sobota, 9 grudnia 2017

Rozdział 044

Rozdział XLIV

Poród


Wyprawa do dżungli wraz z doktorem Julienem Plumfordem przyniosła Meshui tak oczekiwane przez nią wyniki. Dziewczynka odnalazła nareszcie Mowgliego i z trudem, ale zawsze przekonała go do tego, aby przebywał on w pobliżu Khanhiwary, dzięki czemu mogła już się z nim spotykać i spędzać z nim czas, jak za dawnych dobrych czasów. Chłopiec nie był co prawda przekonany do tego pomysłu, gdyż bał się tego, że ponownie ściągnie na swoich bliskich jakieś nieszczęście, jednak tęsknota za dziewczynką, która zdobyła jego serce sprawiła, iż zapomniał o swoich obawach i codziennie przychodził pod miasto, aby móc zobaczyć Meshuę, która razem z Rikkim przychodziła spędzić z nim nieco czasu. Od czasu do czasu zaś przychodzili na spotkania także Sikh oraz Shanti, którym także brakowało towarzystwa ich przyjaciela. Mowgliego bardzo radował widok dzieci, dlatego cieszył się za każdym razem, gdy tylko mógł je zobaczyć. On także nie przychodził na spotkania sam. Czasami towarzyszył mu Bagheera, czasami Baloo, czasami Szary Brat, ale najczęściej robili to Durga i Mahala. Mała czarna pantera szczególnie przypadła do serca Shanti, która bardzo lubiła ją nosić na rękach i głaskać. Sama czarna pantera nie miała nic przeciwko temu, gdyż w końcu dzięki dziewczynce odzyskała wolność. Jeżeli zaś na coś narzekała, to na obecność Durgi, którego zachowanie niejednokrotnie ją złościło.
- On jest naprawdę męczący! - zawołała patrząc, jak mały miś popisuje się przed Shanti i Sikhem swoją umiejętnością chodzenia na tylnych łapach - Zobaczcie tylko, jak wiecznie popisuje się przed nimi!
- Jak dla mnie, to on jest uroczy - odpowiedziała jej Meshua w języku zwierząt dżungli.
- Bo na całe szczęście nie musisz przebywać w jego towarzystwie tak często, jak ja - mruknęła Mahala.
- Moim zdaniem wyolbrzymiasz nieco całą sytuację - stwierdził Rikki - Przecież Durga jest po prostu radosnym misiem.
- Być może, ale moim zdaniem troszeczkę powagi mu nie zaszkodzi - zauważyła pantera.
Bagheera, wygrzewający się nieopodal na słońcu, zamruczał z lekką irytacją.
- Ech... Mówisz, jak ten stary zrzęda Baloo. Na wyłamaną kratę, dzięki której odzyskałem wolność, oddałeś mi niedźwiedzią przysługę, mój mały bracie zostawiając mi pod opiekę tę małą zrzędę.
- Zakładam więc, że wolałbyś mieć pod opiekę Durgę? - spytał Mowgli, lekko przy tym chichocząc.
- Jak najbardziej - odpowiedział jego przyjaciel - Przynajmniej jest on wesoły, a nie taki wiecznie marudny jak Mahala. No, ale czego ja oczekuję, skoro to Baloo uczy ją praw dżungli?
- Baloo ją uczy? - spytała zaintrygowana Meshua.
- No oczywiście, że tak - potwierdził Bagheera - Ten stary mruk może i uwielbia marudzić, ale nauczycielem to jest on doskonałym. Poza tym tak prawdę mówiąc, ostatnio częściej zaczyna się uśmiechać i żartować, ale robi to zwykle wtedy, gdy mnie nie ma w pobliżu. Jakby się bał, że poznam jego lepszą stronę.
Mowgli i Meshua parsknęli śmiechem, słysząc te słowa. Jak widać ich życie nie zmieniło się aż tak bardzo, skoro nadal mogli sobie żartować ze swoimi wiernymi przyjaciółmi z dżungli.
- Cieszę się, że tutaj jesteś - powiedziała Meshua, patrząc z miłością w stronę chłopca - Tak bardzo mi ciebie brakowało.
