Rozdział X
Życie w wiosce
Od wcześniej opisanych wydarzeń minęły trzy miesiące. Przez ten czas Mowgli zdążył się nauczyć mówić płynnie w języku hindi, a prócz tego Bougi nauczył go w tym języku także czytać i pisać. Starszy pan bowiem był jedną z niewielu osób w wiosce, które posiadały tę zdolność i przekazał ją swoim bliskim. Chłopiec pilnie przykładał się do tych zajęć tym bardziej, że Meshua dzielnie go w tym wszystkim wspierała, zaś jej pomoc miała dla chłopca ogromne wręcz znaczenie. Chłopiec odwdzięczał się swojej małej przyjaciółce nauką języka zwierząt z dżungli. Dziewczynka z przyjemnością codziennie zdobywała kolejne umiejętności w tym kierunku. Co prawda narzeczy wszystkich gatunków zwierząt z buszu było za dużo, aby przez trzy miesiące miała się ona wszystkich nauczyć, ale na szczęście istniał też język wspólny wszystkich stworzeń indyjskiej dżungli, którego dobra znajomość wystarczyła, aby móc rozmawiać z każdym zwierzęciem w tym kraju. Co zaś do narzeczy, to tak prawdę mówiąc od wspólnego języka różniły się one jedynie drobnymi szczegółami, które dla Meshui nie były aż tak istotne, podobnie jak i dla jej przyjaciela.
Znajomość języka zwierząt szła córce Marii i Neela tym łatwiej, że pewnego dnia ona i Mowgli znaleźli leżącą przy rzece ranną mangustę płci męskiej, którą pogryzła hiena. Ponieważ rany stworzonka nie były na tyle groźne, że nie można ich było wyleczyć, to dwójka przyjaciół postanowiła mu pomóc.
- Biedna mangusta - jęknęła smutno Meshua - Musimy jej jakoś pomóc, Mowgli.
- Spokojnie, pomożemy jej - odpowiedział jej chłopiec.
Po tych słowach wziął stworzonko na ręce i zabrał je do chaty swoich przybranych rodziców. Po drodze minęli Ganshuma, który to wraz z Nugiem znowu popisywał się przed miejscowymi dziewczynami. Na widok obojga przyjaciół zawołał:
- Hej, co wy robicie z tym brudnym zwierzakiem?!
- Sam jesteś brudny, a prócz tego głupi! - warknęła na niego Meshua.
Następnie odeszła razem z Mowglim i stworzonkiem.
- Brudasa z dżungli ciągnie do takich jak on - mruknął z kpiną w głosie Ganshum.
- Uważaj, Meshua! Sama już niedługo wylądujesz w dżungli, jeżeli nie zmienisz swego towarzystwa! - dodał złośliwie Nug.
Dwójka dzieci nie przejęła się ich wrzaskami, gdyż powróciła do domu Neela i Mari, którzy co prawda byli zdumieni widokiem ichneumona, ale pozwolili oni Meshu i Mowgliemu, aby się nim zaopiekowali, tym bardziej, że oboje mieli w oczach łzy na sam widok ran stworzonka, którym to łzom ich opiekunowie nie umieli się oprzeć.
- Mangusta to bardzo mądre stworzenie - powiedział Bougi - I do tego też bardzo oddane tym, którzy zdobędą ich zaufanie. Nigdy nie wiadomo, kiedy okazane mu miłosierdzie może się nam zwrócić.
- Naprawdę, dziadku? - zapytała zaintrygowana jego słowami Meshua, która właśnie opatrywała rany mangusty.
- Tak, kochanie - potwierdził starszy pan - Czyżbyś nigdy nie słyszała historii o Rikki-Tikki-Tavi?
Dziewczynka jej nie słyszała, podobnie jak i Mowgli, dlatego też oboje z wielką przyjemnością wysłuchali historii o dzielnym ichneumonie. Został on znaleziony ranny przez małego chłopca, syna dwójki Anglików żyjących w pięknym domku w dżungli. Chłopiec i jego rodzice zajęli się nim, dzięki czemu szybko wrócił do zdrowia. Z wdzięczności zamieszkał potem razem z nimi i obronił swoich opiekunów przed podłym wężem Nagiem, który to próbował zamordować chłopca oraz jego rodziców. Później, gdy żona Naga, okrutna Nagaina próbowała pomścić śmierć swojego małżonka, Rikki zabił również i ją, a prócz tego zniszczył jej jaja, aby plemię podłych kobr nigdy się nie rozprzestrzeniło po domostwie jego bliskich.
