Choroba
Meshua szybko została zabrana przez Mowgliego i Bougiego (którym asystował w tejże czynności wierny Rikki) do domu, tam zaś natychmiast położono ją do łóżka, aby mogła odpocząć. Cała rodzina nie miała pojęcia, co się stało dziewczynce. Ta na szczęście odzyskała po dość krótkim czasie i powiedziała, że już jej lepiej.
- Zemdlałaś na ulicy, kochanie - powiedział czule do wnuczki Bougi - Ja i Mowgli strasznie się o ciebie martwiliśmy.
- Rikki także - dodał Mowgli.
Dziewczynka uśmiechnęła się do chłopca czule, dotykając dłonią jego policzka, a potem pogłaskała łepek mangusty.
- Kochany Rikki... Kochany Mowgli... Kochany dziadek... Wy wszyscy jesteście kochani.
Mari i Neel, jak również Shanti i Sikh odetchnęli z ulgą, że Meshui wraca humor oraz chęć na prawienie żartów. To oznaczało, iż musiała się czuć coraz lepiej.
Niestety, ich radosne przewidywania były przedwczesne, ponieważ pod wieczór Meshua nie chciała zjeść kolacji. Na pytanie, dlaczego nie chce jeść, odparła dziwnie sennym tonem:
- Nie wiem, mamo... Ja naprawdę nie wiem. Po prostu... Dziwnie się czuję. W głowie mi się kręci... W brzuszku mnie ssie.
Mowgli z Shanti oraz Sikhem uważnie obserwowali dziewczynkę. Jej zachowanie zdecydowanie ich niepokoiło, podobnie jak resztę członków rodziny.
- Prawdę mówiąc rozumiem cię, kochanie - rzekł Neel, ocierając sobie pot z czoła - Ja także nie czuję się najlepiej i nie mam apetytu.
- Oboje nie wyglądacie najlepiej - powiedział Bougi - Niepokoi mnie to i to bardzo.
- Mnie również, ojcze - zauważyła ze smutkiem w głosie Mari - Lepiej idźcie spać i wypocznijcie. Może rano poczujecie się lepiej.
Nim jednak oboje poszli spać przyszedł do nich w odwiedziny Rao. Był wyraźnie przygnębiony, a na twarzy cały blady. Miał czerwone ślady pod oczami, co wyraźnie dowodziło, iż tego dnia dużo płakał i dużo pił. Bougi oburzony, że syn przyszedł do nich w takim stanie nawet nie chciał na niego spojrzeć. Mari z kolei porozmawiała z bratem pytając, co go sprowadza.
- Mam niewesołe wieści - rzekł Rao - Jumeraih chce, żebyście jak najszybciej opuścili ten dom.
- Dlaczego? - spytała jego siostra.
- Ponieważ niedługo jej brat, właściciel tego domu ma przybyć i ona nie chce, abyście tu przebywali, gdy on wróci.
- To jest oburzające! - zawołał Neel - I dokąd my niby pójdziemy?!
- Jeśli chodzi o mnie, to wolę żyć w dżungli niż na łasce mojej synowej - mruknął gniewnie Bougi.
Rao spojrzał na ojca ze smutkiem, mówiąc:
- Ojcze... Ja wiem... Ja dobrze wiem, że nie masz najlepszych relacji z moją żoną, ale byłbyś uprzejmy nie obrażać ją w mojej obecności? W końcu to moja kobieta i kocham ją.
- Nie wiem, za co - rzekł jego ojciec - Zobacz, do jakiego stanu się przez nią doprowadziłeś. Jesteś już tylko kiepską podobizną tego, kim byłeś kiedyś. Bardzo żałuję, że przybyłem do tego miasta i teraz muszę cię oglądać w takim stanie.
Jego syn posmutniał i opuścił głowę w dół, słysząc te słowa.
- Wiem, że zasłużyłem na to, ale uważam, mój ojcze, że nie wiesz o mojej żonie wszystkiego i dlatego tak ją traktujesz.
Bougi zerwał się ze swego miejsca, podbiegł do Rao i krzyknął:
- Głupcze! Czy naprawdę uważasz, że trzeba ją bliżej poznawać, aby stwierdzić, ile ona jest warta?! Twoja żona jest żałosną istotą, a ty jej na to pozwalasz zamiast wziąć ją w karby! Zrób mi tę przysługę i wreszcie pokaż swojej babie, że jesteś mężczyzną! Inaczej nie chcę cię znać!