- Mnie ciebie także - odrzekł jej czule Mowgli - Ale nie mogę powrócić do miasta... Ani do świata ludzi.



Dziewczynka westchnęła głęboko czując, że w żadnym razie nie będzie mogła przekonać swego przyjaciela do tego, aby jednak uległ jej namowom i znowu zamieszkał z nimi. Na swój sposób go jednak rozumiała, bo przecież świat ludzi go zranił tak bardzo, że bał się on teraz każdego człowieka poza tymi, którym zaufał. Nie mogła go za to potępiać, ale też nie chciała za nic w świecie rezygnować z możliwości przebywania w jego towarzystwie. Te ich spotkania, które miały miejsce już od dwóch tygodni były wręcz cudowne, ale nadal to było za mało dla niej. Ona chciała czegoś więcej, czego on nie mógł jej dać. Jeszcze nie teraz.
Meshua po tym spotkaniu opowiedziała o nim rodzicom i dziadkowi, którzy cieszyli się bardzo, że Mowgli znowu spędza czas z dziewczynką, chociaż mieli też nadzieję, iż zechce jednak przekonać się do miasta do tego stopnia, aby tu przyjść i ich odwiedzić.
- Nie możemy na niego naciskać - powiedział Bougi - Jeśli to zrobimy, to stracimy go i tym razem już nie odzyskamy.
- Zgadzam się, ale mimo wszystko to dla mnie bolesne - rzekł Neel.
- A myślisz, że dla mnie nie? - spytał jego teść - Musimy jednak uzbroić się w cierpliwość.
- Myślę jednak, iż tym razem pójdzie szybciej niż wtedy, gdy pierwszy raz do nas przybył - powiedziała Mari, leżąc na łóżku, z którego już prawie nie wstawała z powodu swego stanu.
- To prawda, córeczko - zgodził się z nią Bougi - Zobaczysz. Niedługo już odzyskasz swego Nathoo i wtedy nikt nam go nie zabierze.
Mari miała nadzieję, że tak właśnie będzie, podobnie jak też jej mąż i córka, a także Sikh i Shanti, którzy w ciągu ostatnich kilku dni stali się tak bliscy całej rodzinie, że byli już traktowani jak krewni, a nie sierotki wzięte przez dobrych ludzi pod opiekę z łaski. Oboje to początkowo nieco peszyło i dziwiło, a zwłaszcza Shanti, która przywykła do tego, że traktuje się ją jak przedmiot, jednakże dobroć Mari i Meshui, jak również Bougiego i Neela sprawiła, że po pewnym czasie przestała być speszona w ich towarzystwie, a Meshua stała się jej przyjaciółką i siostrą. Sama Meshua zaś okazywała jej przyjaźń oraz sympatię, ponieważ bardzo ją polubiła. Powodów tego miała wiele, a najważniejszy był taki, iż to ona właśnie pomogła Mowgliemu uciec z klatki, a wcześniej pomogła im wtedy, gdy byli uwięzieni w wiosce przez Buldeo. Meshua pamiętała o tym, podobnie jak i o tym, że wtedy również bardzo im pomógł Sikh, dlatego oboje z łatwością zdobyli przyjaźń nie tylko jej, ale też i rodziców oraz dziadka dziewczynki, co też sprzyjało radosnej atmosferze w domu.
Atmosfera ta jednak stała się przerażająca, kiedy to następnego dnia, po wcześniej wspomnianym spotkaniu z Mowglim, dziewczynka wybrała się do dżungli, aby znowu zobaczyć się ze swym przyjacielem. Spędziła z nim miło czas, jednak kiedy wróciła do domu usłyszała dobiegające stamtąd krzyki Mari. Przerażona pobiegła tam i zobaczyła matkę leżącą na łóżku z nogami szeroko rozłożonymi. Kobieta była spocona oraz wyraźnie zmęczona.
- Co się stało?! Mamo! Co się dzieje?! - krzyknęła przerażona Meshua.
- Już czas - wydyszała Mari - Już pora...