Historia ta spodobała się Mowgliemu i Meshui do tego stopnia, że postanowili oni nazwać ichneumona, którego znaleźli nieopodal wioski na cześć tego dzielnego stworzonka z opowieści Bougiego - Rikki-Tikki-Tavi, choć używali jedynie pierwszego członu jego imienia, ponieważ tak było im łatwiej. Dzieci dbały o niego, troszczyły o niego, a prócz tego rozmawiały z nim (rzecz jasna to ostatnie robili tylko w tajemnicy przed dorosłymi, którzy mogliby takiego pomysłu nie zaakceptować).
Rikki podobnie jak wcześniej Mowgli był nieco nieufny wobec Meshui i reszty, ale dość szybko zorientował się, że ci ludzie chcą mu pomóc, więc pokochał ich tak mocno, jak tylko mangusta może kochać (a wierzcie mi, że może ona kochać bardzo mocno) i w zaledwie kilka dni powrócił on do zdrowia, jednak wbrew obawom swoich opiekunów nie odszedł z wioski, ale pozostał w niej. Mowgli dzięki jego obecności nie czuł się tu już takim odmieńcem jak wcześniej, gdyż w wiosce był jeszcze ktoś, kto podobnie jak i on pochodził z dżungli. Wkrótce obaj często rozmawiali ze sobą na temat dość dziwnych zwyczajów panujących w ludzkiej wiosce.
- Naprawdę nie rozumiem tego wszystkiego - powiedział pewnego dnia Mowgli do Rikkiego - To ludzkie plemię jest naprawdę dziwne. Wartość dla nich mają dziwne rzeczy jak choćby takie krążki o brązowej barwie, które oni zwą pieniędzmi. Podobno za wiele takich krążków można kupić nawet całą wioskę. Widziałeś kiedyś coś takiego?
- Nie, a widziałem naprawdę wiele, choć jestem jeszcze bardzo młody - odpowiedział mu Rikki - Pamiętaj jednak, że dla nich z kolei dziwne jest to, że teraz obaj ze sobą rozmawiamy.
- Tak... Ludzie uważają, że to głupie i niemożliwe. Ale naprawdę głupie i niemożliwe jest to, iż oni wierzą w takie brednie, jakie opowiadania im Buldeo.
Rikki pokiwał smętnie głową. Jego samego dziwiło zachowanie ludzi, a zwłaszcza to, że miejscowy kapłan trzymał w domu kobrę, których mangusty wręcz nienawidziły i uważały za swoich naturalnych wrogów. W dodatku jeszcze ów kapłan wmawiał ludziom, że to oto przerażające stworzenie jest święte i należy je chronić, zaś ewentualne ukąszenie od niej dowodzi tego, iż doznało się błogosławieństwa bogów. To oczywiście były czyste brednie i Rikki doskonale o tym wiedział. Dlatego też, gdyby tylko istniała dla niego taka możliwość, to już dawno zatopiłby swoje ostry zęby w gardle tego jakże paskudnego stworzenia. Bardzo dobrze jednak wiedział, że jeśli to zrobi, to od razu ściągnie na siebie i Mowgliego kłopoty, dlatego też musiał dać sobie spokój, choć nie sprawiło mu to najmniejszej przyjemności, podobnie jak i Mowgliemu.
Jeśli chodzi o tego drugiego, to wiele rzeczy miało w jego oczach znamiona głupoty. Nie chodziło tu jednak o noszeniu przepaski na biodrach, do której zdążył przywyknąć na tyle mocno, iż była mu ona niemalże drugą skórą. Chodziło tu o znacznie inne sprawy. Przede wszystkim o to, z czego zwierzał się Rikkiemu, czyli o pieniądze. Mowgli nie znał ich wartości, nie rozumiał tego, jak mogę one znaczyć dla ludzi więcej niż jedzenie czy dach nad głową. Gdyby chociaż te dziwne, okrągłe krążki dało się jeść, ale nie... One były całkowicie niejadalne. Co więc w nich było takiego niezwykłego, że ludzie potrafili się o nie bić, a nawet zabijać?
