Rozdział VII
Walka
Meshua przerażona zrobiła krok do tyłu i natrafiła na kamień, przez co upadła na ziemię. Zaczęła powoli cofać się przed tygrysem, który warczał na nią groźnie. Nie wiedziała, czemu zwierzę jeszcze jej nie zaatakowało, ale też nie specjalnie chciała się nad tym faktem zastanawiać. Nagle usłyszała czyjś krzyk. Spojrzała w kierunku, z którego on dobiegł i wtedy zauważyła Mowgliego pędzącego szybko w jej stronę. Dziewczynka radośnie zawołała go po imieniu. Wiedziała, że skoro on tutaj już jest, to wszystko będzie w porządku.
Szakal widząc chłopca, skoczył natychmiast w jego stronę, ale Mowgli szybko podniósł z ziemi kamień i cisnął nim w swojego przeciwnika. Trafił tym pociskiem dokładnie tam, gdzie wycelował, czyli między oczy, wskutek czego ów podły kundel uskoczył szybko na bok, zaś nasz bohater podbiegł do Meshui, zasłaniając ją szybko przed tygrysem własnym ciałem.
- Nic ci nie jest? - zapytał chłopiec.
- Och, Mowgli! - pisnęła dziewuszka, stając na równe nogi i obejmując go mocno od tyłu.
Młodzieniec spojrzał groźnie na tygrysa, który przemówił do niego:
- Czyżbyś był zaskoczony moim widokiem? Och, doprawdy nie wiem, dlaczego. Chyba nie myślałeś, że puszczę ci płazem to, co mi zrobiłeś na Skale Narady. Jeśli tak sądziłeś, to jesteś o wiele większym głupcem niż ta dziewuszka, która tak słodko się do ciebie tuli naiwnie wierząc, że ją ocalisz, a która i tak zaraz skończy jako moja kolacja.
Chłopiec, słysząc te słowa, zawołał w języku zwierząt z dżungli:
- Zostaw ją Shere Khan! Nie pozwolę ci jej tknąć!
- Nie będę cię nawet pytał o pozwolenie - odpowiedział mu na to podły tygrys, w którym chyba wszyscy od razu rozpoznaliście największego wroga Mowgliego - Zresztą niewielu ci już czasu zostało na mówienie. Tym razem mi nie umkniesz. Ona zresztą także nie.
Tygrys powoli zaczął krążyć wokół obojga dzieci, warcząc dalej swoje pogróżki:
- Nie wiem, jak się tutaj znalazłeś, ale masz pecha, że mnie spotkałeś. Wielkiego pecha. Chyba nie sądzisz, że mi uciekniecie?
Mowgli patrzył na niego groźnie, Meshua tuliła się do niego mocno od tyłu, a tymczasem Shere Khan mówił dalej:
- Zapewne zastanawiasz się, czemu twoja przyjaciółka nie zginęła od razu, gdy tylko ją zobaczyłem. No cóż... Widzisz, ostatnim razem, kiedy się spotkaliśmy upokorzyłeś mnie i to przed wszystkimi moimi zwolennikami. Potraktowałeś mnie Czerwonym Kwieciem. Przez ciebie już do końca życia będę oszpecony. Chyba więc zdajesz sobie sprawę z tego, że nie odpuszczę ci tego, prawda? Dlatego też, kiedy twoja serdeczna przyjaciółka zawołała cię po imieniu, a ja zrozumiałem, że jesteś tu w pobliżu, uznałem, iż warto będzie zaczekać, aż przybiegniesz jej na ratunek. I proszę... Przybiegłeś i to jak na zawołanie. Jak widać nie zgorszy ze mnie znawca natury ludzkich szczeniaków, nieprawdaż?
- Daj jej spokój, Shere Khan! Cokolwiek zaszło między nami ona nie ma z tym nic wspólnego! - krzyknął Mowgli.
- Mam jej dać spokój? He he he! Ty głupcze! Myślisz, że samo zabicie cię mi wystarczy? O nie! Ja cię zabiję i owszem... Ale najpierw popatrzysz sobie, jak mój przyjaciel Tabaqui urządza sobie ucztę z twojej lubej. Wtedy dopiero zadam ci śmierć.
Wyżej wspomniany szakal Tabaqui powoli podszedł do Meshui od tyłu, ale ta objęła mocniej Mowgliego, zaś chłopak zawołał:
- Puść ją wolno, Shere Khan! Czy już nie dość zniszczyłeś mi życie?! Najpierw przez ciebie trafiłem do dżungli, tracąc mą ludzką rodzinę! Potem nastawiłeś moich braci wilków przeciwko mnie! Wreszcie próbowałeś zabić Akelę wraz ze swoją zdradziecką zgrają podłych kundli! Dziwisz się więc, że potraktowałem ciebie i ich Czerwonym Kwieciem?! Zasłużyliście sobie na to!