- Mama właśnie rodzi - rzekł Bougi, którego twarz wyrażała ogromne przerażenie - Ale sami nie damy sobie rady.
- Sikh pobiegł już po doktora Plumforda - wyjaśnił Neel - Oby zdążył na czas.
Shanti podeszła do Meshui i uspokajająco złapała ją za rękę.
- Spokojnie. Twoja mama da sobie radę. To wspaniała kobieta.
Dziewczynka uśmiechnęła się do niej i powiedziała:
- Wiem, ale i tak jestem przerażona.
Następnie razem z przyjaciółka padła na kolana przed obrazkiem Śiwy wiszącym na ścianie i zaczęła się modlić. Chwilę później dołączył do nich Bougi, zaś Neel siedział przy żonie trzymając ją za rękę, a także pocieszając jak tylko mógł.
- Nie poddawaj się, kochanie. Nie poddawaj się - szeptał.


Chwilę później do domu wbiegli doktor Plumford z torbą lekarską w dłoni oraz Sikh. Obaj byli wyraźnie przerażeni.
- Jestem już, najmilsi - powiedział lekarz, z trudem próbując zachować spokój - A więc się zaczęło? Widzę, że sprawa jest naprawdę poważna. Nie sądziłem, że to będzie aż tak groźnie.
- Panie doktorze! Niech pan ją ratuje! Błagam pana! - zawołał Neel, patrząc na Plumforda.
- Panie doktorze! - zawołała Meshua, obejmując go mocno w pasie - Proszę, niech pan ratuje moją mamę!
Lekarz pogłaskał delikatnie dziewczynkę po głowie.
- Spokojnie, kochanie. Zrobię, co się da.
Następnie usiadł obok łóżka kobiety i delikatnie zaczął ją badać. Jego mina, gdy to robił, stawała się coraz bardziej poważna.
- Nie jest dobrze. Dziecko jest źle ułożone. Nie może samo przyjść na świat. Potrzebuje pomocy.
Spojrzał na Sikha i Shanti.
- Przynieście mi szybko wody. Dużo wody. I ręcznik.
Następnie popatrzył na Meshuę.
- Ty, kochanie, przynieś mi jakąś drewnianą łyżkę. Byle dużą.
Dziewczynka natychmiast wykonała polecenie i podała ów przedmiot doktorowi. Ten zaś dał go Mari.
- Zagryź to, kochana. Zaboli przez chwilę... Ale potem będzie dobrze i jeszcze lepiej.
Bougi i Neel patrzyli zamyśleni na tę scenę, a ich czoła zrosiła ogromna ilość potu. Obaj denerwowali się, ale nie wiedzieli, jak mają pomóc Mari.
- Co pan zamierza? - spytał zaniepokojony Bougi.
- Muszę jej pomóc - rzekł lekarz i wyjął skalpel z torby lekarskiej.
Na jego widok Neel przerażony podbiegł do doktora i złapał go mocno za rękę.
- Co ty chcesz jej zrobić, człowieku?! - krzyknął.
- Pomóc jej - odpowiedział mu Plumford - Proszę, zaufajcie mi. Jeżeli tego nie zrobię, to umrze ona i dziecko.
Neel wahał się, co powinien teraz zrobić. Nie wiedział, czy może on zaufać temu Anglikowi, ale ostatecznie pokiwał smutno głową i odszedł na bok. Mari zaś zagryzła drewnianą łyżkę.
- Spokojnie, kochana. To nie potrwa długo - powiedział doktor.
Następnie jednym szybkim ruchem rozciął brzuch kobiety. Rozległ się krzyk Mari, a potem głośny płacz dziecka, które już po chwili było w rękach doktora. Neel i Bougi podbiegli zobaczyć maleństwo.
- To twój syn - powiedział Plumford wzruszonym głosem - Masz syna, przyjacielu. Gratuluję ci.
Mężczyzna rozpłakał się ze wzruszenia, podobnie jak i jego teść, zaś Mari wyciągnęła ręce po maleństwo, które doktor podał jej z uśmiechem.
