawrócili.
- Brać ich! - krzyknął do swoich ludzi pułkownik.
Żołnierze natychmiast pochwycili uciekinierów i kazali im wyjaśnić, czemu chcieli przed nimi uciec. Ci nie zamierzali tego zrobić, ale wówczas Bougi wkroczył do akcji.
- Chwileczkę! Ja przecież znam tego człowieka! - zawołał, wskazując na jednego z ich - Ten człowiek przemawiał na placu i zachęcał do buntu przeciwko Anglikom!
Brydon uśmiechnął się zadowolony, słysząc te słowa.
- Wspaniale. To teraz powiesz nam, mój drogi, gdzie jest Ahmad!
- W Hanumam! - krzyknął przerażonym głosem mężczyzna - On jest w Hanuman! Ale błagam, nie każcie nam tam wracać!
- Tam jest strasznie! - dodał jeden z jego towarzyszy.
- Zwierzęta zaatakowały Hanuman - rzekł trzeci - Nie wiemy, dlaczego! Tak po prostu na nas natarły!
- To pewnie przez tego chłopaka - rzucił czwarty.
- Jakiego chłopaka? - zapytał Bougi.
- Takiego jednego - wyjaśnił zapytany - Przyszedł tutaj, a nieco później zwierzęta zaatakowały Hanuman.
- Jakie zwierzęta?
- Wszystkie!  Słonie, wilki, niedźwiedzie, czarne pantery, pytony...
- To jakiś czarownik lub wilkołak! - krzyknął kolejny buntownik - On ściągnął na nas nieszczęście! Błagam, nie każcie nam tam wracać!
- Mowgli tam jest - powiedział Bougi - Nie ulega wątpliwości. On tam musi być.
- I nie tylko on - rzekł z uśmiechem na twarzy pułkownik - Ahmad też tam jest. Miał pan rację, a ja się myliłem. Proszę mi wybaczyć, że od razu pan nie zdołał mnie przekonać.
- To teraz bez znaczenia. Musimy ratować Mowgliego!
- Ma pan rację, panie Bougi. Bez względu na pomoc jego wilczych i innych przyjaciół, muszę wkroczyć do akcji.
Brydon zostawił jeńców pod strażą kilku swoich ludzi, a następnie rozstawił cały swój oddział w taki sposób, aby otoczyć ruiny.
- Żaden z buntowników nie może się przedrzeć - rozporządził.
Następnie zagrał na trąbce sygnał do ataku. Chwilę później oddział brytyjskiego wojska pozostającego w służbie Jej Królewskiej Mości ruszył do ataku na Hanuman. Bez trudu wdarł się na teren ruin, po czym zobaczył buntowników Ahmada walczącymi ze zwierzętami z dżungli, które wszakże bez większych trudności raniły ich oraz zabijały, wskutek czego już wielu rebeliantów porzuciło swoją broń i zaczęło uciekać, jednakże wtedy wpadali na żołnierzy pułkownika Brydona, którzy pilnowali praktycznie wszystkich miejsc wylotowych z ruin. Dzięki temu żaden z ich wrogów nie zdołał się przedrzeć, zaś ci, którzy natrafiali na żołnierzy brytyjskich albo z miejsca podnieśli ręce do góry, albo próbowali podjąć z nimi walkę i ginęli.
W tym samym czasie na dachu pałacu Mowgli i Sabu kontynuowali swoją walkę, przy czym ten pierwszy był bardzo zadowolony zaistniałej sytuacji, czego ten drugi nie mógł o sobie powiedzieć.
- Widzisz? Pułkownik przybył na pomoc - powiedział Mowgli - To już koniec. Poddaj się!
- Nigdy! Być może i wygrałeś, ale zrekompensuje mi to twoja śmierć! - krzyknął Sabu.