Drugą, intrygującą chłopca sprawą była uprawa roli. Dla Mowgliego była ona całkowicie pozbawiona sensu. Ludzie potrafili pracować ciężej niźli ich własne byki, zamiast po prostu iść do dżungli i zebrać sobie owoce, które rosną dziko na każdym drzewie. Bougi i jego bliscy jednak uważali, że to ma ogromne znaczenie, więc chłopiec nie negował tego, a przynajmniej nie na głos.
Trzecią sprawą, która szczególnie Mowgliemu nie dawała spokoju, był podział kastowy. Dla młodzieńca wychowanego w indyjskim buszu takie coś wydawało się kompletnie idiotyczne. W dżungli bowiem wszyscy byli sobie równi, co najwyżej młodsze zwierzęta okazywały szacunek starszym, ale to naturalne prawo ich świata. Co innego świat ludzi. Tu niestety, jedni nosili miano lepszych, zaś inni gorszych i tylko dlatego, że tacy się urodzili. Mowgli miał się przekonać o tym pewnego gorącego dnia, gdy on i Meshua siedzieli sobie na łące razem z Rikkim, który to biegał wesoło po trawie, goniąc owady. Chłopiec z dżungli wspominał swoich najwierniejszych przyjaciół: mądrego niedźwiedzia Baloo, szlachetnego lamparta o czarnej barwie (którego potocznie nazywano panterą) o imieniu Bagheera, starego i pozującego na egoistę pytona Kaa, ponurego, chociaż niezwykle mądrego słonia Hathi, ale przede wszystkim wspominał swoją wilczą rodzinę: Ojca Wilka, Matkę Wilczycę nazywaną Rakshą (co w języku dżungli oznaczało Diablicę), ich czworo synów o imionach Szary Brat, Akru, Sura i Lura, a także mądrego i szlachetnego basiora Akelę oraz jego przybraną córkę Lalę, którą to wilczur adoptował niedługo po śmierci jej rodziców zabitych przez myśliwych. Chłopiec bardzo tęsknił za nimi i zastanawiał się, co też oni teraz porabiają.
Z rozmyślań wyrwała go Meshua, która właśnie uplotła piękny wieniec z białych kwiatów.
- Zobacz, Mowgli! - zawołała wesoło dziewczynka - Zrobiłam to dla ciebie. Ładne, prawda?
Następnie założyła wieniec chłopcu na szyję, a ten wciągnął w nozdrza piękny zapach kwiatów.
- Śliczne - powiedział przyjaźnie Mowgli.
Następnie on, Meshua i Rikki zaczęli wesoło biec przed siebie, kiedy nagle zabawę przerwał im dziwny widok, którym było ogromne zbiegowisko ludzi pokrzykujących bez przerwy.
- Ciekawe, co tam się stało? - zapytała dziewczynka.
- Chodźmy sprawdzić! - zawołał Mowgli.
Podbiegli razem z mangustą w kierunku tego zbiegowiska i zauważyli, że jego przyczyną stało się pewne dość przykre wydarzenie. Młody garncarz, niewiele starszy od obojga dzieci, prowadził wóz z garnkami ciągnięty przez osiołka, ale wóz zsunął się po swej prawej stronie ze ścieżki do błotnistego pola i za nic w świecie nie dało się go wyciągnąć. Sytuacja była mocno kłopotliwa. Prawa strona wozu była w błocie, lewa natomiast znajdowała się na ścieżce. Garncarz mocno ciągnął za uzdę osiołka zaprzęgniętego do wozu z garnkami, jednak jego praca była bezcelowa, bo zarówno zwierzę, jak i on nie umieli wyciągnąć wozu z błota.
- Ty brudny, żałosny pokurczu! - wrzeszczał oburzony kapłan - Tylko potłucz moje garnki, a wygarbuję ci skórę!
Chwilę później, niczym na zawołanie, dwa dzbanki zleciały w błoto. Wściekły mężczyzna zamachnął się kijem, jaki trzymał w dłoni, aby uderzyć nim chłopca, jednak Mowgli podbiegł do niego i wyrwał mu go z ręki.