- Masz synka, kochana - rzekł.
Mari przytuliła czule swoje maleństwo, Bougi zaś głaskał delikatnie palcem jego główkę. Neel natomiast spojrzał na doktora, mówiąc:
- Przepraszam pana, doktorze. Źle pana oceniłem. Bałem się, że pan... Ale pan chyba rozumie. W końcu jesteśmy Hindusami, a pan Anglikiem i...
- I uważasz, że powinniśmy być wrogami? - zaśmiał się lekarz - Być może, ale ja nie wychodzę z takiego założenia.
- Dziękuję panu. Dziękuję - powtarzał Neel.
- Jeszcze nie dziękuj mi, bo nie skończyłem - powiedział doktor - Teraz musimy zaszyć ranę twojej żony. Kochana, daj mi swoje maleństwo. Musisz odpoczywać.
Mari niechętnie podała synka mężowi, zaś lekarz z pomocą Shanti wycierał jej czoło i twarz.
- Spokojnie, dostaniesz zaraz coś na sen. To, co teraz muszę zrobić, nie będzie trwało krótko i jest bardzo bolesne, ale też konieczne, jednak mogę ci oszczędzić bólu, dlatego teraz będziesz musiała trochę pospać - mówił do kobiety Plumford tonem ojca uspokajającego swoje małe dziecko - Meshua, kochanie... Woda jest zagotowana?
- Tak, proszę pana.
- Doskonale.
Lekarz podszedł do kociołka, gdzie gotowała się woda, po czym nabrał jej nieco do kubka i wrzucił tam kilka ziół, następnie zamieszał je i zaniósł do Mari.
- Wypij to, ale powoli. I ostrożnie, bo to jest gorące.
Kobieta wypiła napój, a po kilku minutach powieki zaczęły jej ciążyć i opadać. Zanim to nastąpiło spojrzała ponownie na dziecko, które wydawała na świat i rzekła:
- Ranjan...
- Słucham? - spytał Neel.
- Ranjan... Jego imię... To... Ranjan...
- Dobrze, najdroższa - skinął lekko głową jej mąż, rozumiejąc już, o co chodzi.


Mari po chwili zasnęła, zaś doktor z pomocą Shanti i Meshui wziął igłę i nitkę, którymi potem zaczął zszywać ranę na brzuchu swej pacjentki.
- Wybaczcie mi, że was proszę o pomoc - powiedział nagle Plumford do dziewczynek - Poprosiłbym o nią Ganshuma, ale posłałem go na miasto po sprawunki, dlatego gdy Sikh przybiegł do mnie, to jego już nie było, a nie miałem czasu, aby na niego czekać.
- Nic nie szkodzi, proszę pana - odparła Meshua.
- My chcemy pomagać - dodała Shanti.
- Żałujemy, że nie możemy bardziej pomóc - rzekł Sikh.
- Już i tak zrobiliście więcej aniżeli wiele dzieci na waszym miejscu - stwierdził przyjaźnie doktor, po czym wrócił do pracy.
Meshua tymczasem spojrzała na Rikkiego.
- Biegnij zaraz do dżungli. Znajdź Mowgliego - powiedziała do niego w języku zwierząt - Powiedz mu, że mama urodziła syna o imieniu Ranjan. On musi to wiedzieć. Powinien się tu zjawić.
- Dobrze. Pójdę i powiem mu - rzekł dzielnie ichneumon - Obym tylko go znalazł.
Następnie wybiegł z domu i zadowolony ze swojej misji ruszył, aby ją wykonać i to jak najszybciej.
Jakąś godzinę później doktor zakończył swoją pracę i zbadał jeszcze raz stan Mari i Ranjana. Stwierdził, że z nimi jest wszystko w porządku, ale oboje muszą dużo odpoczywać.
- W razie czego wezwijcie mnie - rzekł na pożegnanie, po czym odszedł żegnany płaczem radości i wdzięczności ze strony całej rodziny.
Neel trzymał na rękach syna, patrząc na niego z miłością.
- Ranjan... Słodkie maleństwo - powiedział.