- Ja robię tylko to, co chcę i nikomu nie będę się tłumaczył ze swoich poczynań. A ty, ludzkie szczenię, od dnia, w którym przybyłeś do dżungli jako niewinne, słodkie dziecię jesteś mi cierniem w oku. Nie spocznę więc, póki nie wyślę cię tam, gdzie powinieneś się znaleźć pierwszego dnia, kiedy los nas ze sobą zetknął. Tym razem nie ma przy tobie twoich przyjaciół ani Czerwonego Kwiecia. Jesteś bezbronny i na mojej łasce. No! Na co jeszcze czekasz, ludzki szczeniaku? Błagaj mnie o litość, a może wtedy oszczędzę twoją przyjaciółkę.
Mowgli doskonale wiedział, że nawet jeśli to zrobi, to nic na tym nie zyska, ponieważ tygrys i tak ich zabije. Prócz tego szybko pojął, że musząc jednocześnie chronić Meshuę i walczyć z Shere Khanem jest bez szans, dlatego też spojrzał na swoją przyjaciółkę, po czym zawołał w hindi:
- Uciekaj... Uciekaj!
Dziewczynka nie chciała zostawić Mowgliego samego, ale czuła, iż on wie, co robi, dlatego też szybko rzuciła się do ucieczki, jednak wtedy na jej drodze stanął Tabaqui. Chłopiec z buszu wówczas szybko podniósł z ziemi kamień i ponownie cisnął nim w szakala. Trafił go w czoło, przez co drań odskoczył na bok, zaś Mowgli podbiegł do Meshui, złapał ją za rękę i oboje ruszyli biegiem przed siebie.
- Ach, tak! A więc łudzisz się jeszcze, że mi uciekniesz?! - zawołał za nim złośliwie tygrys - Wiedz jednak, że nie ważne, jak szybko będziesz biegł ani gdzie się ukryjesz! I tak cię znajdę! Tabaqui! Za nimi!
Mowgli ścisnął mocno dłoń swojej przyjaciółki i pędził szybko przed siebie, aż na ich drodze stanęła rzeka.
- I co teraz? - pisnęła Meshua.
Chłopiec szybko spojrzał na bok, po czym zobaczył wielkie drzewo przewrócone tak, że stanowiło ono most nad wodą.
- Tędy! - zawołał chłopiec.
Następnie objął on mocno Meshuę, która wtuliła się w niego zachłannie i zaczęła iść powoli przez pniak. Wtedy jednak na ich drodze stanął Tabaqui.
- Nie uciekniesz, Mowgli! - zawołał on groźnie.
Nasz bohater i jego przyjaciółka odwrócili się za siebie i wówczas to zauważyli, że podczas, gdy z jednej strony szedł na nich szakal, a z drugiej zastawił im drogę tygrys. Meshua pisnęła wtedy przerażona i objęła mocno Mowgliego, który przytulił ją do siebie chcąc uchronić ją za wszelką cenę przed swoim wrogiem.
- No i co teraz zrobisz, ludzkie szczenię? - warknął do niego Shere Khan - Może tak oboje skoczycie do rzeki? Śmiało... Woda ma bardzo rwący nurt. Nie wiem, czy zdołacie to przeżyć.
Mowgli i Meshua byli przerażeni i nie wiedzieli, co mają zrobić. W końcu chłopiec z buszu zauważył wiszącą nad jego głową lianę. Wpadł już na pomysł, co zrobić. Złapał ją szybko lewą ręką, prawą zaś objął do siebie swoją przyjaciółkę i poleciał w kierunku brzegu, ku któremu oboje właśnie zmierzali, zanim im przeszkodzono. Potem zostawił na nim dziewczynkę, a sam zawrócił na lianie w stronę Shere Khana, uderzając w jego bok stopami tak mocno, że ten o mało nie zleciał do wody.
- I co teraz, pręgowany łotrze?! Może teraz spróbujesz mnie złapać?! - zawołał Mowgli.
A następnie ruszył biegiem po kłodzie w kierunku drugiego brzegu, zaś tygrys wspiął się szybko na pień (z którego o mało przed chwilą nie zleciał), zaryczał groźnie i pognał za chłopcem.
- Mowgli! - pisnęła Meshua.