Następnie ponownie natarł na chłopca, który starał się odpierać jego ataki za pomocą swego noża, jednakże syn Ahmada miał tę przewagę, że dysponował lepszą bronią. Raz po raz wywijał nią zaciekle, próbując ściąć przeciwnikowi głowę. Ten ze zwinnością godną syna Rakshy odpierał jego ciosy, parując je za pomocą swojego noża lub po prostu stosując zmyślne uniki. Nagle jednak Sabu zaatakował tak zaciekle, że zmusił Mowgliego do cofania się. Chłopiec zrobił krok do tyłu, stracił równowagę i upadł. Okrutny rebeliant wziął zamach maczetą, aby zabić pogromcę Shere Khana, który to ponownie osłonił się przed nim swoją bronią. Sabu wściekły kopnął mocno Mowgliego w dłonią i wytrącił mu nóż, po czym następnym ciosem maczety chciał go zabić, ale wtedy wychowanek wilków uderzył go mocno stopami, przewracając na dach. Wykorzystując tę chwilę, jaką w ten sposób zyskał, bohaterski chłopiec doskoczył do swego noża, gdy nagle poczuł, że coś go złapało za stopę - był to jego przeciwnik.
- Nie uda ci się! - warknął Sabu - Nie wymkniesz mi się!
Mowgli zadał mu cios drugą stopą prosto w nos. To sprawiło, iż Sabu puścił go, a on sam mógł złapać za swoją broń. W tej samej chwili jednak syn Ahmada złapał mocno za maczetę i rzucił się na syna Rakshy, krzycząc przy tym bojowo. Mowgli szczęśliwie zdołał jednak pochwycić swój nóż, a następnie odwrócić się i zadać cios, zanim Sabu go dosięgnął swoją bronią. Przeciwnik chłopca jęknął wówczas z bólu, łapiąc się za ranę, którą miał na piersi.
- Ty... Ty...
Jedynie to zdołał z siebie wykrztusić ten podły, młody człowiek, po czym wykonał kilka kroków do tyłu, nieświadomie zmierzając ku krawędzi dachu.
- Uważaj! - krzyknął Mowgli przerażonym głosem.
Chociaż miał ochotę przez chwilę zabić tego łotra za to, co ten zrobił Baloo, to jednak chęć zemsty w ferworze walki dawno go opuściła i teraz doskoczył on do Saby, aby go złapać, ale nie zdołał tego zrobić i mógł tylko patrzeć, jak jego niedoszły zabójca z krzykiem spada na ziemię.
Gdy to się stało, Mowgli poczuł, jak jego serce przepełnia przerażenie. Właśnie złamał prawo dżungli i zabił człowieka. Ale przecież Akela mówił, że w obronie życia swojego lub bliskiej sobie osoby można to zrobić, czy jednak to go usprawiedliwiało? Czy teraz nie był równie podły, co Shere Khan? Przecież walczył z Sabu mając przez chwilę nadzieję, iż go zabije. Na pewno to owa nadzieja sprawiła, że ten podły łotr zginął, a zatem Mowgli kierował się zemstą, a przecież zabijanie z zemsty nie jest zgodne z prawem. Poza tym to był człowiek i to tej samej rasy. Tym większa zatem w oczach Mowgliego stała się jego zbrodnia.
- Złamałem prawo - jęknął chłopak sam do siebie - Złamałem prawo. Mój nóż zadał właśnie śmierć człowiekowi. Stało się zatem to, czego się obawiałem. Jestem zabójcą ludzi, tak jak Buldeo!


2 komentarze:

  1. Pułkownik zachowywał się sceptycznie wobec Bougiego, gdyż kierował się rozsądkiem i logicznym rozumowaniem, ale ostatecznie postanowił mu ustąpić i udać się wraz z wojskiem do ruin, gdyż domysły Bougiego okazały się jak najbardziej słuszne, mimo że tak długo podawał je w wątpliwość i ociągał się z podjęciem działania, wychodząc z założenia, że udanie się w to miejsce nie ma żadnego sensu. A Mowgli mimo wszystko nie chciał, aby Sabu poniósł śmierć, choć początkowo zaślepiła go żądza zemsty po tym wszystkim, co uczynił ten podły niegodziwiec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że w końcu pułkownik się ruszył. Już myślałam, że nigdy tego nie zrobi. A Sabu dostał to, na co zasłużył. Tylko szkoda, że biedny Mowgli tak to przeżywa.

    OdpowiedzUsuń