Chwilę później usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzał na nie i zobaczył, że stoi w nich Mowgli z Rikkim.
- Mowgli! Synku mój! - uśmiechnął się do niego Neel - Cieszę się, że przyszedłeś.
- Rikki mnie sprowadził - wyjaśnił chłopiec - Mówił, że mama wydała na świat dziecko.
- Tak! - pisnęła radośnie Meshua, podbiegając do Mowgliego i mocno go obejmując.
- Masz brata, Mowgli - dodała Shanti podnieconym głosem.
- Jest uroczy - rzekł Sikh, uśmiechając się.
- Najlepiej zobacz sam - powiedział czule Bougi.
Mowgli podszedł do Neela i spojrzał na Ranjana, który patrzył w jego stronę swoimi dużymi, ciemnymi oczkami.
- To on? - spytał.
- Tak, synku - potwierdził Neel.
- Jaki on mały... I jaki piękny... - Mowgli dotknął dłoni malca.
- Chcesz go potrzymać? - spytał Bougi.
- Tak...
- Więc weź go... Tylko ostrożnie - Neel powoli podał potomka na ręce swego starszego syna.
Mowgli wziął na ręce Ranjana, a jego oczy zaszkliły się od łez.
- Ojcze... Dziadku... Nie rozumiem... Ja... Ja płaczę... A przecież jestem szczęśliwy... Jestem teraz bardzo szczęśliwy. Dlaczego ja płaczę?
- Bo jesteś człowiekiem - powiedział czule Neel - Ludzie płaczą nie tylko wtedy, gdy są smutni. Płaczą także wtedy, gdy są bardzo szczęśliwi.
Meshua podeszła do Mowgliego i uśmiechnęła się czule.
- Podoba ci się Ranjan?
- A kto to jest Ranjan? - spytał chłopiec.
- On - dziewczynka wskazała na dziecko.
Mowgli troskliwie i bardzo czule kołysał maleństwo, po czym spojrzał w stronę łóżka, gdzie leżała Mari. Kobieta powoli wybudziła się ze snu i delikatnie spojrzała w jego stronę.
- Mowgli... Synku mój - powiedziała czule, wyciągając rękę w jego stronę.
Chłopiec podszedł do niej i dotknął czule jej dłoni.
- Witaj, mamo...
Kobieta roniła łzy szczęścia na sam jego widok.
- Moi synowie... Moi kochani synowie... Och, dziękuję ci, Mowgli. Tak bardzo ci dziękuję, że przyszedłeś.
- Musiałem tutaj przyjść, mamo - odpowiedział jej starszy potomek - Musiałem was znowu zobaczyć.
- Tak się cieszę, że tu jesteś - Mari dotknęła czule jego twarzy - Tak za tobą tęskniłam. Kocham cię, synku.
- Ja ciebie też kocham, mamo - odpowiedział Mowgli czując, jak serce rozpala mu teraz Czerwone Kwiecie.
Następnie podał on Ranjana na ręce matce, która usiadła delikatnie na łóżku i zaczęła karmić maleństwo piersią. Meshua zaś powoli podeszła do Mowgliego dotykając jego ręki swoją.
- Zostań z nami... Proszę...
Chłopiec spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
- Nie mogę. Wiecie przecież... Mówiłem ci już. To nie jest mój świat i ja nie mogę w nim żyć. Nie chcę, żebyście znowu przeze mnie cierpieli. Bo przecież dla większości ludzi zawsze będę zwierzęciem z dżungli, które można złapać i zamknąć w klatce lub sprzedać za pieniądze. Jeśli zostanę, to przyjdzie nowy Buldeo, który zechce mnie porwać lub zabić, a wy będziecie chcieli mnie bronić i znów będziecie cierpieć. Nie chcę tego. Muszę wrócić do dżungli. Tam jest mój dom.
Wszyscy posmutnieli, ale czuli, że nie mogę naciskać na Mowgliego, więc milczeli. Dopiero po chwili Neel się odezwał.
- Jeśli tak, to chociaż zostań na noc, synku. Proszę...