- Nie bij go! Co on ci zrobił?! - zawołał oburzony młodzieniec.
- Nie mieszaj się do tego! - warknął kapłan.
- To tylko biedny chłopiec. Nie powinien być bity!
- To jest tylko głupi garncarz! Nie jest nam równy! Płacimy mu za jego pracę, a jeśli nie wykonuje jej należycie, to dostaje w skórę! Takie jest nasze prawo.
- To złe prawo! - krzyknął Mowgli - A ten wóz jest dla niego za ciężki!
Następnie zły podszedł do wozu i odwiązał od niego osła, po czym wszedł w błoto i zaczął wypychać z niego pojazd. Niestety, pomimo tego, iż był bardzo silny, to nie był w stanie go sam wydobyć. Meshua dostrzegła to prędko i podbiegła do swego przyjaciela, wołając:
- Ja ci pomogę!
Następnie złapała mocno za dyszel wozu i zaczęła go ciągnąć. Garncarz szybko ruszył jej w sukurs, dzięki czemu w ciągu zaledwie kilku chwil z trudem, bo z trudem, ale cała trójka wydobyła wóz z błota. Obserwujący to wydarzenie ludzie byli pod wielkim wrażeniem siły fizycznej chłopca, ale jeszcze większy szok ich ogarnął, kiedy to Mowgli przyprowadził osiołka, a następnie posadził na nim kapłana tyłem do przodu i strzelił zwierzę przez zad otwartą dłonią. Okrutny starzec, zanim się obejrzał, pognał na swoim własnym zwierzęciu przez całą wioskę, ku ogromnej uciesze garncarza, Meshui i Rikkiego, który był zadowolony, że opiekun kobry dostał w skórę. Mowgli jako jedyny się nie śmiał. Dla niego cała ta sprawa była zupełnie normalna, gdyż wymierzył jedynie karę okrutnikowi znęcającemu się nad słabszymi.
- Dziękuję ci! - zawołał garncarz - Dziękuję.
Mowgli uśmiechnął się do niego przyjaźnie, po czym powiedział:
- Ja i ty jesteśmy jednej krwi.
Było to w jego ustach równoznaczne z wyznaniem przyjaźni. Czuł on bowiem, że chłopiec jest do niego bardzo podobny. Ocalony przez niego młodzieniec myślał podobnie, ponieważ uśmiechnął się doń przyjaźnie i patrzył jeszcze długo na niego, kiedy ten wraz z Meshuą ruszył w kierunku chaty Mari.
Kapłan oczywiście nie omieszkał poskarżyć się Neelowi na Mowgliego za to, co ten mu zrobił. Mężczyzna długo musiał tłumaczyć zawziętemu starcowi, że chłopiec wcale nie chciał zrobić mu krzywdy, a wiele ludzkich praw jest dla niego zupełnie obcych.
- Ten dzikus powinien natychmiast wrócić do buszu, bo tam jest jego miejsce! - krzyczał oburzony kapłan - Bogowie ześlą jeszcze na was karę za tę zniewagę, jaka mnie dziś spotkała!
- Bogowie z pewnością bardziej cenią sobie ludzi, którzy to pokornie pomagają innym niż tym, którzy znęcają się nad słabszymi od siebie - rzekł złośliwym tonem Bougi.
Kapłan spojrzał na niego groźnie.
- Uprzedzam was! Niech ten dzikus jeszcze raz podniesie na mnie rękę, to osobiście wygarbuję mu skórę! Macie na to moje słowo!
Następnie wyszedł z chaty, zaś Neel spojrzał smutno na Mowgliego.
- I coś ty narobił, biedny chłopcze? Czy nie wiesz, że ten człowiek ma wpływ na wszystkich ludzi w wiosce? Obok Buldeo to najważniejsza osoba tutaj. Głupotą było narażanie się na jego gniew.
- On przecież nie zrobił tego celowo! - broniła chłopca Mari - A jego czyn dowodzi tego, że jest dobrym człowiekiem.
- Może i dobrym, ale niezbyt rozsądnym - rzekł Neel - Jeśli dalej będzie tak postępował, to w końcu nas wszystkich wygnają z wioski.