Wiedziała, że chłopiec odwraca uwagę Shere Khana, żeby ją ocalić, ale nie zmieniało to wcale faktu, iż się o niego martwiła. Załamana dziewczynka postanowiła ruszyć przyjacielowi na ratunek, ale wtedy jej drogę zagrodził Tabaqui. Ślina kapała mu z pyska, a jego zęby ostrzyły się na myśl o uczcie, jaka go czekała. Przerażona dziewuszka zaczęła szybko ciskać kamieniami w kierunku szakala. Niestety, żaden z jej pocisków nie trafił celu. Zwierz zaś zachichotał podle i zamierzał na nią skoczyć, kiedy nagle otrzymał on cios w tył głowy bardzo dużym kamieniem. Obrócił się i zobaczył stojącego za sobą Bougiego z nożem w dłoni.
- Dziadku! - zawołała uradowana jego widokiem Meshua.
Tabaqui zawarczał wściekle i skoczył na staruszka, jednak ten uderzył nożem tak, że zadał mu nim ranę na brzuchu nie tak mocną aby zabić, ale na tyle silną, żeby zranić. Szakal zapiszczał wówczas niczym pobity pies, po czym skamląc umknął w kierunku buszu.
- Dziadku! - Meshua rzuciła się Bougiego na szyję.
Mężczyzna objął ją mocno do siebie.
- Nic ci nie jest kochanie?
- Nie, dziadku.
- To dobrze. A gdzie jest Mowgli?
- Tygrys go zaatakował! Proszę, dziadku, ratujmy Mowgliego!
- A gdzie on teraz jest?
- Pobiegł w tamtą stronę - dziewczynka szybko wskazała kierunek, w którym zniknął jej przyjaciel - A tygrys pobiegł za nim! Mowgli chciał go odciągnąć ode mnie i dlatego zostawił mnie tutaj, a sam teraz ucieka przed tym potworem! Proszę, dziadku! Ratujmy Mowgliego!
- Uspokój się, kochanie. Pomożemy mu!
Bougi i Meshua ruszyli biegiem przed siebie. Nie wiedzieli dokładnie, gdzie przebywa ich przyjaciel, ale słyszeli wyraźnie ryki tygrysa, które ich poprowadziły. Biegli najszybciej, jak tylko umieli i nagle znaleźli się tuż przed wąską dróżką wychodzącą z buszu, pod którą była przepaść, a nad nią wznosiła się ogromna skarpa. Na tej oto skarpie zauważyli Mowgliego, jak za pomocą długiego kija odpierał on ataki Shere Khana.
- Mowgli! - pisnęła przerażona Meshua.
- Och, Wielki Śiwo! Chroń tego dzielnego chłopca! - jęknął Bougi.
Chciał już biec na pomoc przyjacielowi, gdy nagle tygrys skoczył na Mowgliego, a ten cofając się przed nim zrobił jeden krok do tyłu i zleciał ze skarpy prosto na ścieżkę pod nią. Spadając w ostatniej chwili złapał się on ręką wyrastającego ze skarpy niewielkiego, suchego drzewka, co znacznie osłabiło jego upadek, ale niestety tylko na chwilę, ponieważ drzewko było tak wyschnięte, że się złamało pod ciężarem chłopca i Mowgli ciężko upadł na ścieżkę.
- Mowgli! - krzyknęła Meshua.
Razem z dziadkiem podbiegła do chłopca, po czym uklękła przed nim i zaczęła go cucić, szarpiąc za ramię.
- Proszę, Mowgli! Nie umieraj! Obudź się! Odezwij się! Mowgli!
Jej przyjaciel jęknął z bólu i powoli otworzył oczy, po czym spojrzał na nią, dysząc zmęczonym, choć uradowanym głosem:
- Przyjaciel...
- Mowgli! - zaśmiała się radośnie dziewczynka - Żyjesz!
- Tak... Żyję... - odpowiedział z trudem bohater.
- Spadając chwyciłeś się tego drzewa i to cię ocaliło - powiedział Bougi z ulgą w głosie.
Nagle dało się słyszeć okrutny pomruk, a cała trójka zauważyła wtedy kroczącego w ich kierunku Shere Khana.
- Ty jeszcze żyjesz, ludzkie szczenię?! - warknął tygrys - A więc masz więcej szczęścia niż rozumu, ale twój fart teraz się kończy.
- Shere Khan! - jęknął Mowgli.
Próbował on stanąć na równe nogi, ale upadek, jakiego przed chwilą doznał odebrał mu siły i opadł na ziemię. Bougi szybko stanął między nim a tygrysem, ponownie dobywając noża.
- Zostaw to mnie, Mowgli! Walczyłem już z takimi bestiami! Ta też nie jest mi groźna!
Tygrys spojrzał na niego groźnie, po czym zwrócił się do chłopca:
- Cóż z ciebie za bohater, ludzki szczeniaku, że pozwalasz na to, aby inni oddawali życie w twojej obronie?! A teraz zobaczysz, jak ten staruch ginie, po nim zaś przyjdzie pora na twoją małą przyjaciółkę.