Chłopiec spojrzał na niego, a potem na Meshuę i jej błagalny wzrok, który widniał też w oczach wszystkich obecnych w tym domu.
- Dobrze... Zostanę.
Szybko wymoszczono Mowgliemu wygodne posłanie, na którym, gdy już nadeszła pora snu legł i zasnął. Meshua zaś, mimo, iż miała swoje, to po cichu (kiedy wszyscy już dawno posnęli) zakradła się i wygodnie wyłożyła obok Mowgliego, obejmując go czule za szyję. Chłopiec czując to lekko otworzył oczy, po czym ujrzał dziewczynkę bardzo mocno w niego wtuloną. Instynktownie przytulił ją do siebie, zaś jego luba czule położyła głowę na jego torsie. Teraz niczego jej już nie brakowało do szczęścia.


3 komentarze:

  1. No i w końcu Mowgli może się widywać ze swoimi ludzkimi przyjaciółmi, a Mahala powróciła do dżungli, gdzie szybko znalazła przyjaciół. A zatem to Bagheera postanowił się nią zaopiekować, tak samo jak Baloo Durgą, dzięki czemu żaden z nich nie może już narzekać na nudę, skoro mają je pod opieką xD Tylko nie rozumiem, dlaczego Bougi i Neel nie przychodzą wraz z Meshuą, by zobaczyć się z Mowglim. To pewnie dlatego, że przez cały czas opiekują się Mari, skoro ona już niebawem ma urodzić, dlatego też wolą cały czas być przy niej, bo w razie czego jeden by pobiegł po doktora, a drugi by przy niej został. Inaczej przecież nie rezygnowaliby ze spotkań z Mowglim. Ten lekarz jest naprawdę fajny. Taki wesoły, poczciwy i dobroduszny. Widać, że oni naprawdę mu ufają, skoro powierzyli jego opiece Meshuę podczas wyprawy po zioła, bo na nim naprawdę można polegać, gdyż jest porządnym i uczciwym człowiekiem, podobnie zresztą jak pułkownik, który szczerze zainteresował się ich losem, oferując im swoją pomoc i wsparcie. Mimo to Bougiemu trudno jest się przekonać do Anglików, ale na nich nie może powiedzieć złego słowa, gdyż są naprawdę dobrymi i szlachetnymi ludźmi. A zatem Rikki zdołał przyprowadzić Mowgliego, który zdecydował się przyjść, aby zobaczyć swego nowo narodzonego brata i dowiedzieć się o stan zdrowia matki. On zdecydowanie przesadza, bo przecież gdyby z nimi zamieszkał i zaczął normalnie żyć, to nikt by się nim nie zainteresował, tym bardziej że w tym mieście nikt go nie zna, poza Ganshumem, więc nie wiem dlaczego nie chce dać sobie jeszcze jednej szansy na pozostanie z rodziną, którą przecież tak bardzo kocha i to z wzajemnością. No, to teraz Baloo i Bagheera mają się kim zajmować, skoro przygarnęli osierocone młode ze swojego gatunku, a Mowgli jest naprawdę szczęśliwy, że może widywać się ze swoimi ludzkimi przyjaciółmi, zwłaszcza z Meshuą, za którą to najbardziej tęsknił. Ten doktor jest naprawdę człowiekiem godnym zaufania. Dzięki niemu Ganshum zyskał porządny dom i dobrego opiekuna, a Mari zdołała urodzić bez żadnych powikłań. Gdyby nie on, to z pewnością ona i dziecko by umarli, a pomysł o porodzie zaczerpnąłeś z naszego ulubionego filmu o Robin Hoodzie xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff… Było gorąco, ale wszystko dobrze się skończyło. I teraz Mowgli ma brata. Tak jak w bajce Disneya :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i kolejny fajny rozdział. Mari urodziła synka i rodzina się powiększyła. Ale coś mi mówi, że wszystko chyba tylko pozornie jest w porządku. Podejrzewam, że już niedługo rozpoczną się kolejne kłopoty. Dziękuję za kolejny piękny rozdział Twojej powieści.

    OdpowiedzUsuń