Inny mężczyzna pewne uderzyłby go za takie słowa i poszedł zrobić porządek ze swoją żoną, ale nie Rao. On nie należał do takiego typu ludzi. On stał jedynie przed swoim ojcem roniąc łzy, po czym rzekł:
- Przekonałem Jumeraih, aby z waszym odejściem jeszcze poczekała. W końcu jesteśmy rodziną i nie możemy tak po prostu was stąd wygnać.
- Widać twoja żona może to zrobić.
- Ojcze... Nie mówmy o niej. Nie czuję się dzisiaj najlepiej.
- Nic dziwnego. Piłeś znacznie więcej niż powinieneś.
- Być może, ale... Tak czy inaczej muszę iść.
Po tych słowach Rao odszedł w kierunku swojego domu, zaś Bougi załamany upadł na swoje posłanie.
- Kogo ja chcę oszukiwać?! On się nigdy nie zmieni!
- Ojcze nie trać nadziei - powiedziała Mari - Nigdy nie wiadomo, co nam bogowie przyniosą.
- Oby tylko przynieśli mi śmierć wcześniej niźli będę musiał oglądać całkowity upadek mojego syna. Chociaż... Czy można niżej upaść niż upadł on?
Po tej oto rozmowie staruszek poszedł spać, a po nim uczynili to inni domownicy. Mowgli ze względu na zły stan zdrowia Meshui został w domu i całą noc obejmował ją mocno do siebie licząc, że ciepło jego ciała przegna chorobę. Niestety, w tej sprawie się przeliczył, ponieważ Meshua na rano nie tylko czuła, jak od środka dławi ją coś okropnego, czego nie umiała nazwać, ale jeszcze miała dreszcze i wysoką gorączkę. Długo spała i mówiła przez sen, a kiedy już odzyskała przytomność, to było jeszcze gorzej, ponieważ dziewczynka bredziła od rzeczy.
- Mowgli... MOWGLI! - krzyknęła nagle, jakby ktoś właśnie ją miał zaatakować.
Chłopiec podbiegł do niej przerażony i złapał ją za rękę.
- Spokojnie, Meshua. Jestem tutaj.
Jego mała przyjaciółka spojrzała na niego z uśmiechem.
- Dziękuję ci, że jesteś - powiedziała.
- To ja dziękuję, że mogę tu być - odrzekł Mowgli.
Bougi podszedł do wnuczki i sprawdził jej stan.
- Niedobrze... Sprawy nie mają się najlepiej.
Po tych słowach skierował swój wzrok w kierunku Sikha i Shanti.
- Biegnijcie na targ! Przynieście mi stamtąd chininy! Może któryś z kupców będzie ją miał!
Dzieci szybko wybiegły z domu, aby wykonać powierzone im zadanie, a tymczasem Mowgli z Bougim i Rikkim siedział przy Meshui, która zaczęła bredzić:
- Mowgli... Dziadku... Powiedz im, żeby sobie stąd poszli.
- Ale kto, kochanie? - zapytał Bougi.
- Buldeo z Garroumem. Chodzą tutaj... Zaglądają przez okno i patrzą na mnie. Ja nie chcę, żeby oni na mnie patrzyli! Proszę, zabierz ich stąd! Nie chcę! Niech oni nie patrzą! Mowgli, ratuj!
Dziewczynka upadła na posłanie i zaczęła głośno dyszeć, zasłaniając sobie twarz dłońmi. Jej ukochany złapał ją mocno w objęcia i przycisnął do siebie, po czym pogłaskał powoli włosy Meshui.
- Spokojnie... Spokojnie. Ich tutaj nie ma - powiedział Mowgli.
Meshua popatrzyła na niego uważnie.
- Dlaczego ich zabiłeś? - zapytała.
- Ja ich nie zabiłem. Buldea pożarły hieny, a Garroum utonął w bagnie - tłumaczył się chłopiec.
- Nieprawda... Oni mówią co innego.
- Nie słuchaj ich! Meshua, ich tu nie ma!
- Właśnie, kochanie - poparł chłopca Bougi - Oni nie żyją, a ty jesteś chora. Wypocznij, proszę.
Mari podeszła do córki i położyła jej mokrą chustę na czoło, gdy ta już się położyła.
- Niedobrze - powiedziała kobieta - Neel też ma gorączkę i majaczy, ale nie może się obudzić. Ojcze... Mowgli... Czuję, że oni mogą...