Bougi oczywiście nie znał języka zwierząt, więc nie rozumiał tego, co mówi Shere Khan, ale wiedział, że nie może zostawić chłopca samego w potrzebie, dlatego też zamachnął się nożem na tygrysa, raniąc go w nos. To rozjuszyło tego łotra do tego stopnia, że wziął on potężny zamach łapą i uderzył nią tak, że przeciął skórę na plecach staruszka, który upadł z jękiem na ziemię.
- Dziadku! Nie! - wrzasnęła przerażona Meshua.
Mowgli widząc to wszystko poczuł, jak ogarnia go gniew, natomiast ten dodał mu sił, dlatego zanim tygrys zdążył zadać staruszkowi ostateczny cios, chłopiec skoczył w jego stronę i naparł na niego całym ciężarem swego ciała. Shere Khan osunął się na ziemię, lecz tylko na chwilę, jednak ta jedna chwila wystarczała, aby Mowgli szybko podniósł leżący tuż przy nim nóż Bougiego i uderzył nim swego przeciwnika prosto w pysk. Cios był mocny, a do tego niezwykle precyzyjny, gdyż po chwili lewe oko tygrysa wypłynęło całkowicie na wierzch, a do tego zostało ozdobione wielką szramą. Shere Khan po raz kolejny został upokorzony przez chłopca z dżungli. Oszalały z bólu i wściekłości zwierz chciał ponownie rzucić się na Mowgliego, ale widząc w jego ręku nóż uznał, że lepiej będzie nie ryzykować, dlatego też szybko cofnął się w kierunku dżungli, rycząc przy tym:
- To jeszcze nie koniec, ludzkie szczenię! Zapamiętam sobie to, co mi zrobiłeś i jeszcze dostanę cię w swoje łapy! Obiecuję ci to!
Następnie zniknął w gęstwinie. Mowgli zaś podbiegł do Meshui, która klęczała nad rannym dziadkiem.
- Dziadku! Och, dziadku! - łkała dziewczynka.
- Spokojnie, kochanie. Nic mi nie jest - jęknął staruszek - Tylko mnie trochę zadrapał, to nic takiego.
To mówiąc Bougi próbował wstać, jednak rany na plecach sprawiały mu większy ból aniżeli myślał. Meshua spojrzała przerażona na Mowgliego, wołając:
- Musimy go zabrać do wioski!
Chłopiec popatrzył na nią wyraźnie zmieszany, przez chwilę nie mając pojęcia, co też ma jej odpowiedzieć. W końcu i tak planował wybrać się do ludzkiej osady, jednak wciąż nie zdobył się na odwagę, aby tego dokonać. W końcu jaką miał pewność, że zostanie on tam dobrze przyjęty? A co, jeżeli znajdzie się tam jakiś drugi Shere Khan, tyle tylko, że ludzki i on, Mowgli z dżungli, podobnie zostanie przegnany tak jak wtedy, gdy młode pokolenie wilków, przekabacone przez podstępnego tygrysa przegnało go z gromady? Chłopiec nie chciał drugi raz przez to przechodzić, jednak widok rannego staruszka, który to narażał dla niego życie ostatecznie przekonał naszego bohatera do działania.
- Dobrze... Chodźmy - powiedział, patrząc na Meshuę.
Rozwalił mu oko? Ekstra!
OdpowiedzUsuńShere Khan jest tchórzem, skoro atakuje Mowgliego tylko wtedy, gdy jest on całkowicie bezbronny, a Tabaqui jest jeszcze większym tchórzem, skoro do przepłoszenia go wystarczy celnie rzucony kamień.
OdpowiedzUsuńDrogi Jasiu Kronikarzu,
OdpowiedzUsuńA zatem moje podejrzenia co do tego tygrysa i jego towarzysza się sprawdziły. Cóż, trudno o przebieglejszego i okrutniejszego mieszkańca dżungli od Shere Khana.
Powiem Ci szczerze, że opis walki Mowgliego, Meshui i jej dziadka Bougiego czytałam z prawdziwym przejęciem, bo też i była bardzo dramatyczna. Gdyby nie Bougi, Mowgli niechybnie by przegrał tę walkę i stałoby się, co chłopcu złośliwie zapowiadał tygrys. Szkoda tylko, że dziadek Meshui został ranny, ale mam nadzieję, że się wyliże z tego.
A więc czekam na następny rozdział i całuję Cię mocno. :* :)
To jest wspaniałe! Trzymające w napięciu, interesujące, porywające i po prostu genialne! Czytałam ten rozdział z ogromnym zainteresowaniem. Ciekawa jestem bardzo dalszego ciągu tej historii.
OdpowiedzUsuń