Rozdział V
Nauka
Meshua nie umiała przestać myśleć o Mowglim i jak tylko wróciła z dziadkiem do domu, to od razu opowiedziałam rodzicom o ich spotkaniu, zaznaczając przy tym, jak uroczy jest chłopiec z dżungli i jak nauczył się mówić kilka słów w języku hindi, w tym również jej imię.
- On jest naprawdę uroczy, mamo! Mówię ci! - meldowała radośnie dziewczynka - Miły, uroczy, a do tego bardzo ładny.
- Ładny, kochanie? - zachichotała Mari, słysząc słowa córki.
Dziewczynka zarumieniła się lekko.
- No, ja... Tego no... Ja chciałam powiedzieć, że...
Kobieta patrzyła na Meshuę z uśmiechem.
- Spokojnie, kochanie. Mnie w twoim wieku też podobali się chłopcy.
- Poważnie? - zachichotał delikatnie Neel - No proszę! Jakich to ja rzeczy się teraz dowiaduję o mojej żonie. A myślałem, że zawsze byłaś dobrą i grzeczną dziewczynką.
- Bo byłam, najdroższy - odparła wesoło jego żona - Po prostu mówię, że podobali mi się chłopcy, kiedy byłam w wieku naszej córki. To chyba nie świadczy o mnie źle.
- Nie, w żadnym razie.
Bougi parsknął śmiechem, słysząc tę wymianę zdań.
- Zgadzam się z moją córką. To jeszcze o niczym nie świadczy. W każdym razie na pewno nie o czymś złym.
Meshua turlała się po macie ze śmiechu, słysząc rozmowę rodziców i dziadka. Miała nadzieję, że już niedługo Mowgli również będzie mógł być świadkiem takich sytuacji. Na pewno sam by się z nich śmiał, a jej widok jego pełnego radości sprawiłby naprawdę wielką przyjemność. Ledwie tylko o tym pomyślała, a wnet jej myśli poleciały w kierunku indyjskiej dżungli. Ciekawiło ją, co też teraz porabia jej przyjaciel? Czy teraz spędza czas ze swoimi kompanami z buszu? Czy kiedyś ich jej przedstawi? Czy będą mogli ze sobą rozmawiać jak inni ludzie? Czy jest on jej bratem, czy może kimś zupełnie innym? Nie znała odpowiedzi na te pytania, ale miała nadzieję, że czas jej ich udzieli.
Następny dzień zaś został rozpoczęty bardzo wesoło, ponieważ Meshua wyrwała wszystkich ze snu biegając po chacie i okazując swoją radość, że dzisiaj też zobaczy Mowgliego. Mari i Neel z wielkim uśmiechem na twarzy obserwowali radość swej córeczki, po czym nie bez trudu przekonali ją, aby zjadła jeszcze śniadanie zanim pójdzie z dziadkiem do buszu po drzewo. Dziewczynka zjadła posiłek najszybciej, jak to możliwe, następnie zaś ona i Bougi skierowali swe kroki w kierunku dżungli.
- Mam nadzieję, że Mowgli dzisiaj przyjdzie - powiedziała Meshua.
- Spokojnie, kochanie - uśmiechnął się do niej jej dziadek - Jestem pewien, że dzisiaj też nas odwiedzi, ale lepiej nie naciskajmy na niego, aby to robił, bo go do siebie zrazimy.
- Wiem, dziadku, ale ja go tak polubiłam.
- Ja również, maleńka. Ja również.
Bougi i Meshua dotarli szybko do małego obozowiska, gdzie ostatnio spędzali czas i gdzie spotkali Mowgliego, ale chłopca tam nie było. Nieco zasmuceni tym faktem zajęli się swoimi sprawami mając w głębi swoich serc nadzieję, że ich przyjaciel jednak przyjdzie.
Nieco później Meshua poszła z dzbankiem po wodę do rzeki. Ukucnęła na jej brzegu, po czym zanurzyła naczynie w gładkiej tafli i nucąc sobie pod nosem wesołą piosenkę nabrała dość wody, aby starczyło dla niej i dziadka. Kiedy dzbanek był już pełen, odłożyła go na bok i spojrzała z zachwytem na rzekę, która wzbudziła jej zachwyt, a już zwłaszcza piękne ptaki siedzące przy jej brzegu.
- Jakie piękne - powiedziała cicho.
Następnie wspięła się na wielkie, obalone drzewo leżące w mniejszej części na ziemi, a w większej połowie w wodzie, a następnie zaczęła iść do ptaków, aby im się móc lepiej przyjrzeć. Nagle lekko się poślizgnęła, po czym opadła dłońmi na ów niezwykły most.