Bougi wstał i popatrzył groźnie na córkę, wołając:
- Nie waż się nawet tak mówić! Oni wyzdrowieją i będą jeszcze długo żyli, rozumiesz?!
- Chciałabym w to wierzyć, ojcze... Ale...
Westchnęła głęboko, po czym powiedziała:
- Ojcze, przecież oboje doskonale wiemy, jaka to jest choroba.
- Tak, to prawda - rzekł jej ojciec - Dlatego posłałem Sikha i Shanti po chininę. Jeśli jej nie będzie, to... Sam nie wiem, co zrobię.
Po tych słowach staruszek upadł na podłogę i zaczął płakać z rozpaczy. Mowgli oraz Mari dotknęli jego ramion, a potem oboje spojrzeli na siebie. Smutek, jaki mieli w swych oczach mówił sam za siebie. Nie umieli pomóc mężczyźnie.
- Mowgli... Synku mój - jęknęła Mari, patrząc na chłopca - Obyś tylko i ty tego nie złapał. Może lepiej będzie, jeżeli powrócisz do dżungli? Tak, idź lepiej do dżungli i zostań tam, dopóki Meshua i ojciec nie wyzdrowieją. Tak będzie najlepiej. Przynajmniej nie zachorujesz.
Kobieta chciała, aby jej syn był daleko od choroby, która przecież może wyniszczyć ich wszystkich od środka i na zewnątrz.
- Nie, mamo - zaprotestował przeciwko tej decyzji Mowgli - Ja nie zostawię ich tutaj samych. Meshua to moja przyjaciółka, a ojciec jest dobry i wspaniały. Jeśli bym teraz odszedł, to okryłbym się hańbą w całej dżungli.
- Ale synku...
- Nie, mamo - chłopiec podjął stanowczą decyzję - Nie mogę ich teraz zostawić: ani taty, ani Meshui. Nie mogę.
- Ale co będzie, jeśli i ty zachorujesz?
Mowgli nie odpowiedział na to pytanie, zaś Mari podbiegła do obrazka zawieszonego na ścianie i zaczęła wypowiadać słowa modlitwy.
- O wielki Śiwo - mówiła kobieta - Błagam cię! Zaklinam cię! Jeśli zawiniłam przeciwko tobie, to ukarz mnie. Cóż zawinił ci mój mąż i moja córka?! Nie odbieraj mi ich, proszę.
Jej syn patrzył na ten widok bardzo zmieszany nie wiedząc, co ma teraz zrobić, ale czując, że musi obmyślić jakiś plan, bo inaczej jego bliscy umrą.
Neel i Meshua najwyraźniej się otruli, choć nie wiadomo co jest właściwie tego przyczyną. Bougi powiedział Rao bez żadnych ogródek, co myśli o nim i jego żonie, choć w rzeczywistości cierpi, że jego syn się stoczył i upadł tak nisko, a on nic nie może na to poradzić, bo nie potrafi go przekonać do tego, aby zaczął się szanować i rozpoczął godne życie, skoro pozwolił się całkowicie podporządkować swojej apodyktycznej żonie i dał jej sobą tak pomiatać, co spowodowało, że ostatecznie popadł w alkoholizm i zaczął spędzać całe dnie w karczmach na piciu. Meshua zaczyna mieć objawy podobne do febry, a to jest przecież bardzo poważna choroba, która często bywa śmiertelna. Meshua zaczyna mieć zwidy, zupełnie jak Nel, kiedy zachorowała na febrę. Ona również miała omamy, w których widziała zmarłych wrogów i prosiła Stasia, aby ich przegnał. I też miała do niego pretensje o to, że ich zabił. Mowgli nie ma zamiaru opuszczać domu teraz, kiedy jego ojciec i ukochana zapadli na ciężką chorobę, a nie wiadomo czy uda im się zdobyć dla nich lekarstwo.
OdpowiedzUsuńA niech to! Biedna Meshua i jej biedny ojciec. Oby tylko nie umarli! Mam nadzieję, że Mowgli znajdzie dla nich lekarstwo.
OdpowiedzUsuńSmutny rozdział, ale mam nadzieję, że kolejny będzie już weselszy. Dobrze, że Meshua ma kogoś, kto się nią opiekuje. Lżej jej jest jakoś przetrwać tę chorobę.
OdpowiedzUsuń