- Mimo wszystko bardzo żałuję, że nie widziałem tego starego głupca gnającego przez całą wieś na ośle tyłem do przodu - zaśmiał się Bougi - To musiał być nie lada widok. Ten drań zasłużył sobie na to.
- Błagam cię, tylko nie zachęcaj go! - jęknął jego zięć - Mało on już ma problemów z powodu swojej szlachetności?
- Ale to był naprawdę wspaniały widok, mamo - zaśmiała się Meshua - Naprawdę wielka szkoda, że tego nie widziałeś, dziadku, bo ten kapłan na ośle wyglądał naprawdę zabawnie! Nogi mu latały o tak!
To mówiąc dziewczynka położyła się na macie i zademonstrowała, jak to wyglądało. Mimowolnie wywołała w tym śmiech ojca oraz matki.
- Mowgli... Wiem, że wiele spraw tutaj wydaje ci się dziwnych, ale takie są nasze prawa - powiedziała później Mari, gdy cała jej rodzina jadła posiłek - Nie powinieneś tak traktować tego człowieka.
- Wiem, ale nie umiałem inaczej - rzekł smutno chłopiec - Nie po tym, co widziałem w dżungli. Tam panują inne prawa. Tam też słabsi są ofiarami silniejszych, ale tylko wtedy, kiedy silniejszy chce się najeść i zabija w tym celu słabszego. W innym przypadku takie zachowanie jak to, które dzisiaj widziałem jest potępianie.
- Właśnie, Mowgli! - zawołała Meshua - Nigdy nam nie opowiadałeś, jakie miałeś przygody w dżungli. Może teraz to zrobisz?
- To jest bardzo dobry pomysł - zgodził się Bougi - Od dawna chciałem cię o to zapytać, ale nie umiałeś mówić tak dobrze jak teraz. Więc możesz nam opowiedzieć?
Mari i Neel też nie mieli nic przeciwko temu. Być może cała ta historia mogłaby im pomóc dociec tego, czy Mowgli był ich synem Nathoo, czy też nie. Oczywiście sprawę tę zdołaliby łatwo rozstrzygnąć sprawdzając jego lewą łopatką, ale tę część ciała zakrywały mu długie włosy, których chłopcu nie mogli obciąć, ponieważ ich wychowanek jakoś jeszcze nie chciał, aby go ludzie dotykali - poza Meshuą, której dotyk dłoni sprawiał mu przyjemność.
- To jak, Mowgli? Opowiesz nam swoją historię? - spytała Mari.
- O tak. Opowiem ją wam - zgodził się chłopiec, po czym zaczął snuć swoją opowieść.
Rikki to ma więcej rozumu od tego kapłana, bo wie lepiej od niego, że kobry są bardzo niebezpieczne. Ten kapłan jest złym człowiekiem, w ogóle nie liczącym się z innymi, a do tego ma się za nie wiadomo kogo i się wywyższa przez piastowanie godności kapłańskich, stąd też wymaga dla siebie szacunku i poważania, choć sam w ogóle nie szanuje innych, tylko nimi gardzi i pomiata.
OdpowiedzUsuńRozbawiło mnie to, jak Mowgli załatwił tego kapłana. Drań zasłużył sobie na to! :)
OdpowiedzUsuńMiły mój Jasiu Kronikarzu,
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać ten rozdział. :)
Widzę, że zainspirowałeś się powieścią Kiplinga, kiedy wplotłeś opowieść o Rikki-Tikki-Tavi w ten fragment. I jeśli dobrze pamiętam, to ten epizod z garncarzem też był wzięty z powieści, choć Ty go rozbudowałeś bardzo ciekawie. Twórcy anime też na pewno posiłkowali się wątkami z powieści Kiplinga, jednak uważam, że to Ty je najciekawiej rozbudowałeś. :)
Choć znam przeszłość Mowgliego, to jednak na równi z Meshuą i jej bliskimi jestem ciekawa opowieści chłopca. :)
Dlatego czekam na następny rozdział i całuję Cię mocno. :* :)
No i teraz Mowgli opowie swoją historię, na co już nie mogę się doczekać. Powiem Ci, że podoba mi się to, iż kochasz zwierzęta tak samo jak ja. Wątek o manguście mnie wzruszył i to mocno.
OdpowiedzUsuń