- Przyjaciel! - dało się w tej samej chwili słyszeć czyjś głos.
Kilka sekund później obok Meshui coś plusnęło, a tuż przed nią stał po Mowgli. Na jego widok ptaki poderwały się i odleciały, a dziewczynka uśmiechnęła się od ucha do ucha. Chłopiec słysząc jej śmiech wykonał krok w kierunku swej przyjaciółki, ale krok ten nie wyszedł mu najlepiej, bo teraz on się poślizgnął i wskutek po chwili tego siedział aż po pas w wodzie. Meshua nie umiała powstrzymać ataku śmiechu, więc zaczęła chichotać, a Mowgli zrobił to samo. Od razu dla nich obojga ten dzień nabrał wesołych barw.
Dzieci, gdy już naśmiały się do końca, poszły razem do obozowiska Bougiego. Chłopiec z dżungli, chcąc sprawić przyjemność swej przyjaciółce, wziął od niej dzbanek wypełniona wodą i niósł go radośnie, jakby to był największy skarb w całych Indiach. Ponieważ jednak noszenie w rękach tego „skarbu“ było dość trudne, zaczął go nieść na głowie. Meshua patrzyła z zachwytem na tę scenę.
- Jaki ty jesteś uprzejmy - powiedziała.
Następnie dotarli do obozowiska, gdzie czekał już Bougi. Gdy zobaczył oboje dzieci, jego twarz została rozpromieniona przez ogromny uśmiech.
- No proszę... Widzę, że już go wychowujesz - zaśmiał się mężczyzna.
- Staram się, dziadku - odparła wesoło jego wnuczka.
Chwilę później Mowgli postawił dzbanek na ziemi i odwiązał sobie od boku jakąś tkaninę. Meshua poznała ją. To była ta sama chusta, którą dała chłopcu, aby mógł w niej nieść zioła.
- Przyniosłeś ją - zachichotała - Nie musiałeś aż tak się spieszyć z jej oddawaniem.
Następnie zawiesiła ją na lince, aby tkanina mogła wyschnąć, zaś Bougi zaczął powoli gotować posiłek.
- Mam nadzieję, że dzisiaj zjesz z nami - powiedział staruszek.
- Z nami... - powtórzył Mowgli.
Meshua uśmiechnęła się do niego.
- Znasz już coraz więcej słów, ale chyba nie rozumiesz ich znaczenia. Trzeba by ci pomóc mówić w naszym języku.
Widząc zaś, że jej przyjaciel patrzy uważnie na chustę, którą zawiesiła na lince, zapytała wesoło:
- Podoba ci się? Więc weź ją sobie. Niedługo wyschnie. Jest piękna prawda? Moja mama mi ją dała.
- Mama? - spytał zdumiony Mowgli.
- Tak, mama. A ten pan to mój dziadek i bardzo go kocham.
- Dziadek?
- Tak.
Po tych słowach skoczyła radośnie na Bougiego, obejmując go mocno od tyłu i tuląc się do niego mocno.
- Dobra, już przestań, bo mnie udusisz! - chichotał staruszek.
Mowgli patrzył na to nieco zdumiony, ale widząc śmiech ich obojga rozumiał, że żadne z nich nie chce skrzywdzić drugiego i że to tylko zabawa. W dżungli mieli nieco brutalniejsze zabawy. On sam się nieraz tak wesoło tulił czy siłował z Baloo, którego łapy były niestety tak silne, iż niejeden raz sympatyczny miś niechcący nabił mu siniaka lub guza, czego zresztą bardzo później żałował.
Po tej zabawie Bougi i Meshua zjedli trochę, po czym przeszli oni do piłowania drzew, które wcześniej ściął starszy pan. Mowgli patrzył z uwagę, jak dziadek jego przyjaciółki odcina piłą raz za razem kolejne fragmenty drewna. Był wyraźnie zachwycony tym urządzeniem, zaś w jego głowie zaświtał pomysł, że takie urządzenie bardzo by mu pomogło walczyć z Shere Khanem.
- Mowgli, połóż te ścięte kawałki tam, gdzie są inne - przerwał jego rozmyślania Bougi.
Chłopiec nie zrozumiał, dlatego staruszek pokazała mu palcem ścięte drwa, a potem stos innych drew. Dopiero wtedy chłopiec pojął, o co chodzi i spełnił prośbę starszego pana.
- Mowgli, możesz mi pomóc? - zapytała Meshua, ciągnąć wielki kawał drzewa - To jest za ciężkie, abym sama sobie poradziła.
Jej przyjaciel zrozumiał jej prośbę i szybko ją spełnił, jednak zamiast pomóc dziewczynce nieść drzewo, to niemal wyrwał je z jej rąk, a potem sam zaniósł na miejsce.
- Ale on silny - powiedziała dziewuszka zachwyconym głosem.
Po pracy nadszedł czas na posiłek. Bougi i Meshua zrobili sobie danie złożone z ryżu, sosu i drobnych warzyw. Poczęstowali nimi też Mowgliego, który początkowo nie rozumiał, o co im chodzi, ale ponieważ był bystrym chłopcem, to obserwował uważnie swoich przyjaciół, aby zobaczyć, co oni z tym zrobią. Domyślił się szybko, że chodzi tu o jedzenie i początkowo chciał je jeść samymi ustami jak wilki, jednak uważny wzrok Meshui sprawił, że poczuł, iż to by było w jej oczach złe, więc sobie darował. Potem widząc, jak jego przyjaciele powoli wkładają sobie palcami posiłek do ust zaczął robić to samo, choć początkowo zdziwiło go jego ciepło i to tak bardzo, że aż pisnął.
- To nie jest aż tak gorące - zauważyła Meshua, widząc zachowanie chłopca - Śmiało, spróbuj. Zobaczysz, jakie to pyszne.
Mowgli pełen wątpliwości zaczął brać przykład z Bougiego i pakować sobie jedzenie do ust, jednak robił to w dość dziki sposób, przez co wiele ryżu i sosu zostało mu na wargach, policzkach i nosie.
- Mowgli! - pisnęła Meshua z dezaprobatą.
- Spokojnie, kochanie - uspokoił ją Bougi - Nasz Mowgli jeszcze nie przywykł ani do gorącego jedzenia, ani do przełykania go tak, jak my.
- Ale przecież on jest człowiekiem, a tymczasem... No, zobacz sam, dziadku! On je jak zwierzę!
- To prawda, on jest człowiekiem, ale przecież nigdy nie wychodził z dżungli. Nie zna więc naszych sposobów bycia i nie były mu one nigdy potrzebne. Ale zobaczysz, z czasem nauczy się naszych zwyczajów.
Meshua patrzyła uważnie to na Mowgliego, to znów na dziadka, po czym zapytała:
- Myślisz, dziadku, że mogę go nauczyć ludzkich zachowań?
- Tak, kochanie, jak najbardziej, ale musisz być cierpliwa - wyjaśnił jej Bougi - Musisz mieć wiele cierpliwości w sobie, a nauczysz go nie tylko dobrych manier, ale nawet mówić.
Dziewczynka radośnie klasnęła w dłonie, słysząc te słowa.
- Naprawdę, dziadku?! To cudownie!
Spojrzała potem na Mowgliego i dodała:
- Nauczę cię mówić w naszym języku oraz żyć jak ludzie! Chcesz?
Oczywiście chłopiec nie zrozumiał ani słowa z tego, co ona do niego mówiła, ale uśmiech, z jakim patrzył na swoją małą przyjaciółkę mówił aż nadto wyraźnie, że jest gotów spełnić jej prośbę.
Mam nadzieje, że szybko się nauczy mówić. Ale chciałabym, żeby nie opuszczał dżungli.
OdpowiedzUsuńMeshui trudno zrozumieć, że Mowgli zachowuje się jak dzikus, bo nigdy dotąd nie przebywał wśród ludzi, ale widać, że jest on naprawdę bystry i pojętny, toteż na pewno szybko nauczy się ludzkiej mowy i zwyczajów, jeśli tylko poświęci mu się trochę czasu i uwagi, co na pewno sprawi Meshui i jej rodzinie wiele radości i przyjemności, jeśli tylko Mowgli pozwoli jej zaprowadzić się do wioski.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Meshui, że jej się spodobał ten tajemniczy chłopiec z dżungli i że chciałaby znowu go zobaczyć. Gdybym ja go spotkała pierwszy raz, też bym nie mogła się doczekać jego następnych wizyt. Oczywiście wykazałabym się cierpliwością i zrozumieniem wobec niego podczas nauki mowy ludzkiej i w ogóle życia ludzi. :) Całe szczęście, że Meshua stosowała się do słów dziadka, który zalecił jej właśnie cierpliwość i wyrozumiałość. :)
OdpowiedzUsuńJestem więc bardzo ciekawa, jak poszło Meshui w roli nauczycielki Mowgliego. :)
No i kolejny uroczy rozdział. Mowgli prawdopodobnie dość szybko nauczy się ludzkich zachowań, bo to pojętny chłopiec. Bardzo przyjemnie mi się czyta Twoją powieść, Hubert.
OdpowiedzUsuń